OWCE, WILKI I PSY PASTERSKIE
– Zamęczył mnie pan doktorze – powiedział profesor Kwaśnica i podniósł się z leżaka. – Muszę iść do biesiadników i powiedzieć im parę słów, dlatego zawieszam dysputę.
– Ale przecież przyzna pan profesor, że obiekt, do którego idzie się z każdej strony pod górę, nie może być określony jako „prawie na dołku” – uparł się docent Murzański. – Więc willa „Smytnia”…
– Chodźmy!
Profesor wyciągnął rękę, aby pomóc podnieść się docentowi, który był słusznej tuszy. Wziął fenomenologa pod rękę i prowadził na skóśkę przez łąkę. Szli pod górę, ale tylko jeden z nich uważał to za istotne.
– Willa „Smytnia” trafiła do Akademii jako darowizna – podjął profesor. – Weźmy na stronę okoliczności. Pamiętajmy, że skoro darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby, to darowana willa nie może być brana jako przykład w subtelnych rozważaniach. Przypomnę panu dwuznaczność określenia „prawie na dołku”. Spójrzmy na Śląsk. Tu słowo „prawie” ma znaczenie zbliżone do staropolskiego, znaczy „dokładnie tak, prawdziwie tak”. Tam określenie „prawie mądry” znaczy „niewątpliwie mądry”. Poza Śląskiem niedobrze usłyszeć o sobie „prawie mądry”, bo znaczy to jednak – trochę głupi.
– Czekamy, panie Profesorze! – zawołała jedna z Chichotliwych Elegantek, która wybiegła na spotkanie z garażu zamienionego na jadalnię. – Niech pan idzie bo się kłócą! Przy ogórkowej zaczęli i dalej!
– Dyskusja, bardzo dobrze. A o co poszło?
Elegantka zachichotał uwodzicielsko.
– Kłótnia jest! O te dwa krzesła dla uchodźców, co pan Profesor przywiózł z domu.
– Braknie krzeseł?
– Gdzie, braknie. Plączą się, zawadzają. Nikt na nich nie siedzi.
Weszli i zastali stołowników. Zwadę już uśmierzono.
Raz, że podano paprykę z farszem z cynaderek, dwa, że jako głos rozsądku przemówił doktor Gąsienica Sobczak, Akademik cieszący się wielkim mirem.
– To dobrze, że postawiliście sprawę dwu krzeseł na ostrzu noża – mówił Jaśko Sobczak, zwany „Zwodnikiem”. – To, mówiąc skrótowo, odwołuje się do dziedzictwa Encyklopedystów i Rewolucji Francuskiej. Wspaniała duma Europy doprowadziła do najśmielszych eksperymentów od czasu wynalezienia gilotyny. Oto zawsze, jak były owce, byli juhasi z psami do pilnowania, żeby w nocy wilk nie porwał. Jak był skarb, były żelazne drzwi i straż przy drzwiach. A my – proszę, mamy skarb praw człowieka, demokracji, społeczeństwa dobrobytu – i drzwi zostawiamy szeroko otwarte, bez straży! I więcej jeszcze…
Tu Gąsienica Sobczak zwiesił głos, dłonie jak łopaty zadział za bacowski pas i badawczo spojrzał ku profesorowi. Okrutnie piękny był w tym zamilknięciu, chociaż nos miał jak ciupaga, ogromny.
– Proszę panie doktorze! – powiedział Kwaśnica z uśmiechem pełnym życzliwości – Niech wiedzą.
– I więcej jeszcze – podjął doktor Gąsienica. – Bez straży skarb i bramy bez rytuałów wejścia. Od praw człowieka odłączone zostały obowiązki człowieka. Obowiązki – opcjonalnie, według indywidualnego kaprysu. Od praw, jakie przysługują gościom i gospodarzowi, zostają odłączone obowiązki gościa i obowiązki gospodarza. Pan profesor Kwaśnica, występujący jako gospodarz w imieniu Akademii, w nie musiał przynosić krzeseł, dwu krzeseł. Mógł przynieść sto, mógł żadnego nie przynosić. Przydźwigał dwa! Widziałem, jak tu dźwiga pod górę…
– Ale, ale, nie pod górę – zaprotestował Kwaśnica. – Nie pod górę! Jak robię coś dobrego, zawsze mam z górki!
…
Piotr Wojciechowski
…
O autorze:
Piotr Wojciechowski (ur. 1938) – prozaik, poeta, reżyser filmowy.
Autor powieści:
CZASZKA W CZASZCE (1970),
WYSOKIE POKOJE (1977),
HARPUNNIK OTCHŁANI (1996),
DOCZEKAJ NOWIU (2007).