Aleksander Rybczyński – Kroniki poetyckie [25]

Kroniki poetyckie powstają od listopada 2015 roku. Z założenia miały być pisane codziennie, ale okazało się, ze poetycka forma zapisu i relatywna natura czasu uniemożliwiają taką dyscyplinę. Tygodnie walczą o równouprawnienie z dniami i chwilami, a bieg godzin nie zawsze jest jednowymiarowy. Kroniki przyjęły formę klepsydry, odmierzającej czas i ważącej słowa oraz litery.

 

 

Minął czas 3

Kroniki kwarantanny

09.03.
to raport
z oblężonego
świata wokół miast
krajów oraz kontynentów
zaciska się kordon epidemii
grozę potęgują niedomówienia
i półprawdy wiedza jest na wagę
wolności słowa racjonowana będzie
nadzieja na razie wykupujemy żywność
w Kanadzie jeszcze dyskretnie w Stanach
na południu wjeżdżają już truckami między
regały supermarketów ukrywa się fakty po co
rozsiewać panikę mówiąc o zatrważającej ilości
ofiar śmiertelnych we Włoszech wszyscy tu wierzą
w doskonałość służby zdrowia wirus przychodzi
i szybko odejdzie lepiej nie zastanawiać się
czy jesteśmy obiektem eksperymentów
czy może świadomie przeciwko nam
użyto broni biologicznej umierają
głównie emeryci i cierpiący na
inne dolegliwości statystyka
dowodzi że jest nas zbyt
wielu ludobójstwa oraz
czystki źle oceniała
historia co innego
zrządzenie losu
z laboratorium
śmiertelnie
uwolniony
bakcyl

13.03.
samotność
w kwarantannie
idę pustymi ulicami
zniknęły już kolejki przed
sklepem No Frills nie wiem czy
wszyscy już zrobili zapasy czy może
półki zostały opustoszone mija mnie jedna
może dwie osoby zatrzymuję się nad jeziorem
jak nad morzem zimny wiatr szumi w świerkach nad
Bałtykiem w Kołobrzegu jesteś na drugim końcu świata
i nawet nie mogę wezwać cię na pomoc jestem bezpieczny
kupiłem słoiki fasoli worek ryżu i kilka kompotów z truskawek
głównie po to by uniknąć upokorzenia kolejek omijałem je nawet
w komunistycznej Polsce zawsze coś się trafiało nawet pod pustą
ladą wirus i tak przyjdzie i będzie miał twoje oczy ostrzegał Cesare
Pavese siedzę zamknięty w pustelni już od kilku miesięcy ale teraz
samotność samotność w kwarantannie ma uzasadnienie jest nawet
racjonalna jak racjonalne są wszystkie zarządzenia ograniczające
naszą wolność zamykanie stadionów teatrów i kin ciekawe czy
zamknięte zostanie ostatnie kino z lat sześćdziesiątych na Mt.
Pleasant w Toronto nigdy tam nie widziałem więcej niż kilku
widzów teraz wszyscy jesteśmy samotni w kwarantannie
czy epidemia zjednoczy mieszkańców wrogich obozów
politycznych tak jak jednoczyły rozgrywki ligowe NHL
Maple Leafs walczących o awans do playoffs teraz
groza strach jakbyśmy słyszeli turkot karawanów
a za rogatkami miast kopano zbiorowe groby i
szykowano kubły wapna większość z nas nie
jest zdolna do zadawania pytań i sprzeciwu
poddajemy się melancholii kwarantanny i
nie pytamy dlaczego wolność daje się
tylko nielegalnym migrantom którzy
nieustannie podchodzą do granicy
Kanady i Stanów Zjednoczonych
witani są przez policję niosącą
ich walizy bez sprawdzania
czy nie są chorzy zarażeni
wirusem pozostała nam
kwarantanna i pustka
Requiem Mozarta
ostatnia scena z
filmu Formana
“Amadeus”

14.03.2020
Włosi śpiewają
z okien i balkonów
“la vita mia” stłoczone
w wąskich kanionach ulic
Neapolu życie w zawieszeniu
na uwięzi czasu oraz cierpliwości
na drugiej półkuli nikt nie śpiewa choć
wszyscy nadrabiają miną zgarniając z półek
sklepów resztę prowiantu cena benzyny spadła
poniżej osiemdziesięciu centów i nikt się nie cieszy
a rząd szykuje izby chorych w więzieniach szykuje się
na najgorsze niektórzy już utracili pracę nie będą płacone
karty kredytowe ani rachunki gdzie jest technologia i boskie
decyzje wysoko uniesione głowy oraz niezbędne szczepionki
przeciwko grypie lekarz domowy odruchowo ją zaproponował
i machnął ręką “konsekwentnie odmawiasz” sprawdzają się
tylko najprostsze środki ciepła woda mydło znów zajrzymy
w księgi doktora Kneippa babiczki Józefy ale czy uratują
nas mokre zimne prześcieradła wspomnienia czułości
dzieciństwa odmawiane codziennie modlitwy których
słowa zapomniałem przez lata chociaż ich moc nie
raz ocaliła przed niebezpieczeństwem i oddaliła
złe znaki obawiał się ich Ken Kesey wracając
z wieczoru autorskiego w Toronto wiedział
że ucieczka która powiodła się wodzowi
Bromden nie powiedzie się tym którzy
zbyt wiele w życiu widzieli i poznali
tajemnice nie do ujawnienia Bóg
nie oszczędza umiłowanych –
zdajemy się na opatrzność
wsiadamy w samochody
gnamy na północ nad
jeziora jak morze o
których skaliste
wybrzeża biją
wzburzone
wysokie
fale

15.03.2020.
niepewność jak
na wojnie ale nie ma
miejsca na decyzje zdani
jesteśmy na ślepy los zwykły
przypadek ostrożność to jedyny
rozsądny wybór nie gwarantujący
niczego panika i popłoch musi mieć
uzasadnienie konsekwentnie ukrywane
możemy tylko się domyślać że wirus jest
ofensywną bronią biologiczną mieczem bez
tarczy cichą apokalipsą zagładą gwaru Rynku
w Krakowie i na Placu Świetego Marka Wenecji
uczymy się żyć bez powietrza rezygnować z życia
nie zabierać głosu stosować się do zaleceń nakazów
i zarządzeń czas się kończy mimo to musimy odkładać
wszystko na później “tomorrow never happens” śpiewała
Janis Joplin nerwowo porządkujemy papiery przekładamy
książki z półki na półkę podobnie zachowywała się Mama
walcząc z śmiertelną chorobą zostawiała świat harmonii
niezmiennych wartości nasza śmierć stoi przed bramą
chaosu i nicości nad nami światłość wiekuista poniżej
popiół i splądrowany grób historii leżymy krzyżem na
zimnej posadzce kościoła Paulinów “od powietrza
głodu ognia i wojny zachowaj nas Panie” uchroń
nas od kłamstw skorumpowanych i niemądrych
polityków którzy nie potrafią podjąć żadnych
decyzji uchroń nas od wrogów w maskach
przyjaźni zdrajców całujących w policzek
sprzeniewierzonej miłości podnosimy
się z kolan czekamy na dobre i złe
wiadomości nasłuchujemy głosu
z kosmosu dowodów istnienia
zachodniej cywilizacji życia
przed oraz po Chrystusie
wieków wywalczonej
tożsamości historii
zapisanej słowo
w słowo wiary
pokonujacej
wszelkie
plagi

16.03.2020
nadzwyczajny
obraz Van Dycka
“żołnierz na koniu” z
1616 roku wykradziony
został z galerii Uniwersytetu
w Oxford mało znane arcydzieło
przedstawia ducha żołnierza oblicze
na granicy światów widoczna tylko część
postaci wraca do domu już martwy na rumaku
z pustymi strzemionami jest posłańcem przegranej
bitwy niezłomnym wojownikiem który nie rzucił się do
ucieczki ale w śmierci utracił sens bohaterstwa nie zaznał
spokoju w muzealnej ciszy został wycięty z ram ostrym nożem
uprowadzony na zapomnienie i więzienie u kolekcjonera z którego
nie będzie spuszczał oczu nie do zapomnienia jeździec bez nóg nie
przyniesie szczęścia jest forpocztą śmierci zwiastunem apokalipsy
wysłańcem plagi budzącej w środku nocy kładącej zimne dłonie
na czole oraz zatrzymującej oddech otworzy puszkę Pandory
jak rozkładówkę codziennej gazety która między wierszami
ukryje kilka słów prawdy i zatrważającą przepowiednię
nikt nie ruszy w pościg policja przeprowadzi śledztwo
nieudolną próbę odwrócenia biegu czasu powrotu
do utraconej niewinności roztrwonionego piękna
publiczność będzie nieświadomie podziwiać
puste ramy przekonana że na tym polega
tajemnica sztuki wewnętrzne bogactwo
przekroczy granicę wejdzie w głąb tej
nicości pełnej oklasków i banalnych
pytań dziennikarzy tak uspokojona
wsiądzie na powłóczące nogami
fantomy wierzchowce zagłady
rezygnacji z wierności ideom
przekonaniom oraz zwykłej
przyzwoitości złodzieje
obrazów koni i życia
triumfują wlokąc
doskonałość
do rzeźni

20.03.
wczoraj
ostatni raz
pojechałem do
pracy autostradą
zamarłą w godzinie
szczytu była nostalgia
i nierzeczywistość kiedy
mknąłem przez powietrze
z przymkniętymi powiekami
a kierowcy nie lawirowali wśród
aut by wysforować się kilka metrów
przed innych przypomniało mi się Marl
w 1987 roku kiedy to wstawałem o świcie
i biegłem pod garaż Paula starego Niemca
który również pracował w fabryce okien i drzwi
Oliva jechaliśmy razem sportowym wozem dzień
w dzień zieloną falą drzemałem na siedzeniu obok
kierowcy i marzyłem by zapaliło się czerwone światło
bo nocami pisałem listy oraz popijałem burgunda za kilka
marek zawsze przyjeżdżaliśmy niemieckim zwyczajem fuenf
minuten vor der zeit wczoraj jechałem też bez postoju wiedząc
że to ostatni dzień finansowego bezpieczeństwa wszystkie
firmy które służą tylko ludzkim zbytkom i przyjemnościom
zawieszają działalność na czas nieokreślony ratowanie i
podtrzymywanie życia jest służbą pierwszą linią frontu
zagrożeniem od którego nie ma dezercji poddajemy
się wszyscy domowej medytacji kwarantannie co
ma ocalić dusze i człowieczeństwo dajemy znak
pokoju i życia ci którzy tracą oddech dzwonią
na infolinię i oczekują cudu uzdrowienia nie
każdy doznał łaski opamiętania i potrzeby
dociekania prawdy słuchają pustej mowy
z kartki papierowego premiera który nie
ma prawa spoglądać ludziom prosto w
oczy nikt nie wie co dalej brakuje nam
podstawowych towarów wykupujemy
co się da tankujemy tanią jak nigdy
benzynę chociaż nie ma już dokąd
pojechać – dezynfekujemy klamki
banknoty pokorni robią rachunki
sumienia i zapisują testamenty
brakuje nam wiary w Boga ale
przede wszystkim wierzymy
że nie czeka nas los Włoch
gdzie umierają setki ludzi
dziennie a transportery
wojskowe pod osłoną
nosy wywożą trumny
z ciałami umarłych
ci którzy nie znają
modlitwy – wierzą
w sprawny rząd
i skuteczność
oraz potęgę
systemu

21.03.
oglądam
stare filmy na
które nigdy nie było
czasu potem przyjdą nowe
na które pewnie szkoda zachodu
może powrócę do nauki gry na gitarze
przeczytam Dżumę Camusa w angielskiej
wersji jeżeli poczta dostarczy przesyłkę z USA
do zamkniętego sklepu gdzie pracowałem jeszcze
kilka dni temu od wczoraj zastanawiam się kiedy jest
najlepsza pora na zakupy zaczyna brakować zapasów
sklepy ograniczają godziny sprzedaży nie mam telewizji
słucham tylko krótkich wiadomości CBC otwieram linki
przesyłane wytrwale przez Google bezradni sportowi
sprawozdawcy rozważają jaka drużyna zdobędzie
puchar Stanley jakby nie było już oczywiste że
żaden mecz nie odbędzie się w tym sezonie
dużo można się dowiedzieć z telewizji TVP
i od niezależnych komentatorów wzrasta
liczba zachorowań w Kanadzie zaczęto
już liczyć ofiary śmiertelne nie mówi
się o niczym innym i to tylko przez
telefon gdyby nie internet i WIFI
bylibyśmy skazani na pustelnię
własne zagubione myśli oraz
dramatyczne decyzje które
teraz i tak trzeba odłożyć
na cud uzdrowienia rok
miesiąc całe życie od
zawsze wystawione
na ślepy los łaskę
bożą przypadek
największy dar
miłosierdzia

 

Aleksander Rybczyński

Ilustracja: Żołnierz na koniu, (fragment), olej na płótnie, Anthony Van Dyck, 1616, obraz skradziony z University of Oxford art gallery 14 marca 2020. .

O autorze:

Aleksander Rybczyński jest absolwentem historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Opublikował ponad dziesięć zbiorów wierszy, w tym debiutancki tomik “Jeszcze żyjemy”, za który otrzymał w 1983 Nagrodę im. Kazimiery Iłłakowiczówny. Zajmuje się także krytyką artystyczną, prozą, publicystyką, dziennikarstwem, fotografią, filmem oraz pracą redakcyjną i wydawniczą. Mieszka w Kanadzie. Strona autorska

Subskrybcja
Powiadomienie
2 Komentarze
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
Tom
4 years ago

W Polsce lepiej!
Statystyki nie przerażają, gorzej na świecie poza nami.
Rząd działa jak należy ucząc się na błędach Europy!
Zamknięto granicę i umiemy się rządzić bez doradców!
W sklepach pełno towaru, mało ludzi, część przychodzi w maskach.
Przeraża tylko opozycja totalna, która dostała małpiego rozumu.
Jej nie da się słuchać i czytać.
Mam nareszcie czas na czytanie dobrej poezji i słuchanie dobrej muzyki.
I w Bogu nadzieja!

Lech Galicki
4 years ago

Szanowny Panie,
mój komputer został zainfekowany i to w czasach zarazy. Siadła poczta. Nie zauważyłem, że teksty nie wychodzą. Napisałem do Pana kilka słów plus poezja. Tą droga próbuję wysłać. Szanowny Pan pisał do mnie w kwestii publikacji tekstów, które przesłałem. Odbieram. Myślę, że comp. będzie zdrowy i odbierze.
Szanowny Pan Aleksander Rybczyński,
Otrzymałem informację dotycząca tekstów nadesłanych przeze mnie. Dziękuję za dobre słowa. Napisałem sporo na podobny temat – rozmawiałem z mieszkańcami Domów Kombatanta etc. Teraz przesyłam poezję. Proszę także o adres na który mógłbym wysłać Panu wydaną ostatnio antologię mojej prozy i poezji.
Pozdrawiam
Lech Galicki

1.
Lech Galicki

Sza

Czemu trzymasz mnie tak mocno dźwięku

Lecę ponad ziemią opleciony kluczem wiolinowym

A powoli drży majestat mojej duszy

Czemu trzymasz mnie tak mocno siło wiatru

Azali ja jestem ty azali ja jestem ty

I słyszę ciebie

Dedury i demole podskakują na pięcioliniach

Rozedrganych jak szaleństwo

Płynę na grzbiecie fali niczym pływak wprawny

Kocham ciemne wody i głębie przeczyste

Załamują się grzbiety wzburzenia niewolniczo zgięte

Grzmoty biją to głośniej to ciszej a przenikliwie

Oto uderza piorun ostatni

Oto ja samotny

Oto ja struchlały

Oto ja markotny

I ja obolały

Nie jestem jeszcze gotowy

A już szukają dla mnie alei

Kopią dla mnie grób ziemisty

Ukryłem się

Za goździkami jak krew czerwonymi

I pachnącymi

Ukryłem się za wieńcem

I szarfami białymi

Skrzypki ciszy brzmią jak zaklęte świerszcze

Sza

2. Lech Galicki

Testament Ducha

Wypełniło się życie moje, w zamyśleniu

jak sakwa nabrzmiała dniami i nocami,

od narodzenia mego, gdym przyjął i ujrzał, co dał Bóg,

cisza mnie obejmuje w swej całości i ciemność zmartwiała,

pędzą w gasnącym obrazów szlaku

minionych i słów powiedzianych,

ostrości świetlistej roje,

trzy kroki rytuału ujmą z mego ducha,

w bezczasu strefie wszelkie ziemiste nastroje,

i oto ja zapłakany

jestem wszystkim co już nie moje,

całkowicie, ostatecznie, na wieki wieków,

w pył oddany.

Co zostawiam za sobą

nie wiem,

zachwyty i żale bezgłośnie wybrzmiały,

jak noworodek,

ja nagi, bezsilny, w zdumieniu ostały.

Życie się me wypełniło,

co dałem, a co wyniosłem,

w wietrznym wieczności szumie,

wszystko inne i nowe,

drogi me proste i kręte były,

nie wrócę do nich na wiosnę,

azali tej tu nie ma,

tylko snują się pyłki majowe,

a je i tak wspomnienia

w kroplach dżdżu wyśniły.

Czy urodziły?

Wypełniłem com wypełnić miał,

a może to tylko nadziei zwoje,

przyjąłem i wziąłem, co Bóg dał,

zaś gdzie moje ja?

skarb jakże wielki,

utulam skoro jestem,

wszystko co mam, co dobre,

choćby cienia gestem.

O pamięć o mnie się upraszam,

choć nie wiem nawet sam ja przeszły,

łzami odejścia smutek zraszam,

by ziarna moich marzeń wzeszły.

Poezja z antologii

Poezja z antologii * Pieśń Strzelista natchnienia i zamyślenia*, Lech Galicki, Progres Multimedia, 2019

3.

Lech Galicki

Dzwony
Wsłuchałem się tak niezwykle mocno
W duszy mojej tajemne uderzenia Chwile zamyślenia i pochwały
Danej mi wolnej woli
Wiara ma w zachwycie nad Stwórcy łaską
Kołysze serca dzwonów kwiatów majowych
W porywie wiatru Ducha Prawdy i Sprawiedliwości
W uniżeniu przed Panem Przedwiecznym i Ożywicielem
Jakże być niespokojnym człowiekiem z Tobą
Kiedy dzwony wszechświata uderzają ogniście
Wskazując drogę prostą do Boga
A ścieżek krętych wiele dookoła
Także pułapek czułością i strachem na pokuszenie wiodących
Zastanawiam się nad sobą ja wędrujący rok po roku
Czasem dobry czasem zły
Czyniący według praw i od nich odchodzący
Miej nade mną czuwanie skrzydlaty Aniele motylu
Zaś orkiestra gra na Bożym poletku strząsając pyłki
win naszych powszednich i odpuszczonych
Dzwony wielkie i przeświatłe grzmią na potęgę
Biją biją biją
Oznajmując wszechczas Prawdy przeczystej
Ja zaś kark uginam i powstaję by trwać w wędrowaniu moim