.
Tytułowa 80.000-tonowa “Normandie” – prawie 315-metrowy, trójkominowy francuski liniowiec pasażerski – wciąż uchodzi za jeden z najpiękniejszych statków pasażerskich w całej historii sławnego Szlaku Północnoatlantyckiego. Niestety, żywot jej był bardzo krótki. Posłużyła ledwie nieco ponad cztery lata, by głupio zginąć na początku lutego 1942 roku.
Oficjalne śledztwo, wdrożone w USA po utracie tego statku wskutek pożaru w Nowym Jorkuw lutym 1942 roku, nie doprowadziło do wyjaśnienia przyczyn jego zagłady. Zdania ekspertów US Navy i FBI były od początku podzielone.
• Eksperci Marynarki uważali, że pożar powstał od przypadkowej iskry z urządzenia do cięcia metalu. Na pokładzie statku trwały prace adaptacyjne do służby wojennej. Między innymi cięto palnikami elementy konstrukcyjne w głównym salonie liniowca, i tam miała powstać iskra, od której jakoby zapaliły się kamizelki ratunkowe.
• Specjaliści z FBI podejrzewali, że wielki statek spłonął wskutek podpalenia go przez dywersantów z III Rzeszy. Do takiego wniosku doszli dwaj autorzy książki pt. “Sabotaż – tajna wojna z Ameryką”, M. Sayers i A. Kann.
Wiadomo było, iż agenci Trzeciej Rzeszy od dawna potajemnie interesowali się “Normandią”. Już na początku czerwca 1940 roku tajne służby niemieckie wysłały drogą radiową z Hamburga zaszyfrowany komunikat do swoich agentów za Oceanem, w którym polecono im obserwować ten wielki francuski statek. Władze Trzeciej Rzeszy regularnie otrzymywały informacje o transatlantyku, który Amerykanie planowali przekształcić w transportowiec wojskowy. Jeden ze szpiegów, niejaki Kurt F. Ludwig, w napisanym sympatycznym atramentem meldunku z 15. kwietnia 1941 roku donosił, iż
statek wciąż jeszcze stoi przy pirsie nr 88.
Pan Ludwig, obserwując francuski transatlantyk, bardzo często bywał w nowojorskim porcie. Agent FBI opiekujący się hitlerowskim szpiegiem tak opisuje jedną z wypraw pana Ludwiga do tego portu:
Osiemnastego czerwca (1941 roku) [Ludwig] przeszedł z 59. ulicy na 12. aleję, obserwując nabrzeża. Kiedy podszedł do miejsca postoju “Normandie” przy 50. ulicy – zatrzymał się na pewien czas, jak gdyby studiując szczegółowo sylwetę statku. Potem wolno odszedł, oglądając się kilkakrotnie za siebie. Na przystani przy 42. ulicy Ludwig wsiadł na prom, odpływający do Weehawken. Z górnego pokładu promu wciąż obserwował wielki statek.
Ten sam agent FBI meldował dalej, że
po przybyciu do Weehawken Ludwig przez ok. 20 minut notował coś w niedużym notesie.
W tym miejscu należy zaznaczyć, że w ciągu dwóch miesięcy po utracie “Normandie” Komitet d/s Wojennomorskich Senatu USA opublikował wnioski swojej komisji, która starała się ustalić przyczyny utraty wielkiego statku. Wspomniana komisja w swoim raporcie stwierdziła, iż przyczyny i następstwa pożaru na transatlantyku miały swe źródło w karygodnej beztrosce Amerykańskiej Marynarki Wojennej. W tej sytuacji, zdaniem Senatu, winę za utratę “Normandie” przypisać należało dowództwu US Navy.
W pięć dni po opublikowaniu wniosków senackiej komisji, w amerykańskiej prasie ukazały się drukiem rezultaty śledztwa wdrożonego przez US Navy. Ta ostatnia obciążyła odpowiedzialnością za utratę wielkiego statku jednego z podwykonawców, pracujących przy adaptacji liniowca do służby wojennej – firmę Robbins Drydock & Co. W swoim raporcie specjaliści Marynarki wskazali m. in., iż podczas prac firma Robbins & Co. naruszyła podstawowe zasady zdrowego rozsądku, co doprowadziło do powstania pożaru. Wkrótce po opublikowaniu tego dokumentu Senat ujawnił kolejny raport ze śledztwa w sprawie utraty liniowca. Autorzy raportu twierdzili, iż
w danym przypadku trudno byłoby przedstawić zarzuty konkretnym osobom lub grupom osób,
ale z drugiej strony w dokumencie znalazł się zapis o tym, że
odpowiedzialność za przewrócenie się kadłuba statku na burtę spada na nowojorską straż ogniową, której funkcjonariusze zalali kadłub liniowca niedopuszczalnie wielką ilością wody podczas tłumienia ognia.
Panowie Sayers i Kann – autorzy książki przypisującej winę za utratę “Normandie” agentom “służb specjalnych” Trzeciej Rzeszy – przytaczają w swojej książce szereg faktów jakoby potwierdzających ich tezę.
1. W ciągu tygodnia poprzedzającego katastrofę [2-9.02.1942] na liniowcu doszło do czterech pomniejszych pożarów, które udało się w czas pogasić.
2. Gdy na pokładzie “Normandie” wybuchł feralny pożar, nastąpiło to akurat w miejscu, w którym zamiast przewidzianych dwunastu znalazły się tylko dwie [!] sztuki sprzętu gaśniczego (wiadra).
3. Służby chroniące statek w porcie nie zostały powiadomione o tym, że już na 22 dni przed katastrofą wyłączony został okrętowy system powiadamiania o ewentualnych pożarach na pokładzie.
4. Wielu spośród ludzi, pracujących przy samej adaptacji byłego transatlantyku na transportowiec, było nastawionych przychylnie do nazistów z Trzeciej Rzeszy.
Kto tylko chciał, mógł bez najmniejszych trudności (np. sprawdzenia celu wizyty, czy kontroli tożsamości) dostać się na pokład przebudowywanego statku. Osoby z zewnątrz wpuszczano na pokład już po okazaniu przez nie identyfikatora wskazującego na przynależność do personelu głównego wykonawcy lub któregoś z podwykonawców prowadzonych na pokładzie prac.
Czytelnik książki obu panów na pewno zwróci uwagę na jeszcze jedną, znamienną okoliczność.
Wkrótce po japońskim ataku z powietrza na bazę US Navy w Pearl Harbor, niejaki Edmund Scott (z zawodu dziennikarz), otrzymał polecenie przygotowania do druku artykułu o tym, jak dalece port Nowego Jorku jest dostępny i otwarty dla wszelkiego rodzaju dywersantów. Wykonując postawione przez redakcję zadanie, pan Scott wcielił się w rolę niemieckiego agenta i zaczął krążyć po porcie w przebraniu dokera. Mało tego: zdołał przedostać się na pokład “Normandie” i nawet pracował na niej (!) przez dwa dni. Jak wspominał później –
pod koniec pierwszego dnia wiedziałem już, dokąd “Normandie” wypłynie w swój pierwszy rejs, jak zostanie uzbrojona, jak będą chronione iluminatory i okna w jej kadłubie i nadbudowie i co właściwie będzie robić, jako statek zmilitaryzowany.
Pozostając na pokładzie liniowca, redaktor Scott przekonał się, jak łatwo można byłoby podpalić statek. Krążył wśród beczek wypełnionych materiałami wybuchowymi i skrzyń pełnych różnych łatwopalnych rzeczy. W drugim dniu swego pobytu na liniowcu w charakterze “robotnika”, Scott zdjął swój płaszcz (w którego kieszeni mógłby umieścić na przykład zegarową bombę!), zostawił go na boku i najspokojniej odszedł. Nie koniec na tym, bowiem później –
sześciokrotnie zamykałem się na kwadrans w różnych statkowych toaletach, mogąc przecież mieć pochowane po kieszeniach urządzenia zapalające, ukryte na przykład w ołówkach. Mogłem odnieść naprawdę “oszałamiający” sukces, nacierając drewniane klepki pokładów benzyną, którą pierwszy lepszy jako-tako obyty z tą substancją facet mógłby mi dostarczyć w butelce ukrytej pod płaszczem.
Parę dni przed katastrofą na “Normandie” redakcja gazety “MP” przekazała obserwacje imć Scotta odpowiednim władzom. Urzędnicy jednak “popisali się” karygodną w tej sytuacji obojętnością, tymczasem w dzień po pożarze redakcja gazety opublikowała sprawozdanie Scotta z jego wyczynów na pokładach jednostki. Zrobiono to dopiero teraz, bowiem wcześniej obawiano się, że ewentualna publikacja materiału mogłaby zachęcić ‘Rycerzy Fortuny” działających dla Trzeciej Rzeszy do wykorzystania go jako gotowej “instrukcji”.
Czy wielki statek na pewno zniszczyli agenci niemieccy?
Odpowiedź wydaje się być przecząca, jako że władze Trzeciej Rzeszy miały nadzieję po prostu przejąć liniowiec za pośrednictwem (i z pomocą) władz vichystowskich.
Nawet gdyby agentura hitlerowska w Nowym Jorku rzeczywiście zamierzała zniszczyć gigantyczny statek, to przecież ewentualny zamach na “Normandie” w porcie nie miał sensu. Jednostka była w trakcie przebudowy na pomocniczy, ale co najmniej dobrze uzbrojony krążownik [?], który miałby na swoich pokładach m. in. miejsce dla 40 samolotów własnej ochrony powietrznej. Ewentualny sukces “zamachowców” byłby większy, gdyby uderzyli oni na przykład tuż przed, albo tuż po zakończeniu prowadzonych na statku prac.
.
Wojciech M. Wachniewski
.
Francuski liniowiec transatlantycki “Normandie” (CGT, 83.423 BRT) spłynął na wodę w dniu 29.10.1932 roku z pochylni stoczni Chantiers de Penhoet w Saint Nazaire nad Loarą. Uchodzi za najpiękniejszy ze wszystkich kiedykolwiek zbudowanych statków tego rodzaju. 315-metrowy liniowiec o turboelektrycznym napędzie już w pierwszym rejsie do Nowego Jorku – pomimo dokuczliwej awarii pokładowego systemu zasilania w energię elektryczną – zdobył pożądaną wśród transatlantyckich armatorów tzw. Błękitną Wstęgę Atlantyku! Rywalizacja cudownej “Normandii” ze szczęsną brytyjską “Queen Mary” w latach 1936-38 trzymała w wielkim napięciu cały ówczesny światek żeglugi pasażerskiej i publiczność na dwóch kontynentach. Doskonała technicznie i architektonicznie “Królowa Królowych” Oceanu (która istniała w sumie około 15 lat) miała otrzymać siostrzycę-bliźniaczkę, dla której przewidziano nazwę “Bretagne”, lecz plany armatora pokrzyżowała wojna. W pewien sposób powrócono starego zamysłu, budując w latach 1958-62 mniejszą, ale nie mniej urodziwą “France” (66.348 BRT). Trzecia “France” – w odróżnieniu choćby od piątego “Rotterdamu” HAL-u – nie dostąpiła zaszczytu popływania z siostrzycą: gdy wypływała w swój pierwszy rejs, pięknej “Normandie” od 30 lat nie było już na świecie. wmw
O autorze:
.
Urodził się w 50 lat po zwodowaniu sławnej MAURETANII Cunarda i 11 lat przed zwodowaniem OSTATNIEGO LINIOWCA TRANSATLANTYCKIEGO, jaki zbudowano. W świat żeglugi wpłynął w 1966 roku, a w świat języków zabrali go ze sobą… NIEMCY, choć pierwszy poznał rosyjski, a potem angielski. Mieszka w rodzinnym mieście Heinricha von Stephana (Słupsk, to dawny pruski Stolp-in-Pommern). Jest wielkim fanem Sherlocka Holmesa, Mistrza i jego Małgorzaty i ostatnio Excentryków. Lubi czytać, również na głos. Z zawodu tłumacz, obywatel Polski, Europy i świata.
.
.
Fot. Wikipedia
Świetna książka-album o NORMANDIE ukazała się w 1987 roku temu nakładem wydawnictwa DOVER PUBLICATIONC, INC. NEW YORK. Autor – Frank O. Braynard publikuje 190 fotografii z budowy statku, rejsów jak i zagłady oraz niesty – złomowania. Dużo zdjęć jest robionych ze samolotów. Rarytas ! Dodać można że przy wodowaniu NORMANDIE fala zalała nadbrzeże zmywając obserwujących ceremonię. Nikt się jednak nie utopił !