z cyklu wiersze rzymskie
.
„Republika”
Republika słabnie, trwoni prawa i zasoby.
Z dnia na dzień pustoszeje skarb. Niczym
stają się godność, przyzwoitość, honor.
Więzi wypalone do cna. Dogasa wspólnota.
Konsulowie i pretorzy przemykają tak szybko,
że nie sposób spamiętać ich nazwisk i imion.
Pyskate stronnictwa judzą i judzą, a trybuni
i senatorowie ani myślą o racji stanu.
Chciwi kwestorzy nabijają kabzy. Gnuśne
legiony śpią. Edylowie mamią igrzyskami.
Apologeci przestali już składać ody, czują
niesmak, niemoc, nieuchronny koniec.
I zaiste, nie staje odwagi, nie staje sił,
prawego sumienia, charakteru. Retoryka
cuchnie fałszem, gramatykę zastąpiła tania
jatka: półsłówka, rechot, bębny i piszczałki.
Ostatni obywatele pokrzykują jeszcze coś
o etyce i estetyce, ale masy odmawiają
posłuchu. Troszczą się wyłącznie o swoje,
deklinują nieustannie: „meus, mea, meum”.
.
„Proskrypcje”
Słońce dopiero wschodzi. Lepidus staje w progu.
Jest zaspany. Ziewa, poprawia tunikę.
Wiąże zbyt luźne sandały.
Słyszy, że kamieniarz jeszcze pracuje. Dłuto jęczy
i skrzypi pod młotem. Imiona, nazwiska, adresy,
prawie wszystkie, są już na tablicach.
Paru z nich i jemu nieźle zalazło za skórę.
Najchętniej zrobiłby to sam. Ale teraz?
Skoro jest wyrok, wyręczą go inni.
I dobrze, bo coś go żre w trzewiach, a tu trzeba
zebrać ludzi, podzielić zadania i działać
zgodnie z planem.
.
„Oratorzy”
Mowy ich były plugawe. Słowa cuchnące
uryną. Znaczenia zamienione w łajno.
Pełne frazesów, inwektyw i kalumnii,
łajały się wzajem argumenty.
Niewiele, albo i nic, miały wspólnego
z zapomnianą sztuką retoryki.
Nie objaśniały, a zaciemniały. „Patria”
i „partia” znaczyły to samo.
Upadłe szkoły już dawno przestały uczyć
koniunkcji, alternatywy, implikacji.
Przetrwała tylko wrzaskliwa negacja.
Biegli w jej sztuce odwracali prawdy.
Co się mieniło niegdyś chlubą republiki,
zamienione w plwocinę czezło
pod językiem.
.
„Udręki kwestora”
Zliczał stan kasy i szacował wpływy. Nowe obmyślał
podatki. Pustoszało aerarium*. Prokuratorzy prowincji
fałszowali raporty księgowe. Część daniny zagarniali
dla siebie. Żebysz jeszcze udowodnić im te defraudacje,
dziurawy budżet się nie spina.
Jedyny ratunek przynieść może wojna. Konsulowie
ciągle obiecują i rozdają, czego nie ma. Budowa dróg
nadal nie ruszyła z miejsca, mrzonką są kolejne termy,
akwedukty, kloaki. Strach powiedzieć to głośno, ale
bankrutuje dumna republika.
Kredyty niespłacone od lat, rosną odsetki, a o stanie
armii lepiej nie wspominać. Burzą się legiony, żołd
niski, dociera ze zwłoką. I jakże tu myśleć o podbojach?
Zresztą, w którą się udać stronę? Przecież złupione
wszystkie barbarzyńskie ziemie?
Tymczasem nadchodzą kolejne igrzyska i znów trzeba
ruszyć kiesą. Czyż można odmówić ludowi? Obce banki
nie są już skore udzielić pożyczki. Robią uniki, zwlekają.
Tłumaczą, że pieniądz coraz bardziej pusty. A poza tym,
znów trzeba zniszczyć Kartaginę.
* Aerarium populi Romani (aerarium Saturni) – skarbiec państwowy
mieszczący się w świątyni Saturna na Forum Romanum w Rzymie.
.
„Nieubłagany”
Augusta poraziły nie obscena, a dokładne raporty
i dowody w sprawie.
Przez chwilę nawet lubił Owidiusza. A potem?
W ogień ciskał jego elegiami.
Jakżeż ów stamtąd jęczał: „Twój zarzut słyszę
i wciąż przebaczenia czekam.”
Niech tam sobie “Tomi stoi w upale”, niech tam,
„rozmywa się światło”.
.
„Barbaricum”
Niepostrzeżenie, bez wyraźnych znaków,
do głów i domów wchodziło
Barbaricum.
Świetne niegdyś castella, castra, palisady
zgniły i zapadły się w ziemię.
Nie ostał się limes.
Gardzili przeszłością. Liczyło się tylko teraz.
Fety, festiwale, lunaparki i lupanary,
nieustanna balanga.
O opornych mówili pogardliwie „homo reactus”.
Puste słowa biegały między nimi jak kury
z obciętymi głowami.
Mieszały się prawda i fałsz. Niewielu już potrafiło
je rozdzielić. Większością powodowała
żądza próżnej sławy.
Liczyło się, co złe i okrutne. Byli niby jedną płcią,
bez właściwości, bez wieku. I za wszelką cenę
szukali atrakcji.
Fascynowało ich Wielkie Nic i chylili czoła przed
Niczym. Swoje dusze żywili wyłącznie fikcjami
i wymyślną szpetotą.
Trudno powiedzieć, kiedy mądrości i wartości
zamienili na bzdury, tanią popularność
i finansowe piramidy.
Lekko i bezrozumnie osądzali, wszystkich i wszystko.
Nikomu nie chciało się nawet słuchać
jakichkolwiek innych racji.
Wszech wolność, wszechmoc, wszechwładza.
Żadnego umiaru i granic.
Oto ono.
.
Robert Gawłowski
ROBERT GAWŁOWSKI (1957) — poeta, dziennikarz, krytyk, autor sztuk teatralnych, słuchowisk radiowych i scenariuszy filmowych. Debiutował w roku 1977. Wydał m.in. zbiory poezji: „Nie ukrywajmy tego szaleństwa” — 1983, ”Ograniczony wybór” — 1984, „Marko Polo szuka nowej drogi” — 1984, „Marko Polo” — 1987, „Podróż chroniczna” — 1997, „Georg — ostatnie chwile, ostatnie błyski” — 1998 (poemat o Georgu Traklu) oraz manifest poetycki —” Książeczka o poezji” — 1997.
.