Lesław Nowara – Przed nami jeszcze potop

Przed nami jeszcze potop

Ależ leje

Przechodnie
zgięci w pół
dźwigają na plecach
ciężkie worki deszczu
i zrzucają je
pod wiatami przystanków
otrzepując się z wody
jak z mąki

Dwie kobiety
uchwyciły się kurczowo
męskich parasoli
wydętych
jak czarne żagle
które wciągają je
w przejście podziemne
jak w otchłań

Z pierwszego piętra
wypatruję tonących
i jestem gotów
w każdej chwili
przez uchylone okno
wyciągnąć do nich rękę
z naostrzoną brzytwą

31.VII 2022

 

Człowiek Chory Na Raka

W czasach mojego dzieciństwa umierało się
najczęściej na atak serca i raka

Taki człowiek chory na raka
w odróżnieniu od takiego co umarł na serce
czasem żył jeszcze dość długo
Chociaż można się spierać
czy na pewno tak długo żył jeszcze
czy raczej tak długo umierał

Więc właśnie takiego
Człowieka Chorego Na Raka
bardzo chciałem choć raz na żywo zobaczyć
zanim jeszcze szczelnie owinąwszy się trumną
zdążyłby się zapaść pod ziemię

Takich chorych
leczyło się wówczas radem fosforem i strontem
Miałem zegarek
ze wskazówkami powleczonymi fosforem
który świecił po zmroku
i byłem ciekaw czy chory na raka
w taki sam sposób świeci w ciemności

Dla tych chorych
w Gliwicach był szpital z czerwonej cegły
Czasem podkradałem się tam wieczorami
i wspinając na palce
wpatrywałem się w ciemne okna

Stałem tam godzinami
z nadzieją
że jakiś chory
wreszcie pojawi się w którymś oknie
i podobnie jak wskazówki w moim zegarku
zaświeci
przebijając się przez tę ciemność

17 III 2023

 

Gdy z Gliwic wyjechał Różewicz

Miałem sześć lat, gdy z Gliwic wyjechał Różewicz.
Przez wiele lat potem, najpierw z matką trzymającą mnie za rękę,
a później już sam,
chodziłem tymi samymi co on ulicami,
mijając kino „Bajka” i zakład pogrzebowy „Trumny i trumienki”,
ale po Różewiczu nie było tam ani śladu.
Nie spodziewałem się znaleźć kartki,
czy choćby wkładu od długopisu,
coś jednak powinno tam było pozostać.
Choćby bańka powietrza w miejscu zaczerpnięcia oddechu,
jakieś chrząknięcie czy kaszlnięcie,
który dałoby się wydłubać spomiędzy innych ulicznych dźwięków.
Ale niczego takiego nie było.

Cała nadzieja była jeszcze w dworcu.
Chodziłem tam codziennie,
jak Zagajewski,
nasłuchując
czy nie zapowiedzą wreszcie jadącego do Lwowa pociągu.
Stałem na peronie,
wpatrując się w parowozy tłuste jak wieloryby,
które parskały parą i dymem,
ciągnąc za sobą na Zachód całe ławice wagonów
i maleńki lwów wpięty w ogonową płetwę jak kolczyk.

Pytałem, czy jakiś pociąg z tego dworca nie odjeżdża do Lwowa,
ale słyszałem śmiech tylko.
To śmiał się ze mnie Neptun z fontanny na Rynku,
wyszczerzonymi w trójzębie wszystkimi trzema zębami,
śmiały się ze mnie tańczące wokół fontanny trzy fauny.
Bo to miasto, które na mapie wydaje się tylko kropką,
całe zapisane jest alfabetem Braille’a.
Wszystkie ulice w tym mieście są ślepe
i można chodzić po nich jedynie na oślep.

Przechodnie na ulicach mają twarze wytarte do kości
ten biały pył na trawnikach to księżyc spalony na popiół,
w tym mieście nawet w słoneczny dzień powietrze zamarza,
zwisając z parapetów i z dachów jak sople,
drzewa w tym mieście mają czarne liście,
kwiaty na klombach są w kolorze sadzy,
a suche chmury, które wiszą na miastem
wysysają wodę z kałuż do ostatniej kropli.

Dlatego tak sucho mam w gardle
i spierzchnięte wargi,
imiona Adama i Tadeusza w moich ustach
są jak dwa ciała obce,
jak dwie ości wbite głęboko w język.
Czy dlatego nie umiem ich przełknąć?
Ani ich wykrztusić?
Ani wypluć?

23 XII 2022

 

Las Chorzowski

Od jakiegoś czasu Las Chorzowski nocami coraz bliżej podkradał się do domu.
Na nic ten cały płot drewniany, na nic zapinana na pętelkę z drutu,
piszcząca zawiasami furtka. Co rano, na grządkach wśród rzodkiewek
i przy palikach do pomidorów, ciotka odnajdywała leśne ciała obce.
A to żołędzie, a to kilka szyszek, a zdarzały się i całe gałęzie klonów, jesionów i buków.
Wyglądało to groźnie. A i za dnia strach było wchodzić w ten las
samemu sobie wydeptując ścieżki. Choć tak kusiły
przyczajone za pniakami maślaki i opieńki, ślinka ciekła
na samą myśl o kozakach i kaniach, a zdarzały się nawet i prawdziwki.
Nie wychodziło się z lasu bez ran.
Na twarzy i na rękach miało się bąble po muchach końskich i komarach,
czerwone pręgi na nogach po ukąszeniach pokrzyw.
Krzewy zdziczałych malin ostrymi kolcami tak wpijały się w skórę,
że ich sok w smaku niczym się nie różnił od krwi.

Za brzozowym młodniakiem widać było kilka porośniętych mchem kopców.
Nad każdym kopcem jak krzyż nad mogiłą sterczał osinowy kołek,
a każdy z kołków jak nóż po rękojeść wbity był głęboko w serce
płytko pod darnią pochowanego wampira. Było ich sześć.
Iść tam nie było mi wolno. Tylko ciotka mogła podejść by sprawdzić,
czy każdy kołek jest sztywny, czy aby któryś się nie obluzował.
Stałem opodal czując jak cała krew spływa mi z głowy do stóp,
a ziemia ssie moje stopy, próbując mnie wessać pod siebie.
Nie mogłem już złapać tchu,
gdy ciotka mnie chwyciła za włosy i zaczęła za sobą ciągnąć,
nie bacząc, że krzewy i gałęzie zdzierają ze mnie ubranie,
dopóki jej dom nie przedarł się do nas przez drzewa,
wyrzucając z siebie fontanny dymu,
jak wieloryb wyrzucony na brzeg z trudem łapiący powietrze.

Ale las wciąż nas ścigał, wyciągał macki pajęczyn, opluwał żywicą
i kamienował gradem żołędzi. Ciągnął za sobą mrok, który już dochodził do progu
i po bluszczach zaczynał się wspinać do okien, polując na skulone za szybą światło.
Ciągnął za sobą mgły, które dławiły w kominie dym i w piecu dusiły ogień.
Na obronę zostało nam kilka świec. Ale nawet ich liche światła
i tak już zwabiły żarłoczne cienie, w których kłębiły się wygłodniałe kuny, lisy i wilki.
Ciskaliśmy w nie zaklęcia, wszystkich bogów na próżno wzywając na pomoc.
A gdy i to zawiodło, jeszcze tylko w płomieniach zapałek
nadaremno upatrywaliśmy wybawienia. Zamiast je po prostu zdmuchnąć.

16-18 X 2022 / 6 XI 2022

 

Lesław Nowara

 

O autorze:

Lesław NOWARA (ur. 1963) w Gliwicach. Prawnik z wykształcenia, absolwent Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Poeta, aforysta, felietonista, recenzent literacki.

Wydał tomy wierszy:
„Zielona miłość”, ZLP, Katowice 1991
„Dom o zielonych oknach”, Gliwice 1993 (nominacja do Nagrody Poetyckiej im. Kazimiery Iłłakowiczówny za najlepszy książkowy debiut roku, 1993)
„Trzecie oko”, Instytut Wydawniczy ŚWIADECTWO, Bydgoszcz 1996
„Rosyjska ruletka”, Wydawnictwo MINIATURA, Kraków 1999,
„Kokon”, KARTKI, Białystok 2002
„Cichociemno”, Wydawnictwo PARNAS, Gliwice 2006
„Kropka i Kreska”, Wydawnictwo V8, Gliwice 2013
„Ciemna strona światła” /wybór wierszy/, Wydawnictwo ŚLĄSK, Katowice 2019
„Ość wieloryba”, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział Kraków & Instytut Literatury, Kraków 2020
„Przed nami jeszcze potop”, Biblioteka Śląska, Katowice 2023

Opublikował także kilka tomów miniatur literackich – aforyzmów i epigramatów:
„Świat według Ludka”, Instytut Wydawniczy ŚWIADECTWO, Bydgoszcz 1995
„Wielki Mały Ludek”, KARTKI, Białystok 2004 oraz MINIATURA, Kraków 2004
„Zdania z kropką”, MINIATURA, Kraków 2015
„Ludek Fatalista”, MINIATURA, Kraków 2017

Na motywach jego tomu wierszy „Kokon” zrealizowany został przez Teatr Nowej Sztuki spektakl teatralny „Kokon” w reżyserii Dariusza Jezierskiego, prapremiera: 04.06.2005 Kino- Teatr X, Gliwice.

Od 1994 roku członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.
Mieszka w Gliwicach.
————————————
Prezentowane wiersze pochodzą z tomu „Przed nami jeszcze potop”, który ukazał się w październiku 2023 roku nakładem Wydawnictwa Biblioteki Śląskiej w Katowicach.

fot. autora: Michał Buksa

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments