Tak się składa, że nie znamy autora ani imion tych wszystkich, którzy przez wieki poprawiali, uzupełniali i szlifowali nieśmiertelną celtycką legendę. Z mroku historii wyłania się dopiero postać Josepha Bédiera, który dał nam Dzieje Tristana i Izoldy w zwartej i czytelnej formie, dzięki czemu arcydzieło to pojawiło się na przełomie XIX i XX wieku dość niespodziewanie w towarzystwie Buddenbrooków Tomasza Manna oraz Chłopów Władysława Reymonta. Twórca kompilacji różnych wersji średniowiecznego poematu wzbudził taki entuzjazm, że nie tylko otrzymał fotel w Akademii Francuskiej, ale wysunięto jego kandydaturę do literackiej Nagrody Nobla.
Opowieść jest powszechnie znana i nie ma oczywiście potrzeby, by powtarzać najważniejsze epizody:
zwycięskie walki Tristana, siłę napoju miłosnego, który połączył kochanków, próbę rozpalonego żelaza, kolejne akty wierności i zdrady. Nie każdy natomiast pamięta, że zamek Tyntagiel, najważniejsze chyba miejsce akcji utworu, wznosi się nad morzem. Statki towarzyszą od początku bohaterom średniowiecznego arcydzieła, zmieniają ich losy, budzą nadzieję, zapowiadają nieszczęście. Ponieważ czas mitu różni się od czasu kalendarzowego, wyróżniającego dni, miesiące, lata i wieki, możemy jedynie wyobrazić sobie żaglowce, którymi podróżują Tristan i Izolda, czasem razem, a czasem osobno, zawsze jednak na spotkanie miłości i śmierci.
Warto zauważyć, że przynajmniej do czasów Szekspira sąsiedztwo miłości i śmierci, o którym wspomina już biblijna Pieśń nad pieśniami, traktowano jako rzecz najzupełniej naturalną. Kto kocha, musi liczyć się z rozwiązaniem ostatecznym, wykluczającym możliwości ocalenia podsuwane przez rozum i rozsądek. Romeo i Julia wiedzieli o tym doskonale. Jednak już romantycy (może poza paroma nielicznymi wyjątkami) uczynili z tej prawdy zaledwie malowniczą dekorację.
Miłość nie jest nigdy złem, a śmierć bywa najlepszą perspektywą. Co innego zdrada. Morze nie lubi tych, co zdradzają. Morze to żywy organizm, boski albo demoniczny, w każdym razie sprawiedliwy. Morze buntuje się, gdy norwescy żeglarze porywają młodziutkiego Tristana. Ale zgadza się, by bohater połączył się z Izoldą, skoro już związała ich na zawsze nadludzka miłość.
Ten pierwszy akt miłosny dokonuje się na statku, pod namiotem rozbitym na pokładzie i możemy sobie tylko wyobrażać otoczenie, w którym przebywają zakochani. To musiał być stosunkowo duży statek, budowany z drewna dębowego i jesionowego, burty ze skóry wołowej, podobnie skórzane żagle. Takie lekkie i zwrotne konstrukcje niosły Celtów nawet na dalekie morza, jak zapewniają legendy, bo historycy kultury materialnej zachowują w tej kwestii niejaką wstrzemięźliwość.
Irlandzkie statki zabierają z Kornwalii niewolników, na statku albo też łodzi przybywa groźny rycerz Morhołt, by znaleźć śmierć z ręki Tristana. Jednak autor nie opisuje masztów, pokładu, steru, marynarskiego kunsztu. Jego uwagę przykuwa natomiast dwukrotnie żagiel.
Po pierwsze – purpurowy żagiel rozwinięty przez Morhołta przybywającego na miejsce pojedynku. Pod tym samym żaglem powraca po zwycięskiej walce Tristan. Ta barwa zapowiada może ocalenie dla kraju, może władzę królewską, a może jednak miłość, która wyłoni się jako ostateczna konsekwencja pojedynku na śmierć i życie.
Bez porównania lepiej znany jest żagiel biały – symbol nadziei, który powodowana bezmyślnością (albo okrucieństwem?) Izolda o Białych Dłoniach zmienia w żagiel czarny, symbol rozpaczy. Tak jak w innych historiach miłosnych Zachodu szczęśliwego zakończenia nie będzie. Śmierć okazuje się najprostszym epilogiem dla tych wszystkich, którzy żeglując po życiu, nie są w stanie znaleźć własnego miejsca.
.
Jan Tomkowski
Obraz Tristan and Isolde by John Duncan
.
Jan Tomkowski (ur. 22 sierpnia 1954 w Łodzi), doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor historii literatury polskiej w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.