Kiedy turystyczny autobus osiąga z grubsza połowę drogi między Madrytem a Eskurialem, po lewej stronie szosy na horyzoncie pojawia się górskie pasmo zwieńczone olbrzymim krzyżem. Góry to Sierra de Guadarrama, krzyż zaś – o wysokości 150 metrów, najwyższy na świecie – wznosi się nad El Valle de los Caídos, czyli Doliną Poległych, zbiorowym cmentarzem ofiar hiszpańskiej wojny domowej.
Ten imponujący widok może jednak wkrótce zniknąć. 15 września br. Carmen Salvo, wicepremier obecnego lewicowego rządu Hiszpanii, zapowiedziała w parlamencie, że zgodnie z proponowaną ustawą gigantyczny krzyż oraz klasztor benedyktynów u jego podnóża mają być zlikwidowane.
Jest to kolejny oburzający i tchórzliwy krok w trwającej od 1975 roku rewanżystowskiej kampanii pokonanej zbrojnie hiszpańskiej lewicy. Przedostatnim była dokonana we wrześniu 2019 roku ekshumacja zwłok generalissimusa Francisco Franco y Bahamonte i usunięcie ich z bazyliki w Dolinie Poległych. W symbolicznym sensie stanowiło to kontynuację bezczeszczenia grobów przez hiszpańskich anarchistów podczas wojny domowej.
Ideologiczni spadkobiercy “Frente Popular” usiłują za wszelką cenę osłabić pamięć swej przegranej i nadal prezentują bratobójczą walkę jako “obronę demokracji”. W rzeczywistości owa “demokracja” ponosi odpowiedzialność za mord tysięcy cywilów, szczególnie przeciwników politycznych, księży, mnichów i zakonnic oraz za próbę poddania kraju bezwzględnej stalinizacji. Z drugiej strony generalissimo Franco na pewno nie był świętym, robił jednak tylko dokładnie to, co przy odwróceniu ról robili by w stosunku do jego stronników republikanie. Z jedną zasadniczą różnicą – El Caudillo nigdy by nie podporządkował Hiszpanii interesom obcego systemu, w tym przypadku sowieckiego totalitaryzmu. Jego zwycięstwo było zwycięstwem hiszpańskiego narodu i to jest druga rzecz, której nie mogą mu wybaczyć współcześni totalitarianie w kraju i w Unii Europejskiej.
Sugestia wyburzenia religijnych komponentów Doliny Poległych spotkała się w Hiszpanii z ostrym protestem. Miejmy nadzieję, że będzie on skuteczny. Na razie monumentalny kamienny krzyż wciąż wznosi się nad szczątkami 40.000 pogodzonych w śmierci ofiar obu stron konfliktu. Niech stoi tam na zawsze.
,
DOLINA POLEGŁYCH: LICZBY I FAKTY
Budowa całego kompleksu, na który składają się wykuta w żywej granitowej skale bazylika, kolosalny krzyż oraz klasztor benedyktynów, trwała od 1940 do 1959 roku. Wbrew rozpowszechnianym przez lewicowych propagandzistów kłamstwom, siły roboczej nie stanowili traktowani po niewolniczemu jeńcy republikańscy. Przy konstrukcji rzeczywiście zatrudnieni byli rozmaici więźniowie-ochotnicy, którzy musieli wyróżniać się jednak dobrym sprawowaniem. Za każdy przepracowany dzień odejmowano im dwa dni od wyroku, a później, przy drążeniu w skale bazyliki, nawet sześć dni. Wtedy też zaczęli oni otrzymywać pieniężne wynagrodzenie w wysokości siedmiu peset na dzień (stawka obowiązująca na wolności), ich rodzinom przysługiwało zaś darmowe zakwaterowanie i edukacja dzieci. Oficjalne dokumenty wykazują, że w trakcie dziewiętnastu lat budowy pracowało w Dolinie Poległych 2.643 ludzi, wśród których znajdowało się zaledwie dwustu czterdziestu trzech więźniów. Było to spowodowane głównie małym zapotrzebowaniem na niewykwalifikowanych robotników. Trzeba też podkreślić, iż przez cały ten czas wydarzyło się tylko czternaście śmiertelnych wypadków, co zadaje kłam lewackim porównaniom terenu budowy z hitlerowskimi obozami ciężkiej pracy.
Warto na koniec dodać ciekawostkę – bazylika w Dolinie Poległych ma powierzchnię większą od watykańskiej bazyliki Świętego Piotra; aby jednak uniknąć wewnątrzkatolickiej konkurencji, jej westybul nie został poświęcony.
.
Mariusz Wesołowski
Październik 2020 roku
...,,,,,,,,,,
O Autorze:
Mariusz Wesolowski – (ur. 1954),
absolwent polonistyki i historii sztuki
Uniwersytetu Jagiellońskiego,
od roku 1982 mieszka w Kanadzie.