Wyjdź i zanurz się w cudowność lasu.
Zobacz Boga w każdym drzewie, które jest wcieleniem chwały, mocy, siły, czułości i spokoju.
Emily Carr
(1871-1945)
1.
Lato 1991 Pacyfik Wyspa Vancouver przed nami Japonia
West Coat Trail wyszliśmy z deszczowego lasu
w którym sosny cedry choiny daglezje
są tak baśniowo masywne i majestatyczne
jak pionowo wrzucone przez sztorm na brzeg statki
obciążone wodorostami ociekające jeszcze wodą
pomiędzy którymi światło tnie wilgotną przestrzeń
jak diamentem zielonym w którym przegląda się
zazdrośnie bo go nie widać szorstkie niebo
gdzie liście babki którymi w dzieciństwie
owijałem skaleczone kolano na nasypie kolejowym
są wielkości skorupy żółwia albo dłoni giganta
Z miasta Vancouver promem do Nanaimo
oglądając szeregi wysp zalesionych iglastymi laskami
które po opłynięciu pokazują przystrzyżone na łyso głowy
pantomimiczny spektakl przemysłu drzewnego
komunikacją do Port Alberni i o świcie stateczkiem
na zachodnie wybrzeże Pacyfiku do Bamfield
żeby wyruszyć w trasę pod kopułą deszczowego lasu
w który wchodzimy jak pod płaszcze zakapturzonych czarownic
albo zaklętych rycerzy ociekających przebłyskami stalowej pogody
aby potem zabarykadowanym urwiskiem wybrzeżem
stąpać w ciepłej mżawce unikając upadku
na czerwoną mlaskającą glebę
2.
Popołudnie siedzimy na oślizgłych głazach plaży
obok zardzewiałych kotłów z rosyjskiego statku
podziwiając dalekie fontanny wielorybów
które znikają z westchnieniem ogonowej płetwy
brat wyciąga szkicownik ja sztywną rozgwiazdę
jest ciepło wietrznie i bezmiernie
mój niebieski plecak ze stelażem
odcina się od brunatnego podłoża z którego wycofał się ocean
kiedy dochodzi do nas po angielsku zawołanie
,,Hello to polski plecak poznaję miałem taki sam!”
uśmiechnięty Japończyk wracający z trasy
zwinnie przeskakujący mimo bagażu kamienie i zwalone pnie
machamy do siebie i wtedy dostrzegam zimorodka
barwnego jak chwila szczęścia który wbija się w masywną ścianę kniei
na oceanicznym bezdechu
3.
Emily Carr obrazy oglądałem w galeriach w Vancouver i Victorii
fascynowała ją sztuka rodzimych Indian
dziewicze lasy nad Pacyfikiem starała się dużo wędrować
nazywano ją Dzunukwa ,,dziką kobietą z lasu”
kształciła się na malarkę w Victorii Kalifornii Londynie Paryżu
brzydziła się miastami i powracała na oceaniczną wyspę
z powodu pewnej traumy z ojcem bała się mężczyzn
iglaste drzewa nadmorskiego lasu miały dla niej duszę
porównywała się sama do starego samotnego drzewa
może do czerwonego cydru sekwoi sosny ich magnificencji
zasłynęła tajemniczymi portretami drzew i totemów
które syntetycznie uwznioślała w race zielonego marzenia
swój kamper nazwała ,,Elephant” i w środku lasu
ze swoim zwierzyńcem siadywała na schodkach
olśniona dookolnym spektaklem niby Thoreau
pacyficznej Kanady i jeżeli nie buntowała się jak on
przeciwko mieszczańskim regułom bo była pruderyjną panteistyczką
to nie poddała się regułom prowincjonalnego życia
i jako malujące medium pozostała wierna przyrodzie
która dla niej miała wymiar boski godna podziwu niezłomność
bo sława doszła do niej dopiero pod koniec życia
ma swoje muzeum swój pomnik z małpką i psiakiem
żywiołowa baba w fartuchu poplamionym farbą
transcendentalnie bujnego wszechświata
Demeter i Kora rosnące jednym drzewem kosmosu
4.
W galerii w North Vancouver
trafiam m na pokaz odnalezionego filmu
z początku XX stulecia o plemionach indiańskich
znad Pacyfiku o pięknych imionach Kwiakiutl i Haida
drewniane domostwa pola totemów totemiczne fale
czółna wyruszające w morze
podobno wtedy to jeszcze kanibale
totemy jak penisy z dziobami ptaków
ostre twarze zlepione włosy niesamowite stroje
Dokąd wypływają co ich prowadzi w czarno-nieme obrazy?
Jeżeli Emily Carr śniła i marzyła przed zjawiskami natury
to ci tutaj należą do niej jak każdy inny nieopanowany żywioł
zresztą w niczym się nie różniący od wściekłości podboju białych
którzy zawładnęli ich niebem wierzeniami ziemią
Haida Haida Kwiakutl Kwiakiutl
Kilka lat potem wracam do podobnej scenerii
dzięki ,,Truposzowi” Jima Jarmuscha
śmiertelnie ranny William Blake
który od Indianina Nobody Nikt
dowiaduje się że jest wcieleniem angielskiego poety iluminacji
odpływa umieszczony w trumnie czółna po śmierć na ocean
z osiedla w którym drewniane wigwamy i totemy kruków
należą do kolejnego przejawu chaosu egzystencji
w której cykl natury nie jest żadnym ocaleniem
a jej wizerunki odmalowane przez ludzi żadnym podobieństwem
do kosmicznego wiru przypadku i konieczności
5.
Lubię dotykać pni drzew a osobliwie buków i jaworów
tam nie mogłem objąć żadnego pnia tych wojowników
o zielonym sercu które rozpoznawała dziwna i dzika Emily Carr
w niebotycznym lesie odnajdując męską wszechmoc Stwórcy
transcendentalistka rodem znad azjatycko-amerykańskiego Pacyfiku
niepokorna przybrana córka Whitmana Thoreau Emersona
otoczona zmumifikowanymi jej wizją drzewami życia
totemicznymi przodkami wyrastającymi twardo z poruszonej ziemi
aby pogodzić się z roztańczonym słońcem płci
Haida Haida Kwiakiutl Kwiakiutl
.
Kazimierz Brakoniecki
..
O autorze:
Kazimierz Brakoniecki (1952) – autor 30 tomów poezji i esejów, członek Pen Clubu i SPP, mieszka i pracuje w Olsztynie na Warmii; laureat nagród za twórczość literacką i kulturalną, w tym m.in. S. Piętaka, paryskiej ,,Kultury”, Ministra Kultury, polskiego UNESCO; debiutował wierszami w prasie literackiej w 1975r. Tłumaczy poezję francuskojęzyczną (głównie autorów z Bretanii). Jeden z założycieli i liderów demokratycznego ruchu regionalnego WK ,,Borussia” na Warmii i Mazurach. W sierpniu 2015 odwiedzi po raz trzeci Kanadę, aby tym razem z przyjacielem z lat młodości (obecnie mieszkającym w Windsor) Zbigniewem Wielebnowskim wyruszyć ciężarówką w trasę po południowej Kanadzie i zachodnim wybrzeżu USA.
.
fot. Autora – Louis Monier
.
Piękna poezja: pełna zachwytu nad otaczającym nas światem i wrażliwości wobec kruchości naszego losu.