Zdecydowałem się na emigrację do Kanady pełen optymizmu i przekonania, że wyjeżdżam do kraju, wielkich perspektyw i rozległych przestrzeni, do kraju, który został zbudowany przez osadników, emigrantów, poszukujących nowego, dobrego miejsca do życia. Ta wspólnota emigracyjnego losu sprawia, że każdy nowoprzybyły może czuć się w Kanadzie u siebie i bezpiecznie.
Z takim nastawieniem, po załatwieniu koniecznych, długo trwających formalności, pewnego majowego popołudnia wylądowałem na lotnisku Pearson International w Toronto, nie wiedząc, że Kanada stanie się moją drugą ojczyzną na trzydzieści dwa lata.
Tematem tych rozważań są święta Bożego Narodzenia w Kanadzie, ale może zanim podzielę się doświadczeniami z tego okresu opowiem krótko o kanadyjskiej zimie. W Toronto, na południu Ontario zimy są wyjątkowo długie, trwają właściwie od listopada do kwietnia, kiedy to po krótkiej wiośnie bardzo szybko następuje upalne lato. Częściowo jest to rezultatem obecności wielkich jezior, w tym jeziora Ontario, nad którym leży Toronto, położone na wysokości Włoch, bardziej na południe w stosunku do Polski. Torontońskie zimy są z jednej strony uciążliwe, ale z drugiej niosą ze sobą bajkowe wręcz piękno śniegu, który zwykle spada w olbrzymich ilościach, zasypując ulice, parki i domy grubą warstwą puchu. Intensywne opady trwają na ogół po wiele godzin, mobilizując służby miejskie i mieszkańców do wielkiego odśnieżania, który jest źródłem budującej solidarności wszystkich, starających się opanować żywioł. Na autostrady i drogi wyjeżdżają potężne pługi śnieżne, a na mniejszych uliczkach słychać pługi, przymocowane do jeepów i małych trucków, wykonujących prace odśnieżania na posesjach. Pomiędzy nimi, z solidnymi szuflami pracują właściciele domów.
Na emigrację wyjechałem tuż przed transformacją ustrojową w Polsce i nie wiedziałem, jakie bedą konsekwencje tej życiowej decyzji. Szybko okazało się, że wyjazd za granicę, który w czasach PRL był uważany za ucieczkę nie będzie już miał wymiaru ostatecznego pożegnania z ojczyzną i podróże do Polski staną się czymś naturalnym. Uniknąłem dzięki temu losu całych generacji emigrantów, dla których powrót do ojczyzny był równoznaczny z odebraniem paszportu, niemożnością ponownego wyjazdu i koniecznością poniesienia konsekwencji, które na ogół wiązały się z rozmaitymi, poważnymi represjami. Wszyscy znamy rodziny, które dotknęła bezterminowa rozłąka, spowodowana nielegalnym (bo legalnych prawie nie było) wyjazdem na emigrację.
Ponieważ jednak poleciałem za ocean, do Kanady, odwiedziny rodzinnej Polski, formalnie możliwe i proste, były jednak zawsze wielką wyprawą, na którą nie można sobie było pozwolić zbyt często. Musiałem pogodzić się z tym, że święta Bożego Narodzenia, tak ważne w naszej tradycji, będę musiał spędzać poza ojczyzną. Moja praca wymagała bowiem obecności do samej Wigilii i wyjazd na święta był po prostu niemożliwy. Od wyjazdu z Polski, Boże Narodzenie udało mi się spędzić w Polsce dopiero po blisko trzydziestu latach emigracji. Było to wielkie przeżycie, tym bardziej, że przy wigilijnym stole nie było już wielu bliskich, którzy odeszli podczas mojej nieobecności. W podobnej sytuacji znalazła się większość rodaków z emigracji Solidarności i stanu wojennego.
Do emigrantów szczególnie mocno przemawia słynny obraz Jacka Malczewskiego “Wigilia na Syberii” Przedstawia on zesłańców w podniosłym momencie wieczerzy wigilijnej, ukazującym prawdziwą głębię tragedii więźniów, pozbawionych rodziny, bliskich i ojczyzny. Obraz ten pobudza wyobraźnię i w pewnym sensie ukazuje analogie z losem wszystkich, którzy zostali skazani na banicję i tułaczy los. Przypomina o najbardziej dramatycznych dziejach polskich patriotów, wygnańców z ojczyzny, którzy wiedzieli, że może już nigdy jej nie zobaczą. Przypomina też o żołnierzach II wojny światowej i wielkich poetach patriotach, takich jak Jan Lechoń, Kazimierz Wierzyński, czy osiadły w Kanadzie Wacław Iwaniuk. Wszyscy oni nie mogli i nie chcieli powrócić do zniewolonej Polski, zdradzonej przez aliantów i tak odległej od pragnień i marzeń o wolności i niepodległości. Wielcy poeci byli zawsze oparciem i moralnym kompasem dla kolejnych generacji artystów, których los rzucił poza ojczyznę.
Na emigracji pozostali żywym sercem Polski, bijącym spoza oceanu. Pisali, dając świadectwo, pozostawiając nam przesłanie o miejscu i powinnościach pisarza. Uważali, wbrew współczesnej modzie, że artysta nie może pozostać obojętny na krzywdę, być ślepy na rzeczywistość, zdradę i kłamstwo. Ich niezłomnej postawy nie można przecenić: mało kto dzisiaj pamięta, że dla banitów, którzy nie chcieli w imię kompromisu, wyrzec się swoich ideałów i przekonań – powrotu do Polski nie było.
Boże Narodzenie emigrantów, pomimo upływu lat, przewrotów historycznych i zmiany sytuacji politycznej w Polsce i na świecie od lat spędzane jest według tej samej, wiekowej recepty. W zgodzie z polską tradycją, zwyczajami i rodzinnymi wspomnieniami, które na zawsze zapadły głęboko w serca na obczyźnie.
W Kanadzie, tak jak w większości krajów zachodnich obchodzi się wyłącznie dzień Bożego Narodzenia. Wigilia jest tradycją bardzo polską (znaną wprawdzie także we Włoszech, Austrii, Słowacji i Czechach) i wszyscy mieszkający w Kanadzie Polacy dbają o to, by zwyczaj ten, nieznany w kraju klonowego liścia, podtrzymywać i przekazywać także dzieciom, juz urodzonym poza Polską. Dzieci te wysyłane są do polskich szkół, uczących języka przodków. Potomkowie emigrantów, urodzeni już w Kanadzie, pięknie mówią w języku polskim. Jest to powszechny zwyczaj, często wymagający poświęceń, ale podtrzymywany, podobnie jak tradycja wspólnego przeżywania świąt. Wszystkie polonijne rodziny przygotowują skrupulatnie wigilie, zgodne z wyniesionymi z domu zwyczajami i pamięcią, która pielęgnuje zapamiętane chwile dzieciństwa, spędzone przy choince i wigilijnym stole w ojczyźnie.
W Kanadzie podtrzymywanie tradycji nie jest trudne. To kraj z założenia wielokulturowy i chyba jeden z nielicznych, gdzie koncepcja harmonijnego współistnienia różnych kultur sprawdza się w praktyce. Polonia kanadyjska, skupiona w znacznej większości wokół wielkiego Toronto ma ułatwione zadanie. Istnieją całe dzielnice, gdzie mieszkają duże skupiska Polaków, pełne polskich sklepów, a nawet supermarketów (najbardziej znany to sklep “Starsky”), skutecznie konkurujących z ontaryjską siecią marketów żywnościowych. To tam rodacy zaopatrują się w składniki wigilijnej wieczerzy. Kiedyś polska dzielnica skupiała się wokół ulicy Roncesvalles w Toronto, teraz większość polskich emigrantów mieszka w przylegającej do Toronto Mississauga. Należy wyjaśnić, że skupiska te nie mają bynajmniej charakteru getta: polskie firmy i sklepy są dosyć luźno rozrzucone wśród kanadyjskiej tkanki miejskiej i dostęp do nich jest łatwy, nawet jeżeli trzeba do nich dojechać z daleka. Olbrzymie odległości Kanady przekładają się także na nieco inną perspektywę dystansu. Wszyscy są przyzwyczajeni do pokonywania dużych odległości.
Organizowane są wigilie dla samotnych. Na ogół w parafiach, ale także w licznych organizacjach polonijnych, takich jak Kongres Polonii Kanadyjskiej. Organizacje polonijne powstawały z inicjatywy polskich patriotów, którzy dążyli do stworzenia silnej społeczności polonijnej w Kanadzie. Obok KPK istnieją takie organizacje jak Związek Polaków w Kanadzie, Związek Narodowy Polski, Stowarzyszenie Inżynierów Polskich w Kanadzie, Polski Fundusz Wydawniczy, Federacja Kobiet Polskich i wiele innych. W ostatnich latach polonijne organizacje tracą niestety znaczenie, brakuje im entuzjazmu i dynamicznej siły, która kiedyś motywowała całe środowisko. Od wielu bowiem lat Polacy właściwie nie emigrują do Kanady, a starsze pokolenia powoli odchodzą i niezwykle mocny niegdyś puls aktywności polskiego środowiska powoli przygasa. Bardzo wielu Polaków jest samotnych, nie mają w Kanadzie rodziny, ani bliskich i w czasie świąt odczuwają szczególnie swoje odosobnienie. Jest wiele rodzin, które zapraszają takie osoby, ludzie samotni nie chcą siadać do wigilijnego stołu w pojedynkę. Ostatnio odniosłem wrażenie, że te piękne zwyczaje jakby umierają. Ludzie wpadają w rutynę i monotonię, dostosowaną do rytmu miasta, które ugościło przybyszy z różnych stron świata, środowisk i nie ma czasu, ani możliwości, by dotrzeć do wszystkich, potrzebujących wsparcia i podtrzymania na duchu. Wielu ludzi poddaje się losowi i przyzwyczaja do samotności i monotonii egzystencji rozdartej pomiędzy dwoma kontynentami. Szczególnie w wigilie warto o nich pamietać.
Wigilia polonijna nie różni się właściwie od tradycyjnej polskiej wigilii. Czasami jednak odnosiłem wrażenie, ze ta piękna, wzruszająca i polska uroczystość ma na emigracji jakby bardziej doniosły charakter, bowiem wszyscy uczestnicy dobrze pamietają, skąd przybyli i w chwilach wielkich emocji i zbliżenia wiedzą, że ojczyzna jest daleko i tęsknota za tym, co utracili staje się bardziej odczuwalna. Myślę, że doświadczają tego wszyscy emigranci, nawet ci, którzy dobrze zaaklimatyzowali się w nowym kraju i nie zastanawiają się nad powrotem. Po wigilii można pojechać do jednej z wielu polskich parafii na pasterkę i wspólnie z innymi Polakami śpiewać kolędy. Robi to wielkie wrażenie, kiedy na odległym kontynencie stoi się w tłumie rodaków, kolędując na pasterce tak, jakby to było w Polsce. “Bóg się rodzi, moc truchleje” – słowa tej kolędy śpiewane są w niebo nad wieloma kontynentami. Niektóre z polskich kościołów, podobnie jak kościół świętego Kazimierza w Toronto, były budowane po drugiej wojnie światowej przez emigrację polskich żołnierzy, a inne, tak jak sztandarowy kościół i centrum polonijne św. Maksymiliana Kolbe w Mississauga, czy kościół św. Eugeniusza de Mazenod w Brampton są już dziełem także późniejszej emigracji, głównie z okresu Solidarności.
Pamiętam swoje pierwsze święta w Kanadzie: nawet choinkę kupiłem od polskiego sprzedawcy, który wynajął niewielki placyk przy ulicy Roncesvalles. Zdobycie karpia nie było takie proste, sprzedawał je jedynie niewielki sklep rybny w dzielnicy Kensington, do której pielgrzymują głównie artyści i środowiska kontestatorów. Takie były początki. Z czasem zaczęliśmy przejmować także zwyczaje kanadyjskie. Jednym z nich jest wycinanie własnego świątecznego drzewka. To wspaniała przygoda, wokół Toronto istnieją dziesiątki, a może i setki farm, na których sadzi się wszystkie dostępne gatunki choinek. Co rok znajdywaliśmy nową farmę; to wielka przyjemność – jazda poprzez otwarte, ośnieżone przestrzenie, lasy, stadniny koni, farmy, niewielkie osady, które najlepiej zachowały charakter kanadyjskiej prowincji i wyszukiwanie plantacji drzewek. Wiadomo mniej więcej, gdzie najlepiej szukać i zwykle łatwo znaleźć miejsce, gdzie po długim spacerze i uważnym rekonesansie można wreszcie podjąć decyzję i wybrać odpowiednie drzewko. Większe farmy przygotowują w sezonie specjalne atrakcje, szczególnie dla rodzin z dziećmi: są wozy z przejażdżkami, gorący bufet, pamiątki, ciepłe napoje i inne rozrywki. Z takich wypraw wraca się na ogół po zmroku, przejeżdżając przez miasteczka, osady, mijając samotne, zbudowane przy drogach domy, prawie wszystkie pięknie oświetlone na okres świąteczny. Czasami można napotkać samotną, ubraną choinkę, stojącą wśród innych drzew w parku, czy na skraju lasu. Taki widok robi wrażenie, przypominając o uniwersalnym wymiarze świąt, mających podłoże religijne i duchowe.
W Kanadzie choinkę kupuje się już pod koniec listopada, najczęściej na początku grudnia. Jest to elementem przygotowania do kulminacji sezonu świątecznego w Boże Narodzenie. Hasłem do jego rozpoczęcia jest coroczna parada Santa Claus, maszerująca przez Toronto pod koniec listopada, tradycyjną trasą przez centrum miasta. Obecnie ma ona charakter bardzo komercyjny, pomimo tego, że przeznaczona jest właściwie dla dzieci. To one czekają z rodzicami wzdłuż ulic, którymi przejdzie parada, wypatrując Świetego Mikołaja. Minione lata, to czas coraz większej poprawności politycznej: w rezultacie tego trendu w tym roku obok Santa Claus szła też pani Claus – żona Santy! Jest to niestety świadectwem coraz silniejszego nacisku, by odchodzić od tradycji, duchowych korzeni kultury i przede wszystkim od religii. Taki przynajmniej jest powierzchowny obraz, eksponowany przez media, liberalnych i lewicowych polityków i grupy skupione na promowaniu tak zwanych mniejszości.
Większość Kanadyjczyków nie zwraca uwagi na tę komercjalizację, napędzaną przez medialną propagandę i opanowującą większość sklepów i wszystkie galerie handlowe. W przestrzeni wypełnionej muzyką i kolędami jest miejsce dla wszystkich. Niezależnie od nastroju i przekonań, każdy znajdzie odpowiedni upominek dla bliskiej osoby. Pomimo tych pokus, mieszkańcy spędzają przedświąteczny grudzień tradycyjnie, tak jak zawsze. Czas ten jest okazją do spotkań towarzyskich przy choince i tak zwanych Christmas parties, na które zaprasza się znajomych, przyjaciół, by spędzić miły wieczór w uroczystym nastroju. Trzeba powiedzieć, że ma to raczej charakter świecki Religijny aspekt świąt jest bardziej intymny, przeznaczony głównie dla rodziny i najbliższych. Christmas Parties organizuje się także w firmach, pracownicy zapraszani są do lokali na kolacje i spotkania, które odbywają się w uznaniu wysiłku całego zespołu w działanie firmy, czy przedsiębiorstwa. Ponieważ z natury w spotkaniach takich uczestniczą ludzie z różnych kultur i okolic świata, przezornie nie mówi się o samych świętach, ich religijnym przesłaniu i znaczeniu. Tradycyjnym zwyczajem jest wręczanie sobie nawzajem przez współpracujące firmy upominków i życzeń świątecznych, przygotowanych na pięknych kartach. To samo robią prywatne osoby, przekazując życzenia nie tylko najbliższym, ale także znajomym, sąsiadom i osobom, które daży się sympatią. Przez lata obserwowałem, jak wszyscy starają się, by przypadkiem nikogo nie urazić świątecznymi kartami, które zwykle mają gotowe, wydrukowane życzenia, starannie unikające słowa Christmas, czyli Boże Narodzenie. Prześcigano się w powielaniu neutralnych życzeń w rodzaju “Happy Holidays”, “Seasons Greetings” i tym podobnych, neutralnie “wakacyjnych” pozdrowień. Trzeba przyznać, że w ostatnich latach Kanadyjczycy poczuli się znużeni paraliżująca każdą wypowiedź poprawnością polityczną i zaczęli bez obaw, nawet nie bacząc do kogo się zwracają, życzyć spotkanym osobom “Merry Christmas” (Wesołych świąt Bożego Narodzenia)
Najpiękniejszym kanadyjskim zwyczajem świątecznym jest powszechna dekoracja i iluminacja domów. Towarzyszy temu iluminacja całego miasta, o którą dbają władze miejskie. Każda dzielnica zwykle udekorowana jest w wyjątkowy sposób, uwydatniający charakter dzielnicy i mieszkających tam ludzi. W najbardziej eksponowanych miejscach ustawia się wielkie, rozświetlone choinki. Dla wielu mieszkańców Toronto (i oczywiście innych miast) jest to okazja do szczególnego współzawodnictwa: kto najpiękniej udekoruje dom, kto użyje największej ilości światel i przyczyni się najlepiej do wypełnienia blaskiem świątecznej radości całych ulic i dzielnic.Zdarza się, że mieszkańcy całej okolicy wykonują wspólnie projekty, dekorujące ulice, ustawiając na nich, na przykład, olbrzymie postacie Santa Claus. Można godzinami jeździć samochodem po uliczkach wszystkich dzielnic, podziwiając pomysłowość i piękno dekoracji, które stwarzają niepowtarzalny nastrój, charakterystyczny tylko dla świąt Bożego Narodzenia. Marzenia o “białych świętach” (słynna piosenka Bing Crosby “I am dreaming of a white Christmas”) bardzo często spełniają się w Kanadzie. Obecność wielkich jezior, duża wilgotność powodują, że śnieg spada zwykle w wielkich ilościach, przykrywając całe miasta białym puchem. Wszyscy narzekają na konieczność szuflowania masy śniegu, ale w czystej bieli świeżo opadłego puchu świąteczne dekoracje i światła zdobiące domy nabierają wyjątkowego uroku.
Czas “Christmas parties” i przygotowań do Bożego Narodzenia to także okazja do organizowania wspólnego śpiewania kolęd w parkach i dostępnych powszechnie miejscach. Przychodzą na te imprezy sąsiedzi z dzielnicy, zabierają dzieci i śpiewając kolędy rozmawiają z okolicznymi mieszkańcami, których na ogół mija się w przelocie. (Carolling in the park)
Kanada jest krajem, gdzie używa się dwóch oficjalnych języków – angielskiego i francuskiego. W każdej rządowej instytucji można się porozumieć jednym z tych języków. Dotyczy to nawet miejsc, które wydawałoby się nie muszą tak rygorystycznie stosować się do przepisów (jak parki prowincjonalne i federalne) W praktyce jednak poszczególne prowincje posługują się głównie jednym językiem: na przykład w Ontario jest to angielski, a w Quebec francuski. Chyba jedyną prowincją, gdzie mieszkańcy w codziennym życiu używają dwóch języków to New Brunswick. Można jednak zaryzykować stwierdzenie, że płaszczyzną językowej wspólnoty są właśnie kolędy śpiewane i nadawane w okresie Bożego Narodzenia. Najbardziej popularne i znane są kolędy w języku angielskim, przeplatane pięknymi kolędami śpiewanymi po francusku.
W kanadzie nie obchodzi się Wigilii. Boże Narodzenie świętuje się w dzień narodzin Chrystusa. O fakcie narodzin Zbawiciela mówi się nawet w mediach, pomimo obowiązującej wszędzie poprawności politycznej, zamykającej usta na wszystko, co wychodzi poza racjonalną i jednowymiarową wizję świata. Główny nacisk kładzie się na relacje międzyludzkie, więź rodzinną i niezwykły klimat świąt, któremu ulegają prawie wszyscy, nawet ci, którzy całkowicie odeszli od wiary albo też wyznają inne religie. Dzieci, które napisały list do Santa Claus i wysłały go kanadyjską pocztą na Biegun Północny, opatrując list kodem pocztowym Ho Ho Ho (co przypomina zwykłe kody pocztowe w Kanadzie i jest równocześnie zawołaniem Santa Claus) zastanawiają się, czy list doszedł i jaka będzie odpowiedź Świętego Mikołaja. Canada Post gwarantuje, że wszystkie osoby, które napisały do Santy, otrzymają odpowiedź!
W Boże Narodzenie liczne, kanadyjskie kościoły, wypełniają się wiernymi, oddającymi hołd nowo narodzonemu Chrystusowi. Kanadyjska liturgia bogata jest również w piękne pieśni i kolędy. Podczas mszy bardzo często występują wybitni wykonawcy, śpiewacy operowi, pianiści i muzycy, dzielący się swoim talentem z przybyłymi wiernymi. Wieczorami wszyscy spotykają się w domach, w gronie rodziny i przyjaciół. Kulminacyjnym momentem kanadyjskiego Christmas jest świąteczny obiad, z tradycyjnym pieczonym indykiem na stole. Z tej okazji, przez wiele lat, jeden z wielkich magazynów handlowych “Honest Ed” bezpłatnie rozdawał świąteczne indyki dla rodzin biednych i potrzebujących.
Obok stołu stoi zawsze imponująca choinka, oświetlona i doświadczona już kilkutygodniową ekspozycją, a przy każdym talerzu można znaleźć tzw, Crackers – tekturowe rurki, gustownie zawinięte i kryjące niewielki upominek dla każdego. Bywałem zapraszany na takie kanadyjskie, rodzinne obiady, które serdecznością, ciepłem i nastrojem przypominać mogą polską wigilię, choć tradycja jest zupełnie inna. Tuż po Bożym Narodzeniu na ulicach pojawiają się wyrzucone choinki. Większość mieszkańców nie czeka nawet do Nowego Roku, by zmienić dekoracje.
W Kanadzie nie obchodzi się drugiego dnia świąt. 26 grudnia to “boxing day” (dzień pakowania), w którym wielkie magazynu wyprzedają najatrakcyjniejsze towary, po równie atrakcyjnych cenach. Znaczna część Kanadyjczyków rusza w ten dzień na podbój sklepów, w nadziei, że uda im się upolować naprawdę atrakcyjny towar, może przedmiot potrzebny od dawna, a może zwykłą, przypadkową okazję, dająca satysfakcję z dobrze zrobionego interesu. Przyznam, że chyba nigdy nie wmieszałem się w ten poświąteczny, złakniony szczęścia tłum. Za dobrze pamiętałem, że w Polsce dzień po Bożym Narodzeniu, dzień św. Szczepana jest równie ważnym świętem. Poza tym większość obniżonych cen utrzymywana jest przez cały tydzień. Powtarzałem także sobie, że prawie nigdy nie stojąc w kolejkach po podstawowe produkty w PRL nie będę już więcej stał w żadnych kolejkach, tym bardziej w Kanadzie, która miała być wymarzonym miejscem do życia.
Mówiąc o kanadyjskich świątecznych tradycjach nie sposób nie wspomnieć o Indianach. Używam tego słowa, ponieważ w polskiej kulturze określenie Indianie ma tak pozytywne znaczenie, wynikające z wielkiej fascynacji ich kulturą – to prawda, fascynacja ta ma na ogół powierzchowne źródła, wypływające z lektur Karola Maya i oglądania westernów – że wydaje mi się niezręczne używanie nowych określeń, które w ostatnich latach zmieniają się, jak w kalejdoskopie.”native people, indigenous people” to nowe zwroty, nazywające “rdzennych mieszkańców” kontynentu. Ma to sens, ponieważ osobom nie znającym historii, uświadamia, kto jako pierwszy zamieszkiwał teren Ameryki Północnej. Słowo “Indianie” uważane jest dzisiaj w Kanadzie za niestosowne, chociaż wielokrotnie widziałem w rezerwatach, że sami “rdzenni mieszkańcy” nie przywiązują do tego wagi.
Indianie raczej nie obchodzą ani katolickich świąt, ani kanadyjskich świąt państwowych, słusznie uważając, że cywilizacja białego człowieka zabrała im cały kontynent. To temat na osobny wykład, tutaj skupię się tylko na stosunku Indian do Bożego Narodzenia. Pomimo tego, ze w wielu rezerwatach można zauważyć kościoły, niektóre nawet pięknie udekorowane charakterystyczną sztuką prawowitych właścicieli Kanady, to w większości Indianie przywiązani są do własnych wierzeń i duchowej jedności z ziemią i żyjącymi istotami. Przyznają jednak, że tradycja Bożego Narodzenia przyczyniła się do umocnienia więzi rodzinnych wśród plemion, zamieszkujacych Kanadę. Wiele szkół rezydencjonalnych umożliwiało wyjazdy dzieci na święta do domu, ponosząc koszty dalekiej często podróży do rodzinnych rezerwatów. Obecnie dokonuje się poważnego rozrachunku z przeszłością, oceną szkół rezydencjonalnych, których głównym zadaniem było kształcenie indiańskich dzieci i wykorzenienie Indian z tradycji i przystosowanie ich do życia według zasad i zwyczajów kultury zachodniej. Kiedy w rezerwacie przeprowadzałem wywiad z wodzem Sześciu Plemion obszaru Grand River w Ontario, Panią Avą Hill, czułem, że muszę przełamać wielką rezerwę i skrywaną w głębi niechęć do kultury anglosaskiej. Dopiero, gdy wyjaśniłem, że urodziłem się w Polsce, która także przez wieki doświadczała niewoli i represji, lody zostały przełamane. Dystans do cywilizacji i kultury europejskich osadników, którzy wyparli rdzennych mieszkańców z ich ziemi nie oznacza, ze wpływ katolicyzmu jest wyłącznie kontrowersyjny. Indianie mają nawet własną, katolicką świętą Kateri Tekakwitha. Ta Indianka z plemienia Algonquin – Mohawk, znana także jako Lily of the Mohawks (1656-1680) zawierzyła swoje życie wierze katolickiej i została błogosławiona przez Papieża Jana Pawła II i kanonizowana przez Benedykta XVI.
W pewnym sensie do kultury kanadyjskich Indian należy także The Huron Carol, najstarsza kanadyjska kolęda, która została napisana i skomponowana około 1643 roku przez Jeana de Brébeufa, chrześcijańskiego misjonarza w Sainte-Marie wśród Huronów w Kanadzie. Brébeuf napisał tekst w ojczystym języku plemienia Huron – Wendat. Brébeuf był geniuszem językowym, nauczył się języka wendat, należącego do rodziny języków irokezów, opanowując go do poziomu biegłości poetyckiej i oratorskiej. W ten sposób ta piękna kolęda została rozpowszechniona wśród Indian, stając się jedną z najbardziej szlachetnych form dzieła misyjnego chrześcijaństwa. Oryginalny tytuł kolędy brzmi „Jesous Ahatonhia” („Jezus się urodził”). Melodia utworu to tradycyjna francuska piosenka ludowa „Une Jeune Pucelle” („Młoda pokojówka”). Autorem angielskiego tłumaczenia z 1926 roku jest Jesse Edgar Middleton. Obecnie kolęda jest wykonywana w trzech językach i doskonale mieści się w tradycji wielokulturowej historii Kanady. Wersja, która państwo usłyszycie wykonana jest przez Heather Dale. Trzy językowe wersje znacznie różnią się od siebie. Wersja francuska jest całkowicie zakotwiczona w ikonografii Bożego Narodzenia, ale wersje w językach wendat i angielskim, niosąc przesłanie radości z narodzin Chrystusa, starają się nawiązać do wierzeń i wyobraźni rdzennych mieszkańców.
Poniższy przekład opiera się na angielskiej wersji Middletona z 1926 roku.
Pod zimowym blaskiem księzyca
Kiedy wszystkie ptaki odleciały,
I potężny Manitou wysłał w zamian anielskie chóry;
Wobec ich światła gwiazdy przygasły,
A wędrowni myśliwi usłyszeli hymn:
Narodził się Jezus, twój król,
narodził się Jezus, In excelsis gloria.
W szałasie ze skrawków kory
znaleziono delikatne dziecię,
Poszarpana koszulka z króliczej skóry
owijała Jego piękno
A wędrowni myśliwi usłyszeli hymn:
Narodził się Jezus, twój król,
narodził się Jezus, In excelsis gloria.
Wschodzący księżyc nie jest tak okrągły i jasny,
Podobnie jak aureola chwały
wokół bezbronnego dzieciątka.
Wodzowie z daleka przed nim klękali
z darami z futer lisów i bobrów.
Narodził się Jezus, twój król,
narodził się Jezus, In excelsis gloria.
O, wolne dzieci lasu,
o synowie Manitou,
Dziś się dla Was narodziło
Święte Dzieciątko ziemi i nieba.
Przyjdź uklęknij przed promiennym Chłopcem,
który przynosi piękno, pokój i radość.
Narodził się Jezus, twój król,
narodził się Jezus, In excelsis gloria.
Wydaje się, że kończąc te refleksje powinniśmy powrócić do wigilii emigrantów, życzliwie pomysleć o rodakach, którzy wybierając, nie zawsze dobrowolnie, los wędrowca zawsze powracają myślami do najbliższych, których pozostawili w Polsce i ronią niejedną łzę, przypominając sobie piękne chwile w odległej ojczyźnie. Może życzenia, które Państwu teraz przekażę, będą także źródłem wzruszenia i powodem do refleksji nad naszymi siostrami i braćmi na obczyźnie.
Aleksander Rybczyński
O autorze:
Aleksander Rybczyński jest absolwentem historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Opublikował ponad dziesięć zbiorów wierszy, w tym debiutancki tomik “Jeszcze żyjemy”, za który otrzymał w 1983 Nagrodę im. Kazimiery Iłłakowiczówny. Zajmuje się także krytyką artystyczną, prozą, publicystyką, dziennikarstwem, fotografią, filmem oraz pracą redakcyjną i wydawniczą. Mieszka w Kanadzie.
Fot. Hanka Kościelska