13 października 2007 roku Robert Dziekański przyleciał do Vancouver. Miał wizę imigracyjną i na lotnisku oczekiwała na niego matka, pani Zofia Cisowski. W wyniku serii niefortunnych wydarzeń i nieprofesjonalnego postępowania personelu lotniska i służb imigracyjnych Robert krążył po budynku lotniska, odsyłany z miejsca na miejsce i pozbawiony pomocy tłumacza. Matka czekała 10 godzin w poczekalni, aż poinformowano ją, że syna nie ma na lotnisku. Uznała, że Robert prawdopodobnie nie poleciał planowanym lotem i powróciła do domu w Kamloops. W tym czasie dopełniła się tragedia: nie znający angielskiego, coraz bardziej sfrustrowany i zdezorientowany Robert Dziekański próbował wydostać się z pułapki, demolując jedno z pomieszczeń. Do akcji wkroczyło czterech rosłych policjantów, którzy pomimo faktu, że Dziekański uspokoił się i nie stawiał oporu wielokrotnie użyła paralizatora, także wtedy, kiedy ofiara leżała na podłodze. Polski imigrant zginął na miejscu, wywołując falę współczucia i oburzenia nie tylko w Kanadzie, ale i na całym świecie.
Blisko osiem lat po śmierci Dziekańskiego sąd w Vancouver wydał wyrok, skazujący dwóch policjantów na karę więzienie za krzywoprzysięstwo i zmowę, mającą na celu ukrycie prawdziwego przebiegu tragicznych wydarzeń.
Kwesi Millington, który wykonywał polecenie strzelania z “tasera” spędzi w więzieniu 30 miesięcy, wyrok w sprawie dowódcy oddziału Benjamina (Monty) Robinsona ogłoszony zostanie 24 czerwca. Na pewno głównym powodem skazującego werdyktu było video, nakręcone przez jednego ze świadków tragedii na lotnisku. Paul Pritchard oddał kamerę w ręce policji, która zwróciła sprzęt z nową kartą pamięci, twierdząc, że nagranie potrzebne jest dla zachowania spójności śledztwa. Pritchard zmuszony był uzyskać wyrok sądu, który nakazał zwrot karty pamięci i dopiero wtedy video dotarło do mediów. W 2009 roku Pritchard otrzymał dziennikarską nagrodę wolności słowa (Canadian Journalists for Free Expression award for citizen journalism), chociaż odbierając ją stwierdził, że czuje się winny, że nie próbował pomóc Dziekańskiemu krytycznej nocy. Paul Pritchard do dzisiaj jest w kontakcie z panią Zofią Cisowski.
Rozmawiam z matką Roberta Dziekańskiego, Panią Zofią Cisowską. Po trudnym i przełomowym dniu w sądzie wróciła do Kamloops. Jest zadowolona z wyroku, tym bardziej, że walka o sprawiedliwość trwała całe lata. Ma wielkie uznanie dla sędziego, który jako pierwszy w serii rozpraw, dotyczących sprawy zabójstwa jej syna zajął tak zdecydowane stanowisko. Sędzia William Ehrcke w uzasadnieniu wyroku stwierdził: “nie ma wątpliwości, że oskarżonemu jest przykro z powodu śmierci (Roberta Dziekańskiego), ale nie jest to równoznaczne z żalem za popełnione czyny”. Od wyroku przysługuje odwołanie, ale nałożona kara nie zostanie zawieszona, jak tego chcieli obrońcy policjanta. Pani Cisowski twierdzi, że policja powinna być uczciwa i odpowiedzialna. Ma nadzieję, że ogłoszony wyrok będzie zdecydowanym ostrzeżeniem dla policji. Jest przekonana, że odwołanie nie pomoże i wyrok będzie wykonany.
m
“Mój syn – to moje życie”.
Pani Zofia nadal jest bardzo emocjonalna, czas nie zabliźnił ran. “Mój syn – to było moje życie. Żyję, bo trzeba, bo trzeba walczyć, bo winni muszą zostać ukarani.” Nic nie wróci życia synowi pani Cisowskiej, ale matka chce, aby inne matki nie cierpiały tak, jak ona. Wierzy, że jeśli prawda zwycięży podobne tragedie nie będą się więcej zdarzać. Wspominając feralny dzień przylotu syna do nowej ojczyzny przypomina, że podróż samolotem była szczęśliwa i nie zapowiadała fatalnego zakończenia. Podczas przedłużającej się odprawy i braku komunikacji zdezorientowany Robert bał się, potrzebował tylko tłumacza, a urząd imigracyjny tego nie zapewnił, pomimo, że pobliżu był człowiek, który oferował pomoc i można go było wezwać.
Jedyną pozytywną stroną tragedii, która wydarzyła się na lotnisku w Vancouver jest solidarność i pomoc, jaką pani Cisowski ofiarowały nie tylko środowiska polonijne, ale i rdzenni Kanadyjczycy. Sprawa zyskała wielki rozgłos i pewnie dlatego została doprowadzona do skazującego wyroku. Liczne rozprawy sądowe pochłonęły wielkie koszta finansowe. poszły na nie oszczędności pani Zofii, zgromadzone na pomoc w starcie nowego życia w Kanadzie jej syna. Do sądu w Vancouver musiała latać samolotem, gdyż przez dwa lata, zażywając uspokajające środki nie mogła jeździć samochodem. Lęk przed korzystaniem z tej formy komunikacji pogłębił się po śmierci motocyklisty (Orion Hutchinson 21-lat), który zginął w wypadku, spowodowanym przez jednego z policjantów, który zabił jej syna. Nietrzeźwy policjant (Benjamin Robinson) zbiegł z miejsca wypadku.
Zofia Cisowski opuściła gmach sądu z przekonaniem, że jej walka nie poszła na marne. Jest zapewniana, że wyrok zostanie utrzymany. Czy dopiero amatorskie video, wsparcie mediów i setek oburzonych Kanadyjczyków może wpłynąć na powstrzymanie bezkarności policji, której zadaniem jest przecież “to serve and protect” (“służyć i chronić”)?
Aleksander Rybczyński