O przesłaniu przemówienia inauguracyjnego Prezydenta Donalda Trumpa trudno dowiedzieć się z medialnych informacji i komentarzy prasowych. Kto nie wysłuchał przemówienia na żywo, będzie przekonywany, że Trump znowu posłużył się agresywną retoryką, apelował tylko do swojego, skrajnie prawicowego elektoratu i zupełnie zignorował wyborców Hilary Clinton i środowiska “progresywne”. Nie ma w tych manipulacjach wiele prawdy, ale Donald Trump, apelując o solidarność wszystkich Amerykanów zapowiedział jednocześnie walkę z establishmentem, politycznymi partiami, które poczuły się zbyt pewnie, administrując Ameryką i ignorując oczekiwania i potrzeby przeciętnych obywateli. Mało kto zwrócił uwagę na idealistyczne przesłanie Prezydenta, który sam przygotował swoje wystąpienie, wygłosił je z pamięci i zadeklarował walkę do ostatniego tchu o ludzi, którzy dotychczas byli pomijani i zapominani. Przypomniał, ze niezależnie od barwy skóry, wszyscy patrioci oddawali za ojczyznę krew tego samego koloru i ze wszyscy Amerykanie, niezależnie od miejsca urodzenia widzą te same gwiazdy, mają te same marzenia i są pod opieka tego samego, wszechmocnego Stworzyciela. Prostocie tego przesłania łatwo zarzucić populizm, ale wielkie wyzwania zazwyczaj wymagają wielkich słów i odrobiny patosu.
Przemówienie było nie w smak oderwanym od rzeczywistości elitom, które tak bardzo zadomowiły się na rozrywkowych i kulturalnych salonach, że tracą głowę na samą myśl, że oświetlające ich na środku sceny światła mogłyby skierować się w innym kierunku. Ich zaangażowanie przypomina, znane z czasów stalinowskich totalitarne uwodzenie intelektualistów i artystów na potrzeby systemu. Propagandowa agitacja gwiazd w rodzaju Bono, Bruce Springsteena, Adele, Roberta de Niro i Barbary Streisand miesza w głowach całej masie zdezorientowanych i powierzchownych konsumentów wyrwanych z kontekstu wiadomości i rewelacji. To oni wylegli na ulice setek miast całego świata, w dzień po inauguracji, by protestować przeciwko niezwykle odważnej wizji czterdziestego piątego Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Hałaśliwie demonstrujący bojownicy sprawiedliwości społecznej, zachowują się tak, jakby Trump doszedł do władzy w wyniku jakiegoś wojskowego puczu, albo “nocy kryształowej”, a nie odniósł zwycięstwa w demokratycznych wyborach. Rasizm, nietolerancja i faszyzujący konserwatyzm to tylko wierzchołek góry lodowej zarzutów wobec Donalda Trumpa, które trudno byłoby udokumentować faktami.
W rzeczywistości przemówienie Trumpa było deklaracją zerwania z polityczną poprawnością. Nowy Prezydent nie wahał się wypowiedzenia wojny radykalnemu, islamskiemu terroryzmowi. Czy któryś z liberalnych polityków, decydujących o losach świata odważyłby się tak powiedzieć? Wbrew powtarzanym uparcie sugestiom, że najbardziej przerażające ataki terrorystyczne przeciwko zachodniej cywilizacji nie mają nic wspólnego z islamem?
Nawet poważne zarzuty, wskazujące na naiwność Trupma wobec Rosji i Putina nie są udokumentowane żadną ewidencją. Ustępująca administracja Obamy, mimo często ostrej retoryki, nigdy nie była w stanie konkretnie przeciwstawić się siłowej pozycji Putina i wielokrotnie została wyprowadzona w pole.
Wybór Donalda Trumpa, niezależnego kandydata, dla którego polityka nie była trampoliną do kariery, ani platformą realizacji zobowiązań wobec możnych protektorów jest szansą dla całego świata. Jego kadencji przyświeca idealistyczna wizja i autentyczne przekonanie o potrzebie zmian, które mają na celu powrót do korzeni, do źródeł i tradycji. Prezydentura Trumpa jest rękawicą rzuconą przez zbuntowany elektorat precyzyjnie skonstruowanej globalnej machinie zrównującej kultury, pozbawiającej społeczeństwa i narody indywidualizmu i walcującej piękno odmienności. Wydawało się, że cały świat jest już ogarnięty epidemią politycznej poprawności, wirusem relatywizmu i obłędem oderwania od normalności. Wydawało się, że odartymi z tożsamości narodami rządzą już tylko pozbawieni kręgosłupa moralnego konformiści i realizatorzy idei bezkulturowości. Próby zerwania się z globalnej smyczy wywołują agresywne demonstracje, napastliwe ataki polityczne i medialne kampanie. Tak było w przypadku Węgier i Polski, takie same reakcje obserwujemy po całkowicie zmieniających układ sił wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Tym razem do buntu nie doszło w jednym z małych europejskich krajów, ale w państwie, będącym jednym ze światowych mocarstw. To może powstrzymać powszechny trend, nazywany przez zwolenników spiskowych teorii “nowym porządkiem świata”.
Czy sukces Donalda Trumpa i nabierającego siły społecznego ruchu, który wyniósł go do władzy, pomimo protestów elit i bezwzględnej walki politycznego establishmentu, powstrzyma lawinę niekończącego się “postępu”? Na straży tego niekontrolowanego pędu w zatracenie stoją oddziały najemnych “dziennikarzy”, którzy już dawno zapomnieli, że ich misją jest służba prawdzie i rzetelności.
Czy ponownie obudzone nadzieje przywrócą wartość powszechnie poniżanej tradycji patriotyzmu, odrodzą sens wiary, pamięci i przywiązania do wartości cywilizacji zachodniej?
Ci, którzy zbudowali imperium niemal absolutnej władzy i dobrego samopoczucia, zrobią wszystko, by tak się nie stało. Przeciwstawią się nowej administracji i naszej solidarności, nie tylko nieustannym medialnym praniem mózgów.
Przed Donaldem Trumpem i jego zwolennikami stoi prawdziwe wyzwanie. Prezydent zasługuje na szansę wykazania się mądrą i zdecydowaną polityką zagraniczną, skutecznym stanowiskiem wobec agresorów, prowadzących wojny na całym świecie i realizacją ambitnych obietnic wyborczych wobec Amerykanów. Czy zmiana obezwładniającego “status quo” jest możliwa, przekonamy się w już w najbliższych latach prezydenckiej kadencji.
.
Aleksander Rybczyński
.
.
Wygląda na to ,że mamy żelaznego człowieka o wysokiej kulturze moralnej.
Dla rozsądnych ludzi istnieje tylko jedno rozwiązanie: przestać słuchać i oglądać media rządzone przez wyznające totalitarny liberalizm „presstytutki” i znaleźć lepsze źródła informacji. Polecam Breibarta.
Czy można prosić o link? Z góry dziękuję!
https://www.breitbart.com/
I piszecie to mieszkając w Kanadzie? Przeprowadźcie się pod rządy tego kryształowego idealisty. Nie, lepiej podziwiać z daleka i udzielać światłych rad z szanującej prawo Kanady…
Duży zawód…
“udzielać światłych rad z szanującej prawo Kanady…”. naziści tez wykonywali prawne przepisy !! Tak sie tlumaczyli w Norymberdze. Wyprowadzić się z Kanady zawsze można (mój syn właśnie przeniósł się do Kalifornii) ale można też zostać i walczyć z takimi jak Trudeau (ojciec i syn są siebie warci)