Któż zapomniałby owego nieszczęsnego młodego poetę z powieści Balzaka Stracone złudzenia, zachwycającego się utworem, który musi skrytykować, pisząc jak najgorszą recenzję. Musi? Oczywiście, że musi, bo takie są układy, bo w każdej branży są silniejsi i zupełnie słabi. Są ci, co rządzą i ci, co się podporządkowują, bo nie mają innego wyjścia.
W przypadku bohatera Balzaka to wyjście w końcu się znajduje, ale jakże tragiczne i jakże żałosne zarazem!
Dziś nikt nie wynajmowałby młodego poety do napisania pamfletu czy panegiryku. Zdobycie odpowiedniej pozycji i jak największej liczby czytelników zapewniają agencje reklamowe i działy promocyjne dużych wydawnictw. Niejeden idol, którego książki trzymacie z dumą na półce, zawdzięcza sukces i popularność sprawnie przeprowadzonej kampanii handlowej, a nie walorom estetycznym czy intelektualnym. Ogólnie rzecz biorąc, kto krzyczy najgłośniej i najmocniej pracuje łokciami, ma największe szanse w tym wyścigu.
A co z najsurowszą krytyką?
Nie trzeba już jej pisać.
Niewygodnego autora wystarczy po prostu przemilczeć.
Kto poświęci przynajmniej odrobinę uwagi sytuacji panującej na tak zwanym rynku książki, zauważy bez trudu, że start jest tu zawsze nierówny. Jedni mają już nazwisko, w przypadku innych wmawia się szerokiej publiczności, że oto ma do czynienia z wielką pisarską gwiazdą. Najgorzej na wydawaniu książek wychodzą ci, których nikt nie zna i o których nikt nie mówi.
Może to normalne, bo przecież w sztuce nie obowiązują reguły demokracji. Dzieło dziełu nierówne, jeden artysta zostaje milionerem, podczas gdy drugi przymiera głodem. Tyle, że oceny nie zawsze dokonuje odbiorca, a jego głos nie zawsze brany jest pod uwagę. Liczą się nagrody, wywiady, reklamy.
Podjęcie pewnych modnych tematów, przerabianych w gazetach lub w telewizji, oczywiście zwiększa szanse autora. Wierność tej czy innej partii politycznej może otworzyć drogę do krótkiej zazwyczaj i niepewnej kariery. Liczą się jeszcze skandale…
Zadziwiał mnie zawsze fakt, że o książkach tak mocno reklamowanych jeszcze pięć czy dziesięć lat temu nikt już dzisiaj nie mówi. Nikt ich nie czyta. Stoją sobie na półkach księgarni czy bibliotek, nie budząc najmniejszego zainteresowania.
Dlaczego tak się dzieje?
Może dlatego, że w literaturze, prawie niepostrzeżenie, lecz bardzo systematycznie, trwa proces wolniejszy nawet od spraw toczących się w polskich sądach. Dłuższy nawet niż proces opisany w powieści Kafki! Proces bez końca i bez jasno określonych reguł. Czas zmienia perspektywę, odsiewa plewy, skazuje na zapomnienie najgłośniejszych i najbardziej poczytnych.
Może wynika to z faktu, że znane dziś pierwsze arcydzieła literackie pochodzą sprzed paru tysięcy lat? I że bardzo trudno przewidzieć, czego oczekiwał będzie od literatury czytelnik za sto albo i dwieście lat?
Jan Tomkowski
O autorze:
Jan Tomkowski (ur. 22 sierpnia 1954 w Łodzi – zm. 15 lipca 2024 w Warszawie), doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor historii literatury polskiej w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.
.
.