Z przygotowywanego tomu Znak za pytaniem (2017)
.
.
[ pewność ]
.
twoja nieobecność
wyrasta mi
ponad przeciętność
i wtedy
ponad wszelką wątpliwość
daję się nabrać
na twoją
niepotrzebność
.
.
[ pestki i poroża ]
.
Pestki. Wisienki krwi w zardzewiałych trumienkach
hełmów. W nocy sen bez scen. Niewiasty – płaczące i te
nie; Księżyc turla się ze śmiechu z zachodu na wschód.
Ślepe plamki nieba, dziwożony w piekło wzięte. Sok w noc
z lodem i bez; samogon – tu nie mówi się, czym jest śmierć.
Nie sposób bronić się; strzel w twarz, ostatni toast – na raz.
Była wojna. Raz pierwsza, raz druga; potem nie. Już tylko
kości, bunkry, struktura żałobna traw i pędów, zboża i poroża.
Proporczyki proletariatu i kryształki, barbiturany i hiacynty,
łopiany i tulipany. Kobiety muszą wyjść za mąż, zanim zaczną żyć.
Wesela winne i niewinne miny; i kaprysy i grymasy, dąsy i pląsy.
Żałobne kokardy i meczety, ulotne spojrzenia do góry oczkami.
.
.
[ zrób grób ]
.
Zima. Śnieg leci w kulki; jak z obrazka – mróz.
Wypatruję wieści od Ciebie i nic, więc znów
ta myśl, że może już nie żyjesz – nie wiadomo
z kim. Rozwód i pogrzeb. Samochód-pułapka
w szklanej kulce Syrii. Trajektorie i cięcia.
Wcięcia ognia.
Łza wychyla się z oka jak rdza. Nie było niczego,
teraz nadmiar nikogo. Zwrotów nagłych, żadnego ty;
bliskich świąt osobno – nic. Krawędź szklanki,
z której skacze się na dno. Poręcz balkonu,
co się wychyla. Tyle mam ci do opowiedzenia i nic
śliny. Kącik ust byle jak urządzony; dwie rysy. Zimno.
Dzieli nas to, co mnoży. Wlecze się alejka za alejką.
Nagrobki i kropki. Co trzeba – co należy zrób,
na przykład grób, tylko nie sknoć nam ognia, bo żal.
Wosk na lastryko jak żółw.
.
.
[ zwrotnik ]
.
Tu ludzie umierają w pełni zdrowia i chęci.
Babka idzie już w lepsze światy, za nią słońce
wchodzi w raka zwrotnik – mocne analogie –
bagienne roztopy, przerzuty do trzustki, zjazd
ze skrzyżowania żeber w kości. Moc atrakcji,
w noc wakacji – więc ktoś gdzieś komuś coś.
Tylko nie ty mi, jakoś nie ja tobie. Krew burzy się
przeciwko czemuś – nie wiedzieć czemu
w obcej skórze – ostatnie zdrowaśki i plamka
w oku, co rozleje się po naczynkach czaszki.
Na tyle nas jeszcze stać. Zwarci i gotowi
– od welonu do wenflonu – suniemy; pełzamy
bez zbędnych słów i zwłok. Już nas mają
w opiece pierwszorzędne kądziołki przędne,
muchy plujki; zalotnice trupnice jedzą z ręki.
.
.
[estymacja]
………………………..Bohdanowi Zadurze
.
Pogoda na bikini, a my wciąż tacy nieprzygotowani
i nieogoleni. Kobiety zapuszczają nam się w nieznane
historie. Choćbyśmy chcieli, nigdy ich nie uniesiemy
pośród nieczytelnych znaków; poza podejrzeniem
wszelkim i nieprzejednaniem – w obronie własnej fabuły
dopada nas rozkład zmiennej losowej pod pojęciem ufności.
.
Duchy matek martwią się nam o wszystko za życia, by coś
zyskało znaczenie po śmierci. Nieznane parametry. Sceny
balkonowe nieudane, bo ostatecznie zbyt nisko na spadanie.
Między mną a nią – prześwit. Biodrówki i winiówki, spódnice
do kostki i błahostki. Upławy w Puławach. Hipsterzy i gangsterzy,
i lampion i iskra, i gieroje pod sinym marmurem – odchylenia
.
kamienia od normy. Na plaży zasieki parawanów, słońce spłaca
dług wobec chmur i przypala pieprzyki podle wymyślnej reguły.
Jęki z każdej wnęki; wypadki miłosne, konne patrole policji
na gościnnych występkach. Na oczy frędzle łatwe w pielęgnacji,
maski na owady bez uszu. Kilka kilometrów do granicy świateł.
Mrugamy do siebie czulej niż zwykle – korek jak chuj.
.
.
[znak za pytaniem]
.
…………………………………..Na stos rzuca się wszystko, co najbardziej podobało się
………………………….zmarłemu za życia, łącznie ze zwierzętami; nie tak dawno palono ze
………………………….zmarłym również jego niewolników oraz osoby najbardziej lubiane.
………………………….(Caius Iulius Caesar)
..
.
Zrób mi stos i opisz skok na świętość,
bardziej tak niż śmak i śnieg, i ołtarz
w martwym punkcie; kłam, że w dymie
skrapla się rtęć, a brokat starej architektury
błyszczy się i lśni – mów, że ślini nas sen i
przez sen jest zły, że tu masz to, a tam masz nic,
albo że obłęd; że skutki sutry. Himalaje
bez zabezpieczenia – w najlepszym razie rak
albo hipotermia; że humor flegmy, dowcip
co nie bawi nikogo poza zbawianym; że nie istnieje
nic, na co można by się powołać – nie woła nas
nic, co mogłoby istnieć; że wszystko uchyla się
przed znaczeniem, i boi się, i drży;
że mierzymy się już miarą rzeczy ostatecznych
i ten gest, co otwiera wszystkie drzwi; że
ogień, że krzyż i chęć; że runo i grzech,
i jak wypadasz z ram wiersza i spadasz – i
kiedy skreślasz znak za pytaniem; językiem, że.
.
.
[ post psot ]
………………………..Markowi Bieńczykowi
.
Ledwo wypełniamy ten żal, co nas brał; więc
jeśli post – to tylko tak – w trosce o brak psot.
Winniśmy przez pomnożenie i położenie poniżej
świętych pism i apokryfów, obcowanie, co nie
przechodzi i nie zanika – albowiem to, co
przejściowe i na znikanie podatne robi nam złe
rzeczy w dobrej wierze; jakąś wojnę o nic.
Omijaj szerokim łukiem miejsca ze złota. Cekiny
zachwytów bledną bezszelestnie, jak ruiny
starożytnych miast, jak fałdy tanagra i fikuśne figurki
wotywne z terakoty, jak falsety o oktawę wyższe
i kościół, co streszcza miasto. Długie nogi pośród
krótkich kroków. Blietzkrieg achów i ochów, pokaz
samby w trybie nagłym; inwazja sakramentów
i pleśni, potop potu, gestów i piersi.
Ile razy w tobie był przez ten czas? Ile razy wszedł
w ciemność pośród lalek i łąk, opuszczonych
przez lok, co spada na stok – ten czuły strach?
Stać nas przytomnie już tylko na nic. Bo cierpienie
proszę pana to jest wielka rzecz. Tyle można zrobić,
by stracić – zgubić wszystko albo jeszcze więcej.
Bezbożne to, co nadto święte. Gdziekolwiek bądź,
trzeba pójść. Zawsze się tak budzę albo jeszcze dalej.
.
.
[ plotka ]
.
Jesteś tylko po to, żeby cię zmarnować.
Światło umyka szeleszczącym podnietom
języka i niewidzialnych znaków. Koniec
sierpnia, więc co teraz będzie? Plotka
na Plantach. Teologia nie jest zbyt ponętna,
choć wykazujesz niebiańską namiętność.
Ale, by aż tak pobłądzić? Wykluczone; by iść,
gdy się tonie i nakładają się fale puszczane
przez morze. Nie chce nam się rozstąpić,
ani czarne ani czerwone. Pachną grzechem
hotelowe pokoje i wiejskie stodoły. Aureole
spadają nam z głowy tuż przed. Potem już
jedwabne sny o Jedwabnem, Sinica, co sinieje.
Chodzi nam już o nic. Żadnych pytań.
Za oknem pada; jeden za drugim. Pogromy.
Burze. Zawiłości różne albowiem historyczne.
.
Konrad Wojtyła
.
.O autorze:
Konrad Wojtyła (1979) – poeta, dziennikarz, krytyk literacki. Wiceprezes Fundacji im. Sławomira Mrożka. Publicysta Radia Szczecin. Wydał pięć tomów poetyckich; ostatnio: może boże (Lubuski Wawrzyn Literacki 2010) i Czarny wodewil (2013). W 2014 roku ukazała się jego książka Rewersy. Rozmowy literackie. Przełożył z jidisz
na polski nieznane wiersze Eliasza Rajzmana zebrane w tomie Mech płonący (2015). Współredaktor książki Rafała Wojaczka Nie te czasy. Utwory nieznane (2016). Publikował w wielu pismach w Polsce i za granicą. Tłumaczony na angielski, niemiecki, ukraiński i czeski.
Drogi Panie
odpowiadam na panska prosbe.
Gratuluje poczucia humoru i pozwalam sobie na pastisz.
“Koniec sierpnia wiec co teraz bedzie
krew burzy sie przeciw czemus
jedwabne sny o Jedwabnem
slini na sen
sok w noc
noc atrakcji w noc wakacji
zadnych pytan o dziwozony w pieklo wziete
jeki z kazdej meki
potop potu
przez lok co spada na stok
zboza i poroza
korek jak chuj
uplawy w Pulawach”
Pozdrawiam, przyznam, niezbyt szczerze.