Z cyklu: Klucze suwerenności
Trzy poziomy egzystencji i platońska jaskinia
„Więc w ogóle – dodałem – ci ludzie tam nie co innego braliby za prawdę,
jak tylko cienie pewnych wytworów”.
Platon, Państwo
„Mapa nie jest rzeczywistym terenem”.
Alfred Korzybski
W świetle współczesnej nauki można rozróżnić trzy podstawowe poziomy egzystencji: fizyczny, kwantowy i nielokalny, gdzie każdy kolejny poziom wynika z poprzedniego. Tym trzem poziomom w świecie zewnętrznym, opisywanym przez fizykę można przypisać trzy odpowiedniki w naszym doświadczeniu wewnętrznym.
Poziom trzeci – fizyczny – jest powiązany z naszym pięciozmysłowym sposobem percepcji; możemy w nim zobaczyć, usłyszeć, powąchać, smakować czy dotknąć widzianych form. Opisuje go fizyka newtonowska. Nie potrzeba tu żadnych egzemplifikacji, gdyż jest to świat znany nam z codziennego doświadczenia. Identyfikując się wyłącznie z tym poziomem, doświadczamy istnienia, jako istoty stricte materialne, mające znikomy kontakt z wymiarem energii czy Ducha. Człowiek – mimo iż stroniłby raczej od takiego definiowania siebie – postrzega siebie jako nieświadomą swojej mocy twórczej bezsilną ofiarę. W życiu nie wiedzieć czemu pewne rzeczy się po prostu przydarzają i nikt nie ma na to wpływu. W tym materialistycznym paradygmacie rozwinęliśmy kult autorytetów i cały wachlarz wiernopoddańczych zachowań. Powołaliśmy też do życia oparte na dominacji hierarchiczne organizacje oraz adekwatne struktury typu syjamscy bracia: pan-niewolnik, owieczka-pasterz, kat-ofiara w różnych odcieniach i wariantach przemocy, byśmy mogli nałogowo odgrywać zaprojektowane przez siebie role. Wyłączne posiłkowanie się tą fragmentaryczną wizją świata powoduje, iż pomimo pozornej poprawy, szczególnie bytu materialnego, nie następuje żadna istotna zmiana kondycji ludzkiej; ciągle mamy do czynienia z dobrze znaną historyczną kołowacizną w coraz to lepszym i coraz bardziej kosztownym opakowaniu: wojny, głód, zbrodnie, ucisk, dominacja, inwigilacja, paranoja kontroli społeczeństw i coraz bardziej bezczelny i ostentacyjny wyzysk.
Patologiczny światopogląd cementują mainstreamowe media, pompując 24 godziny na dobę oparte na strachu programy. Ostatnio, od prawie dwóch lat jesteśmy naświetlani perwersyjną kowidową propagandą i jej stresogennymi dezinformacjami; prawie dwa lata życia w większym lub mniejszym stresie, czasami – wielkim. Organizm żadnego zwierzęcia, żadnego człowieka nie jest przystosowany do znoszenia permanentnego stresu. Stres włącza w naszym organizmie tryb przetrwania. A kiedy żyjemy w trybie przetrwania, nasze pole widzenia drastycznie się zawęża, możemy się koncentrować tylko rzeczach doraźnych, materialnych, niezbędnych do przeżycia; w nieustannym napięciu skupiamy się na naszym ciele – jego stanie, na otoczeniu – by antycypować ewentualne niebezpieczeństwo i czasie – zadajemy sobie nieustannie pytanie, kiedy ta mafijna machina w końcu runie. Bezustanne skupianie się na materialnych aspektach, na ciele fizycznym sprawia, że stajemy się coraz mniej świadomi naszego wielowymiarowego ja, naszych wyższych, duchowych potrzeb. W ten sposób kierat oderwanych od Ducha jeńców materializmu obraca się dalej i wciąż… Niektórzy nazywają ten poziom matrixem, nawiązując do filmu: The Matrix, inni – piekłem.
Poziom drugi to poziom pola energii i opisuje go fizyka kwantowa; można je na przykład zobaczyć dzięki fotografii Kirliana czy bardziej współczesnym pracom dr Hiroshi Motoyamy; można też ćwiczyć i rozwijać swój wzrok, by postrzegać rzeczywistość pola. Harold Saxton Burr, który został profesorem szkoły medycznej w Yale w 1929 roku, poczynił przełomowe badania, z których wynika, że pola nie są – jak to dotychczas sądzono – epifenomenem materii (wytwarzane przez żywe organizmy), ale że to właśnie pola tworzą materię, układając się w linie sił, wokół których materia się formuje (na podobieństwo opiłków żelaza rozmieszczających się w konkretny wzór w polu magnesu). Te i podobne późniejsze badania (na przykład Marcela Vogela) pokazują dobitnie i jednoznacznie, iż to energia kształtuje materię. A w naszym antropomorficznym ujęciu: myśl jest energią, uczucia są energią, zatem to wsparta naszymi uczuciami myśl kształtuje materię (pisałem o tym w artykule: Człowieku, gdybyś ty wiedział…).
W polu trwa też nieustanny taniec energii. Na drodze spontanicznego wglądu doświadczył go i opisał między innymi Fritjof Capra w książce „Tao Fizyki”:
„[…] Pewnego letniego popołudnia, siedząc nad brzegiem oceanu, przyglądałem się niezliczonym falom i wczuwałem się w rytm mego oddechu. Nagle uświadomiłem sobie, że całe moje otoczenie uczestniczy w gigantycznym tańcu. Jako fizyk wiedziałem, że piasek, skały, woda i powietrze wokół mnie składają się z drgających molekuł i atomów, a te złożone są z cząsteczek, które oddziaływają między sobą, tworząc i niszcząc inne cząstki. Wiedziałem również, że atmosfera Ziemi jest stale bombardowana strumieniami promieni kosmicznych, cząstek o wysokiej energii ulegających wielokrotnym zderzeniom w trakcie przenikania powietrza. Wszystko to znałem z badań w fizyce wysokich energii, ale do tej chwili doświadczałem tego tylko poprzez wykresy, diagramy czy teorie matematyczne. Kiedy siedziałem na plaży, ożyły wcześniejsze doświadczenie; „zobaczyłem” kaskady energii spadające z kosmosu, w których cząstki powstawały i ginęły w rytmicznych impulsach, zobaczyłem atomy pierwiastków i atomy mojego ciała biorące udział w kosmicznym tańcu energii; czułem jego rytm i „słyszałem” jego odgłos. W tym momencie zrozumiałem, że jest to taniec Shivy, czczonego przez Hindusów Króla Tańca”.
Takie wglądy czy doświadczenia szczytowe mogą się pojawiać samoistnie, można też mieć do nich dostęp za pomocą medytacji czy środków psychotropowych. Zmieniają one zasadniczo i pozytywnie nasze funkcjonowanie i umiejętność czerpania satysfakcji z życia.[1]
Uświadomienie sobie, że świat jest fundamentalnie energią połączone z wiedzą, że myśl jest także energią, spowodowały kolosalny skok w rozumieniu siebie. Człowiek przestaje definiować siebie jako ofiarę okoliczności, na które nie ma żadnego wpływu i sięga po swoje duchowe dziedzictwo: zaczyna się postrzegać jako świadomy twórca w świecie myśli, suwerenny kreator rzeczywistości.
Poziom pierwszy to miejsce porządkującej wszystko Inteligencji, wymiar boskości, ukrytego porządku Bohma czy „filozofii wieczystej”. W fizyce zwie się go poziomem nielokalnym czy też poziomem energii punktu zerowego (ZPE). Opisuje go na przykład fizyka plazmy. Wewnętrznym odpowiednikiem tego wszechogarniającego poziomu jest oświecenie i idące z nim w parze doświadczenie mistyczne czy świadomość kosmiczna. Z tego typu doświadczenia zdaje relację w swojej książce „Autobiografia jogina” Paramahansa Yogananda:
„Sri Jukteswar mówił w sposób zagadkowy; byłem tym nieco oszołomiony. Uderzył mnie łagodnie w pierś powyżej serca. Ciało moje znieruchomiało całkowicie, jakby potężny magnes wyciągnął powietrze z mych płuc. Dusza i świadomość uwolniły się momentalnie ze swych fizycznych więzów i jak jakiś świetlisty fluid wypłynęły ze wszystkich porów mego ciała. Ciało było niby martwe, niemniej w głębi intensywnej świadomości wiedziałem, że nigdy przedtem nie żyłem w pełni. Moje poczucie tożsamości nie ograniczało się teraz do samego ciała, lecz ogarniało także wszystkie atomy. Ludzie na dalekich ulicach poruszali się łagodnie na odległej mej peryferii. Korzenie drzew i roślin były widoczne dzięki mglistej przejrzystości gleby; dostrzegałem wewnętrzny przepływ ich soków.
[…] Wszystkie przedmioty w obrębie mego panoramicznego widzenia drgały i wibrowały jak szybko zmieniające się obrazy filmu. Moje ciało i Mistrza, dziedziniec kolumnowy, meble i podłoga, drzewa i światło słoneczne w pewnej chwili gwałtownie się poruszyły, aż wszystko się roztopiło w świetliste morze, podobnie jak kryształy cukru wrzucone do szklanki wody rozpuszczają się, gdy się je porusza. Jednoczące wszystko światło pojawiało się kolejno po materializacjach form w metamorfozach ujawniających działanie prawa przyczyny i skutku w stworzeniu. Ocean radości uderzył o spokojne, nieskończone brzegi mej duszy; Duch Boga, zrozumiałem, jest niewyczerpaną szczęśliwością; ciało Jego to niezliczone tkanki światła”.
Tę trójpoziomową strukturę rzeczywistości i jej doświadczania przedstawił w eleganckiej alegorii jaskini Platon. W szóstym rozdziale „Państwa” Sokrates prosi Glaukona, by wyobraził sobie głęboką pieczarę, do której prowadzi długie, strome podejście zwieńczone wejściem, skąd dobiega światło. „W niej oni siedzą od dziecięcych lat w kajdanach; przykute mają nogi i szyje tak, że trwają na miejscu i patrzą tylko przed siebie; okowy nie pozwalają im obracać głów. Z góry i z daleka pada na nich światło ognia, który się pali za ich plecami, a pomiędzy ogniem i ludźmi przykutymi biegnie górą ścieżka, wzdłuż której widzisz murek zbudowany równolegle do niej, p o d o b n i e jak u kuglarzy przed publicznością stoi przepierzenie, nad którym oni pokazują swoje sztuczki”.
W ciemnościach jaskini żyje zatem grupa ludzi więzionych od dzieciństwa (poziom 3, matrix). Ich nogi i szyje są skute kajdanami w ten sposób, iż mogą patrzeć jedynie przed siebie na ścianę bezpośrednio przed nimi, nie mogą się obracać. Za nimi pali się wielkie ognisko, którego światło rzuca na ścianę cienie ich sylwetek. Z tyłu, za murem przechadzają się i rozmawiają ludzie, noszą różne rzeźby, przedmioty, które wystają ponad mur i które również rzucają cienie. Więźniowie widzą więc wyłącznie poruszające się cienie i słyszą echa głosów dobiegających z oddali, które biorą za głosy wydawane przez cienie; stopniowo rozwijają przekonania, że cienie i słyszane echo są prawdziwe, obdarzone niezależnym życiem. Jaskiniowcy – jako że sytuacja trwa od niepamiętnych czasów – postrzegają siebie jako istoty wolne i wyzwolone. Mogą przecież swobodnie polemizować, perorować, budować teorie czy snuć domysły na temat rzeczywistości postrzeganych cieni.
Aż pewnego dnia jeden z więźniów się uwalnia z okowów, odwraca się i widzi płonący ogień oraz ludzi, którzy rzucają cienie. Po początkowym etapie poznawczego szoku, rozumie, że cały jego świat legł w gruzach; uświadamia sobie, że żył zniewolony w świecie iluzji (pierwsza zmiana paradygmatu, poziom 2).
Bogaty w zdobytą wiedzę, widząc dobiegające w dali światło słoneczne, z duszą na ramieniu rusza ku wyjściu z pieczary. Gdy w końcu znajduje się na wolnym powietrzu i jego oczy oswajają się z oślepiającym blaskiem Słońca, kontempluje nieskończone bogactwo przyrody, jej paletę kolorów, słyszy symfonię dźwięków, czuje odurzającą zapachy… (druga zmiana modelu rzeczywistości, poziom 1).
Żyjemy w czasach epokowej zmiany paradygmatu, metaforycznego skoku kwantowego; stopniowo nasza cywilizacja, ludzie zrzucają skuwające ich od tysiącleci kajdany, odwracają głowę i – nie bez oporu – podejmują pierwsze kroki, by opuścić ciemną jaskinię, by uwolnić się z matrixa.
Od masowego wypierania do masowego wymierania
„Ptaki urodzone w klatce myślą, że latanie to choroba”.
Alejandro Jodorowsky
„Naszym najgłębszym lękiem jest to, że mamy nieograniczoną moc.
Nie nasza ciemność najbardziej nas przeraża, lecz nasze światło”.
Nelson Mandela
Na początek garść informacji o fluorze. O jego obecności informuje nas widniejący zazwyczaj na opakowaniach past do zębów napis: fluorek sodu. Od lat pięćdziesiątych XX wieku fluor (fluorek sodu) – silna neurotoksyna, która uszkadza mózg, jest powszechnym składnikiem past do zębów. W niektórych krajach dodaje się go do wody w kranach, jest też obecny w sporej ilości innych produktów żywnościowych [2]. Fluor – toksyczny odpad uzyskiwany przy produkcji aluminium – wchodzi również w skład trutek na insekty i gryzonie, jest głównym składnikiem niektórych leków psychotropowych (Prozac), jest też składnikiem wojskowego gazu bojowego sarin.
Podawanie ludziom niewielkich dawek fluoru sprawia, że są bardziej ulegli i podatni na manipulacje, obniża się też ich IQ. Dramatyczny spadek IQ obserwujemy na całym świecie; nie dzieje się to oczywiście wyłącznie za sprawą fluoru – w grę wchodzi wiele czynników [3]: odurzanie lekami, zatrutą żywnością, pestycydami, herbicydami, konserwantami, szczepionkami, metalami ciężkimi, GMO, ogłupianie tzw. edukacją, która jest niczym innym jak utylitarnym, monochromatycznym przysposobieniem korporacyjnym czy ostatnio panującą zarazą noszenia maseczek, które upośledzają pracę mózgu [4].
Gdy podczas II wojny światowej hitlerowcy szukali sposobu, by otumanić więźniów obozów koncentracyjnych, podawali im dawki fluoru w wodzie pitnej. Podobne eksperymenty przeprowadzano w rosyjskich Gułagach. W podobny też sposób rządy eksperymentowały na dzieciach, prowadząc akcje fluoryzowania zębów w szkołach.
Przyjmowanie fluoru powoduje zwapnienie szyszynki. Na poziomie fizjologicznym szyszynka jest bramą do oświecenia. Aktywacja szyszynki idzie w parze z przebudzeniem, z uwolnieniem się z matrixa, z wejściem na wyższy poziom egzystencji. A dla pasterzy taka perspektywa oznacza bezpowrotną utratę potulnej owieczki. Stąd troskliwa krzątanina wokół lukratywnej neurotoksyny.
Fluor to tylko jedna z wielu czarnych chmur gromadzących się nad Planetą i rodzajem ludzkim. Oprócz wspomnianych wyżej ogłupiaczy Słońce przysłaniają także potworności chemtrails (pisałem o tym zjawisku w felietonie: Kalecz, by leczyć), skażenie chemicznymi kosmetykami, hormonami wzrostu, promieniowaniem Wi-Fi, 5G i 6G, odpadami promieniotwórczymi itd. Człowiek w sposób bezprecedensowy zniszczył i niszczy Planetę, jej zasoby i siebie. De facto jesteśmy świadkami i uczestnikami szóstego masowego wymierania gatunków [6]. Tym razem jednak przyczyną zagłady jest nie meteor czy zlodowacenie, lecz człowiek i jego samobójcze działania. Całość makabrycznego przedstawienia wystawiają oligarchiczne rządy świata wraz ze sponsorującym je – korporacyjnym, z farmceutycznym na czele, faszyzmem (1%).
Dewastacja i skażenie środowiska odbijają aktualny stan świadomości człowieka, który indywidualnie i kolektywnie stoi twarzą w twarz ze swoim cieniem – z masowym wypieraniem swojej mocy twórczej, swojego życia uczuciowego i ograniczającymi przekonaniami, które wspierającymi ten stan rzeczy.
Wielu porażonych madianestezją ignoruje te fakty i trwa niewzruszenie w konsumenckiej katalepsji. Inni obracają głową w piasku i mówią, że lubią plażę i że jakoś to będzie i że bez ich wkładu też się obędzie. Jeszcze inni twierdzą, że i tak nie można nic zmienić, że już za późno i że rząd cieni. Są też tacy, co boją się, że zostaną poczytani za oszołomów New Age, foliarzy, kontrolowaną opozycję czy zwolenników teorii spiskowych.
Ujmowanie obecnych okoliczności w kategoriach frakcji, partykularyzmów czy jakichkolwiek innych “izmów” jest całkowicie nieadekwatne do sytuacji, w której stawką jest życie – to, co święte i czego jutro już – może nie być! Z jednego powodu – bierności i apatii tych, co o wszystkim wiedzą i – cicho siedzą. Ludzkość w swojej znakomitej większości przywodzi na myśl obraz szaleńca, który z tępym uśmiechem pieli własny ogródek, podczas gdy jego dom trawią płomienie pożaru. Edmund Burke trafnie ujął istotę rzeczy w stwierdzeniu: „Aby zło zatriumfowało, wystarczy, aby prawi ludzie nic nie robili”. Podobną myśl napotykamy u Alberta Einsteina: “Świat nie zostanie zniszczony przez tych, którzy czynią zło tylko przez tych, którzy patrzą na to bez podjęcia jakiegokolwiek działania”. „Kto milczy, ten przywala” – mówi u nas Mikołaj Rej.
Dlaczego nie reagujemy? Dlaczego nie podnosimy się z kolan, nie zrzucamy uprzykrzonego jarzma? Myślę, że wielu nie zdaje sobie nawet sprawy, że klęczy. Alejandro Jodorowsky, z którym rozmowa w początkach moich paryskich lat była mi niemałym wsparciem, mówi obrazowo, iż „Ptaki urodzone w klatce myślą, że latanie to choroba”. Sporo było badań wykazujących, jak trudno jest wyjść poza ramy długotrwałego warunkowania. Od tysiącleci kroczymy w koleinie matrixa i postrzegamy się jako nieświadome swej mocy twórczej bezsilne ofiary; bezsilność wydaje się nam tak naturalna, jak przepływ krwi w organizmie czy oddychanie. Tak właśnie jest, taki jest świat, takie jest życie i nic na to nie możemy poradzić – wzdychamy z cichą rezygnacją.
Jednakże era tej mrocznej opowieści dobiega końca, nadchodzi kosmiczny, cykliczny czas zmian i coraz więcej ludzi uświadamia sobie, czuje, że bezsilność jest rzeczą nabytą, że jest wyłącznie zestawem przekonań, z którymi się identyfikujemy i które można porzucić – jak stare łachmany. Po okresie fascynacji błyskotkami świata zewnętrznego czas zadbać o wnętrze, czas na uzdrowienie, na nowe szaty.
Holograficzne Piękno Wszechświata
„Piękno zbawi świat”
Fiodor Dostojewski
Raz jeszcze powracam do moich paryskich lat, kiedy to uczestniczyłem w konferencji Karla Pribrama, który przedstawiał opracowany wespół z Davidem Bohmem holograficzny model wszechświata. Pamiętam, że w pewnej chwili, mówiąc, że jesteśmy hologramem żyjącym w kosmicznym hologramie, zażartował i śmiejąc się, powiedział w wolnym tłumaczeniu coś w rodzaju: „Konia z rzędem temu, kto jest w stanie pojąć całą złożoność tego zjawiska”…
Wtedy, około 30 lat temu, były to pionierskie prace, dziś wiedza ta stanowi kanon współczesnej nauki – wiemy, że wszechświat jest hologramem; zagadnienie uzdrowienia należy zatem rozpatrywać w sposób całościowy, gdzie uzdrowienie fizyczne, emocjonalne i mentalne są ze sobą nierozerwalnie powiązane.
Każdy z nas jest bytem holograficznym i każdy z aspektów naszej istoty ma wpływ na
całość naszego istnienia i wszelkiego istnienia, wszystkich. Taka jest natura hologramu. To jak się czujemy, wpływa w sposób wymierny na osoby z naszego najbliższego otoczenia i nie tylko. Dr Dawson Church [6] przytacza niezwykłe badania wykazujące, że radość jednej osoby może wywołać radość u innej przez prawie rok. Kiedy ktoś w danej społeczności staje się radosny, prawdopodobieństwo tego, że jego małżonek, rodzeństwo, przyjaciel czy sąsiad także poczują radość, rośnie o 34 procent. Cytuje też przypadek, gdzie wykazano, że radość biorącego udział w badaniach ma wpływ na jego przyjaciela mieszkającego w odległości około dwóch kilometrów od niego. Szansa, że jego przyjaciel poczuje radość, wzrastała o 25 procent. Church pisze: „Nie tylko szczęśliwi ludzie oddziaływali na osoby dookoła nich, ale samo szczęście wykazało efekt domina. Nawet osoby w trzecim stopniu znajomości stawały się szczęśliwsze. Posiadanie przyjaciela, który znał kogoś, kto był szczęśliwy, zwiększyło szansę na radość o 15 procent, a nawet w przypadku osoby o jeszcze dalszym stopniu znajomości, prawdopodobieństwo nadal wynosiło 6 procent”.
Rzecz jasna te same prawa odnoszą się do emocji negatywnych. Jest oczywiste, że ktoś wypełniony stresem, gniewem, agresją zatruwa swoje otoczenie z równą skutecznością. „Pozytywna emocja i nastrój jednego z członków zespołu, szczególnie lidera, poodnosi wydajność całego zespołu. Natomiast zestresowani liderzy obniżą wydajność każdej osoby w swoim otoczeniu” – pisze Church.
Uzdrawiając siebie, uzdrawiamy jednocześnie i siebie i środowisko i świat. Uważam, że biorąc pod uwagę powyższe badania (nie są one odosobnione) samouzdrowienie powinno stać się jednym z naszych największych priorytetów i być może jednym z najbardziej efektywnych sposobów upragnionej poprawy sytuacji na Ziemi, a dbanie o swój dobrostan: fizyczny, emocjonalny, mentalny – szczególnie w dzisiejszych, pełnych wyzwań czasach – kładzeniem fundamentów pod działania przynoszące rzeczywiste pozytywne zmiany w świecie.
Innym krokiem może być świadome zwrócenie się ku Pięknu, poszukiwanie Piękna, kultywowanie Piękna. Na Ziemi Piękno jest heroldem poziomu pierwszego, bramą pozwalającą na komunię z rzeczywistością świata Ducha. Kontakt z Pięknem uzdrawia, ma właściwości kuracyjne [7]. Piękno jest dla mnie pochodnią i drogą ocalenia. Tak długo, jak nie wydobędziemy na powierzchnię naszej świadomości jego złożonych w nas pokładów, tak długo będziemy żyć w przeciętności, miałkości i banale – źródle wszelkich cierpień. Uważam, że szczególną rolę mają tutaj do odegrania artyści. Pisałem już wcześniej, iż: „Misją artysty jest […] bycie wizjonerem, pionierem, heroldem Kosmicznego Piękna. Artysta to Archanioł Piękna, to zwiastun Świata Piękna, do którego ma dostęp dzięki przebudzeniu swej transcendentnej jaźni. Jego Sztuka przekazuje ludzkości ów Święty Ogień, który rozpala Ducha i przenika wszystkie światy. Piękno jego sztuki jednoczy świat; jego dzieła mogą być tylko rozsadnikami Piękna”. [8]
Wziąwszy pod uwagę bezprecedensową w dziejach powagę sytuacji – artyści, poeci, muzycy, pisarze, malarze, rzeźbiarze mają dziejową okazję, by niczym mityczni Tytani, potrząsnąć starym światem; zakochani w wolności mogą stać się zaangażowanym zjednoczonym głosem tej niezwykłej epoki, zdolnym powołać do życia nowe wzniosłe formy teatru, muzyki, tańca, literatury, poezji, filmu. Nowe misteryjne formy są potrzebne, pozwalające cywilizacji odrodzić się – formy, które opiewają wartości etyki, sprawiedliwości społecznej, poszanowania wszelkiego życia, praw naturalnych, wspólnego dobra, równości, braterstwa, skarbu więzi międzyludzkich, suwerenności i godności każdego człowieka.
W tym miejscu, ku inspiracji, przytoczę słowa Stanisława Witkiewicza (ojca), który lata temu (15.02.1905) w liście do syna pisał:
„Chciałbym, żebyś stanął na najradykalniejszym stanowisku – to jest na stanowisku absolutnej sprawiedliwości społecznej, która jest wcieleniem jedynej wartej czci siły łączącej ludzkość – miłości. Z dzisiejszych ustrojów społecznych nie może zostać nic. Są to podłe, smrodliwe, pełne ciemnych nor, w których się lęgnie zbrodnia – budy, te tak zwane gmachy społeczne. Z tym trzeba walczyć z całą bezwzględnością – a do wszystkich ludzi stać na stanowisku najwyższej miłości. Oto wytyczne słupy drogi, po której idąc, człowiek nie spodleje i nie zgłupieje. To stanowisko uchroni go od ugrzęźnięcia w egoizmie klasowym i w idiotyzmie partyjnym. Sceptycyzm i cynizm w sferze zagadnień społecznych są objawami niskiego stanu rozwoju uczuć, przy niekiedy dużym rozwoju zdolności kombinowania. Są to zresztą bezpłodne stany psychiczne”.
Uważam, że to właśnie artyści z tytułu wrażliwości, której są depozytariuszami, opiekunami i strażnikami – są szczególnie predysponowani, by świadomie nieść pochodnię serca przez ciemność tych czasów, gdyż to ono świadczy o naszym człowieczeństwie. Serce nigdy nie mówi o dyskryminacji, chciwości, uległości, szantażu, segregacji, izolacji, manipulacji, zniewoleniu. Serce jest szlachetne, szczodrobliwe, nieustraszone, bije po to, by w radości służyć innym i każdy natchniony artysta pragnie temu dać temu wyraz w swojej sztuce.
Zakończę powrotem do poziomów egzystencji. Każdy z nich jest fundamentalnie poziomem czy wymiarem wibracji. Poziom matrixa jest strefą niskich wibracji opartych głównie na strachu, uległości i nałogowej zależności od systemu. Otrzymujemy tu nieustannie dezinformacyjną papkę, która nas utwierdza w iluzji, że nie mamy wyboru, że jesteśmy bezsilnymi ofiarami i nie jesteśmy odpowiedzialni za nasze emocje i wiele aspektów życia; od tego są ci, co wiedzą: rząd, Big Pharma, Kościół itd. Człowiek jest warunkowany w ten sposób, by nie mógł sobie nawet wyobrazić innego świata i życia bez – przedstawiających się w szatach zbawicieli – swoich oprawców. Tutaj frenetycznie „tworzymy”: opracowujemy coraz doskonalsze narzędzia i metody zniszczenia siebie i świata. Myślę, że wraz z szóstym wymieraniem rozumiemy już, że jesteśmy w tym naprawdę dobrzy i że znaleźliśmy się w ślepej uliczce.
Poziom drugi otwiera zupełnie nowe perspektywy. Tu wraz ze wzrostem samoświadomości rozumiemy, że w każdej sytuacji możemy wybierać nasze emocje i myśli i w ten sposób – indywidualnie i kolektywnie – współtworzyć świat, w którym żyjemy. Rozumiemy, że każde uczucie, każda myśl, jest pociągnięciem pędzla na płótnie arcydzieła naszego życia. Rozumiemy, że w trudnych chwilach naszą elementarną odpowiedzialnością wobec siebie i innych ludzi jest niepoddawanie się emocjom rozpaczy i beznadziei, gdyż w ten sposób dolewamy oliwy do ognia, stajemy się nieświadomymi kolaborantami matrixa. Tutaj postrzegamy siebie jako istoty pełne mocy twórczej, które niezależnie od okoliczności, ufnie pielęgnują zakotwiczoną w sercu jasną wizję przyszłości i towarzyszącą tej wizji myśl zwycięstwa. I z tego gruntu wyrastają światłe, szlachetne, pełne rozmachu działania.
Na poziomie pierwszym wiemy, że nie ma innych ludzi, jest wszechogarniające: Jam jest.
Poznań, 10. 09. 2021
Wiktor Gołuszko
[1] Psychology today: One Mystical Psychedelic Trip Can Trigger Lifelong Benefits
[2] Tracking Fluoride In The National Food Supply
[2] Chemist declares fluoride to be one the greatest public health threats of modern times
[2] Fluoride Officially Classified As A Neurotoxin In World’s Top Medical Journals
[2] Harvard Study: Strong Link Between Fluoridated Water and Bone Cancer in Boys
[2] Fluoride water causes cancer
[2] Yes, Fluoride make you stupid
[4] Children Born During Pandemic Have Lover IQ
Na marginesie dodam, iż niewątpliwie niemałe znaczenie ma również wprowadzane programowo zubażanie języka w szkołach. Mamy do czynienia nie tylko ze spadkiem wiedzy leksykalnej – język skrótowy, toporny, smsowy, ale też z zanikiem finezyjności języka, jego subtelności. To z kolei oznacza trudności w wyrażaniu i komunikowaniu swoich emocji, formułowaniu bardziej wyrafinowanych myśli. Skądinąd wiadomo dzisiaj, że nieumiejętność wyrażania tychże emocji poprzez słowa prowadzi do zachowań przemocowych.
[5] Zgotowaliśmy Ziemi szóste masowe wymieranie
[5] Grozi nam masowe wymieranie gatunków
[6] Dr Dawson Church, Myśl to materia
[7] Don Campbell, The Mozart Effect
.
.
O autorze:
Wiktor Gołuszko jest poetą, pisarzem, kompozytorem, prelegentem, doradcą ds. rozwoju potencjału twórczego. Wydał tomik prozy: “Ulisses”, publikował w pismach literackich i społeczno-kulturalnych, takich jak ZESZYTY LITERACKIE, Nieregularne Pismo Kulturalne KWARTALNIK, NEUROKULTURA – medium zaangażowane, Magazyn Literacki MINOTAURYDA, Portal Społeczno-Artystyczny EPRAWDA, Pismo Społeczno-Literackie WAKAT, e-Dwutygodnik Literacko-Artystyczny PISARZE.PL, Magazyn Literacko-Artystyczny HELIKOPTER, kwartalnik KRYTYKA LITERACKA, kwartalnik literacko-artystyczny AFRONT, MEDIUM PUBLICZNE i inne. Jego wiersz: “Ostatnia Wieczerza” wszedł w skład antologii poezji polskiej poświęconej Beethovenowi, która znalazła się w biografii kompozytora zatytułowanej: “Beethoven – Próba Portretu Duchowego” autorstwa Adama Czartkowskiego. Obecnie artysta ukończył pracę nad misterium: “Hieros Gamos czyli Święte Gody” – sztuką z pogranicza poezji i teatru, do której skomponował również muzykę. Blog autora: