Leszek Knaflewski – Jak nikt inny zbliżył się do śmierci

Screenshot 2015-04-08 13.50.49

Nie wiem na jakiej muzyce wychował się Leszek Knaflewski, ale śmiało można zaryzykować, że fascynował go Jimmi Hendrix, The Doors, a pewnie także Led Zeppelin. Dla ludzi pokolenia Knaflewskiego gitara była przedmiotem uwielbienia, symbolem wolności i życia bez chwili wytchnienia: od radosnego akordu przestrzeni po ekstatyczną solówkę na granicy śmierci. Zakończeniem jego muzycznej wędrówki i uwieńczeniem artystycznych poszukiwań i eksperymentów jest „Elektryczna trumna” – instalacja, happening, wydarzenie teatralno-metafizyczne.

Los sprawił, że doświadczenie z elektryczną trumną stało się także ostatnim osiągnięciem twórczym Knaflewskiego. Dramatyczne próby komunikacji z przestrzenią śmierci, próby nawiązania dialogu z Bogiem, wysiłki, by w nicości odnaleźć choćby nikły znak nadziei, przeprowadziły artystę na drugą stronę, zostawiając widownię w nieświadomości i bez odpowiedzi.

Trzeba powiedzieć otwarcie – gra Leszka na elektrycznej trumnie jest jednym z najwybitniejszych wydarzeń artystycznych współczesnej sztuki polskiej. W medialnym zgiełku i chaotycznym rozproszeniu krytyki artystycznej koncerty Knaflewskiego na granicy światów słyszane były jedynie w wąskim gronie przyjaciół, a jego brzmienie nie wychodziło poza lokalne środowisko.

Knaflewski zbudował swoją trumnę i jak Orfeusz próbował zstąpić w zaświaty, których tajemnica okazywała się nieprzenikniona. Odgłos gwoździ wbijanych w wieko trumny nie brzmi, jak bolesne dźwięki gwoździ, towarzyszące ukrzyżowaniu Chrystusa, stanowiące tylko uwerturę do hymnu chórów anielskich. Eksperyment Knaflewskiego był formą modlitwy, która nigdy nie miała zostać wysłuchana, bo wiara została ograniczona do samotnej żarliwości, wyrosłej z bólu i pragnienia poznania prawdy.

Artysta pojawia się w białym tunelu, znanym z opowieści tych, którzy zostali zawróceni w pół drogi, Jak dyrygent próbuje nadać muzyce brzmienie ostateczne. Jego próby porozumienia się z pudłem rezonansowym przybierają formę rozmowy telefonicznej i sygnalizacji alfabetem Morse’a. Na próżno; głęboki oddech wieczności nie daje żadnych gwarancji, a heroiczne dźwięki gitary młodości wstępują w monochromatycznej tonacji na ostateczną, samotną strunę ascetycznej trumny. Jej wieko otwarło się dla twórcy przedwcześnie.

Poetyka wypowiedzi Leszka Knaflewskiego wstrząsnęła mną równie mocno, jak oglądana w młodości „Umarła klasa”, sztuka Tadeusza Kantora, bezkompromisowo odrzucającego banalne pytania artystyczne. Ironię i dystans krakowskiego mistrza formy i metafizyki, Leszek Knaflewski zastąpił surową pokorą wobec ostatecznej tajemnicy. Jak nikt inny zbliżył się do śmierci.

Aleksander Rybczyński

Subskrybcja
Powiadomienie
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
Mariusz W.
8 years ago

Sokrates napisał rylcem Platona, że prawdziwa filozofia jest przygotowaniem na śmierć (dialog „Fedon”). Wygląda na to, że prawdziwa sztuka również. Dziękuję, Alku, za ciekawy artykuł, nigdy przedtem o tym artyście nie słyszałem. Znalazłem o nim obszerną informację na https://culture.pl/en/artist/leszek-knaflewski . Jedna tylko przestroga – dzieł takich jak „Elektryczna trumna” czy „Umarła klasa” nie powinno oglądać się zbyt wiele razy, gdyż powszednieją i przestają oddziaływać. Ja ten właśnie spektakl Kantora obejrzałem w 1981 roku na kilkunastu próbach i pięciu przedstawieniach i teraz praktycznie nie robi on na mnie wrażenia.