Wojciech Wachniewski – Wilhelm Gustloff i Titanic

Ciekawy tekst porównujący dwa największe statki pasażerskie XX wieku, których służbę na morzu zakończyła katastrofa.

Książki, napisane o tragedii “Titanica” wypełniłyby sporą bibliotekę.

Utrata “Wilhelma Gustloffa” przez długi czas pozostawała tematem tabu. Dopiero na początku XXI wieku tabu zostało złamane przez Güntera Grassa, który napisał powieść “Im Krebsgang”, osnutą na motywach dziejów statku. 

Różnice

Solidny wycieczkowiec z Hamburga był w cuglach lepszy od przereklamowanego liniowca z Belfastu. 

1.

“Titanic” (nr stoczniowy 401) powstał w stoczni Harland & Wolff w Belfaście nad rzeką Lagan, prywatnym zakładzie budującym niemal wyłącznie statki pasażerskie dla różnych armatorów (m. in. White Star Line i HALu) oraz okręty wojenne dla Royal Navy. 

“Wilhelm Gustloff” (nr stoczniowy 511) zbudowany został przez stocznię Blohm und Voss w Hamburgu nad rzeką Łabą, wspaniałym prywatnym zakładzie, budującym statki pasażerskie dla armatorów niemieckich i okręty  dla niemieckiej floty wojennej.

2.

“Titanic” (wod. 31. maja 1911 roku, 46.328 BRT, 269 m dł.) – był od “Wilhelma Gustloffa” o prawie 26 lat starszy, niemal dwakroć większy tonażem i o ponad 60 m dłuższy. Stosownie do reguł ówczesnego stylu – miał czarny kadłub, białe nadbudowy, cztery wysokie kominy, mieszany, tłokowo-turbinowy napęd pracujący na trzy śruby oraz miejsca pasażerskie w trzech klasach.

“Wilhelm Gustloff” (wod. 5. maja 1937 roku, 25.484 BRT, ponad 208 m dł.) – był jednokominowym, dwuśrubowym wycieczkowcem o jednolitej, kremowej barwie kadłuba i nadbudów, obliczonym na ok. 1500 pasażerów w jednej klasie.

3.

Nazwa “brytyjczyka” zawierała tradycyjną dla jego armatora końcówkę “-ic”.

“Niemiec” otrzymał nazwę polityczną – stał się pływającym pomnikiem Wilhelma Gustloffa (1895-1936), szefa (Landesgruppenleitera) NSDAP na Szwajcarię, zabitego w lutym 1936 roku w Davos przez studenta medycyny narodowości żydowskiej, Davida Frankfurtera, pochodzącego z chorwackiego Daruvaru.

4.

“Titanic” został zwodowany bez ceremonii chrztu.

Imię “Wilhelmowi Gustloffowi” nadała uroczyście wdowa po jego patronie.

5.

“Titanic”, który miał dwie “regularne” siostrzyce z tej samej co on stoczni – nie istniał nawet roku (31.05.1911-15.04.1912) i nigdy nie zawinął do Liverpoolu, który był jego portem rejestracji.

“Wilhelm Gustloff”, który miał jedną tzw. “przyszywaną”, nieco większą i ładniejszą siostrzycę, zbudowaną w innej hamburskiej stoczni – istniał prawie osiem lat (05.05.1937-30.01.1945); port jego rejestracji (Hamburg) był też jego portem macierzystym.

6.

Statek brytyjski był z założenia transatlantyckim liniowcem, zbudowanym w prawdziwym imperium władającym falami od stuleci. 

Statek niemiecki był najpierw nowatorskim w zamyśle wycieczkowcem, zbudowanym w kraju nieudolnie usiłującym stać się mocarstwem z dnia na dzień; gdy wybuchła wojna – wycieczkowiec zmienił się najpierw w jednostkę szpitalną, następnie w pływające koszary marynarki wojennej, by w końcu zatonąć jako coś w rodzaju ewakuacyjnego transportowca.

7.

W 1912 roku “Titanic” był największym na całym świecie przedmiotem ruchomym z napędem.

W 1938 roku “Wilhelm Gustloff” był “tylko” największym wycieczkowcem świata.

8.

“Titanic” nie ukończył dziewiczego rejsu.

“Wilhelm Gustloff” pozostawał w służbie cywilnej przez ok. 530 dni (ponad 130 razy dłużej, niż “Titanic”). 

9.

“Titanic” wyszedł w dniu 10. kwietnia 1912 roku w swój jedyny rejs z Southampton przez Cherbourg i Queenstown do Nowego Jorku nie do końca “obłożony”, mając na pokładach ok. 900 osób załogi i ponad 1300 pasażerów (przy prawie 2,5 tys. miejsc pasażerskich).

“Wilhelm Gustloff” wyszedł w dniu 30. stycznia 1945 roku w swój ostatni rejs z Gdyni do Flensburga i Kilonii straszliwie przeładowany, zabierając około jedenastu tysięcy osób (przy zaledwie ok. 1,5 tys. miejsc).

10.

“Titanic” zginął wskutek zderzenia z górą lodową w 15. kwietnia 1912 roku na Atlantyku, jako jedyny z czterech utraconych “czterokominowców” który zatonął w czasie pokoju.

“Wilhelm Gustloff” padł ofiarą wojny: został storpedowany na Bałtyku 30. stycznia 1945 roku (w 50. rocznicę urodzin swego patrona) przez sowiecki okręt podwodny “S-13”.

11.

Tonąc, “Titanic” zabrał ze sobą swego jedynego kapitana.

Z “Wilhelma Gustloffa” uratowało się całe jego ostatnie kierownictwo: kapitan F. Petersen, kmdr por. W. Zahn (dowodzący na “Gustloffie” personelem Kriegsmarine), a także dwaj młodsi kapitanowie z żeglugi handlowej, zabrani przez Petersena do pomocy w manewrowaniu wielkim kadłubem motorowca.

12.

Liczba ofiar zatonięcia “Titanica” przewyższa straty w załodze każdego z pięciu utraconych w XX wieku brytyjskich krążowników liniowych (z których aż cztery wyleciały w powietrze w latach 1916 i 1941!)

Liczba ofiar “Wilhelma Gustloffa” jest wyższa, niż wspomniane straty w załogach krążowników liniowych razem.

13.

Z “Titanica” udało się uratować tylko nieco ponad 700 rozbitków.

Z “Wilhelma Gustloffa” uratowano w sumie nieco ponad 1200 osób. Liczba samych tylko uratowanych z motorowca równała się połowie wszystkich osób na czterokominowcu!

14.

Rozbitków z “Titanica” podjął nad ranem 15. kwietnia 1912 roku tylko jeden statek – Cunardowska “Carpathia”, dowodzona przez kpt. A. Rostrona.

W akcję ratunkową “Wilhelma Gustloffa” nocą z 30. na 31. stycznia 1945 roku zaangażowały się liczne statki, a także szereg jednostek Kriegsmarine, w tym ciężki krążownik “Adm. Hipper” i wielki torpedowiec “T-36”.

15.

Wrak “Titanica” odnaleziono dopiero po upływie ponad 73 lat od jego zatonięcia.

Wrak “Wilhelma Gustloffa” zlokalizowano stosunkowo szybko.

16.

Książki, napisane o katastrofie “Titanica” wypełniłyby sporą bibliotekę.

Utrata “Wilhelma Gustloffa” przez długi czas pozostawała tematem tabu. Dopiero na początku XXI wieku tabu zostało złamane przez G. Grassa, który napisał powieść “Im Krebsgang”, osnutą na motywach dziejów statku.  

17.

O “Titanicu” nakręcono sześć fabularnych filmów (w tym jeden niemiecki!)

O “Wilhelmie Gustloffie” powstały tylko dwa filmy (oba niemieckie).

18.

Katastrofa “Titanica” jest najbardziej znaną z katastrof morskich XX wieku.

Zatonięcie “Wilhelma Gustloffa” jest największą tragedią morską w całej zapisanej historii żeglugi.

19.

Utracony przed ponad wiekiem “Titanic” powoli (i zasłużenie!) odchodzi w cień. Wszak “zasłynął”, jako największa morska “niedoróba” ubiegłego stulecia.

“Wilhelm Gustloff”, gdyby powstał po wojnie, z pewnością dotrwałby w służbie do dziś dnia.

Podobieństwa

Okazuje się, że oba statki – pozornie odległe od siebie o świetlne lata! – miały ze sobą tyle wspólnego, że nie sposób przejść nad tym ot, tak sobie “do porządku”. Zza wszystkich tych podobieństw wyzierają jednak poważne różnice.

1. Oba statki były “pasażerami”. O ile jednak “Gustloff” był wspaniałym wycieczkowcem średniego zasięgu, o tyle “Titanic” był z założenia regularnym liniowcem transatlantyckim.

2. Obydwa statki zostały zwodowane w maju. “Gustloff” spłynął na wodę w początkach maja 1937 roku w Hamburgu, a “Titanic” – w końcu maja 1911 roku w Belfaście.

3. W chwili wejścia do eksploatacji obydwa statki były największymi w swoich kategoriach jednostkami świata. W kwietniu 1912 roku “Titanic” był ponadto największym pojazdem z własnym napędem na całej Ziemi.

4. Obie jednostki stanowiły dumę swoich armatorów i ostatni krzyk techniki swoich czasów. “Wilhelm Gustloff” pływał pod znakami sławnego niemieckiego KDFu; od strony technicznej opiekowała się nim znana firma armatorska “Hamburg-Sued”. “Titanic” był prawdziwym klejnotem floty International Mercantile Marine Co., zwanej “Linią Białej Gwiazdy” (White Star Line).

5. Obydwa statki miały wszelkie szanse ukończenia swoich najważniejszych rejsów (“Gustloff” ostatniego, “Titanic” – pierwszego).

6. Niestety, obydwa “pasażery” wyszły w te rejsy niezdatne do żeglugi w dzisiejszym rozumieniu tego pojęcia, co oznacza, że gdyby miały wyjść ze swych portów w dniu dzisiejszym – nie zostałyby z nich wypuszczone. “Wilhelm Gustloff” opuścił Gdynię straszliwie przeładowany – zabrał na swe pokłady aż pięciokrotnie więcej ludzi, niż zezwalały na to jego “papiery”. “Titanic”, nie w pełni “obłożony”, wyszedł w morze z niewystarczającą ilością łodzi ratunkowych w stosunku do ilości osób na pokładach. 

7. Oba statki były bardzo nieudolnie dowodzone. W swoim ostatnim rejsie “Wilhelm Gustloff” prowadzony był przez “ciało kolegialne”, złożone z aż czterech oficerów – trzech kapitanów żeglugi wielkiej i jednego komandora podporucznika Kriegsmarine. Owo “kolegialne ciało” skierowało statek na  trasę pełnomorską, zamiast stosunkowo spokojnej w pobliżu brzegu, co miało fatalne następstwa. Z kolei “Titanic”, jak się wydaje, przerósł swymi rozmiarami umiejętności jego jedynego kapitana. Na jego mostku zignorowano cały szereg ostrzeżeń lodowych, napływających od innych statków i nie zmniejszono w czas prędkości.

8. Na obu “pasażerach” zginęli ich pierwsi kapitanowie. Carl Luebbe, pierwszy kapitan “Gustloffa”, zmarł 22. kwietnia 1938 roku na zawał serca na mostku swego motorowca. Edward J. Smith, jedyny kapitan “Titanica”, nie przeżył jego katastrofy.

9. Oba statki zginęły gwałtownie, po stosunkowo krótkiej służbie i de facto każdy na własne życzenie. “Gustloff” jednak zdążył sobie trochę popływać (odbył około 50 podróży!), za to “Titanic” nie ukończył dziewiczego rejsu.

10. Oba “pasażery” nigdy nie pokonały Atlantyku. “Gustloff” – nie będąc transatlantykiem – nie musiał. “Titanic” nie dał rady.

11. Oba statki zrobiły swoiste kariery “post mortem”. Prawdziwy “boom” dla “Gustloffa” rozpoczął się jednak dopiero w roku 2002, od momentu, gdy Guenter Grass, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury z roku 1999, opublikował powieść “Im Krebsgang”, stanowiącą swego rodzaju kontynuację jego tzw. “Trylogii Gdańskiej”. Wcześniej pechowy motorowiec przez szmat czasu pozostawał po obu stronach wewnątrzniemieckiej granicy tematem tabu. O tragedii “Gustloffa” nakręcono zaledwie dwa fabularne filmy. Z kolei “Titanic” słusznie uchodzi za najbardziej znaną ofiarę katastrofy morskiej ubiegłego stulecia. Nakręcono o nim co najmniej sześć fabularnych filmów (w tym jeden niemiecki!) i napisano tyle książek, że mogłyby one zapełnić całkiem sporą bibliotekę.

12. Z obu statkami związane są legendy, dotyczące przewożonych na nich ładunków. W specjalnych ładowniach “Gustloffa” znajdować się miała podobno sławna Bursztynowa Komnata, ten bursztynniczy klejnot XVIII wieku. “Titanic” uchodzi za statek, który dosięgła w 1912 roku kara Boża za grzech pychy ludzkości; w jego sejfach i ładowniach znajdować się miały przeróżne przedmioty nawiedzone bądź przeklęte, by wspomnieć tylko sarkofag jednego z faraonów egipskich (!) czy sławny brylant o nazwie “Hope”. Zdeponowany w kapitańskim sejfie “Titanica” woreczek amsterdamskich brylantów miał jakoby przewyższać swą wartością cały liniowiec ze wszystkim na pokładach.

13. Do obu wraków organizowano ekspedycje, tak rabunkowe, jak i badawcze. Wrak “Gustloffa” zlokalizowano stosunkowo szybko. W jego eksploracji mają swój udział także Polacy. Wraku “Titanica” szukano ponad 73 lata! Nie obyło się przy tym bez spekulacji: sądzono, że liniowiec wcale nie zatonął, lecz został skrzętnie ukryty w ustronnym miejscu (!) w celu wyłudzenia ciężkich pieniędzy od ubezpieczycieli. W dniu 1. września 1985 roku, gdy dr R. D. Ballard odnalazł wrak liniowca na atlantyckim dnie, obłędna ta teoria ostatecznie upadła.

Tyle w skrócie o podobieństwach. Nazywanie “Wilhelma Gustloffa” “TITANIKIEM Hitlera” nie ma sensu. Niemiecki wycieczkowiec był ofiarą największej tragedii w całej zapisanej historii żeglugi pasażerskiej: zginął podczas działań wojennych, podczas gdy “Titanic” padł ofiarą niedorzecznej, ale “normalnej” katastrofy. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że “Wilhelm Gustloff”, puszczony trasą “Titanica” choćby w 1938 roku, najspokojniej przetrwałby “rendez-vous” z kawałem atlantyckiego lodu. Przetrwałby swoje “sam na sam” z lodową górą zapewne i “Titanic”, gdyby płynął na przykład pod znakiem HALu, albo –  pod polskim kapitanem… 

W M Wachniewski

Słupsk

“Wilhelma Gustloffa” dzieje

Motorowiec “Wilhelm Gustloff” był statkiem ze wszech miar ciekawym. Od początku XXI wieku przeżywa kolejny już renesans za sprawą powieści Noblisty G. Grassa pt. “Im Krebsgang” (Idąc rakiem). Oto dzieje jego wycieczkowej służby

  Człowiekiem, który po dojściu nazistów Hitlera do władzy w Niemczech rozwiązał wszystkie tamtejsze związki zawodowe, opróżnił ich kasy i wysprzątał siedziby, zaś miliony członków przymusowo wcielił do tzw. Niemieckiego Frontu Pracy, był doktor Robert Ley. On też wpadł na pomysł organizowania robotnikom i urzędnikom także wypoczynku, umożliwiając im tanie podróże w bawarskie Alpy, w Góry Harzu, nad Bałtyk i Wattenmeer, czy wreszcie wycieczkowe rejsy statkami po morzach. Wszystko pod hasłem “Kraft durch Freude” (Siła przez Radość).  

W początkach roku 1934 wspomniany dr Ley wyczarterował dla planowanej floty KdF motorowiec “Monte Olivia” (13.750 BRT) i parowiec “Dresden” (ponad 14.000 BRT). Oba te statki mogły za jednym zamachem przyjąć na swe pokłady około trzech tysięcy osób. Trasy organizowanych rejsów wiodły niezmiennie na wody pięknych fiordów Norwegii. Podczas swego ósmego rejsu pod znakiem KdF s/s “Dresden”, wpadłszy w czerwcu 1934 roku na niezaznaczoną na mapach podwodną bryłę granitu – rozpruł sobie poszycie kadłuba na długości trzydziestu metrów i zaczął tonąć. Zdołano wprawdzie uratować znakomitą większość pasażerów (z wyjątkiem dwóch kobiet, które zmarły na serce na pokładzie), ale całe zajście mogło łacno nadszarpnąć “Kadeefu” – gdyby nie doktor Ley. Już w tydzień później wyczarterował on cztery kolejne statki. W ten sposób w ciągu ledwie roku w rękach KdF znalazła się spora flotylla, mogąca przyjąć na swoje pokłady sto pięćdziesiąt tysięcy urlopowiczów. Trasy proponowanych wycieczek wiodły z reguły do wspomnianych fiordów Norwegii, wkrótce jednak statki “Kadeefu” zaczęły wypływać z turystami na Atlantyk, zawijając aż na portugalską Maderę. Udział w takiej imprezie kosztował turystę ledwie czterdzieści ówczesnych marek (plus dziesięć dalszych za specjalny bilet kolejowy na dojazd do portu w Hamburgu).

Nikt nie zapytał o pieniądze, gdy w styczniu 1936 roku złożono w hamburskiej stoczni Blohm & Voss zamówienie na budowę nowego motorowca pasażerskiego dla Niemieckiego Frontu Pracy i jego przybudówki KdF. Zrazu podano tylko główne dane projektowanego statku: tonaż 25.484 BRT, długość 208 i zanurzenie 6-7 m. Nowy statek miał rozwijać prędkość 15,5 węzła. Ilość miejsc pasażerskich określono na 1463, a załoga liczyć miała 417 osób.

Dla ówczesnego budownictwa okrętowego wszystkie te wartości były, rzec można, standardowe; w odróżnieniu jednak od innych budowanych wtedy statków pasażerskich – nowy wycieczkowiec miał otrzymać pomieszczenia jednej tylko klasy i w ten sposób, za radą dr. Leya, przyczyniać się do umacniania u wszystkich Niemców ich poczucia jedności i wspólnoty narodowej.

Przed wodowaniem zaplanowano dla nowego statku imię “Der Fuehrer”, lecz podczas pamiętnej, żałobnej “gali”, poświęconej pamięci Wilhelma Gustloffa – Hitler, siedzący obok wdowy po pierwszym “męczenniku” Partii zdecydował, że budowany statek otrzyma imię zamordowanego w Szwajcarii towarzysza.

Wkrótce po kremacji zwłok Gustloffa w całej Rzeszy zaroiło się od placów, ulic, szkół i zakładów jego imienia. Imię świeżego bohatera nadano m. in. “aryzowanym” w tym czasie zakładom zbrojeniowym w Suhl, które pod swoją wcześniejszą nazwą (Simson-Werke) produkowały broń i sprzęt wojskowy, a pod nową nazwą miały utrzymywać, począwszy od 1942 roku, swoją filię w pobliżu obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie. Mało tego – imię wspomnianego już “męczennika” przekroczyło nawet Atlantyk, bowiem nadano je Domowi Kolonii w brazylijskiej Kurytybie!

W piątym dniu maja 1937 roku cały Hamburg był na nogach. Na  wszystkich statkach stojących tego dnia w porcie hamburskim podniesiono wielką galę flagową, a cała – w stu procentach zresztą czarterowana – flota KdF stanęła w paradnym szyku na kotwicach. Dziesiątki tysięcy hamburczyków przybyło na uroczystość wodowania kadłuba nr 511, ale bezpośrednio obserwować je mogło jedynie kilka tysięcy gości, zaproszonych osobiście przez dr. Leya. Punktualnie o dziesiątej rano na hamburski dworzec Dammtor wjechał osobisty pociąg Fuehrera. Następnie Hitler wraz ze świtą, w sporej kolumnie samochodów, przejechał otwartym “Mercedesem” ulicami miasta z dworca do portu. Przy “Landungsbruecken” czekał na dostojnych gości specjalnie podstawiony barkas, który zabrał przybyłych do stoczni. Tam, na honorowej trybunie, Wódz spotkał wdowę po “Męczenniku”. Znał ją z dawnych lat, bowiem przed puczem monachijskim panna Hedwig Schoknecht była jego sekretarką. Potem, gdy on trafił do twierdzy Landsberg, ona wyjechała za pracą do Szwajcarii, gdzie poznała swego przyszłego męża.

Miejsca na trybunie honorowej zajęli także: dr Ley (minister pracy Rzeszy), radca Blohm (dyrektor stoczni), szef zakładowej komórki NSDAP, Kaufmann i Hildebrandt (Gauleiterzy Hamburga i Meklemburgii) i wielki admirał Raeder (dowódca Kriegsmarine). Nie omieszkał przybyć z Davos Parteigenosse Boehme – następca Gustloffa, Landesgruppenleiter Partii na Szwajcarię.

Po wystąpieniu Gauleitera Kaufmanna głos zabrał dyrektor Blohm: 

Wodzu, w imieniu stoczni melduję kadłub nr 511 gotów do wodowania!

Minister pracy w swoim wystąpieniu powiedział m. in.:

Wódz polecił mi, abym postarał się o to, by Niemcy właściwie wykorzystywali swoje urlopy i regenerowali siły fizyczne i psychiczne, bo kiedy Niemcy stracą nerwy, to on będzie mógł wymyślać Bóg jeden wie co i wszystko na próżno.

Z kolei wdowa po Wilhelmie, pani Hedwig Gustloffowa, wypowiedziała tradycyjną formułę:

Nadaję ci imię WILHELM GUSTLOFF!

Robotnicy ze stoczni i cała reszta zebranych wiwatowała, gdy ośmiopiętrowy kadłub nowego statku – jeszcze bez komina i dwóch pokładów – opuszczał pochylnię. Odśpiewano obydwie obowiązkowe wówczas pieśni: “Deutschland-” i “Horst-Wessel-Lied”.

Motorowiec “Wilhelm Gustloff” bez wątpienia stanowił spore osiągnięcie w skali światowej. Kiedy w roku następnym biały, całkowicie wykończony wycieczkowiec szykował się do swej pierwszej podróży, tysiące – ba, miliony – ludzi myślało o nim z prawdziwą dumą.

Nowy statek miał obszerne pokłady słoneczne, łazienki z prysznicami i urządzenia sanitarne. Ściany co bardziej reprezentacyjnych pomieszczeń dziennych – sali balowej, tzw. “Deutschlandhalle” i salonu muzycznego – wyłożone zostały orzechowym drewnem. Na pokładzie znajdowało się też “pływające schronisko” dla niemieckiej młodzieży. We wszystkich pomieszczeniach dziennych nie brakło, rzecz jasna, portretów Wodza i (nieco mniejszych formatem) dr. Leya, ale głównymi motywami porozwieszanych na ścianach obrazów były namalowane w starym i dobrym stylu pejzaże. Kuchnia okrętowa na pokładzie A dysponowała m. in. nowoczesnym urządzeniem do hurtowego zmywania naczyń, które w ciągu doby mogło przywrócić blask aż 35 tysiącom brudnych talerzy. Specjalny zbiornik, wykorzystywany przez to urządzenie i mieszcząy aż 3400 litrów wody, zainstalowano w… obszernym kominie (!) statku. Wyposażenia wycieckowca dopełniał wewnętrzny basen pływacki na pokładzie E o pojemności 60 ton wody.

Sprzęt ratunkowy nowego statku składał się m. in. z 22 dużych szalup. 

Wychodząc – w kiepskiej pogodzie – w dwudniowy rejs próbny, statek zabrał na swe pokłady personel stoczni oraz ekspedientki z hamburskiej “Konsumgenossenschaft”. W kolejny, tym razem trzydniowy rejs wyszedł “Wilhelm Gustloff” 24. marca 1938 roku, z tysiącem dokładnie wyselekcjonowanych Austriaków, bowiem w niecały tydzień później w Marchii Wschodniej miało odbyć się sławetne Referendum, dotyczące czegoś, co Wehrmacht zdążył już wcześniej szybkimi ruchami wprowadzić częściowo w życie – czyli “Anschlussu” Austrii do Rzeszy. Na pokładzie statku znalazło się także trzysta dziewcząt z BDM (Związku Dziewcząt Niemieckich) i ponad setka dziennikarzy. tych ostatnich zaraz na wstępie zaproszono na specjalne spotkanie do sali kinowo-widowiskowej wycieczkowca. Następnie oprowadzono ich po wszystkich pokładach jednoklasowca (z wyjątkiem apartamentów przewidzianych dla Wodza i dr. Leya, “ojca” KdF).

W swojej drugiej podróży “Wilhelm Gustloff”, dowodzony przez kapitana Carla Luebbego, uratował w rejonie Dover załogę tonącego brytyjskiego statku “Pegaway”. Kierownictwo tego ostatniego zgłosiło rozbicie pokrywy jednego z luków i zalanie ładowni. Pechowy frachtowiec odnaleziony został przez “Gustloffa” w nocy; dopiero rano następnego dnia z pokładu “niemca” zwodowano szalupę w celu podjęcia 19-osobowej załogi tonącego “anglika”. W sztormowej pogodzie łódź została rzucona przez falę na burtę “pasażera” i uszkodzona odpłynęła wraz z obsadą. Obsada motorowego barkasu, zwodowanego z pokładu “Gustloffa”, zdołała po kilku podejściach zdjąć Anglików z tonącego frachtowca. Później udało się także odnaleźć i podnieść na pokład “pasażera” jego zwodowaną wcześniej, uszkodzoną od uderzenia o burtę statku szalupę wraz z obsadą.

W pierwszym rejsie “Wilhelma Gustloffa” na Maderę prowadzący statek kapitan Luebbe zmarł nagle na atak serca. Kierowanie wycieczkowcem bez ostrzeżenia spadło na barki młodego pierwszego oficera. W Lizbonie na pokład statku przybył kapitan Petersen, który objął dowództwo.

Po tej dramatycznej podróży rozpoczęły się letnie rejsy do fiordów Norwegii. Każdy z nich trwał pięć dni. Miało ich być w sumie jedenaście; wszystkie cieszyły się ogromnym wzięciem – nic przeto dziwnego, że utrzymano je w programie na rok następny, tysiąc dziewięćset trzydziesty dziewiąty.

Dziesięć razy opłynął “Wilhelm Gustloff” Półwysep Apeniński wraz z Sycylią. Dla pasażerów organizowano zejścia na ląd w Neapolu i Palermo. Starannie selekcjonowani pasażerowie jechali nocnym pociągiem z Niemiec do Genui, gdzie następowało zaokrętowanie. Po okrążeniu włoskiego “buta” statek zawijał do Wenecji. Pełni wrażeń pasażerowie powracali nocnym pociągiem do domów w Niemczech.

Wśród pasażerów “Wilhelma Gustloffa” zaczęły pojawiać się różne “grube ryby”, jak choćby profesor Porsche, jeden z autorów projektu Volkswagena “Chrabąszcza”, nazywanego początkowo “Der KdF-Wagen”. Pana Porschego interesowały szczególnie techniczne nowinki na i pod pokładami statku.

“Wilhelm Gustloff” spędził zimę 1938/39 w Genui. W marcu 1939 roku powrócił do Hamburga. Wkrótce po powrocie statku z “leża zimowego” do służby pod znakami KdF wszedł elektro-motorowiec “Robert Ley” – przyszywana (większa i ładniejsza) siostrzyca “Gustloffa”. Został on trzynastym (!!) dużym statkiem organizacji.

Póki co, program wycieczek pod znakami KdF zawieszono, a siedem białych “pasażerów” (w tej liczbie “Gustloff” z “Leyem”) wypłynęło pewnego dnia “pod balastem” w nieznanym kierunku. Dopiero na wysokości Brunsbuettelkoog kapitanowie statków otworzyli otrzymane przed wyjściem, zalakowane koperty i odczytali port docelowy dopiero co rozpoczętej podróży: Vigo w Hiszpanii! Po raz pierwszy w swej zbiorowej karierze “pasażery” Kadeefu miały posłużyć za wojskowe transportowce. Na ich pokładach mieli powrócić do domu lotnicy Legionu powietrznego “Condor”, walczący pod hiszpańskim niebem jako ochotnicy po stronie rebeliantów gen. Franco. W Hamburgu powracający lotnicy powitani zostali uroczyście przez samego Hermanna Goeringa.

Długie i piękne lato 1939 roku pozwoliło “Gustloffowi” odbyć sześć ostatnich podróży na zwykłej trasie do wybrzeży i fiordów Norwegii, ciągle bez schodzenia na ląd. W wycieczkach tych uczestniczyli ludzie pracy i urzędnicy z Zagłębia Ruhry, Berlina, Hanoweru czy Bremy, a także nieliczni Niemcy spoza granic Rzeszy. Trasy rejsów wiodły do Byfiordu, gdzie pasażerowie z aparatami fotograficznymi mogli sobie popstrykać widoczki sławnego Bergen, a także do fiordów Hardanger i Sogne, skąd zwykle przywożono najwięcej zdjęć. Uczestnicy kolejnych wycieczek na “Wilhelmie Gustloffie” mogli aż do lipca podziwiać Słońce, świecące o północy. Ceny biletów lekko wzrosły (do 45 marek).

Popularny wycieczkowiec posłużył także propagowaniu idei wychowania fizycznego ludności. Przez dwa tygodnie lata 1939 roku odbywał się w stolicy Szwecji pokojowy turniej gimnastyczny, nazwany “Lingiadą” na cześć Pera Henrika Linga, “ojca” szwedzkiej gimnastyki popularnej (szwedzkiego odpowiednika niemieckiego “Turnvatera” Jahna). M/s “Wilhelm Gustloff” stał się pływającym domem dla ponad tysiąca uczestniczących w niej niemieckich gimnastyków płci obojga i w rozmaitym wieku, w tym starszych a wysportowanych panów i dzieci, wyćwiczonych w masowych pokazach stadionowych. Kapitan Bertram postanowił nie zawijać do samego Sztokholmu, lecz postawić statek na kotwicy na redzie, w pewnej odległości od miasta. Gimnastyków płci obojga przewożono na ląd w sposób zorganizowany, przy wykorzystaniu okrętowych łodzi. Żadnych gorszących incydentów nie zanotowano, a cała rzecz przysłużyła się sprawie przyjaźni niemiecko-szwedzkiej. Jego Wysokość Król Szwecji wręczył wszystkim przybyłym trenerom pamiątkowe plakiety. Szóstego sierpnia “Wilhelm Gustloff” powrócił do Hamburga, a wkrótce potem, z urlopowiczami na pokładach, wyruszył w kolejny rejs na wody norweskie.

Nocą z 24. na 25. sierpnia 1939 roku doręczono kapitanowi Bertramowi rozszyfrowany telegram, zawierający polecenie otwarcia zalakowanej koperty, zdeponowanej w jego sejfie przed wyjściem w ostatni, jak się okazało, rejs wycieczkowy. Kapitan – postępując stosownie do tzw. Rozkazu QWA7 – nakazał przerwać wycieczkę i natychmiast, bez niepokojenia pasażerów wyjaśnieniami, zawrócić do Hamburga.

Tak pokojowa służba “Wilhelma Gustloffa” dobiegła końca. W cztery dni po zawinięciu statku do macierzystego portu wybuchła II wojna światowa.

.

Opracowanie: W M Wachniewski

.

Zdjęcia: “Wilhelm Gustloff” – Bundesarchiv, Bild 183-H27992 / Sönnke, Hans, “Titanic”- autor nieznany

 

Subskrybcja
Powiadomienie
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
Mariusz Wesołowski
5 years ago

Bardzo interesujący artykuł, dziękuję. Storpedowanie “Gustloffa” było zasadniczo zbrodnią wojenną porównywalną do storpedowania “Lusitanii” w 1915 roku. Ale zwycięzców nie oskarża się o zbrodnie wojenne.