Wiktor Gołuszko – Bullshit jobs, misja i Pole

 

“Bullshit jobs”

„Nie jestem do niczego przydatny. /…/ Całkowicie zależny od społeczeństwa, które mnie otacza, jestem mu – jeśli o mnie chodzi – z grubsza nieużyteczny; wszystko, co potrafię robić, to produkować wątpliwe komentarze na temat przeżytych obiektów kulturalnych ./…/ Większość ludzi, którzy mnie otaczają jest w podobnej sytuacji”.

Michel Houellebecq, Cząstki elementarne

.

„Pewnego razu, kontemplując pozorny wzrost odpowiedzialności administracyjnych w działach akademickich, przyszła mi do głowy możliwa wizja piekła. Piekło to zbiór ludzi, którzy spędzają większość swojego czasu, wykonując pracę, której nie lubią i w której nie są szczególnie dobrzy”.

David Graeber

.

Tytuł artykułu nawiązuje do pamfletu amerykańskiego antropologa Davida Graebera, zatytułowanego: On the Phenomenon of Bullshit Job, w którym piętnuje on biurokratyzację ekonomii i proliferację zawodów bezużytecznych, które nazywa bullshit jobs.

Jego zdaniem, spora ilość ludzi pracujących w biurach staje się wyalienowana, poświęcając swoje życie pracom niepotrzebnym, pozbawionym sensu (w powyższym cytacie postawę tę reprezentują słowa bohatera powieści „Cząstki elementarne”). Przy czym mają oni na ogół świadomość powierzchowności swojego wkładu w życie społeczeństwa. Sytuacja ta pociąga za sobą głębokie szkody moralne na poziomie jednostki i cywilizacji.

We wstępie Graeber cytuje ekonomistę Johna Maynarda Keynesa, który w 1930 przepowiadał, że pod koniec XX wieku rozwój technologii pozwoli zmniejszyć tygodniowy czas pracy do piętnastu godzin. O ile jednak w wielu sektorach robotyzacja rzeczywiście miała miejsce, o tyle technologia została tak przekabacona, byśmy pracowali jeszcze więcej. Stworzono w tym celu całą masę zawodów, bez których świat mógłby się doskonale obejść: usługi finansowe, prezes funduszów inwestycyjnych, telemarketing, komentator polityczny, przewodnik po galeriach handlowych, spin doctor, ekspert TV, trader, lobbysta, aktuariusz, telemarketer, HR, PR, itd.

Autor konkluduje, że – paradoksalnie – neoliberalizm doszedł do tego samego punktu, co sowieckie systemy totalitarne drugiej połowy XX wieku: zatrudnianie jak największej liczby ludzi po to, by nic nie robili.

Graeber doszukuje się przyczyn tej sytuacji w istniejącym status quo. Klasa rządząca zdała sobie sprawę, że ludzie szczęśliwi, produktywni i jednocześnie mający czas wolny są dla niej śmiertelnym zagrożeniem (przytacza tu precedens, jakim był rozwój wypadków w latach 60).

.

Praca a misja

„Moim zdaniem, to szkoda, że jest tyle pracy w świecie. Jedną z najsmutniejszych rzeczy jest to, że jedyną rzeczą, którą człowiek mógłby robić osiem godzin dziennie, dzień po dniu, to pracować. Nie można jeść osiem godzin dziennie, ani pić osiem godzin dziennie, ani kochać się osiem godzin dziennie – wszystko, co możecie robić przez osiem godzin, to pracować. Jest to powód, dla którego człowiek czyni siebie i wszystkich wokół nędznymi i nieszczęśliwymi”.

William Faulkner

.
„Czyż podobna, by wystarczyło wam życie w świecie, w którym umarł duch?”

Yukio Mishima

.

Z badań przeprowadzonych przez magazyn Fortune wynika, że prawie pięćdziesiąt procent kobiet na stanowiskach dyrektorskich myśli o rezygnacji z pracy. Udało im się przebić, wspiąć na wysokie szczeble hierarchii zawodowej, by po latach wyczerpującej wspinaczki uświadomić sobie, że… drabina była przystawiona do niewłaściwej ściany.

Menadżerowie wysokiego szczebla opuszczają dziś przedsiębiorstwa – można tu wręcz mówić o trendzie – i otwierają (na przykład) pensjonaty pośród przyrody. Według słów ludzi, którzy dokonali takiej życiowej przemiany, wiąże się ona z poczuciem wolności, odrodzenia, bycia w zgodzie ze sobą. Czynnikiem wyzwalającym proces transformacji jest najczęściej kryzys osobisty: zwolnienie z pracy, rozwód, śmierć drogiej osoby, narodziny, kłopoty ze zdrowiem.

Prezes korporacji American Express zrezygnował ze stanowiska, które przynosiło mu – bagatela – cztery miliony dolarów dochodów rocznie. Odszedł, ponieważ – jak to sam ujął – chciał pożyć. Odpowiedź symptomatyczna, gdyż –  właśnie – nie o zwykłą zmianę pracy tu chodzi, tylko o globalną metamorfozę naszego stosunku do życia, zmianę paradygmatu.

W dobie dzisiejszej wielu ludzi odchodzi ze swojej dotychczasowej, często dobrze płatnej pracy, gdyż nie daje im ona poczucia satysfakcji, spełnienia.  Niektórzy sami rezygnują, inni są zwalniani w procesach restrukturyzacji i zwolnień w firmach. Instytucja pracy li tylko zarobkowej, pracy dla przysłowiowego chleba, zrodzona z mechanistycznej wizji świata przeżywa swój schyłek. Coraz większa liczba osób uświadamia sobie, że przyszła na świat z celem znacznie większym niż przetrwanie, że są istotami duchowymi, których zadaniem jest wyrażenie tego faktu z całą mocą w świecie.

Mechanistyczny paradygmat jest unilateralną interpretacją rzeczywistości, właściwą dla lewej półkuli naszego mózgu. W kontekście tym praca – poza kilkoma zarezerwowanymi dla geniuszy wyjątkami – jest postrzegana jako żmudna i niewdzięczna harówka, ów przysłowiowy kierat. Wymiar twórczy pracy, aspekty radości, wielkości, rozmachu czy piękna są nieobecne. Ludzie chodzą do monotonnej, nie dającej poczucia spełnienia pracy, dzieci uczęszczają do obowiązkowej, przypominającej obozy indoktrynacji szkoły i wszyscy czekają na upragnione wakacje czy urlop, który pełni rolę wentyla bezpieczeństwa i rzadko jest odpowiedzią na ich głębokie potrzeby.

Wpajany już w szkołach i powielany od pokoleń model świata, w którym rozszczepiamy naszą ekspresję na przeciwstawne warianty typu: praca-zabawa, praca-przyjemność, praca-twórczość jest źródłem poczucia absurdalności naszych działań, źródłem wrażenia braku sensu w życiu i – mniej lub bardziej uświadomionego – rozdarcia i bólu.

Praca wynikająca z misji likwiduje tę wielowiekową dychotomię, przywracając naszemu życiu jego utraconą integralność. I jednym z najbardziej uniwersalnych wyzwań stojących dziś przed człowiekiem jest prowadzenie życia twórczego, wynikającego z realizacji życiowej misji i pozwalającego być w intymnym kontakcie ze swoją wewnętrzną mocą.

.

Misja

“Brak celu w życiu jest największym zagrożeniem dla życia i zdrowia”.
Deepak Chopra

.
“Życie bez celu jest błądzeniem”.
Seneka

.
“Człowiek nie musi w życiu wiedzieć wszystkiego, musi jedynie znaleźć swoją drogę”.

Albert Einstein

..

Czym zatem jest życiowa misja? Nie jest ani pracą, ani rolą, której się podejmujemy. Misja jest wielkim ideałem, który nadaje naszemu życiu poczucie sensu, znaczenia, jest nadrzędnym celem, z którego wyrastają wszystkie inne. To on określa role, które gramy w życiu (różnorodne tożsamości przyjmowane w celu realizacji misji). Niektórzy określają ją innymi słowami i mówią o powołaniu, posłannictwie, racji bytu, życiowym kontrakcie czy własnej legendzie.

W każdym z nas jest coś, co uwielbia robić, co go pasjonuje, co pozwala mu czuć, że żyje pełnią życia, że wznosi się ponad codzienność do krainy cudów. Tym czymś jest  realizacja życiowej misji – dzielenie sie z innymi skarbem swojej niepowtarzalnej indywidualności.

Misja jest pojęciem znacznie szerszym niż praca. Jeśli całą swoją osobowość zamykamy w wykonywanej przez siebie pracy, to w razie konieczności zmiany, nasze poczucie tożsamości na pewno ucierpi. Widać to wyraźnie w przypadku osób, które popadają w choroby lub umierają zaraz po osiągnięciu wieku emerytalnego.

Człowiek, związek, rodzina, zespół, przedsiębiorstwo, społeczność, naród, cywilizacja – wszyscy mają swoją misję.

.

Odkrycie i realizacja misji

“Dano Ci czas i nie zmarnuj go, żyjąc cudzym życiem. Nie daj się zwieść dogmatom, co polega na życiu wedle tego, co wymyślili inni. Niech w hałasie cudzych głosów nie zatonie Twój własny głos. I co najważniejsze, miej odwagę, by iść za głosem serca i duszy. One jakoś wiedzą, kim naprawdę chcesz się stać”
Steve Jobs
  .

“Dwa najważniejsze dni w Twoim życiu to dzień, w którym się urodziłeś i dzień, 
w którym odkryłeś po co”.

Mark Twain
 .

“Nie chodź tam, dokąd może zaprowadzić cię droga; zamiast tego idź tam, 

gdzie ścieżki nie ma w ogóle, i pozostaw za sobą szlak”.

Ralph Waldo Emerson

.

Odkrycie i realizacja misji wiąże się z rozwojem prawej półkuli naszego mózgu, z rozkwitem kobiecej części naszej psyche, z odczuwaniem świata. Realizując misję doprowadzamy do równowagi między pracą lewej i prawej półkuli, między sercem i umysłem. W rezultacie możemy pełniej korzystać z naszego nieskończonego potencjału, mieć szerszy dostęp do zasobów naszego twórczego geniuszu.

.

Odnaleziona równowaga pozwala również na głębszą niż dotąd percepcję rzeczywistości i tym samym – na polepszenie jakości naszej interakcji z Polem (w znaczeniu rozumianym przez fizykę XXI wieku). Stopniowo powierzamy się nurtowi życia, pozwalając się nieść magicznym koincydencjom. W tym procesie emancypacji nasz paradygmat ulega przemianie: poprzez tajemnicze wydarzenia synchroniczne nawiązujemy intymny dialog ze wszechświatem, zaczynamy odczuwać rosnącą więź partnerstwa z Wielkim Misterium Ewolucji, z Polem.

Odkrycie i realizacja życiowej misji pozwala wyzwolić się z bezwiednej identyfikacji ze świadomością społeczną i podążać własną, oryginalną drogą. Proces realizowania misji jest niczym innym, jak duchowymi narodzinami. Jest też on równie intensywny i święty, jak cud fizycznego poczęcia.

.

Odkrycie życiowej misji jest fundamentalną potrzebą duchową każdego człowieka. Jej realizacja jest jednoznaczna z przebudzeniem w sobie alchemika, geniusza, z wyrażeniem swojej kwintesencji, którą jest: Twórczość!

.

Realizowanie misji jest najbardziej naturalną ścieżką duchowego rozwoju – królewskim traktem ku oświeceniu.

.

Szerszy kontekst – Pole

„Gdy nie ma widzenia, naród się psuje”.
Biblia tysiąclecia, Księga Przysłów 29:18
„Wybierzcie pracę, którą kochacie a nie będziecie musieli pracować 
ani jednego dnia w waszym życiu”.
Konfucjusz

“Snuj wielkie marzenia; tylko wielkie marzenia
poruszają ludzkie dusze
“.
Marek Aureliusz

.

Z jednej strony mamy więc zjawisko bullshit jobs oraz badania statystyczne, w których to analizowano stopień satysfakcji z pracy. Wynika z nich, że tylko 12 % pytanych jest w pełni zadowolonych z wykonywanego przez siebie zawodu! Aż 88% nie jest usatysfakcjonowanych swoją pracą (uczestnicy graeberowskiej wizji piekła)! Podobna ilość nie wykorzystuje w pracy swoich talentów (ankieta Instytutu Gallupa przeprowadzona w 36 krajach, pośród 1.7 miliona pracowników wielkich organizacji).

Z drugiej strony zapotrzebowanie społeczne na takie a nie inne zawody, przydawanie im takiej a nie innej wartości (poprzez płace czy przywileje) jest jednym z probierzy stopnia rozwoju cywilizacji. Wskazuje też na osiągniętą przez nią równowagę. Lub jej brak.
Otóż znakomita większość zawodów jest  zorientowana na handel, tzw. rozwój gospodarczy. Zgoła znikome jest natomiast zapotrzebowanie na zawody artystyczne, związane z wysoką sztuką: na poetów, choreografów, aktorów, rzeźbiarzy, malarzy, itd. Niskie płace praktykowane w tym obszarze (oprócz jednostek wybitnych w swojej dziedzinie, lecz ten wyjątek dotyczy wszystkich zawodów) są też zwierciadłem świata wartości dzisiejszych społeczności.

Nawiasem mówiąc, niemałą rolę w tym procesie dewaloryzacji i zaszczepiania aberracyjnej hierarchii wartości odgrywają media. Przyznając pewnym programom i informacjom pierwszeństwo, nobilitując notorycznie tandetę, instalują podprogowo przekonanie, że to właśnie te, a nie inne rzeczy są ważne. Dotyczy to szczególnie kultury i sztuki. Traktując je systematycznie zdawkowo, media stwarzają pozory, że życie kulturalne narodów toczy się poza obrębem ich codzienności. Poprzez tę uporczywą marginalizację przyczyniają się walnie do rozkładu cywilizacji. Tak długo, jak kultura i sztuka będą wymiatane na obrzeża naszego życia, tak długo nie ma mowy o zdrowym i harmonijnym społeczeństwie.

W tym miejscu interesującym może być ujęcie całości zachodzących procesów w szerszym kontekście Pola energii i informacji. Ze szczytu góry widać zupełnie inne rzeczy, niż u jej podnóża.

Człowiek i zbiorowiska ludzkie są Polem i jako takie podlegają prawom fizycznym właściwym dla procesów w świecie energii. Zrozumienie tego faktu przeniknęło do języka potocznego w pojęciach takich, jak skok kwantowy czy masa krytyczna. To ostatnie odnoszono pierwotnie wyłącznie do procesów fizykochemicznych i oznaczało ilość materiału rozszczepialnego potrzebną do rozpoczęcia niekontrolowanej reakcji łańcuchowej. Z czasem zauważono jednak, że opisuje ono równie dobrze prawidłowości zachodzące w świecie materii ożywionej i stopniowo weszło do języka potocznego. Świadomość istnienia zjawiska masy krytycznej pozwala na przykład zrozumieć w jaki sposób tak niewielu może dokonać tak wiele. Wiedza ta ma kapitalne znaczenie praktyczne, może być źródłem wsparcia i otuchy w sytuacjach, które pozornie wydają się bez wyjścia.

Innym takim pojęciem są struktury dyssypatywne, za pracę nad którymi belgijski chemik Ilya Prigogine otrzymał nagrodę Nobla. Cytuję Prigogina (tłumaczenie własne):

„Termodynamika procesów nieodwracalnych odkryła, że przepływy które przechodzą przez pewne systemy fizykochemiczne, oddalając je od równowagi, mogą zasilać zjawiska spontanicznej samoorganizacji, załamania symetrii i ewolucji ku rosnącej złożoności i różnorodności. Zatem, bynajmniej nie będąc dziełem przypadku, zjawiska braku równowagi czy struktury dyssypatywnej dają nam dostęp do złożoności”.

Ilya Prigogine, Isabelle Stengers – „Nowe przymierze”

.

Tak, jak w przypadku masy krytycznej, pojęcie to początkowo było zarezerwowane dla procesów chemicznych, później znalazło ono zastosowanie w innych dziedzinach i naukach.

Progogine twierdzi, że system, który wszedł w stan nierównowagi (struktury dyssypatywnej) w pewnym momencie spontanicznie się reorganizuje i wchodzi na wyższy stopień złożoności.

Niewątpliwie nasza cywilizacja odeszła, a właściwie – biorąc pod uwagę tempo zmian – odbiegła daleko od stanu równowagi. Widać to na wymienionych powyżej przykładach z dziedziny tzw. rynku pracy i – jeśli ktoś dojrzał, by dojrzeć – wszędzie, gdzie by nie spojrzeć (jesteśmy w trakcie szóstego masowego wymierania gatunków)!

.

Ziemia i ludzkość znalazły się w – bezprecedensowym w dziejach – punkcie krytycznym. Lecz – tak, jak to rozumiem – jest to część naturalnego procesu ewolucyjnego, gdzie kryzys zawsze poprzedza wszelką zmianę i gdzie każdy nowy poziom ewolucyjny, który się wyłania, charakteryzuje się zwiększoną szybkością i złożonością zachodzących w nim zmian. Tak to przynajmniej odbywało się dotychczas.

Jako system weszliśmy w stan struktury dyssypatywnej, która może (lecz nie musi) się zreorganizować i osiągnąć wyższy poziom ewolucyjny. Nie musi, gdyż tym razem w paradę ewolucji wszedł człowiek i to, co działo się dotąd w sposób naturalny, dziś – stoi pod wielkim znakiem zapytania. Wygląda na to, że – raz jeszcze – wszystko jest w naszych rękach. Przynajmniej jeszcze przez jakiś czas.

Optymizmem napawa więc fakt, że właśnie teraz pojawiają się te badania stawiające pytania o pracę, że pojawiają się teksty takie jak Davida Graebera. Postrzegam te inicjatywy jako zwiastuny reorganizacji i ruchu w kierunku równowagi. Z wolna budzi się świadomość znaczenia fundamentalnego zagadnienia, jakim jest misja czy praca mająca głęboki sens i coraz więcej ludzi odwraca się od istniejącego status quo i szuka pracy radosnej, dającej poczucie spełnienia.

Powracając do cytatu z Konfucjusza, uważam że wykonywanie pracy, którą się kocha jest właśnie tą wizją, której nam trzeba, by dokonać koniecznej dziś zmiany paradygmatu.

.

Wiktor Gołuszko

.

O autorze:

IMG_20170804_145259

Wiktor Gołuszko jest poetą, pisarzem, tłumaczem, kompozytorem, blogerem (Blog Wiktora Go). Wydał tomik prozy: „Ulisses”, publikował w pismach literackich i społeczno-kulturalnych, takich jak Zeszyty LiterackieNieregularne Pismo Kulturalne KwartalnikNeurokulturaMagazyn Literacki Minotaurydaportal społeczno-artystyczny Eprawdapismo społeczno-literackie Wakatportal Pisarze.plMagazyn Literacko-Artystyczny HelikopterMedium Publiczne, Wegetariański Świat, Szaman. Jego wiersz: “Ostatnia Wieczerza” wszedł w skład antologii poezji polskiej poświęconej Beethovenowi, która znalazła się w biografii kompozytora zatytułowanej: “Beethoven – Próba Portretu Duchowego” autorstwa Adama Czartkowskiego. Obecnie artysta ukończył pracę nad misterium: “Hieros Gamos czyli Święte Gody” – sztuką z pogranicza poezji i teatru, do której skomponował również muzykę.

.

Subskrybcja
Powiadomienie
12 Komentarze
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
Mariusz Wesołowski
6 years ago

To wszystko jest słuszne i bardzo ładne, ale ilu z nas ma praktyczną szansę na robienie tego, co się lubi i jeszcze w dodatku otrzymywanie za to pieniędzy? Porzucenie statusu „salary-man” (jak to mówią Japończycy) też nie jest takie proste – ten prezes American Express mógł sobie na to pozwolić, gdyż z pewnością posiadał niezły majątek. W naszych warunkach trzeba pracę traktować jako zło konieczne, mieć pełną świadomość, że wykonuje się ją tylko dla utrzymania siebie i swoich bliskich, wybrać jej najwygodniejszą formę (nawet jeżeli to jest “bullshit job”), a swoje prawdziwe życie prowadzić w wolnych chwilach. Tak robili Kafka i Eliot. Inne rozwiązanie dostępne jest tylko bardzo, bardzo nielicznym jednostkom. O ideałach łatwo jest mówić, ale zrealizowanie ich to zupełnie inna sprawa.

6 years ago

Zgadzam się oczywiście z oczywistym – że od idei do jej realizacji upływa trochę czasu. Jednakże, jeśli nie podjęlibyśmy radosnego trudu realizacji naszych marzeń czy idei, tkwilibyśmy w tym samym miejscu od początków stworzenia. Nieustannie jednak pojawiają się wichrzyciele starego ładu, proponują nowe rozwiązania, inne spojrzenie i po jakimś czasie te myśli, te pomysły zmieniają całkowicie dotychczasowe status quo. Przykładem może być rewolucja kopernikańska czy przemysłowa. Dla mnie rzecz nie jest w tym czy łatwo czy trudno o czymś mówić, lecz by rozwijać myśl, kultywować wizję tego, dokąd zmierzamy i rzeczywiście tam dążyć – pisać, rozprzestrzeniać informacje, podejmować wynikające z tych myśli działania, które mogą polepszyć los ludzkiej wspólnoty. I z czasem, krok po kroku, to co jeszcze wczoraj było ideą, dziś staje się cieszącym nasz umysł i serce konkretem.

Mariusz Wesołowski
6 years ago
Reply to  Wiktor

Szczerze podziwiam Pański optymizm, ale w świetle doświadczenia musi się on okazać tylko pobożnym życzeniem. Ja nie napisałem, że od idei do jej realizacji upływa trochę czasu. Napisałem natomiast, że pewne idee mają bardzo ograniczone lub nawet zerowe szanse na realizację.

Porównuje Pan domniemany rozwój ludzkości do postępu w nauce i technologii. Takie porównanie jest błędne ze względu na podstawowe różnice między tymi procesami. Warto również pamiętać, że w ostatecznym rozrachunku tak rewolucja kopernikańska, jak rewolucja przemysłowa leżą u podstaw naszego obecnego kryzysu. Pierwsza zdegradowała Ziemię, zatem człowieka, zatem w końcu samego Boga, powodując teraźniejszą pustkę numinotyczną (Kościół zdawał sobie sprawę z tego, kiedy podjął prześladowanie Galileusza). Druga zaś w oczywisty sposób doprowadziła do spustoszenia natury i mechanizacji naszego życia.

Jeśli chodzi o tak zwany „postęp ludzkości”, to w obliczu faktu, że wiek XX był – jak dotąd – najkrwawszym okresem w historii człowieczeństwa, mam co do tej hipotezy nastawienie bardzo sceptyczne. Bieżąca moda na obcinanie głów i palenie ludzi żywcem też nie napawa nadzieją. Jedyna prawdopodobna forma „postępu” – czy raczej ewolucji – gatunku Homo sapiens (w przeszłości, jak również potencjalnie w przyszłości) ogranicza się do sfery świadomości. Propagujące ją teorie Gebsera i Jaynesa, jak również ideał „nadczłowieka” Nietzschego oraz metody Gurdżijewa i Uspienskiego, mają jednak bardzo mało wspólnego z moralnością.
Ludzkość wydaje się nie tyle podlegać linearnemu postępowi, co funkcjonować w kontekście tradycyjnych pojęć dobra i zła jak naczynia połączone – zło obniżone w jednym miejscu natychmiast podnosi się w innym. Na przykład: zaczęliśmy naprawdę przejmować się losem milionów mordowanych zwierząt (co jest bardzo chwalebne), a równocześnie popieramy aborcję, która morduje miliony istot ludzkich. Szczycimy sie osiągnięciami demokracji, w obronie których zamaskowane bojówki Antifa atakują obrońców wolności słowa, czyli podstawy demokracji. Itd., itp.
Wspomina Pan z aprobatą o „wichrzycielach starego ładu”. Niestety większość tych wichrzycieli, tych handlarzy utopii, doprowadziła do największych tragedii w dziejach ludzkości. Wystarczy tu wskazać na niesławne – i wciąż jeszcze nie zakończone – dzieje komunizmu. Komuniści (przynajmniej ci naprawdę ideowi) też wierzyli w „radosny trud realizacji naszych marzeń czy idei”, który zaowocował dwudziestoma milionami ofiar. Podobnych przykładów jest wiele.
Możemy więc albo wyciągać wnioski z faktów, albo zażywać placebo pozytywnego myślenia. Pan oferuje placebo, ja wolę trzymać się faktów. Z pewnością nie czyni to mojego życia łatwiejszym, jednak przedkładam gorzką rzeczywistość nad lukrowaną fikcję. Taki już jestem masochista…8-)

6 years ago

Dziękuję za komentarz Panie Mariuszu. Rzecz jasna, jeżeli człowiek spojrzy na tzw. fakty – raczej się zgodzi z Pańskim punktem widzenia. Ja spoglądam na wszystko od strony wiedzy, którą daje nam nowa fizyka i biologia. A te mówią jednoznacznie: świadomość kształtuje materię. Wiadomo to między innymi z prawa nieoznaczoności Heisenberga, wiadomo z upadku teorii tzw. determinizmu genetycznego.

Co do faktów – wynikają one bezpośrednio ze staromyślenia i braku wiedzy, że myśl tworzy rzeczywistość. Jednak od czasu rewolucji kwantowej wiedza ta przenika stopniowo do ogółu społeczeństwa. To prawda, że w szkołach nie uczy się jeszcze kultury myśli. Ponieważ wiem, że myśl tworzy – miło mi myśleć, że ta perspektywa nie jest tak odległa.

Czymże są remisje wynikające ze wspomnianego przez Pana placebo jeśli nie rezultatem pełnej wiary myśli, że dany specyfik jest skuteczny. Ot – zmiana myślenia i można w jednej chwili przejść od perspektywy niechybnej śmierci do cudownego uzdrowienia.

Kazik
6 years ago

Celem każdego żywego organizmu jest przeżycie. Wiadomo że jajka są nosicielem życia, ale Chińczycy zakopują je w ziemi i jedzą je czarne, które Europejczycy uważają za szkodliwe dla zdrowia. Tak więc co jest sensowne w jednej kulturze jest bezsensowne w innej. Niemcy podbijając Polskę wyryli na swoich obozach hasło Arbeit Macht Frei, albo Jedem Das Seine. To było niewątpliwe zabójcze dla Polaków, ale dla Niemców jest do dzisiaj źródłem wielkiej mocy. Tak więc nie ma absolutnego sensu, jest sens względny.

Mariusz Wesołowski
6 years ago
Reply to  Wiktor

Ja również dziekuję za odpowiedź. Cóż, żeby w pełni ustosunkować się do niej, musiałbym napisać wielki tom. To jest właśnie problem z używaniem tak olbrzymich uogólnień, jak „świadomość kształtuje materię”. Każde z trzech zawartych w nim słów nasuwa pytania. Czym jest świadomość? Czy świadomość rzeczywiście różni się od materii? W jaki sposób odbywa się owo kształtowanie? To tylko parę przykładów.

Pisze Pan, że spogląda na wszystko od strony wiedzy, którą daje nam nowa fizyka i biologia. Uprawia Pan zatem rodzaj neo-pozytywistycznego materializmu, który również próbował sprowadzić wszystko do jednej formuły, na przykład „ohne Phosphor kein Gedanke”. Nie bierze Pan jednak pod uwagę tego, że nauka to tylko jeden z możliwych sposobów postrzegania rzeczywistości, który posiada swoje a priori dogmaty, zatem nie jest ani jedyny, ani nieomylny. Pańska filozofia nie wychodzi również poza sferę pojęć, konceptów, czyli produktów ludzkiej świadomości. Dlatego jest to błędne koło, które nie prowadzi do żadnych prawdziwie „ewolucyjnych” rezultatów, najwyżej – tak jak cudowne uzdrowienia w Lourdes – do rzadkich i przypadkowych pojedynczych „sukcesów”.

Nie za bardzo też rozumiem, co miał Pan na myśli pisząc: „Co do faktów – wynikają one bezpośrednio ze staromyślenia i braku wiedzy, że myśl tworzy rzeczywistość”. Jeżeli ubolewa Pan nad tym, że ludzkość zachowuje się mniej więcej tak samo od około dziesięciu tysięcy lat, cóż można na to odpowiedzieć? Nawet jeżeli to jest prawda (w co tylko częściowo wierzę), nie może ona zasłonić nam oczu na to, co się dzieje wokół nas. Fakty istnieją i ich świadome ignorowanie nie przyniesie niczego dobrego.

6 years ago

Prawda jest kwestią kontekstu. W kontekście rozważań filozoficznych, rzeczywiście trzeba by było poświęcić czas na wstępne ustalenia znaczenia słów. Mój kontekst – jak zaznaczyłem – jest kontekstem bazującym się na odkryciach naukowych. A tam wszystko jest konkretnie nazwane i przekłada się na konkretne zastosowania praktyczne. To, że mamy dziś komórki czy komputery to nie filozofia, ale rezultat odkryć z dziedziny fizyki kwantowej i matematyki fraktali.

Co do świadomości kształtującej materię – jednym z przykładów, który mogę dać jest ten, pochodzący z prac biologów i epigenetyków. Wynika z nich, że postrzeganie świata przez umysł zmienia biologię i chemię ciała – innymi słowy ŚWIADOMOŚĆ KSZTAŁTUJE MATERIĘ. Jeśli więc człowiek potrafi czy nauczy się kontrolować aktywność swojego umysłu (świadomość) to może również kontrolować chemię swojego ciała (materię). To nowy paradygmat epigenetycznej kontroli (a nie genetycznej).

Nie chodzi o ignorowanie faktów, lecz zrozumienie, że są rezultatem naszej nieświadomej kreacji na poziomie myśli, naszych nieuświadomionych przekonań. Jeżeli człowiek zacznie uświadamiać swoje przekonania, jeżeli zechce je transformować, z czasem zmienią się również fakty. „Dopóki nie uczynisz nieświadomego świadomym, będzie ono kierowało Twoim życiem, a Ty będziesz nazywał to przeznaczeniem.” – dixit Carl G. Jung.

Dotychczas ta wiedza wraz z towarzyszącą jej „technologią ducha” była niedostępna, przynajmniej dla zachodniej cywilizacji. Teraz jest i to potwierdzona przez neuronauki, epigenetykę, czynnościowy magnetyczny rezonans jądrowy – fMRI, obrazowanie tensora rozproszenia, itd. I to zmienia wszystko.

Ponieważ ten artykuł nie jest artykułem popularnonaukowym, ani też pretendującym do takiego, nie umieściłem żadnych odniesień do informacji źródłowych. Skądinąd każdy może je znaleźć na moim blogu, jeśli chce. Artykuły moje – jeśli treść tego wymaga – zawsze podpieram materiałami źródłowymi. Właściwa informacja we właściwej chwili może komuś uratować życie. A w obecnych czasach, w których jesteśmy uczestnikami szóstego wymierania gatunków – informacja jest solą życia. Jeśli nic nie uczynimy – za jedno, dwa pokolenia nas tu nie będzie.

Pod poprzednim tekstem, który tu opublikowałem umieścił Pan komentarz, iż – cytuję – ”Biblio- i webografie są bardzo ładne i mogą one nawet zastraszyć maluczkich duchem…”. Nie znam ludzi, których Pan kwalifikuje w ten sposób. Ale skoro Pan tak mówi, to na pewno potrafi udokumentować swój punkt widzenia i – na przykład – opublikować w sieci listę maluczkich duchem.

Powracając do informacji i mojej związanej z nią metafory: sól jest dostępna, lecz sama do talerza się nie nasypie. Trzeba chcieć po nią sięgnąć. Rozumiem też, że są osoby, które nie lubią soli, mają alergię na sól, a nawet – w skrajnych przypadkach – mogą czuć się zagrożone istnieniem soli. Wielka jest różnorodność ludzi i ich postaw.

Co do mnie – nie zamierzam nikogo zastraszać solą; mówię tylko, że sól jest, że jej użycie nie jest skomplikowane i może się przełożyć na ewidentne korzyści dla zdrowia i ducha.

Mariusz Wesołowski
6 years ago
Reply to  Wiktor

Zatem mogę tylko życzyć Panu sukcesu w tym zbożnym dziele. Polecam jednak obejrzenie poniższego video i przeczytanie omawianej w nim książki, która pokazuje, że nauka nie zawsze zgadza się z Pańskimi tezami: https://vimeo.com/7346047 . Ten artykuł jest również pożyteczny: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3115289/ .

6 years ago

Dziękuję za błogosławieństwo na drogę 🙂 Zaś na obiekcje tych czy innych środowisk odpowiem następującą scenką:

Proszę sobie wyobrazić człowieka, który siedzi zapracowany przed komputerem. Nagle zjawia się przed nim grupa ludzi (wśród nich utytułowani naukowcy), którzy go energicznie przekonują, że nie wierzą w możliwość istnienia komputera (jeszcze nie tak dawno takie przypadki de facto się zdarzały), że mają na to niezbite dowody i że nie zgadzają się na to, że taka maszyna mogłaby w ogóle funkcjonować!

Zaintrygowany tym jazgotem nasz jegomość odrywa na chwilę wzrok od ekranu, by zauważyć, że wszyscy członkowie tłoczącej się przed nim hałaśliwej gromadki mają poważne trudności w poruszaniu się i opierają się na starych, zżartych przez korniki kulach, na których jednak wyraźnie widać wygrawerowaną na złotej blaszce nazwę firmy, która je wyprodukowała: STATUS QUO.

Użytkownik będącego przedmiotem kontestacji sprzętu uśmiechnął się na ten powstały w jego wyobraźni krotochwilny scenariusz i powrócił do szybkiego przebierania palcami na klawiaturze laptopa.

Tomasz
6 years ago

W każdej chwili możesz się zakochać, abto zmieni świat!

Mariusz Wesołowski
6 years ago
Reply to  Wiktor

Starałem się dotychczas tylko oględnie sugerować podstawowy problem z Pańskim stanowiskiem, ale skoro Pan akurat ten jego aspekt tak mocno uwypuklił w swojej historyjce, napiszę prosto z mostu. Pańskie teorie są oparte na kompletnie przestarzałych założeniach – dualizmie ducha i materii (który ostatecznie obaliła tak ulubiona przez Pana teoria kwantum), linearnym postępie ludzkości oraz kulcie nauki jako panaceum (scjentyzm). Ukrywając te staroświeckie wierzenia pod warstwą imponujących nazwisk i cytatów z najnowszych zachodnich publikacji, próbuje Pan udawać awangardowca, a tymczasem nie jest Pan nawet przedstawicielem obecnego status quo, tylko siedzi głęboko jeszcze w XIX wieku. Mam nadzieję, że wyraziłem się dostatecznie jasno.

6 years ago

@ Mariusz Wesołowski.
Zauważam, że w komentarzach do tego i poprzedniego artykułu (Kryzys – zwiastun przemian) oraz wykładu na YouTube, który mu towarzyszy dysponuje Pan zróżnicowanym, tym nie mniej spójnym repertuarem środków ekspresji (dla lepszej czytelności Pańskie wypowiedzi cytuję w nawiasach kwadratowych):

– kwestionuje Pan zasadność podawania materiałów źródłowych [„Biblio- i webografie są bardzo ładne i mogą one nawet zastraszyć maluczkich duchem, ale…”],
– imputuje mi wątpliwe intencje [zastraszanie maluczkich, zadawanie czytelnikom pracy domowej, udawanie awangardowca, ukrywanie staroświeckich wierzeń…],
– przypisuje mi porównania i wytyka błędy, których nie ma [„Porównuje Pan domniemany rozwój ludzkości do postępu w nauce i technologii. Takie porównanie jest błędne…”] (Nigdzie nie robię „takiego porównania”, więc mówienie o nim i wynikającym z niego błędzie jest bezprzedmiotowe. Jedyną osobą, która robi takie porównanie jest Pan, by potem nazwać je błędem. Słowem: stosuje Pan tutaj sofizmat.),
– kwestionuje Pan powszechnie przyjęty konsensus naukowy na temat rozwoju biologicznych form życia na Ziemi – od organizmów prostych do coraz bardziej złożonych, gdzie każdy nowy etap ewolucyjny charakteryzuje się zwiększonym poziomem świadomości i wolności [„To ładne mrzonki, ale historia im zdecydowanie zaprzecza.”] – nie podając przy tym żadnych źródeł, na których bazuje swą negację i za jedyne uzasadnienie serwując mętny ogólnik o historii, która jakoby zdecydowanie zaprzecza. – Historia czego? Przez kogo napisana? Jakie konkretne fakty zaprzeczają? Jakie znaleziska archeologiczne? Jakie dowody paleontologiczne?
(Jeżeli jednak potrafi Pan udokumentować swoje słowa, to pozostaje mi tylko pogratulować. – Jest Pan w posiadaniu sensacyjnych materiałów, które zgotują nam rewolucję na miarę kopernikańskiej. Co do mnie – rozwijam moją myśl, opierając się na znanych i dostępnych źródłach a nie na wyssanej z palca historii.),
– co rusz przylepia mi różne egzotyczne etykietki [„Uprawia Pan zatem rodzaj neo-pozytywistycznego materializmu /…/ próbuje Pan udawać awangardowca, a tymczasem nie jest Pan nawet przedstawicielem obecnego status quo, tylko siedzi głęboko jeszcze w XIX wieku…”],
– deformuje moją myśl, twierdząc że opiera się na kulcie nauki i scjentyzmie [„ Pańskie teorie są oparte na /…/ kulcie nauki jako panaceum (scjentyzm)…”] (Jednym z fundamentalnych założeń scjentyzmu jest odrzucenie wszelkiej metafizyki – co nijak ma się do mojego światopoglądu i do całokształtu mojej pracy twórczej.
Co do nauki – czy chcemy czy nie, weszła ona na trwałe do naszej kultury, na co dzień korzystamy z rezultatów jej osiągnięć. Można ją zintegrować w swoją myśl, można ją ignorować – z tym akurat coraz trudniej, można też negować – dziś to raczej anachronizm. Moim wyborem jest integrowanie jej w moje myślenie, by była jednym z naturalnych elementów refleksji, ni mniej ni więcej. I tak na przykład w tym artykule – na czternastu cytowanych autorów, trzech należy do grona ludzi nauki, pozostali reprezentują inne horyzonty. W samym zaś tekście robię wstawkę – około 10% objętości tekstu – by odwołać się do konceptów z dziedziny nauki.
W konkluzji: Pańska teza o kulcie nauki i scjentyzmie jest kolejną, wyssaną z palca historią.),
– ucieka się Pan do sofizmatów, przeinaczając fakty: wyjmuje Pan moje wypowiedzi z ich kontekstu i wstawia w kontekst, który jest dogodny dla Pana „argumentacji” (np. wymienione wcześniej „błędne porównanie” czy linearny postęp ludzkości, o którym poniżej), itd., itp.
Taka z gruntu krytyczna, wręcz kaustyczna postawa połączona z brakiem merytorycznej rzetelności utrudnia, a na dłuższą metę uniemożliwia rzeczowy dialog.

W kwestii linearnego postępu ludzkości, który rzekomo reprezentuję [„ Pańskie teorie są oparte na /…/ linearnym postępie ludzkości…”] – w moim artykule: „Cywilizacyjny skok kwantowy” i w wykładzie na YouTube o tym samym tytule (21 minuta wykładu) zaznaczam wyraźnie, że opieram się na teorii przerywanej równowagi, która jest alternatywą do gradualnego czy linearnego darwinizmu. (Twórcami teorii są amerykańscy paleontologowie Stephen Jay Gould i Niles Eldredge). Według niej procesy makroewolucji nie zachodzą linearnie, lecz skokowo.
Ergo: popełnia Pan kolejny sofizmat. A mówiąc kolokwialnie: odwraca Pan kota ogonem. Tylko – w jakim celu?

Jeśli chodzi o ledwie zawoalowane argumenty ad personam […mamy tu do czynienia, jak to powiedział Sienkiewicz ustami Skrzetuskiego, z „dziwnym materii pomieszaniem”. Ale to nic nowego, jest to ulubiony idiom większości amerykańskich „New Age gurus”.] i inne tego typu narzędzia, którymi się Pan chętnie posługuje – cóż, można i tak. Tylko znowu – w jakim celu? Co to wnosi do meritum? Jakiemu wyższemu celowi służy sprowadzanie dyskusji na taki poziom?

Skoro zabiera Pan głos, to proszę się przedtem zapoznać – przynajmniej w minimalnym stopniu – z myślą interlokutora. Pozwoliłoby to Panu wyjść poza potrzebę dystrybucji etykietek i podjąć dyskurs na poziomie merytorycznym. Gdy się nie ma wiedzy o prezentowanym materiale, wówczas jedną z możliwych, choć na pewno mało eleganckich opcji angażowania się w wymianę zdań jest uporczywe atakowanie każdej wypowiedzi autora tekstu. I samego autora. A do tego nie potrzeba żadnej erudycji – wystarczy na okrągło rozpylać arbitralne osądy, sofizmaty, wyssane z palca historie i inne niedorzeczności. Tylko właśnie – w jakim celu?
Howgh!