Jeszcze ćwierć wieku temu kultura we właściwym tego słowa znaczeniu płynęła swobodnym rytmem, towarzysząc naszej codzienności. Rozstawaliśmy się akurat z cenzurą, właściwie już pokonaną w momencie, gdy pojawił się drugi obieg wydawniczy, niezależny teatr, alternatywna muzyka, a przede wszystkim niepokorna publiczność.
Wcześniej – bywało różnie, ale trudno zapomnieć, że bestsellerami stawały się tak trudne książki jak Ulisses Jamesa Joyce`a czy Doktor Faustus Tomasza Manna. Nowy tom Zbigniewa Herberta czy wybór poezji Thomasa Eliota były dla miłośników poezji prawdziwym świętem i wyzwaniem, by zdobyć księgarski rarytas (najczęściej spod lady). Na filmowe Konfrontacje, Warszawską Jesień i Jazz Jamboree waliły tłumy, bilety na przedstawienia Grotowskiego, Kantora i Jarockiego rozchodziły się w mgnieniu oka. Nawet wzgardzona telewizja nadawała w swoim czasie takie cykle jak Kino Interesujących Filmów czy Filmoteka Arcydzieł, a tam pojawiały się produkcje wielkich mistrzów w porze największej oglądalności. Bergman, Antonioni, Visconti, Fellini, Kurosawa – nikt nie narzekał, a nawet nieme kino miało swoich zwolenników.
Koniec świata dla podobnych przedsięwzięć nadszedł prawie dokładnie ćwierć wieku temu. Można go opisać metodą znaną historykom, przechodząc od wydarzenia do wydarzenia albo skupiając się na procesach. Tego nie sposób uczynić w krótkim tekście internetowym, więc ograniczę się do nazewnictwa.
Ewolucja wyglądała mniej więcej tak: najpierw zaczęto mówić o kulturze ”nierynkowej”. Były więc nierynkowe książki, niekomercyjne filmy, muzyka, którą trudno sprzedać i spektakle, na które nikt nie chciał chodzić (a zwłaszcza już kupować biletu). Potem – gdy handel tandetą już rozkwitł bez żadnych ograniczeń – obdarzono niepopularną twórczość mianem kultury „wysokiej”, w przeciwieństwie do kultury „niskiej”, bardziej dochodowej. Wreszcie – po nieudanych próbach zdobycia mecenasa dla ambitniejszych produkcji – zaczęto mówić o kulturze „niszowej”.
Jak wygląda dziś radio, a jak publiczna czy komercyjna telewizja?
Dlaczego całkiem dobre filmy (w odczuciu „decydentów” zapewne „niszowe”) nadawane są o trzeciej w nocy, a wieczorem oglądamy powtórki i kiczowate seriale? Dlaczego radio, kiedyś tak przyjazne dobrej muzyce, teatrowi, poezji, dziś nadaje słowno-rytmiczną sieczkę, której naprawdę trudno słuchać? Dlaczego wydawnictwa stronią od ambitniejszych pozycji, ale wydają rzekomo popularne książki, które wędrują prawie od razu do przeceny?
Wróciłem właśnie z księgarni.
– Poezji nie prowadzimy – mówi śliczna panienka.
– A tu? – pytam wskazując na tomiki Słowackiego, Mickiewicza i Miłosza (dobrze, że przynajmniej oni są jeszcze sprzedawani).
– To nie poezje – odpowiada panienka karcącym tonem. – To są lektury!
Przez te ćwierć wieku zwolennik kultury „niszowej” („wysokiej”, „niekomercyjnej”) miał prawo czuć się jak ekscentryczny dziwoląg, kompletnie nieprzystosowany do życia. Nie docenia seriali ani kolorowej prasy, nie chce przytupywać przy bardzo prostej, rytmicznej muzyce i w ogóle marzy mu się nie wiadomo co.
A gdy już zamordowano prawie wszystko, co wartościowe: wydawnictwa, biblioteki, teatry, czasopisma, przyszło lekkie otrzeźwienie. Może trzeba pokazać, że nie tylko kicz i tandetę lansujemy, może z udziałem władz najwyższych zorganizujemy na przykład wielkie czytanie Pana Tadeusza albo Trylogii? Może sfinansujemy jeden czy drugi film, może ufundujemy parę nagród dla poetów, których nikt wprawdzie nie czyta, ale ostatecznie – czemu nie? Może nagrodzeni docenią nasz wysiłek – ten ogromny wysiłek r e a n i m a c j i?
Nasz pacjent nie musi powrócić do zdrowia.
Byłe tylko przeżył i dało się go pokazać w telewizji, choćby w piżamie albo szlafroku…
Jan Tomkowski
O autorze:
Jan Tomkowski (ur. 22 sierpnia 1954 w Łodzi – zm. 15 lipca 2024 w Warszawie), doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor historii literatury polskiej w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.
.
.
Swietny blog 🙂 duzo w nim humoru i dystansu, ktory bardzo lubie 😉 Pozdrawiam Cie cieplo i zycze udanego tygodnia!