Poniższe refleksje na temat nowej wędrówki ludów w Europie nie mają pretensji do oryginalności; te rzeczy zostały już wiele razy powiedziane i napisane. Co jest jednak warte powiedzenia jest również warte powtórzenia, niekiedy wiele razy, gdyż pewne prawdy potrzebują czasu i repetycji, aby być w końcu zrozumiane i przyswojone.
.
.
Pierwszy grosz:
emocje przed zdrowym rozsądkiem,
czyli Angela Merkel
.
Określenie ludzkiego gatunku mianem „człowiek rozumny” nie jest całkiem trafne; lepszą nazwą byłby termin „człowiek emocjonalny”. Emocje rządzą nami w o wiele większym stopniu niż logika czy racjonalna percepcja faktów. Zjawisko to jest widoczne w raczej powszechnym idealizowaniu uczuć, w pogardzie dla „szkiełka i oka”, w sentymentalnym okrzyku „miej serce i patrz w serce”. Owa domniemana wyższość emocji nad rozumem nigdy nie otrzymuje najmniejszego uzasadnienia – być może dlatego, że sama w sobie jest tylko emocją.
Potęga uczuć stanowi podstawę propagandy. To stwierdzenie jest zbyt oczywiste, żeby trzeba je było udowadniać lub ilustrować przykładami. Jednym z najbardziej skutecznych narzędzi propagandy – szczególnie często używanym obecnie przez polityczną poprawność i ruch społecznej sprawiedliwości – jest szantaż emocjonalny. Jego istota sprowadza się do stwierdzenia: „Jeżeli z tym się nie zgadzasz, to jesteś nieczułą i niemoralną świnią”.
Oficjalna (to znaczy rządowa i medialna) postawa wobec milionów migrantów usiłujących przedostać się do Europy wręcz ocieka emocjonalnym szantażem. Fotografia utopionego syryjskiego chłopca została powielona tysiące razy przez światowe media. Artykułom na temat migrantów obowiązkowo – i często wyłącznie – towarzyszą zdjęcia uchodźczych rodzin, kobiet z niemowlętami na ręku albo małych dzieci. Z drugiej strony dość wiarogodne informacje, że fotografia zwłok Alana Kurdi była po części upozowana i że jego ojciec był jednym ze szmuglerów pośrednio odpowiedzialnych za tę śmierć nie znalazły praktycznie żadnego oddźwięku w publikacjach prasowych. Wiemy również, że około osiemdziesięciu procent migrantów to samotni, młodzi mężczyźni, a jednak fotografie rodzin, kobiet i dzieci nie przestają dominować wizualnej narracji w mediach.
.
Medialna fikcja
Rzeczywistość
.
W podobny sposób jest manipulowana różnica pomiędzy migrantami a uchodźcami. Chociaż wiadomo, że co najmniej sześćdziesiąt procent tłumów nadciągających z Bliskiego Wschodu i Afryki to ekonomiczni migranci, media prawie zawsze kładą główny akcent na wojennych uchodźców z Syrii czy Etiopii, gdyż ci ostatni są w stanie lepiej wywoływać pozytywne emocje w umysłach i sercach czytelników lub widzów.
Politykiem najbardziej odpowiedzialnym za migracyjny kryzys w Europie jest kanclerz Angela Merkel. W niedawno opublikowanym artykule Wall Street Journal trafnie nazwał jej postawę „lekkomyślnym humanitarianizmem” (1). I rzeczywiście, trudno inaczej określić jej pochopną i wręcz despotyczną decyzję zaproszenia wszystkich chętnych do przybycia do Niemiec. Nawet jeżeli miała ona częściowo na uwadze gospodarczą przyszłość swego kraju, który obecnie wchodzi w niż demograficzny, Merkel najwyraźniej nie wzięła pod uwagę, że wabieni przez nią migranci muszą przejść przez suwerenne terytoria kilku innych państw i że obywatele Bundesrepublik Deutschland powinni mieć coś do powiedzenia na temat napływu milionów ludzi o kompletnie innej kulturze, innym światopoglądzie i innych kwalifikacjach (lub raczej częstym ich braku).
Za swoją sentymentalną dyktaturę Merkel obdarzona została tytułem „Osoby 2015 roku” przez Time i znalazła się na czele listy stu najbardziej wpływowych kobiet w prestiżowym dwutygodniku Forbes. Media wynagradzają emocjonalizm, gdyż same go usilnie propagują.
.
.
Drugi grosz:
miłosierdzie nie jest jedyną cnotą,
czyli papież Franciszek
.
Obecny papież nie jest znany ani z przejrzystości, ani ze zbytnio logicznego charakteru swych publicznych wystąpień lecz w przypadku migrantów jego pozycja jest jasna: trzeba ich akceptować bezwarunkowo, w imię chrześcijańskiego miłosierdzia.
I znowu łatwo tu powiedzieć, że tylko osoba kompletnie pozbawiona uczucia miłości do bliźniego może z tym imperatywem się nie zgodzić. Ale czy rzeczywiście? Masowe przyjmowanie emigrantów wywiera oczywisty i wieloraki wpływ na lokalną populację, wpływ ekonomiczny, kulturalny i – w przypadku muzułmańskich uchodźców – religijny. Ten wpływ nie zawsze jest pozytywny. Czy rodzima ludność nie zasługuje więc również na miłosierdzie? Czy jej prawa i prawa migrantów nie powinny być traktowane na równi?
Jeszcze bardziej zastanawiające jest kolejne pytanie: skoro publiczne wystąpienia Angeli Merkel i papieża Franciszka wyraźnie zachęcają migrantów do podejmowania ryzykownej wędrówki ku granicom Europy, w jakim stopniu te osoby są odpowiedzialne za zdarzające się po drodze tragedie, a przede wszystkim za coraz częstsze przypadki masowych utonięć w Morzu Śródziemnym? Papież może rzucać wieńce na fale i mówić o bliżej niesprecyzowanej hańbie ale czy on sam jest tu bez winy?
Nie wiem, czy te wątpliwości zostały kiedykolwiek przedstawione Franciszkowi i jaka była na nie jego ewentualna reakcja. Pozostaje mi więc tylko mieć nadzieję, iż dobry papież przypomni sobie kiedyś o starej prawdzie, że każda cnota praktykowana w izolacji od innych cnót i doprowadzona do skrajności zamienia się w swoje przeciwieństwo, czyli grzech.
Wyobraźmy sobie bowiem następstwa wprowadzenia w życie wizji Franciszka (podzielanej zresztą przez europejską skrajną lewicę oraz anarchistów). Granice Europy zostają szeroko otwarte dla migrantów wszelkiego pokroju i ludzkie tsunami rusza z Bliskiego Wschodu, Afryki i Azji, miliony za milionami, bo ostatecznie wszyscy pragną lepszego życia. Pod jego naporem gospodarki europejskich krajów walą się jedna po drugiej, najpierw systemy świadczeń socjalnych, potem opieka zdrowotna, następnie cała reszta, jak kostki domina. W końcu wszyscy mieszkańcy byłego europejskiego raju siedzą niczym Hiob na kupie gnoju i po bratersku wzajemnie wyłapują sobie wszy. Oczywiste? Oczywiście. Zresztą można sobie wyobrazić inne scenariusze, na przykład Europę zdominowaną w efekcie serii wojen domowych przez islam. Czy papież zdaje sobie z tego sprawę? Jak się mówi w Ameryce, to jest pytanie za sześćdziesiąt cztery tysiące dolarów… (2).
.
foto: Filip Błażejowski/Gazeta Polska
.
Trzeci grosz:
”Vox populi, vox Dei”,
czyli rozsądek ma jednak przyszłość
Bezmyślny humanitarianizm Angeli Merkel, samobójcze miłosierdzie papieża Franciszka i politycznie poprawne zakłamanie w mediach nie są na szczęście jedynymi widocznymi postawami wobec migracyjnego kryzysu. Głos zwykłych ludzi, nazywany w lepszych niż nasze czasach „głosem Boga”, brzmi głośno w internetowych komentarzach i nie przestaje manifestować swego zdroworozsądkowego sprzeciwu pomimo wyzwisk i kalumnii ze strony „oświeconych” elit. Ci „rasiści”, „bigoci” i „ksenofobowie” nie poddają się emocjonalnemu szantażowi polityków, mediów czy religijnych dygnitarzy; ich motywy nie są może zawsze najczystsze lecz nie zmienia to faktu, że pragmatyczna racja jest po ich stronie. Racja ta opiera się na zrozumieniu ludzkiej natury i mówi, że ludzie są tylko ludźmi, że uciśnieni i poniżeni mogą się łatwo stać tymi, którzy uciskają i poniżają, że ubóstwo nie jest równoznaczne z cnotą, a zamożność z występkiem. Ci ludzie pojmują absolutną niezbędność kontrolowania masowej, spontanicznej relokacji nawet poprzez wznoszenie murów i zasieków, jeżeli nic innego nie skutkuje. Nie przemawia do nich argument, iż popełnione w przeszłości przez polityków błędy uprawniają tych samych polityków do naprawiania ich teraz kosztem własnych obywateli (mam tu na myśli skądinąd słuszne twierdzenie, że interwencje Zachodu w Iraku, Syrii i Libii są przyczyną obecnych migracji). Oni nie wierzą już we wzniosłe utopie, gdyż wiedzą zbyt dobrze, że ich końcowym rezultatem jest zawsze dystopia. W tych ludziach, a nie w wymóżdżonych przez polityczną poprawność aparatczykach Unii Europejskiej i załganych dziennikarzach leży nadzieja na zakończenie obecnego kryzysu.
Dlatego – wbrew idealistycznym filipikom większości światowych mediów – zasieki na granicach Macedonii, Węgier i Austrii oraz polscy policjanci na słubickim moście są pożądanymi zwiastunami powrotu do racjonalnego myślenia. Problem masowej ekonomicznej migracji może być skutecznie rozwiązany tylko w krajach jej pochodzenia, zaś do dramatu wojennych uchodźców musi się podejść w zorganizowany i efektywny sposób. Zalanie Europy niekontrolowaną ludzką powodzią przyniesie tylko jeden efekt – niszczycielski chaos.
Mariusz Wesołowski
Kwiecień, 2016
Przypisy:
(1) https://www.wsj.com/articles/merkels-road-to-moral-surrender-1461021976
(2) Z drugiej strony powinniśmy wziąć pod uwagę możliwość, że Franciszek próbuje tu propagować model heroicznego chrześcijaństwa, którego wyznawcy – jak to prawdopodobnie miało miejsce w początkach tej religii – posuwają miłość bliźniego do granicy samounicestwienia. Ostatecznie nakazy Jezusa, aby miłować swych wrogów, nadstawiać drugi policzek i oddawać nie tylko płaszcz ale i koszulę nie mogą przynieść innych rezultatów. Ta hipoteza nie zgadza się jednak z innymi opiniami papieża, szczególnie w ostatnio ogłoszonym Amoris laetitia, gdzie Franciszek odrzuca idealizm na rzecz pragmatyzmu i opowiada się za prymatem indywidualnego sumienia nad nowotestamentowymi zaleceniami (aby nie rzec – nad przykazaniami samego Chrystusa).
.
O autorze:
Mariusz Wesolowski – (ur. 1954), absolwent polonistyki i historii sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego, od roku 1982 mieszka w Kanadzie.