Poganiacze szczurów
– Ożeż! Szczurza twarz! – zwykł czasem przeklinać pod nosem Pan Świat. Albo: „A niech to! Szczurza śmierć!”. I od razu przypomniał sobie centuriona Marka z gębą przetrąconą germańską maczugą.
Centurion Marek siedzi między myślami Pana Świata od kiedy to zobaczył go w powieści Pana Bułhakowa. Lata mijały, upadały systemy i ideologie, a centurion Marek w głowie Pana Świata nawet nie drgnął. Nadal, okrutnie, rok w rok, na polecenie Piłata torturował Jeszuę i dowodził ukrzyżowaniem. Pan Świat widział jak centurion Marek Szczurza Śmierć się rozmnażał i rozmnażał. Doszło do tego, że Pan Świat niemal każdego dnia spotyka jakąś kolejną Szczurzą Śmierć, albo tylko szczurzą twarz. Szczurze twarze tresują i poganiają szczury. Szczurze bydło wypełzło z rynsztoków i przejmuje wciąż nowe pastwiska, cały ten Nowy Dziki Zachód. Poganiacze szczurów i ich Wielkie Światowe Rodeo, och co to za widowisko!!! Ratboy’ki i ratboye!!! Szkolą szczurze masy na stadionach, w wielkich widowiskowych halach. Motywują, motywują, motywują. Wyciskają marzenia i słabości. Udowadniają, że można. Poganiają: do przodu, do przodu, do przodu. Niektórzy czynią nawet znak krzyża przed wizerunkami Jeszui.
Pan Świat częściej jednak widzi szczurzyce i szczury śpiewające pieśni
i wznoszące modlitwy ku chwale centuriona Marka.
.
Poprawność
Pan Świat się boi. Pan Świat boi się wychylić. Wie, że myśli i czuje inaczej, ale boi się mówić.
– Tak jak ja czują miliony, ale i ja i miliony milczymy – roi się w głowie Pana Świata.
Rój lęków obsiada go zewsząd.
– Udupią mnie, udupią – pojękuje Pan Świat.
– Udupią mnie media, upoważnione organa, specjalne służby, środowiska, kapturowe i nie kapturowe sądy… korporacje… windykatorzy… komornicy… bliscy przyjaciele…
– Udupią mnie i moje dzieci, i będzie po wszystkim – drży Pan Świat.
– I gdzie się podziała moja odwaga, gdzie nonkonformizm i bystrość, gdzie elokwentna błyskotliwość…
– Gdzie ta sarkastyczna forma?
– Gdzie lekkość…?
– Wszystko uleciało…
– Tępe żądła, łagodny jad…
– Zamilczę to! Zamilczę! – udaje przed sobą.
Udaje i nie wierzy, że cokolwiek uda się zamilczeć.
Zamilczenie? Zamilczywanie?
Jest gorsze od kłamstwa.
W istocie, to więcej niż kłamstwo! Więcej!
.
Pytajniki
– Czy cię opluli? Czy cię opluli? No powiedzże, czy cię opluli?
Całe błoto tego świata przyjmuje kształt pytajnika. Cwany, wredny pytajnik wygina się, zmienia kształty. Trudno go złapać, bo taki śliski.
Pan Świat nawet się nie broni. Bo cóż to da? Kogo przekona jego ciche stanowcze: NIE. I Pan Świat wcale nie wynosi się ponad, nie obnosi swojej dumy. Swoim czułym ramieniem obejmuje go Siostra Pogarda, tuli go Siostra Beznadzieja. Sponiewierany Pan Świat doświadcza czego nigdy nie doświadczał.
.
Pan Prekariusz
Pan Świat zabiega, czyni starania, wysila się ponad miarę. I co?
I nic? Żadnego efektu. Wszyscy się odsunęli. I on też się odsunął. Wmawia sobie, że to tylko zły sen. Że się już za chwilę obudzi i… normalnie przejrzy na oczy. Że to minie, odejdzie, przepadnie.
Końca złego snu jednak nie widać.
W tym śnie Pan Świat ma nowe imię – „Prekariusz”
– „Pan Prekariusz”, jak to ładnie brzmi! – woła głupawo Pan Świat.
Ale bycie Panem Prekariuszem – to żadna przyjemność.
Nieustanna niepewność, marazm, który zabija od środka.
Ciemna ściana. Strach, wielki strach.
.
Bajkonur
Rdzewieją marzenia. Co ważyło – nie waży. Co znaczyło – nie znaczy. Dawne imperium dalej nieposklejane po wielkiej rozsypce. Pan Świat słyszy świst wiatru, muzykę falistej blachy. Miarowe zgrzyty przeszywają ciszę. Ani śladu świetności. Tylko step dookoła jest jaki był.
Chcieli wyrwać się z tej planety. Innego pragnęli świata. Ale ludzka natura jest taka paskudna. Małość wciąż bierze górę nad wielkością. Mizeria władzy, puste hasła, androny, bieda w domach, na obiad znów ta sama zimna kartoszka, choć dobre i to. Mój Boże, rakiety wybuchają po starcie. A tak się starali, bo wbrew nadziei nadzieję mieli. I co z tego. Smutkiem i beznadzieją w piecu nie napalisz. Robią swoje, bo robią. Ale bez wiary, bo Bylewiara nie zastąpi wielkiej Prawdziwej Wiary. Bylewiara, nędzna atrapa. Ot, i co.
I nie wiadomo jak, i nie wiadomo dlaczego obok Pana Świata stają doktor Babel, smutny kosmonauta Gagarin i poeta Mandelsztam.
– Wszyscy wy, idealiści! – sarka Pan Świat.
– Ano, nie inaczej – przyznaje doktor Babel.
– Co oni z tym zrobili? – niedowierza kosmonauta Gagarin.
Gdzieś w oddali szczekają psy. I kosmonauta Gagarin woła:
– Biełka, Striełka, Biełka, Striełka…
Ale żaden pies nie przychodzi do nogi.
– Majaki jakieś… – mówi do siebie poeta Mandelsztam.
– Bez rozumu i bez rymu – wtóruje mu doktor Babel.
– Bez rymu i bez Krymu – rechocze poeta Mandelsztam.
– Kłopot w tym, że wrócił Krym – dorzuca Pan Świat.
Ale jakoś żadnemu z nich nie jest wcale do śmiechu. Leje się krew,
giną ludzie, często nie ci, do których celują.
A Bajkonur?
Jęczy, wyje, łka, szlocha szlochem niewysłowionym.
Płacze płaczem nie do wypłakania.
.
Robert Gawłowski
.
.
O autorze:
Robert Gawłowski (ur. 1957) – jako poeta debiutował w roku 1977, zaś jako dziennikarz i krytyk w 1978. Dotychczas wydał zbiory poezji: „Nie ukrywajmy tego szaleństwa” – 1983, „Ograniczony wybór” – 1984, „Marko Polo szuka nowej drogi” – 1984, „Marko Polo – 1987”, „Podróż chroniczna” – 1997, „Georg – ostatnie chwile, ostatnie błyski” – 1998 (poemat o Georgu Traklu) oraz manifest poetycki – „Książeczka o poezji” – 1997. Autor sztuk teatralnych, słuchowisk radiowych i scenariuszy filmowych. Wiersze, artykuły, eseje publikował w wielu czasopismach i antologiach w Polsce jak i za granicą.
.,.
Jeszcze jeden głos w dyskusji o politycznej poprawności. Tym razem poetycki, świadczący, że poeci także marzą o tym, by mówić wprost, bez owijania w bawełnę i metafory!