Udał się Rymkiewiczowi ten ostatni tomik. Koniec lata w zdziczałym ogrodzie zachwyca doskonałością formy, mistrzostwem słowa i świeżością, której mógłby pozazdrościć autorowi niejeden z młodych gwiazdorów literatury polskiej.
Forma oktostychu, dobrze znana w polskiej poezji barokowej, do liryki współczesnej przemycona przez Jarosława Iwaszkiewicza, okazuje się na początku XXI wieku wyjątkowo pojemna. Jak zamknąć w czterech dwuwierszach całe okrucieństwo świata i całe jego zagadkowe piękno? Jak mówić o człowieku, który marzył kiedyś o urokach arkadii, lecz skazany został na bytowanie w zdziczałym ogrodzie? Jak opisać paradoksy naszej codzienności, gdy nie chce się korzystać z języka gazet ani poddawać się informacyjnemu bełkotowi płynącemu z telewizora?
Trzeba chyba spojrzeć w przeszłość, powrócić do zapomnianych legend i mitów, przywołać duchy Leśmiana i Rilkego, i Słowackiego oczywiście, i tylu innych, których wiersze błąkają się w naszej pamięci. Na szklanym ekranie pokazują generalski pogrzeb Jaruzelskiego, lecz w państwie duchów (a przecież jak pouczał wieszcz, istnieją tylko duchy, reszta to pozory) rzecz wygląda zupełnie inaczej. Bo Jaruzelski to król Popiel, zamknięty w Mysiej Wieży, zły duch pożerany przez myszy, które oczywiście także są duchami.
W poezji Rymkiewicza wszystko łączy się, przenika, istnieje obok siebie. Kuszące nimfetki z wiersza o podróży kolejką WKD to może też złe duchy? A może jedna z nich jest nawet słynną poetką Marią Goniewicz, posługującą się trzema nożami zamiast nożyczek? Jak pisał jeden z internautów, to najpopularniejsza polska poetka (zaraz po Szymborskiej!).
Mój znajomy mówi, że to tomik pożegnalny i że najwięcej tu o śmierci. Ależ Rymkiewicz zawsze pisał o śmierci. W zbiorze Koniec lata… śmierć przyjmowana jest z powagą i ze zdziwieniem, ale nade wszystko – ze zrozumieniem, na które stać niewielu. „Każda śmierć jest dobra i każda potrzebna” – Rilke by się z tym zgodził, podobnie jak z wyrażaną w kilku wierszach nadzieją, że umarli jednak powracają. Trwa wieczny powrót, duchy nie giną, nie pogrążają się w nicości, przybierają tylko nowe kostiumy, by ukazać się nam w odmiennych dekoracjach.
Także starość nie jest bolesnym wyrokiem, lecz tajemniczą obietnicą. Rymkiewicz, który umie się buntować niczym zapalczywy młodzieniec i z uporem bronić swoich racji, na pewno nie kojarzy się nam z postacią „starego poety”. A że Staff był młodszy, że kalendarz mówi coś innego… To tylko liczby, rachunki, arytmetyka, o której duch poetycki może zapomnieć.
Czytam Koniec lata w zdziczałym ogrodzie drugi i trzeci raz i myślę (choć zawsze byłem o tym przekonany), że literatura polska jeszcze nie umarła.
Na szczęście!
j
Jan Tomkowski
O autorze:
Jan Tomkowski (ur. 22 sierpnia 1954 w Łodzi), doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor historii literatury polskiej w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.