Biblijny i mitologiczny Lewiatan budził niegdyś grozę, lecz dziś na starych ilustracjach wygląda niemal poczciwie – na przykład jak smoczyca, znacznie mniej krwiożercza od pokracznych dinozaurów, które przecież chodziły kiedyś po naszej planecie.
W niesamowitej wizji Thomasa Hobbesa, angielskiego filozofa tworzącego w XVII wieku, Lewiatan staje się państwem, utożsamianym zresztą ze społeczeństwem. Nie ma tu mowy o żadnej utopii, skoro jednostka uważana jest za element egoistyczny, a życie w zbiorowości postrzegane jako coś w rodzaju mniejszego zła. Hobbes zalecał jednak rządzącym i rządzonym tylko umiarkowany strach, dzięki któremu osiąga się posłuszeństwo obywateli.
Film Zwiagincewa zatytułowany Lewiatan pokazuje Rosję XXI wieku – mocarstwową, okrutną i beznadziejną. Paszcza współczesnego potwora jest wielokształtna, bo maszyneria miażdżąca zbuntowaną jednostkę pracuje bez przeszkód. Po stronie Lewiatana są prokuratorzy, sądy, milicjanci, gangsterzy, prawosławny kościół. Właściwie wszyscy, może poza Bogiem, którego niestety tak trudno dziś odnaleźć. Kto nie chce się podporządkować realnej sile, musi zginąć.
Rosyjski reżyser nie pozostawia złudzeń: wszyscy tkwią w paszczy Lewiatana. Nawet tak zwani dobrzy ludzie, którzy w niedzielę wysłuchują w cerkwi krzepiących bajeczek o tym, jak dobro zwycięża tępą siłę. Nie zwycięża i prawosławni dostojnicy świetnie o tym wiedzą. Prawdę mówiąc, zawsze wiedzieli. Po egzekucji dekabrystów, którym car zamienił łaskawie karę śmierci przez poćwiartowanie na zwykłe powieszenie, cerkiew odprawiała msze dziękczynne! Custine powiadał, że prawosławni tworzą „kościół prześladujący”, który zawsze brał stronę silniejszego. Ileż razy cerkiew zapominała o chrześcijańskim przesłaniu, flirtując bezwstydnie z ziemską władzą, nie cofając się przed zdradą!
Co więc zostaje? Pijana, nieszczęśliwa i chora Rosja, w której nigdy nie udawały się demokratyczne reformy, a liberalną gospodarkę toczył korupcyjny rak.
Lewiatana powinni obejrzeć wszyscy, którzy żywią jakieś iluzje co do przyszłości wschodniego imperium, jego intencji i moralności tamtejszych elit politycznych i ekonomicznych.
Nie przywiązuję żadnej wagi do nagród, którymi obsypuje się książki, filmy i twórców, ale wydaje mi się bardzo znamienne, że w oscarowym wyścigu Ida pokonała Lewiatana. Płaski stereotyp okazał się w popkulturowej rzeczywistości bardziej zrozumiały niż mroczna beznadziejna wizja Dzikiego Wschodu bez sprawiedliwego szeryfa.
Bo oglądając Lewiatana, co najmniej od połowy filmu wiemy już, że żaden szeryf nie przyjdzie, może leży już pod sosną, może wziął łapówkę, a może walczy w tej chwili na Ukrainie. Nie pomoże nam też żaden sędzia, żaden adwokat i żaden świadek. Bo jedynym świadkiem ludzkiego nieszczęścia jest tu przyroda – surowa, bezlitosna, obojętna, nieczuła jak ludzkie serca.
Jan Tomkowski
il. Simon Marmion, Vision de l’Enfer, z manuskryptu Les Visions du chevalier Tondal. 1475
Film wyjątkowy. Nie tylko ze względu na modelowe ukazanie rosyjskiego systemu władzy, funkcjonującego równie “skutecznie” na Kremlu, jak w małym miasteczku na dalekiej pólnocy Rosji (film kręcono w Kirovsku w Obwodzie Murmańskim). Nie ważne czy nazwiemy to patologiczną pseudodemokracją czy modelowym przykładem postsowieckiego uwłaszczenia nomenklatury. W tym wszystkim czujemy jak głęboko pozbawieni praw są tzw. obywatele – typowi homo sovieticus. Bezsilni w zderzeniu z władzą. W większości nawet niepodejmujący walki. Film niesamowity także ze względu na przepiękne zdjęcia – polodowcowe wzgórza półwyspu Kolskiego połączone z niebieską taflą wody. Naturalnie znajdą się także tacy, którzy powiedzą że Rosjanie przedstawieni są tam w zbyt krzywym zwierciadle (picie wódki ze szklanki duszkiem – także przez kobiety – zobaczymy właściwie przy każdej scenie). Mimo wszystko jednak polecam wszystkim. Warto zobaczyć i wyrobić sobie zdanie.
W kontekście Oscarów wydaje mi się że “Ida” jednak nie dorasta do rangi “Lewiatana”. Tu odnajdujemy nie tylko wartość estetyczną ale także poznawczą. Statuetka dla “Lewiatana” mogła być kolejnym ukazaniem światu prawdy o Rosji. Szkoda, że tak się nie stało. Obraz pokazuje bowiem w wielu odsłonach rzeczywistość, której nie da się zobaczyć w Russia Today czy podczas ceremonii otwarcia zimowych igrzysk olimpijskich.