W sztukach największego dramaturga w historii literatury teatrowi życia towarzyszy teatr śmierci i choćby dlatego bohaterowie Szekspira przymierzają się tak często do roli zmarłego. Czy to jednak rola? Zapewne tak – a w dodatku nie zawsze ostatnia.
Motyw rzekomej śmierci, wykorzystany kilkakrotnie przez Szekspira, nie zawsze w konwencji tragicznej. Brzmi to zapewne nieco makabrycznie, ale pozorując własny zgon można wiele osiągnąć. Misternie obmyślana intryga nie udaje się tylko Julii, bo sztuka zmierza nieuchronnie ku tragedii i szczęśliwe ocalenie byłoby naruszeniem przyjętej z góry poetyki. Jednak pozostałe bohaterki – Helena z Wszystko dobre, co się dobrze kończy, Hero z Wiele hałasu o nic i Hermiona z Zimowej opowieści – osiągają sukces. Ratują honor, dobre imię, miłość i szczęście rodzinne w sposób dość dramatyczny, a z naszego punktu widzenia na pewno mało komediowy.
Czemu lękać się śmierci, gdy wydaje się ona lepsza od życia, pyta Hermiona. A Brat Franciszek z Wiele hałasu o nic przypomina, że często doceniamy ludzi dopiero wówczas, gdy odeszli. Śmierć pojmować można rozmaicie: jako stan unicestwienia, rozkład ciała, nieodwracalny kres. Mądry zakonnik widzi śmierć inaczej, gdy zwraca się do Hero z chrześcijańskim przesłaniem: „umieraj, aby żyć!”. Tę myśl powtarza Szekspir jeszcze raz w piosence Baltazara, która także mówi o zwycięstwie życia nad śmiercią.
Przeciwieństwem śmierci (nie tylko w komediach) bywa niewinność, która stanowi o wartości praktycznie każdej z szekspirowskich bohaterek. Bardzo trudno udowodnić swoją niewinność w oczach innych. Kto jest bez grzechu, nie potrafi żyć w atmosferze nieufności, podejrzeń, powszechnego potępienia. Prawie nieziemską słodycz niewinności pokazują wizje twórców interpretujących Szekspira dość tradycyjnie. Wymieńmy przykładowo Josepha Severna malującego Hermię i Helenę ze Snu nocy letniej czy Charlesa Edwarda Peruginiego szkicującego Porcję z Kupca weneckiego. Podobnie wygląda nawet Desdemona z pięknego obrazu Frederica Leightona. Można by im przeciwstawić obsesyjne dzieła Fuselego, który próbował odczytywać sztuki Szekspira zupełnie inaczej, znacznie bardziej ekspresyjnie.
Nie spotkałem jeszcze znawcy, który by uważał Dwóch panów z Werony za najwybitniejszą komedię Szekspira, natomiast wielu ocenia ją jako najsłabszą w całym dorobku najwybitniejszego z elżbietańskich dramaturgów. Zresztą wszystko jedno, bo nie będą nas w tej chwili obchodzić nic a nic skomplikowane losy kochanków Julii i Sylwii, lekkomyślnie składane przysięgi i symbolizujące wierność pierścienie. Chodzi właściwie o jedno wyrwane z kontekstu zdanie, nawet niecałe. Valentine albo Walencjo czy Walenty, zgodnie z polskim przekładem, dochodzi do wniosku, ze śmierć to „wygnanie od siebie samego”. W oryginale brzmi to oczywiście znacznie zręczniej, lecz jak powszechnie wiadomo, Szekspir w przekładzie nigdy nie zyskuje: „to die is to be banish’d from myself”. Stwierdzenie wymagające geniuszu Heideggera, który wolał pochylać się nad strofami Hölderlina i Rilkego, może dlatego, że elżbietańska Anglia tak mało przypominała „czas marny” dla poetów, a może z zupełnie innych powodów…
Musimy podjąć sami wysiłek, nie zwracając uwagi na zastrzeżenia tęskniącego do Sylwii Walencja, bo może w tym miejscu Szekspir komunikuje nam coś jednak ważniejszego niż rozpacz spowodowaną ewentualną rozłąką zakochanej pary. Cóż to znaczy być wygnanym akurat od siebie samego, może to mniej więcej to samo, co stać się wygnanym królem, władcą bez królestwa (takich postaci spotkamy bez liku w szeregu bohaterów szekspirowskich). Ale może to coś więcej, bo nawet wygnańcy – tacy jak Prosper – żyją mimo wszystko nadzieją powrotu. Ludzka niesprawiedliwość to stan przejściowy, chwilowa niedogodność, którą w jakiś, choćby i cudowny, magiczny sposób da się naprawić. Śmierć zaś to niesprawiedliwość, której żaden sposób odwrócić się nie da!
Zostać wygnanym – cóż właściwie mogłoby to znaczyć?
Zostawić książki i obrazy, ubrania i meble, muszelki i maskotki, pióra i kapelusze, płyty i zegary, kwiaty i popielniczki, tysiące niepotrzebnych już przedmiotów, które błagały nas o ocalenie, których nie mieliśmy odwagi wyrzucić – w nadziei, że jeszcze nie czas, że jeszcze zdążymy, że zawsze zdążymy, gdy tymczasem czas się zbliżał, nieubłaganie i systematycznie, z każdą sekundą…
Zostać wygnanym – to być wywołanym i być powołanym, ale nie wiadomo jeszcze dlaczego i dla kogo i do jakich zadań, bo ta wiedza nieosiągalna jest dla żywych, a może w ogóle jej nie. Tak, najpewniej w ogóle jej nie ma, lecz jakieś blade światełko mówi nam, że jednak jest. To światełko, ten promyk, ten błędny ognik nazywamy nadzieją, zdaje się, że zupełnie bez sensu i bez dostatecznej racji…
.
Jan Tomkowski
Obraz wprowadzający: Desdemona – Frederic Leighton 1888
.
O autorze:
Jan Tomkowski (ur. 22 sierpnia 1954 w Łodzi), doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor historii literatury polskiej w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.
Najbardziej uderzające rozważania Szekspira o śmierci (i życiu) zawarte są w monologach Hamleta i Makbeta. Śmierć – lub niebyt – są w nich przedłożone nad istnienie, które jest tylko „a tale told by an idiot/ full of sound and fury/ signifying nothing”.