Marek Baterowicz – BEJRUT I PARYŻ (ale i Mali…itd)

Screenshot 2015-11-23 13.43.42

Kilka dni przed masakrą  w Paryżu w Bejrucie miał miejsce  krwawy zamach. Dwaj kamikaze, odpalając pasy wybuchowe, spowodowali śmierć ponad 40 osób – w tym kobiet i dzieci – w zatłoczonym centrum handlowym południowej dzielnicy miasta. W tej dzielnicy jest obóz palestyńskich uchodźców, a także bastion ruchu szyitów Hezbollah. Według libańskiego Czerwonego Krzyża jest też 180 rannych, w tym wielu w stanie tak ciężkim, że nie rokują nadziei na przeżycie. Sprawcami zamachu są dżihadyści z ISIS (Islamic State of Iraq and Siria), którzy postanowili udzielić nauczki ugrupowaniu Hezbollah za to, że wspiera ono militarnie aktualny rząd w Damaszku i prezydenta Asada. Hezbollah oczyściło – pod dwóch latach walk – tereny na pograniczu z Syrią z bastionów  dżihadystów z al-Nusra. Walki były zacięte, straty Hezbollah są rzędu od 500 do 1000 ludzi.  W tych latach dochodziło  też do zamachów na południowych peryferiach Bejrutu (w sumie 9 ataków od lipca 2013 do lutego 2014). Liban – kwitnący kiedyś kraj Cedrów był nieraz celem obcych interwencji, także z południa i jest dzisiaj na progu ruiny. Wszystkie te zamachy potwierdzają, że dżihadyści nadal mają w Libanie punkty oparcia, a kraj jest rozbity na dwie frakcje: Front 14 Marca (filozachodni i przeciwny Asadowi) oraz ruch 8 Marca, kierowany przez Hezbollah i popierający obecnego prezydenta Syrii, którego podtrzymują także Rosjanie.

Zamachy w Libanie od lat przysłonięte reportażami z zamachów w Kabulu, dzisiaj zepchnięte są w cień przez paryską masakrę. I coraz mniej miejsca w telewizorach będzie dla zamachów w stolicy Jemenu Sanie, w stolicy Mali ( 21 zabitych) czy dla rzezi w Burundi. Ataki terrorystów w Doniecku, Ługańsku i Mariupolu są za to nieomal białą plamą w mediach, bo Rosja w wojnie z ISIS staje się sojusznikiem Zachodu.

Makabryczny zamach w Paryżu wstrząsnął Francją, Europa i światem.Oficjalne dane o tylko 129 zabitych to kosmetyczny zabieg medialny, bo wśród ponad 500 rannych wielu jest w stanie krytycznym.  Nasuwa się pytanie: jak mogło dojść do tego, że stolicę V Republiki zaatakowano z taką łatwością i to aż w sześciu miejscach ? Na ulicach nie było patroli ? Nie myślano o żadnej prewencji?

Francja od wielu miesięcy bombarduje pozycje dżihadystów, zapowiadała też wysłać lotniskowiec „Charles de Gaulle” ( jest w drodze ) do wybrzeży Syrii. A zatem jako kraj pozostający w stanie wojny (w Mali od 2013 r.) powinna była lepiej strzec swoich granic i zawiesić system Schengen, który zresztą okazał się upiorem dla Europy w sytuacji „wędrówki ludów”, tłumów  szturmujących granice  w kierunku Mamy Merkel.

Nie zrobiono tego,  przez granicę z Belgią wjechały do Francji trzy komanda i dokonały rzezi w Paryżu. Na ulicach i placach stolicy Francji nie było wystarczającej ochrony, a patrole wojskowe i policyjne powinny tam być codziennie, albowiem V Republika od dłuższego czasu jest w stanie wojny z dalekim kalifatem. Ten stan rzeczy domagał się mobilizacji sił specjalnych, tymczasem Francja zachowywała się jak beztroska baletnica z „Jeziora łabędziego”. Pilnowano zaledwie stadionu, na którym gospodarze rozgrywali towarzyski mecz z Niemcami. Na trybunie zasiadał prezydent Hollande (nazywany ironicznie przez Marine Le Pen wicekanclerzem Angeli!), policja z pewnym wysiłkiem odparła atak na jedną z bram stadionu. Hollande, ewakuowany cudem, koordynował spóźnioną kontrakcję służb z siedziby ministerstwa spraw wewnętrznych. Niestety, nie udało się na czas powstrzymać zamachowców. Sytuację opanowano dopiero po masakrze, zamachowców zastrzelono. Mała to pociecha w obliczu takiej tragedii. Napastnicy strzelali na oślep – w restauracjach, barach, ulicach czy w sali koncertu rockowego w Bataclan. Zabijali nawet młodych obywateli Francji pochodzenie arabskiego. Ta okoliczność wyklucza więc religijne podłoże zamachu, był to klasyczny odwet innego państwa (kalifatu) za francuską kampanię wojenną w Syrii.

Udało się na szczęście zapobiec atakowi na bazę morską w Tulonie, gdzie pojawił się samotny „kamikaze”.

Zamachy w Paryżu rewindykował ISIS, a prezydent Hollande nazwał je „aktem wojny”, ogłosił stan wyjątkowy na terytorium Francji (przedłużony na trzy miesiące) i wezwał państwa Unii Europejskiej o solidarne wsparcie jego kraju w walce z ISIS mówiąc, że „wróg nie jest tylko wrogiem Francji, ale całej Europy”. Poparcie otrzymał  na podstawie artykułu 42 traktatu unijnego, który dopuszcza taką możliwość w razie „zbrojnej agresji na jednego z członków UE”.

Tymczasem nie czekając na solidarną akcję ze strony UE Francja w odwecie bombarduje bastion ISIS w Raqqa na terytorium syryjskim. Szybciej zareagował Putin, na rosyjskich bombach malują napis: „Za Paryż”! Kto wie czy nie po to, by zmiękczyć stanowisko Zachodu wobec Ukrainy? Odrzutowce dokonują masowych nalotów, są już poważne straty w szeregach wojowników islamu. Zburzono wiele budynków, centrum dowodzenia i ośrodek szkoleniowy. Ale wszystko to o kilka dni za późno… Trwają też represje we Francji, komandosi ścigają winnych zamachu. Mieszkańcy Saint-Denis przeżyli prawdziwe oblężenie, policja rozbiła nawet wrota zabytkowej kaplicy, podejrzewając, że tam schronili się dżihadyści. Trop prowadzi do Molenbeek, muzułmańskiej dzielnicy Brukseli, znaleziono tam arsenał środków wybuchowych i  chemicznych. Zresztą rajdy policji objęły całą Brukselę, gdzie wstrzymano metro, zamknięto sklepy, sale koncertowe, muzea. A we Francji przebudzenie: codziennie do 140 osób  chce wstąpić do armii, zgłaszają się nawet dziewczęta. Wszyscy nagle chcą walczyć z terrorystycznym zagrożeniem.

Warto zapoznać się  z komunikatem Instytutu CIVITAS (stowarzyszenia katolików) na temat zamachów 13 listopada: „…winni są nie tylko ci, co naciskali cyngiel lub odpalali pasy wybuchowe. Winni są również ci, co w nieodpowiedzialny sposób, wywołali chaos na Bliskim Wschodzie i przyczynili się do rozwoju organizacji dżihadystów (jak np. front al-Nusra) w Iraku i w Syrii. Wielu polityków francuskich, z prawicy i z lewicy, ponosi winę – bezpośrednio lub pośrednio – za finansowanie i uzbrajanie islamskich frakcji, które miały być domniemanymi sojusznikami światowej koalicji i petro-monarchii Zatoki. Tym samym, francuscy politycy, z prawicy i lewicy, ponoszą wielką odpowiedzialność za to, co uderza w Europę i boleśnie dotyka Francji, a co ułatwia przenikanie na nasze terytorium osobników wyćwiczonych w technikach zabijania. Francja jest dziś w stanie wojny za sprawą równiez tych, których misją jest rządzenie krajem. Trzeba, aby kiedyś pamiętał o tym trybunał Historii.” (koniec cytatu)

Oświadczenie powyższe wydano w dzień po tragicznych zamachach. Czy Francja jest jeszcze V Republiką czy może – jak powiadają niektórzy – republiką „berlińską”, manipulowaną przez meteków?  A blady strach padł na całą Europę, we Włoszech podwyższono stan pogotowia. Odwołano mecz towarzyski w Hanowerze między Niemcami a Holandią, a w Brukseli między Hiszpanią a Belgią. Akcje dżihadu biją więc także w kibiców futbolu, a z ostatnich doniesień wiemy, że francuskie służby podobno zlikwidowały tzw. „mózg” paryskich ataków działający w belgijskiej frakcji islamskich radykałów. Francja zamierza wydalić radykalnych imamów,  choć muzułmanie we Francji potępili zamachy. Ale są też imamowie występujący przeciwko terroryzmowi, a zdecydowana większość francuskich muzułmanów pragnie żyć w pokoju. I to jest nadzieją na jutro.

Marek Baterowicz

 

O autorze:

M Baterowicz

Marek Baterowicz (ur. 4 marca 1944 r. w Krakowie) – debiutował jako poeta na łamach „Tygodnika Powszechnego” i „Studenta” w roku 1971. W kraju wydał trzy zbiory wierszy: „Wersety do świtu” (W-wa, Iskry, 1976) – tytuł był aluzją do panującej w PRL-u nocy, „Od zieleni do rdzy” (Kraków, WL 1979) oraz tomik powielony poza cenzurą – „Łamiąc gałęzie ciszy” ( 1981). W Paryżu opublikował tomik wierszy pisanych w języku francuskim – „Fée et fourmis” (Ed.Saint-Germain-des-Prés, 1977). W roku 1977 wychodzi też jego powieść „futurystyczna” – „Rękopis z Amalfi” (Kraków,WL) będąca groteskową kroniką wydarzeń po trzeciej wojnie światowej. Jej przekład  ukazał się w Australii w r.1991,a w roku 2000 we Włoszech.

Ukończył romanistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim (1971) broniąc magisterium z twórczości Lautréamont’a (u prof.Marii Strzałkowej), a fragment tej pracy opublikowano w „Kwartalniku Neofilologicznym”. W Sydney uzyskał stopień doktora na Uniwersytecie NSW (w r.1998) tezą „Les apports espagnols chez les poètes français aux XVIe et XVIIe siècles”, rozdziały tej pracy ukazały się we Francji, Australii, Nowej Zelandii i Nowej Gwinei.

W r.1996 wydał w Sydney antymarksistowski esej „Widmo”, napisany jeszcze w Krakowie i przemycony na Zachód w r.1985.

W kraju opublikował wiele antologii poezji krajów romańskich (Vicente Aleixandre, Umberto Saba, Egito Goncalves), latynoamerykańskich (Jorge Carrera Andrade, Eliseo Diego) czy poetów Québec’u,  a również zbiór opowiadań René de Obaldia.

W roku 1983 zdążył wydać jeszcze swoje opowiadania „Pułapka pod księżycem” (Kraków, WL), ale kiedy w tym samym roku komunistyczny reżim rozwiązał Związek Literatów Polskich, dawne myśli o emigracji doszły znowu do głosu. Od maja 1985 ( po czterech latach starań o paszport) Marek Baterowicz przebywa na Zachodzie (Włochy, Francja, Hiszpania), a od sierpnia 1987 w Australii. Został członkiem Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, a od 2000 r. Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w kraju. W Sydney wydał tomik „Serce i pięść” (PCA, 1987) obejmujący wiersze dawne odrzucane przez cenzurę, wiersze ze stanu wojennego oraz pisane już na emigracji. Następne tomiki wydane w Australii to kolejno: „Dama z jamnikiem” (Sydney,Akapit 1989), wybór wierszy „Z tamtej strony drzewa” (Melbourne, Puma 1992), „Miejsce w atlasie” (Sydney, Wild&Wooley,1996), „Cień i cierń” (Sydney, Vide 2003), „Pan Retro” (Sydney, 2004)  oraz „Na smyczy słońca” (Sydney, Vide 2008).

W roku 1985 kilkanaście jego wierszy przełożono na angielski w USA, wyszły drukiem w „Mid-American Review”. Blisko sto wierszy w tłumaczeniu angielskim czeka na wydanie. We Włoszech ukazał się wybór jego wierszy „Canti del pianeta” (Roma, Empiria, 2010) w przekładzie Paolo Statutiego.

W roku 1992 wydał w Sydney powieść o stanie wojennym – „Ziarno wschodzi w ranie”. W przygotowaniu zbiór opowiadań z Polski, Hiszpanii oraz Australii.

W r.2003 otrzymał za poezję nagrodę  Białego Pióra, a w r.2012 był laureatem nagrody Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą za całokształt twórczości (vide „Ekspresje”, Londyn, t.III 2012, laudacja prof. Wojciecha Ligęzy).

W kraju publikował  m.i. w „Tygodniku Powszechnym”. „Znaku”, sporadycznie w „Przekroju”,”Życiu Literackim” (tylko w 1980/81) a po wyjeździe w „Arce”, potem w „Arcanach”, „Kresach” ,„Twórczości”czy „Frazie”, a w r.1992 zerwał z „Tygodnikiem Powszechnym” na znak protestu przeciwko poparciu przez to pismo grubej kreski (list o tym ogłoszony był w „Arce”). Publikował też artykuły w periodykach uniwersyteckich jak „Romanica Cracoviensia”, Studia iberystyczne” (UJ), „Estudios Hispanicos” (U.Wrocławski) czy „Literaria Copernicana” (U.Toruński).

W roku 2014 w Toronto (Kanada) wydano zbiorek jego wierszy „Status quo”, poświęcony głównie ofiarom „katastrofy” smoleńskiej.

We Francji ukazał się  zbiór opowiadań – „Jeu de masques” (Nantes, 2014).

Swoje felietony publikuje na naszych blogach.pl, na Solidarnych 2010, na Marszu Polonii i na Pulsie Polonii, a także w wielu pismach polonijnych w Australii, USA, Kanadzie, w tym katolickich („Przegląd Katolicki”, Sydney i „Mi-cha-el CSMA”), roczniku michaelitów na Nowej Gwinei.

Subskrybcja
Powiadomienie
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
Dawid
9 years ago

Podtrzymywanie Schengen (w zakresie przepływu osób) wydaje się być zupełnym kuriozum. Nie jest problemem postój przez godzinę na granicy jeśli weźmiemy pod uwagę alternatywę śmierci w samobójczym zamachu. Z resztą dość jasne jest wprowadzenie kontroli na granicach w Belgii czy Francji nie byłoby “złotym środkiem” na zagrożenie wobec ogromnego potencjału wewnętrznych terrorystów – urodzonych już nad Sekwaną lub nad Mozą potomków emigrantów zarobkowych. Co nie zmienia faktu, że radykalne uszczelnienie granic zewnętrznych Unii jest zapewne jedynym możliwym wyjściem z sytuacji. Znacznie bardziej sensownym niż podarowanie 3 mld EUR Turcji wspierającej po cichu dżihadystów walczących z Kurdami w Syrii i Iraku.

Panie Marku, w kontekście puenty felietony niestety nie jestem takim optymistą. Fakt, że większość muzułmanów żyjących w krajach Zachodu pragnie pokoju oraz pojawiające się głosy oburzenia ze strony części imamów – to wszystko nie pozwala mieć ogromnej nadziei na przyszłość. Widać wyraźnie, że radykalizacja w młodym pokoleniu post-emigrantów następuje w zatrważającym tempie. Młodzi Francuzi wyznający islam wyjeżdżają do Syrii jedynie wiedzeni propagandową pożywką ISIS dostarczaną za pośrednictwem internetu. Nie trzeba im radykalnych imamów w Paryżu. W ostatnich zamachach w powietrze wysadzili się młodzi ludzie, którzy latami przebywali na zasiłkach, mieli kontakt ze światem przestępczym i handlem narkotykami lub po prostu egzystowali na niskim poziomie i swoją radykalizację zawdzięczają “nawróceniu” na islam salaficki. Europejska pustka duchowa zwana przez Hollande’a po zamachach na redakcję Charlie Hebdo “europejskimi wartościami wolności”, popchnęła ich w ramiona terrorystów nie oferujących na tym świecie bezpieczeństwa i zamożności ale za to wskazujących jednym palcem na niebo. Skutki ogromnie nietrafionej polityki emigracyjnej państw Zachodu są już nie do uratowania. Teraz można tam jedynie minimalizować straty. Przed tymi błędami jednak Opatrzność uratowała na razie państwa Europy środkowej. Dobrze, że nowy rząd (wszystko na to wskazuje) prowadzić będzie w tym względzie autonomiczną politykę w zgodzie z polską racją stanu.