Krzysztofa Malinowskiego poznałem kilkanaście lat temu, kiedy to jako Komandor klubu żeglarskiego “Zawisza” z Hamilton, przychodził na spotkania autorskie mojej Mamy. Szybko okazało się, że żeglarstwo nie jest jedyną pasją Krzysztofa. Pojawiał się często z gitarą, śpiewając nie tylko popularne szanty, ale także swoje własne kompozycje, wzbogacając tradycję piosenki żeglarskiej, towarzyszącej mi od wczesnych lat dzieciństwa podczas żeglarskich obozów i rejsów.
Okazuje się, że miłość przestrzeni, umiejętność podróżowania, dzięki obserwacji świata, wykorzystaniu wiatru i sił natury dobrze współgra ze słabością do gitary – instrumentu, który łatwo zabrać ze sobą na jacht. Krzysztof śpiewał piosenki inne od tych, które znałem z dzieciństwa, bardziej współczesne, nawiązujące do tradycji “szantów” i popularnej piosenki folkowej, równie dobrze brzmiące pod żaglami i na kameralnej estradzie.
Po latach wysłuchałem nowych utworów, wykonywanych przez Krzysztofa – nie tylko doskonali swój głos i warsztat, ale także sięga do ambitnego repertuaru klasyki. Jego wersje piosenek Neila Younga i Boba Dylana świadczą o odwadze zmierzenia się z mistrzowskimi wykonaniami legend lat sześćdziesiątych i próbach osobistych interpretacji uniwersalnych doświadczeń muzycznych
Aleksander Rybczyński