– o najnowszej książce Piotra Wojciechowskiego
Wystarczyło nacisnąć ogromną żelazną klamkę by … Właśnie ! – by znaleźć się w dość osobliwym gronie graczy …
Jeżeli jest dobrze, to za chwilę będzie za dobrze. Wtedy zwykle traci się instynkt samozachowawczy. Chce się więcej, wykwintniej – cokolwiek to znaczy … Właściwie, traci się zdrowy rozum. Nie widzi się realnego świata, a raczej swoje o nim wyobrażenie. Niestety, nic bardziej zgubnego nad przetwarzanie swojego życia w pasmo roszczeń, szukanie w lustrach tylko idealnego odbicia, postrzegania otaczających nas ludzi jako swego rodzaju świty. Każdy do jakichś poruczeń. Przecież – jak w podsłuchanej mimo woli rozmowie małżeństwa usiłującego na partnera scedować jakieś bieżące obowiązki, troski, bo – grzmiał głos w telefonie: – Ja mam tylko jedno życie ! – Ale ja też mam tylko jedno życie ! – kobieta broniła się głosem bezradnego dziecka. A potem stała z tym wysoce markowym iphonem, patrząc w jakiś punkt na ścianie i powietrze, energia wokół wyraźnie się wytracała.
Dlaczego ją teraz przywołuję ?
– Dlatego, że właśnie zamknęłam ”ZŁY WIATR” – najnowszą książkę Piotra Wojciechowskiego i – i ona się we mnie nie zamknęła.
Mam natłok różnych z otoczenia obrazów, natłok wspomnień, bo jego książka stała się dla mnie także wspomnieniem miejsc, do których ze względu na ich wyjątkowość latami się wyprawiałam, gdzie spotykałam różnych ludzi, rozmaite towarzystwa na urlopowym, wakacyjnym luzie.
Teraz żyjemy nagle w izolacji, pełni codziennych wielorakich obaw, bez konkretnie i w miarę jasno zarysowanej przyszłości. Ot, szklany dach, szklana bańka wydmuchiwane bez specjalnego założenia, zastanowienia, a już na pewno bez potrzeby całymi ostatnimi latami. – Rzuciliśmy się w życie i na życie, by go użyć maksymalnie, skonsumować, jak to się dzisiaj potocznie mówi, czego tylko dusza zapragnie.. Nie zgłębiając co już za nami, co uchodzi z nas właśnie jak z przebitego balonu…
Tak. Życie mamy jedno. Nie rozmnożymy go żadnymi dobrami, żadnym użyciem, czy wręcz nadużyciem…
Narracja tej prozy obejmuje różne płaszczyzny naszych w Europie uwarunkowań, nie separując jej jednakże z obrazu świata, z przyspieszającej mocno dynamiki zdarzeń jeszcze nie do rozpoznania w ich skutkach.
Wśród bohaterów powieści – Emma Łazur, menadżer, impresario zespołów artystycznych, która angażuje się w przygotowanie spektaklu operowego „Wnuczka Jałty”. Krętaczka, kłamczucha, namiętnie oddająca się grze w remika. Karty to zresztą główna rozrywka gości zebranych w alpejskim Hotelu ”Sierra Brava”. Bo wiatr złowieszczy targa drzewami trzaska okiennicami, dudni w kominie, huczy w przestrzeni gór. – Przegrane bywają dotkliwe. W przypadku Emmy ostatecznie mocno upokarzające.
Dik Biely mający już swoje lata narciarz, trener – staje się jej kierowcą w czasie ewakuacji z tego miejsca horroru, gdy na hotel spada lawina, bo wiatr strąca w końcu śnieżne nawisy…
.
– Opisałem w tej powieści – wyjawia Piotr Wojciechowski – splątane losy kilku postaci. A tłem uczyniłem katastrofę społeczną i ekonomiczną o globalnym zasięgu. – Bernard Nowak, prowadzący Wydawnictwo Test, podjął decyzję o wydaniu mojej książki rok temu, może trochę dawniej. Realne możliwości wydania pojawiły się pod koniec 2019 roku, wtedy też postanowiłem wrócić do pierwszego tytułu ? „Zły wiatr”. Rzeczywista katastrofa społeczna i ekonomiczna zaczęła się wkrótce potem. W chwili, gdy piszę te słowa, nie widać jeszcze drugiego brzegu. Jeszcze nie świta. Mocno jednak wierzę w to, co napisałem. Jeszcze pokażemy dzieciom, jak rośnie las, posłuchamy kwartetów skrzypcowych, jeszcze przyjaciele otworzą nam drzwi.
=
Książka pierwotnie miała być opatrzona tytułem „Wnuczka Jałty” (tu przytoczę bliskie mojemu myśleniu o tym zdarzeniu stanowisko w kwestii postanowień Jałtańskich socjologa prof. Krzysztofa Podemskiego – wykładowcy UAM: – Jałta była „kompromisem”. Ponad głowami najbardziej zainteresowanych. Świat miał na jakiś czas święty spokój, a i dotknięci tym „kompromisem” w końcu się z nim pogodzili.
Przypomnę też, że Konferencja w Jałcie z udziałem tzw. Wielkiej Trójki: Józefa Stalina, Franklina D. Roosevelta i Winstona Churchilla rozpoczęła się 4 lutego 1945 roku i miała decydujące znaczenie dla losów powojennej Europy, stała się symbolem zdrady aliantów wobec Polski i ich zgody na podporządkowanie Europy Wschodniej totalitaryzmowi sowieckiemu, … bowiem – wracam do wypowiedzi autora przedstawianej książki – Wszyscyśmy wnukami i prawnukami Jałty – pisze do mnie w e-mailu autor, odpowiadając na dociekania kwestii pierwotnego tytułu. – Ta zdrada to brzydsza blizna nawet niż kłamstwo katyńskie. Pisałem o tym w “Dziedzictwie zamętu”, przypomnianym w tomie “Cafe Navarra”. Mam nadzieję, że Twoje wnuczki (mam dwie wnuczki, 5-letnią Matyldę i roczną Martę) zapomną o tej skazie.
Tak chcemy zostawić potomnym lepszy świat, ale on wymyka się z naszych objęć i trudno dzisiaj przewidzieć jakie wiatry jeszcze powieją i jakim miejscem będzie Europa po kolejnych swoich przeformowaniach. A nie ma najmniejszych wątpliwości, że oto świat znowu się przeszeregowuje. Mocarstwa gospodarcze dzielą najwyraźniej obszary wpływów, rynki zbytu, terytoria nie tylko ekonomicznych uzależnień. Ten nawis nad nami już ruszył, ta lawina się toczy. Cyberprzestrzeń zagęszczają coraz to nowsze modele komunikatorów. Coraz bardziej wysublimowane mamy oprogramowania tych aparatur, hasła, kody… Tracimy tożsamość, tracimy anonimowość, tracimy pewność i wiarygodność naszych poczynań, kontaktów, potrzeb. Stymuluje nas doraźność, system kliknięć …
=
Z dużą wrażliwością na słowo, ale i na obraz słowem kreowany (bo przecież Piotr Wojciechowski pisarz, ma i doświadczenie dziennikarskie, jest również poetą, jest reżyserem filmowym*) – buduje w „Złym Wietrze” fabułę wokół towarzystwa, które zjechało do niepośledniego hotelu w szwajcarskich górach. Tak, tak – znającym „Czarodziejską górę” Thomasa Manna, czy „Opowieści z Davos” Bogdana Ruthy od razu przyjdzie na myśl, że są to i jakieś asocjacje literackie… Oczywiście bywa tak, że echa naszych lektur podświadomie wykorzystujemy i w naszym obrazowaniu słowem pisanym. Piotr Wojciechowski we wnikaniu w kondycję człowieka bez instynktu samozachowawczego ma swój własny argument – swój filmowy słowem (scenariuszowym) oddany problem, swój sejsmograf człowieka, który nie wyzbywa się zasad, życiowych norm, nie wytraca myślenia na rzecz głównie emocji, pożądliwości, rozbawienia.
Jest już za naszym teraz, a przed naszą przyszłością. Przeszłość pokrętna, tragiczna, powikłana. Taka przeszłość straszy w każdym zamku. Nie rozważamy tego przekraczając zniesione granice, czy przywracane granice. Ale stempel historii nie wyblakł.
Piotr Wojciechowski jest tu jak sejsmograf. Wyczuwa pęknięcia, coraz silniejsze i głębsze tąpnięcia warstwy, jaką formują różne grupy społeczne zatopione we własnym tylko interesie.
=
Swoje wrażenia, przemyślenia z lektury nowej powieści Piotra Wojciechowskiego zamykam jego z tej książki zdaniem (kto po nią sięgnie – zrozumie): – Niech się znajdą wszyscy pogubieni.
Grażyna Banaszkiewicz
– dziennikarz, reżyser –
Piotr Wojciechowski
ZŁY WIATR
Wydawnictwo Test
Lublin 2020
Projekt graficzny Krystyna Wojciechowska
Piotr Wojciechowski – (ur. 18 lutego 1938 w Poznaniu) – polski prozaik, poeta, reżyser i krytyk filmowy oraz publicysta (stały felietonista miesięczników „Więź” i „Workshop”).
Syn pisarza i tłumacza Edwina Herberta (właść. Herberta Wojciechowskiego). Absolwent geologii Uniwersytetu Wrocławskiego (1961), dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego (1964) oraz reżyserii Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej i Filmowej w Łodzi (1969). Jest narciarzem i taternikiem, a także członkiem (od 1955) i uczestnikiem wypraw jaskiniowych wrocławskiej Sekcji Grotołazów.
Jako pisarz zadebiutował w roku 1967 książką Kamienne pszczoły. W latach 2002–2005 był prezesem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Wykładowca PWSFTviT w Łodzi (literatura i seminarium scenariuszowe). W 2016 odznaczony Srebrnym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Od 1963 r. mieszka w Warszawie.