Krzysztof Niewrzęda – Kluczowy fragment zamętu

 

Jest jak jest. No bo chciwość na maxa kiereszuje optykę, ponieważ jest ekstrafuzją ostrego ciśnienia na zysk i superpewności siebie. A kto jest aż tak pewny siebie, myśli, że jest debeściakiem. Wszystko go więc wali. Dasz mu palec, a dziabnie ci całą rękę. Nie odpuści, jak wyniucha, że może się nafutrować. I nie umie się z tego wyprać. „Chciwy osobnik jest bowiem nieprzerwanie świadom niebezpieczeństwa straty i dlatego usiłuje zabrać innym, zanim jemu zabiorą”(1). Dlatego jeden biolog molekularny, niejaki John Medina, próbował znaleźć gen chciwości, żeby go pozbaść. Tak se wykminił, że będzie fajowo, jak to mu się uda. „Ludzie myśleli, że za każdą ludzką cechę odpowiedzialny jest jeden gen. I że jeśli chce się uleczyć kogoś z chciwości, to trzeba właśnie zmienić gen chciwości. Ale to nie jest takie proste. Bo jeśli chcemy wiedzieć, dlaczego komuś przypisany jest Alzheimer albo rak, to nie wystarczy obserwacja pojedynczych genów. Do tego konieczny jest pełny obraz. Nic jednak o nim nie wiemy”(2). Nie ma zatem żadnych szans na to, żeby ululać obudzonego demca chciwości. Tym bardziej że hotszprygerom dobrze siadło to, co podrzucił im Gordon Gekko. Bo to jest ich alibi i jednocześnie credo. Przewijają więc w baniakach na okrętę: „Chciwość jest dobra. Chciwość jest pożądana, chciwość jest skuteczna. Chciwość oczyszcza, uszlachetnia i wzbogaca ducha ewolucji. Chciwość we wszystkich swoich przejawach: pazerności na życie, pieniądze, miłość oraz wiedzę – doprowadziła do rozwoju ludzkości”. Przewijają i ruchają gawiedź. Lecą w kulki, robią wałki i szponcą. Bo nie ma na nich bata. Nikt im nie podskoczy. Jeśli natomiast pojawi się jakiś mocarz, który zechce to zmienić, to mu gębę populisty dorobią. Albo debila jakiegoś. Lub faszysty. Ogłoszą alert w mediach i ruszy machina, co żywemu nie przepuści. Dzień w dzień fake newsy będzie w pocie czoła produkować. I sukcesy w porażki zmieniać. I szkalować dobroczyńców. Szachrajom zaś kadzić. A jak kwita nie będzie syta to i kilera kto trzeba obstaluje. I wszyscy będą go mogli najwyżej w pompę cmoknąć, ponieważ „warunkiem sine qua non sprawowania skutecznej politycznej kontroli nad siłami gospodarczymi jest to, aby instytucje polityczne i gospodarcze operowały na tym samym poziomie – a dziś tak się nie dzieje. Prawdziwa moc, ta, która rozstrzyga o liczbie opcji i szans życiowych dostępnych większości żyjących dzisiaj ludzi, wyparowała z państwa-narodu w globalną przestrzeń, gdzie unosi się i przemieszcza poza wszelką polityczną kontrolą”(3). Jest w posiadaniu hotszprygerów, którzy decydują o tym, komu dać szansę na sukces. A dają ją przede wszystkim sobie, swoim fagasom i podchujaszczym. Ci zaś obdzielają swoje płazy. Tych wszystkich rządców i koniuszych. Wspólników, prokurentów, menedżerów, lobbystów, plenipotentów i akcjonariuszy. Tych wszystkich sługusów systemu. Komisarzy, delegatów, biuralistów, agentów. A także psychologów biznesu, projektantów, dizajnerów. No i naturalnie przedstawicieli nieistniejącej cenzury, inkwizytorów, karabinierów oraz konfidentów. Dla społecznej galarety niewiele już zostaje. Wielu zwyklaków otrzymuje jednak jakąś zanętę. Ze ściemą w pakiecie. Taką, która dobrze wchodzi. Jakąś religijną, mocarstwową, patriotyczną albo proeuropejską lub ekologiczną. I to im styka. Każdego dnia więc święcą plebana Babilonu i farmią ogarki, na jakąś nagrodę pocieszenia, albo nawet wczasy w ciepłych krajach. Chociaż obojętnie gdzie pojadą, to i tak mogą se pacnąć tylko pamiątkę z Chin, bo na więcej ich nie stać. Ale swój fun mają. A o to właśnie idzie. Reszta ich wali. Przede wszystkim słabiaki, które muszą się wyginać w fabrykach wyzysku. I rybka im to, że burżuje bukaczą kogo się da. A szczególnie da się murzynów, bo nikt się za nimi nie wstawi. No i południowoamerykańskich Indian. Tych to można na miękkim kapciu mordować. Nawet masowo. Dlatego gdy rdzenni mieszkańcy Amazonii zaczęli fikać, jak władze Peru opchnęły westmanom ich ziemię, to Indian po prostu zatłuczono. W ramach komentarza prezydent tego kraju nawinął wtedy tylko, że „dwieście tysięcy Indian nie będzie dyktowało trzydziestu milionom Peruwiańczyków jak mają rządzić”. I tyle. Podobnie jest w Brazylii. Tam hasają hodowani przez konsorcja pistoleros, którzy, nieco na przekór swojej nazwie, zajmują się raczej paleniem indiańskich wiosek oraz szlachtowaniem ich mieszkańców, a nie strzelaniem do nich. Tylko po to, żeby ułatwić wycinanie drzew. Szczególnie narażone na te ataki jest plemię Awa. Grozi mu już całkowita eksterminacja, bo nie dość, że jego członkowie są ciągle mordowani, to jeszcze nie mają co szamać. Biali najemnicy zabijają bowiem dla beki zwierzęta i prują ekosystem, który Indianie tak piastują, że jak natrafią w dżungli na samotne małe zwierzę, to targają je do osady i kobiety karmią je piersią. Wyrok na Awa zapadł w 1983 roku, kiedy Wspólnota Europejska wraz z Bankiem Światowym przekazała Brazylii sześćset milionów baksów na budowę kolei, w zamian za część zysków z wydobycia rudy żelaza w górach Carajas. No bo linię kolejową postanowiono machnąć przez tereny należące do tego plemienia. W ciągu dwudziestu następnych lat wycięto jedną trzecią drzew na tym obszarze i doprowadzono do depopulacji jego mieszkańców za sprawą przywleczonych przez drwali i farmerów chorób, na które tubylcy nie są twardzi. W końcu los przetrzebionych Awa powierzono pistolerom. Plemię to zostało więc uznane za najbardziej zagrożone na świecie. Nie zdążono natomiast uznać za takie plemienia, które w 2011 roku zostało cyknięte podczas robienia zdjęć lotniczych i wcześniej z nikim nie miało kontaktu, ponieważ w kilka miesięcy później nie było już po nim nawet śladu. Tak naprawdę jednak nikomu to nie stanowi. Bo każdy myśli, że wystarczy opierzyć własne kąty. Każdy chce zbliżyć się do tak zwanego pseudoszczęścia i mieć swój nice productive life. I każdy chce ryj ucieszyć. Po co miałby zatem zarzucać sobie jakieś pochmurne story? Po co miałby się dołować? Po co miałby w ogóle cokolwiek wiedzieć o nieborakach? Czeka przecież na pozytywny przekaz. Na Peace & Love. Albo Sex, Drugs & Rock’n’roll. Nie może więc pozwolić, żeby epatowano go łibidą. A tym bardziej tarmoszeniem ludzi. Chyba że ma na to zajawkę. Ale wtedy, to se horror zapuści. „Texas Chainsaw Massacre”, „Hotel” lub coś w tym guście. Jeśli zaś czasem ziornie na migawkę w telepace o tych Indianach czy Afrykanach, albo złoczinguje o nich artykuł w lewicowej jakoby prasie, w której reklamuje się mercedesy, to i tak bardziej przejmie się, że nie może se mercedesa lajsnąć, niż jakimiś hebanami. Dlaczego? „Bo pod rządami wolnorynkowego fundamentalizmu stosunki rynkowe rozciągnęły swoją władzę na sferę publiczną i sprowadziły ludzi do roli konsumentów lub towarów konsumpcyjnych, skutecznie ograniczając ich zdolność do rozwijania pełni intelektualnych i emocjonalnych możliwości, które mogłyby z nich uczynić krytycznych obywateli”(4).

.

Krzysztof  Niewrzęda

.

O autorze:

niewrzeda foto

Krzysztof Niewrzęda (ur. w 1964 r. w Szczecinie) – poeta, prozaik i eseista. Finalista Nagrody Poetyckiej SILESIUS (2011) i Europejskiej Nagrody Literackiej (2009). Nominowany do Nagrody Mediów Publicznych COGITO (2008). Wydał tomy wierszy: „w poprzek” (1998), „poplątanie” (1999), „popłoch” (2000), „popołudnie” (2005), „popiół” (2012), powieść poetycką „Second life” (2010), zbiór esejów „Czas przeprowadzki” (2005) oraz powieści: „Poszukiwanie całości” (1999, 2009), „Wariant do sprawdzenia” (2007), „Zamęt” (2013). Publikował w licznych pismach literackich i społeczno-kulturalnych oraz antologiach w Polsce, a także w tłumaczeniach na języki obce m.in. w Chorwacji, Japonii, Francji, Niemczech i Ukrainie. Mieszka w Berlinie.

.

1. David Levine – „Psychoanalytic Studies”

2. Craig Venter w rozmowie z Rafaelą von Bredow i Johannem Grollem – „Wir wissen nichts”

3. Zygmunt Bauman – „Żyjąc w czasie pożyczonym”

4. Henry Giroux – „Casino Capitalism and Higher Education”

.

Subskrybcja
Powiadomienie
3 Komentarze
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
Jerry Bartonezz
6 years ago

To muszą być ciężkie czasy w Berlinie. No, bo jeśli
“każdy chce ryj ucieszyć”, “wszystko go więc wali”
“myśli, że jest debeściakiem”, “tak se wykmynił”,
“że hotszprygerom”,”fagasom i podchujaszczym” “dobrze siadło”, to znaczy, że “kluczowy fragment zamętu” został osiągnięty.
Ze zgrozą myślę, jakie będą konsekwencje. Niepokoję
się bardzo o los autora.

Jerry Bartonezz
6 years ago
Reply to  Polska Canada

Literatura, bez eksperymentów i słowotwórstwa nie
może istnieć. To oczywiste, choćby dla każdego, kto
zna twórczość S.Lema.
Jednakoż w tej profesji, dobre chęci/cel, nie wystarczy.
Skoro pisze się na poważny temat, należy zastosować
język, który nie przesłania przewodniej myśli.
Przecież, to nie jest tekst eksperymentalny. Autor
chce nam przekazać swoje zatroskanie tzw. stanem rzeczy.A zatem folgowanie sobie chybionymi pomysłami
słowotwórczymi, jest błędem. Silenie się na oryginalność za wszelką cenę, nawet na portalu,
którego prawie nikt nie czyta, jest lekceważeniem
literackiego powołania.
Pewne rzeczy/pomysły, lepiej żeby pozostały w szufladzie.