Letni recital
I znowu nadchodzi lato, tego roku bardzo niespokojnie i burzowo. Różnie układał się ten czas w moim artystycznym kalendarzu, różnie przebiegały koncerty. Zdarzały się porywiste burze, wichury, upały, gradobicia, pustki na widowni, występowałem w różnych miejscach, czasami całkiem dziwnych. Jednak jedna z letnich muzycznych historii utkwiła mi głęboko w pamięci. Postanowiłem ją więc spisać.
Wiele lat temu, około końca czerwca w upalne niedzilne popołudnie moi znajomi z Akademii Muzycznej w Lipsku, a wówczas początkujący jeszcze w czasach schyłkowej NRD-owskiej komuny artyści, pojechali do pewnej miejscowości w regionie z koncertem pieśniarskim, na zaproszenie lokalnego domu kultury. Wówczas były to występy za przysłowiowy grosz – 10 marek enerdowskich na osobę, ale dla ubogich i nieznanych artystów była to jednak jakaś reklama, zaś dla miejscowej ludności urozmaicenie małomiasteczkowej nudy i niemała gratka towarzyska, zawsze więc ktoś coś z tego miał. Także miejscowa prasa oraz… wierni i bezinteresowni donosiciele.
Pierwszą rzeczą jaką artyści spostrzegli było to że wśród schodzącej się na koncert, w większości starszej wiekiem publiczności, bardzo wiele osób nosiło aparaty słuchowe. Okazało się że byli to mieszkańcy pobliskiego domu opieki społecznej, bardzo spragnieni sztuki i rozrywki na wysokim poziomie. Muzycy musieli zrobić jeszcze krótką próbę. Fortepian stał na scenie ustawiony pod samą ścianą a nad nim wisiała kartka z napisem: Uwaga! Niczego złego nie podejrzewając odsunęli instrument, chcąc go wysunąć na środek sceny. I wówczas – trach ! – fortepian przewrócił się z łoskotem na lewo. Na szczęście zdążyli odskoczyć…. w rzeczywistości brakowało mu lewej nogi, bo była oderwana, a on stał na niej podparty jedynie na słowo honoru. Z pomocą organizatora ustawili ciężki instrument z powrotem pod ścianą i podparli, czym się dało. Za sceną były skrzynki na napoje, które posłużyły za stabilną trzecią nogę. Z rozpoczęcim próby, a mieli w programie ambitne pieśni Mahlera i Straussa, okazało się że instrumentowi wprawdzie nie brakowało już jakby jednej nogi ale za to klawiatura donośnie klekotala zaś sam fortepian był kompletnie rozstrojony… W takim stanie przewidziany na koncert repertuar nie chciał brzmieć w ogóle. Wszystko było do niczego. Na strojenie i naprawę nie było już czasu. I co tu zrobić – publiczność zdążyła już się zebrać i oczekiwała z napięciem na efektowny początek. Artyści więc, chcąc ratować sytuację, wpadli na osobliwy pomysł, który pianista, starając się zachować spokój, zapowiedział mniej więcej w ten sposób:
“Drodzy Państwo, w związku z lekką niedyspozycją instrumentu przewidziany przez nas na dzisiejsze popołudnie repertuar nie może dojść do skutku. Nikt z obecnych na sali specjalnie się tym nie zdziwił, widocznie spośród tych, którzy dosłyszeli jego słowa wyraźnie, wielu wiedziało już od dawna o tym, niezmiennym stanie rzeczy. W związku z tym – ciągnął spokojnie pianista, abyście Państwo mogli pomimo to posłuchać czegoś wartościowego, postanowiliśmy z koleżanką zmienić program i wykonać znane kolędy w łatwym układzie na głos z fortepianem. Mamy dzisiaj 24 czerwca, za 6 miesięcy jest już Boże Narodzenie. Zapraszamy i Was także do wspólnej zabawy, możemy je przecież pośpiewać wspólnie. Każdy może się włączyć!” Na sali zapanowało radosne podniecenie. Artyści rozpoczęli. Sala reagowała z początku nieśmiało, jednak z biegiem koncertu dołączała się coraz bardziej do wspólnej akcji i śpiewu. Pod koniec pierwszej części koncertu tonący w południowym upale miejscowy dom kultury rozbrzmiewał gromkimi chóralnymi bożonarodzeniowymi śpiewami, po okolicy niosły się echem “Cicha Noc, Święta Noc”, „Boże Narodzenie jak co roku”, „Płatki śniegu już spadają”, „Przyjdź Święty Mikołaju”i inne, znane świąteczne hity, budząc z otępienia tak zaskoczone ptaki jak i kompletnie osłupiałych sąsiadów, którzy nie planowali wybrać się na koncert. A uwieńczyły go walne owacje na stojąco, zaś artystów o bisy proszono w nieskończoność. Wypłacono im po koncercie także podwójnie – świątecznie, od dawna już nie sprzedano bowiem w przerwie tylu napojów chłodzących. Poszły wszystkie nagromadzone od jesieni do wiosny zapasy. Od tego czasu zapraszani byli tam oni rokrocznie i zawsze z tym samym, znanym wszystkim i lubianym repertuarem. Koncert ten stał się hitem każdego kolejnego sezonu. Podobno naprawiono nawet fortepian…
.
Tomasz Trzciński – pianista, dyrygent i kompozytor
.
Lekkie, dobre i dowcipne – z aparatem słuchowym w tle. Czegóż więcej trzeba. Brawo, Maestro!