Małgorzata Maria Bitner – Cud łaski

Wiele lat temu Dariusz Bitner napisał opowiadanie o Baboraku (1978), o nieutulonej potrzebie powrotu do domu. Dom w tej historii uosabia ciepła, troskliwa i piękna w swej subtelności kobieta. Powrót nie jest udany, miejsca dla powracającego z tułaczki już w nim nie ma, zajął je „inny ktoś”. Opowiadanie zachwyca przesłaniem . Także pewnym niedopowiedzeniem, nieuchwytnością, ulotnością nawet – to znaki szczególne pisarstwa Dariusza Bitnera.
Najnowsza książka „Cud” zamyka precyzyjną klamrą wątek powrotu do domu, niejedyny w książce, jest tych wątków wiele – tak dla mnie inspirujący i ciekawy. Czytelnik towarzyszy dwóm zagubionym w życiu wędrowcom (czyżby nawiązanie do „Wędrowca”?). Jeden z bohaterów (zupełnie rewelacyjna historia człowieka spełniającego się w pracy; to dziś już rzadkość), wiedziony tęsknotą i złudną nadzieją nie odnajduje domu, choć w nim fizycznie się staje (jaka kusząca metafora). Spotyka go wrogość, zagraża utrata życia, musi o siebie walczyć, choć nie bardzo wiadomo, po co. Nie dostąpi już łaski przyjęcia, to dla niego – i czytelnika – oczywiste.
Narrator – alter ego bohatera – szczęśliwie swój upragniony dom odnajduje. A w nim ideał, miłość, tkliwość, piękno, stałość, sens życia, wszystko co najważniejsze dla niego – i nie tylko dla niego. Czytelnik, obserwujący z bliska poszukiwania swojego bohatera, biorący udział w jego życiu, odczuwający niemal fizycznie rozterki, trapiące wędrowca – ten czytelnik także otrzymuje nadzieję, granicząca z pewnością, że – jeśli bardzo będzie tego pragnął i dostatecznie długo (może nawet bardzo długo) wędrował przez życie – i on dostąpi łaski przyjęcia. Czasem – w zupełnie nieoczekiwanym momencie. Czasem – gdy już straci wszelką nadzieję.
Spokój serca, pokój w duszy – czy nie tego człowiek pragnie całe życie?
W mojej rodzinie czytali wszyscy.
Już pierwsze zdanie tej książki wydaje się być magiczne. „Czytanie” w nim opisane nie oznacza li tylko samej – skądinąd prostej i nieskomplikowanej – czynności składania liter. To proces, będący istotą życia, wszystko, co składa się na prawdziwe poznanie jego istoty i sensu. Wystarczy zastąpić słowo „czytali” – słowem „poznawali” i otwierają się nieograniczone możliwości oglądu świata, ludzi – bliskich i dalekich, dostrzegania przyczyn i skutków działań własnych i cudzych, a nawet przewidywania przyszłości. Te wszystkie cudowności są w zasięgu ręki, wystarczy po nie sięgnąć, zdecydowanie i wytrwale, a istota świata (w skali mikro, tej bliskiej – ale i makro – bardzo odległej) otworzy się przed szukającym poznania. Jedynym ograniczeniem tego procesu jest człowiek, niegotowy na przyjęcie wiedzy, niesformatowany na tyle, by zrozumieć i przyjąć to, czego doświadcza, co eksploruje.
Zatem, jeśli „w mojej rodzinie czytali wszyscy” – wszyscy czynili starania, by stać się godnymi poznania, choć każdy we właściwym dla siebie (bywa, że skromnym) zakresie, miejscu i czasie.
„Stałem w progu wielkiej komnaty, otaczały mnie mury książkowych grzbietów, książkami obłożone były ściany, książki stały na regałach ustawionych w milczących szeregach, tworzących w komnacie korytarze. Myślę dziś, że wpadłem w trans, rodzaj snu na jawie, rodzaj hipnozy. Te ściany książek ze wszystkich stron niezauważalnie, a jednocześnie na moich oczach, rosły, pięły się jak zaczarowana fasola, coraz wyżej i wyżej, otaczały mnie jak dziwny mur, zbudowany z cegieł postawionych na sztorc, znajdowałem się wewnątrz niezwykłego zamczyska, a regały wzbijały się pod niebo sufitu jak strzeliste turnie. Wkraczałem w labirynt, gdzie na końcu, gdzieś na horyzoncie siedziała za biurkiem strażniczka biblioteczna, kapłanka, siedziała przy małym ołtarzyku i czekała aż się zapiszę, aż dostąpię wtajemniczenia” – opisuje pierwsze spotkanie z biblioteką mały jeszcze bohater, już świadom, że istnieje sacrum, przeczuwający, że wtajemniczenie jest istotą ludzkiego życia.
„Ja te wszystkie książki przeczytam. Dopiero potem umrę” – postanawia.
Pochylmy się w tym miejscu nad nad językiem, którym lekko i swobodnie posługuje się autor „Cudu”, tworząc potoczystą, intrygującą narrację. Mamy w tej książce świetne, przekonujące dialogi, w których nie ma cienia fałszu. Jest suspens. Co najważniejsze, autor wie, jak opisać rzeczy trudne, nie wprowadzając czytającego w zbędne zawstydzenie; wiedzie czytelnika przez wszystkie przygody i zwątpienia tak, by ten bezpiecznie dotarł do celu podróży.
Nie bez powodu mowa tu o bezpieczeństwie. W „Cudzie” odnajdujemy prawdziwie kryminalną, mrożącą krew w żyłach historię, jest morderstwo – a może tylko usiłowanie morderstwa; są zasnute mgłą ponurych mysli lata pokuty i trwogi – dla tych, którzy z woli autora dopuścili się w tej historii zła. Spójna opowieść i przejmująca analiza ludzkich charakterów daje możliwośc czytania ich duszy.
Dariusz Bitner jest dobrym przewodnikiem, godnym zaufania. Docenijmy umiejętności literackie autora, nie prześlizgujmy się po znakomitym warsztacie jak po zjawisku oczywistym tym bardziej, że umiejętności te służą opisaniu rzeczy tajemniczych, nieuchwytnych i ponadczasowych. Jest w tym pisaniu duchowość, jest życzliwość dla bohaterów, jest ojcowska troska o ich losy. Bo przecież jest w Dariuszu Bitnerze prawdziwe zainteresowanie losem czytelnika. Którego pisarz nie wyprowadzi na manowce, ale też nie ukryje przed nim trudów i mozołu życia, nie odsunie odeń doświadczeń, które – jak ucznia – przesuną poszukującego wiedzy do wyższej klasy w szkole życia.

O co chodzi z tymi misiami? Jest w „Cudzie” baśń, i to opowiedziana poetycko. Proza poetycka skrzętnie ukryta przez autora w skondensowanej formie objawia się czytelnikowi, gdy ten zada sobie trud, by odnaleźć do niej hasło, login – jakkolwiek zechcemy ten klucz nazwać. Poszukiwanie samo w sobie staje się przygodą intelektualną, a odnajdywanie znaczeń cieszy – bo także jest rodzajem wtajemniczenia.

dawno dawno temu
było chyba inaczej
ech
kiedy to było

dawność dawna skroś dawności
na dno samo
tak dawno aż dawienno

gdzie to było
ech było jak było
a jest jak jest

Mamy w tej baśni misie, mamy i królewnę, wszystko jest na na swoim miejscu. Jest także bohater książki, który na pewnym, dość tragicznym etapie swojego życia-nieżycia (ale, nie uprzedzajmy wypadków) w baśni właśnie się odnajduje.
„Człowiek potrzebuje bajki, łaknie cudu, nie może żyć pełnią życia bez baśni, a baśnią w życiu mężczyzny jest kobieta. I to, co kobieta może zrobić najlepszego, to baśnią tą być”.
„Cud” może się wydarzyć naprawdę. Naprawdę.

Małgorzata Maria Bitner

.

Fragment książki „Cud”

Metalowa skrzynia, pojemnik na odpady. Krótkimi szarpnięciami, mozolnie, przesuwa się w lewo; zasłania coraz większą część okna, coraz większą, aż nieruchomieje. Pozostają tylko wąskie szczeliny światła. Ogarnia mnie strach, próbuję wstać, ale zaraz upadam. „Błażej!” – krzyczę, chociaż ciszej niż zamierzałem. – „Co ty robisz!?” W ogóle to nie jest krzyk, tylko jakieś zawodzenie, połączone z chrząkaniem. Zbieram wszystkie siły i zaczynam wyć, jakby mnie obdzierali ze skóry. „Nikt cię nie usłyszy” – zza okna dochodzi głos Reginy. Jestem skazany. Uwięziony. Zakopany. Dlaczego? „Dlaczego?” – pytam i uświadamiam sobie jednocześnie, że zapytałem na głos samego siebie. Zapytałem, wiedząc, że nie znam odpowiedzi. Dobrze. Czas zostawić wszystkie niewiadome, pamięć, która podsuwała mi do tej pory odpowiedzi na bez mała wszystkie pytania – przestała działać. Muszę przestać zadawać sobie pytania, o co tu chodzi, a znaleźć po prostu wyjście z tej sytuacji. O ile nie chcę, by moja kotłownia stała się moim grobem. Siadam na krześle, nieoczekiwanie zauważam, że mój umysł pracuje na najwyższych obrotach – jak sprawna, wyregulowana maszyna drukarska. Zapala się światło (aha, włączyli bezpiecznik), po chwili zza drzwi dobiega przytłumiony dźwięk. Spierają się o coś. Nastawiam ucha, ale nie rozróżniam słów. Podchodzę, z trudem, chociaż to dwa kroki, trzy małe, ale tracę równowagę, idąc; upadam ciałem na drzwi. Zaczynam uderzać otwartą dłonią w drzwi. „To ty, Regina? Regina”. „Czego chcesz?” – zamiast niej odzywa się Błażej. „Chcę rozmawiać z Reginą”. „Ona nie będzie z tobą rozmawiać”. „Dlaczego?” „Nie zamierza. I tyle”. „Chcę tylko…” – zaczynam i uprzytamniam sobie, że nie wiem, czego chcę. – „Regina, porozmawiajmy”. „Umrzyj” – mówi. – „A jak nie umiesz, to zniknij”.

.

Dariusz Bitner,
Państwowy Instytut Wydawniczy,
Warszawa 2024

..

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments