Każdego dnia modlę się za papieża Franciszka. I każdego dnia (to tylko lekka przesada) papież Franciszek znowu mi przypomina, że nie lubi katolików mojego pokroju.
Nie miałbym powodu do narzekania, gdyby Ojciec Święty karcił mnie za moje grzechy. Ale dzień po dniu papież strofuje mnie – oraz niezliczone tysiące innych prawowiernych katolików – za dawanie świadectwa prawdom odwiecznie nauczanym przez Kościół i czasem za cierpienie w ich imieniu. Jesteście sztywni, mówi papież. Jesteście „uczonymi w Prawie”, faryzeuszami, którzy tylko pragną „wygodnej” wiary.
Biskup Rzymu powinien ogniskować w sobie niepodzielną jedność Kościoła. Papież Franciszek stał się niestety źródłem jej rozłamu. To nieszczęśliwe zjawisko ma dwie przyczyny: po pierwsze, autokratyczny styl obecnych papieskich rządów, po drugie, radykalny charakter programu nieubłaganie wcielanego w życie przez Franciszka.
Ów autokratyczny styl (który pozostaje w ostrej sprzeczności z wcześniejszymi obietnicami wprowadzenia kolegialnego i synodalnego zarządu Kościołem) nie był jeszcze nigdy tak jaskrawo widoczny, jak w wydarzeniach ubiegłego tygodnia, kiedy to Franciszek podeptał niezależny i suwerenny status zakonu kawalerów maltańskich. Komentując ten zdumiewający zamach na łamach Wall Street Journal, Sohrad Ahmari stwierdził, iż „rozszczepił Kościół wzdłuż dobrze znanych linii demarkacyjnych”. Ahmari, który jakiś czas temu przeszedł na katolicyzm, pisze dalej:
“Tak jak w przypadku innych niedawnych kontrowersji – dopuszczenia rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach osób do Komunii Świętej, statusu Mszy łacińskiej czy stosunków Watykanu z komunistycznym reżimem Chin – konserwatyści znajdują się po jednej stronie, zaś papież Franciszek po drugiej.”
W obliczu wewnętrznych podziałów w Kościele papież nie powinien opowiadać się po żadnej “stronie”. Jest rzeczą oczywistą, że Ojciec Święty musi podejmować decyzje i formułować zasady działania. Jednak – w przeciwieństwie do politycznych przywódców – nie spodziewamy się po nim, aby wykorzystywał swój urząd do narzucania osobistej agendy, aby wynagradzał popleczników i karał dysydentów. Podczas gdy możemy śmiało oczekiwać, że prezydent Trump kompletnie odwróci politykę prezydenta Obamy – tak jak Obama kompletnie odwrócił politykę prezydenta Busha – po papieżu należy się spodziewać jedynie utrzymania decyzji jego poprzedników. Kościół nie jest bowiem (czy przynajmniej nie powinien być) rozbity na rywalizujące ze sobą stronnictwa.
Każdy papież podejmuje kontrowersyjne decyzje i każda taka decyzja komuś się nie podoba. Ale roztropny następca Chrystusa będzie gorliwie unikał najmniejszych nawet pozorów stronniczości. Pamiętając o tym, że służy Kościołowi jako głowa kolegium biskupów, a nie jako udzielny monarcha, powinien zawsze proponować, a nie narzucać określone rozwiązania duszpasterskich problemów.
Papieski autorytet w Kościele jest olbrzymi, posiada jednak znaczne ograniczenia. Papież jest upoważniony do przemawiania w imieniu Kościoła powszechnego, lecz w pewnym sensie traci prawo do wypowiadania się we własnym imieniu. Ojciec Święty nie może być stronniczy. Oczekujemy od niego rozstrzygania sporów, nie zaś ich instygowania. Podczas Soboru Jerozolimskiego święty Piotr ustalił reguły postępowania dla swych następców: najpierw należy wysłuchać argumentów obu stron, a dopiero potem wydać ostateczną i wiążącą decyzję (w tym konkretnym przypadku decyzja Księcia Apostołów anulowała jego wcześniejszą, osobistą opinię).
Rola papieża jest z gruntu konserwatywna, w najlepszym znaczeniu tego słowa. Powierzony mu został obowiązek zachowania czystości i klarowności naszej wiary – wiary, która jest niezmienna. Skoro nasze podstawowe wierzenia zostały określone przez samego Chrystusa, żaden kościelny dostojnik nie może ich kwestionować bez równoczesnego podważania autorytetu Kościoła, którego założycielem był również Chrystus i który stanowi wyłączne źródło autorytetu tegoż dostojnika. Papież jest najwyższym nauczycielem wiary katolickiej, lecz może głosić tylko te prawdy, które Kościół zawsze głosił, czyli depozyt wiary przekazany mu przez apostołów. Jest w stanie wypowiadać się w nieomylny sposób, ale tylko wtedy, kiedy obwieszcza i definiuje to, w co wierni katolicy wierzyli „zawsze i wszędzie”.
Krótko mówiąc, papież nie może nauczać niczego nowego. Wolno mu jak najbardziej wyrażać stare prawdy w nowy sposób, jeżeli jednak próbuje wprowadzać faktyczne nowinki, stanowi to nadużycie jego autorytetu. Jeśli zaś na dodatek te nowinki pozostają w sprzeczności z ustalonymi doktrynami Kościoła, papież wręcz podkopuje swój własny autorytet.
Wielu sumiennych katolików jest obecnie przekonanych, że w adhortacji Amoris Laetitia papież Franciszek stanął po stronie wierzeń i praktyk niezgodnych z wcześniejszymi naukami Kościoła. Jeżeli ta skarga jest słuszna, Franciszek zdecydowanie pogwałcił święte zaufanie należne następcom Piotra Apostoła. Jeśli zaś tak nie jest, należy nam się od papieża przynajmniej kilka słów wyjaśnienia, a nie same obelgi.
.
Phil Lawler
Tłumaczenie: Mariusz Wesołowski
.
Tekst oryginału:
https://www.catholicculture.org/commentary/otn.cfm?id=1199
Tłumaczenie i przedruk za zgodą autora oraz redakcji
.
O autorze: Philip (Phil) Lawler to jeden z czołowych katolickich komentatorów w Ameryce Północnej. Absolwent Harvard College oraz University of Chicago, w roku 1995 założył Catholic World News, pierwszy internetowy katolicki serwis informacyjny w języku angielskim. Zajmował wiele kierowniczych stanowisk w amerykańskich konserwatywnych instytucjach i redakcjach periodyków. W roku 2000 kandydował do senatu Stanów Zjednoczonych. Jest autorem siedmiu książek oraz licznych esejów, recenzji i kolumn prasowych, które ukazują się w ponad stu dziennikach, wliczając Wall Street Journal, Los Angeles Times, Washington Post i Boston Globe.