Już w latach osiemdziesiątych zacząłem publikować – głównie na łamach „Twórczości” i „Literatury” krótkie eseje, których z pozoru nic nie łączyło. „Biblioteka Don Kichota”, „Klasztor i kuchnia czarownic”, „Dom chińskiego mędrca” – jak łatwo się zorientować, wszystkie mówiły o miejscach, o przestrzeniach, w których chronią się ludzie uciekając przed innymi ludźmi. Zmęczeni życiem, poszukujący Boga albo demona, medytujący w ciszy i samotności (mojemu pisaniu towarzyszyły wówczas przeważnie młoty i wiertarki).
Trwało to prawie dwadzieścia lat, teksty były raczej mało obszerne i jakoś nie chciały się złożyć w całość liczącą więcej niż kilkadziesiąt stron. Może dlatego, że Joris Karl Huysmans, Hermann Hesse i Elias Canetti (jako autor „Auto da fé”) należeli do najczęściej czytanych przeze mnie autorów, nie mówiąc już o Fryderyku Nietzschem, który swego Zaratustrę posyłał do górskiej pustelni. A o takich pisarzach, do których chętnie powracamy, pisze się zawsze najtrudniej.
Pewnie nigdy nie skończyłbym tej książki, gdyby nie duch opiekuńczy, Tadeusz Nowakowski, który zwrócił się do mnie z propozycją wydania wyboru esejów. Chodziło głównie o pozycje znane już z wcześniejszych publikacji ewentualnie rozproszone po czasopismach. W stosunkowo krótkim czasie ułożyłem spory tom liczący ponad czterysta stron druku, prezentujący moje dotychczasowe zainteresowania. W części pierwszej zamieściłem eseje poświecone mistykom, między innymi Blakeʼowi i Jefferiesowi, a także modzie na mediumizm w Polsce przełomu XIX i XX wieku (zabawny, mam nadzieję „Bazyliszek” – rezultat zakładu, iż zdołam napisać i wygłosić poważny tekst rozpoczynający się od słowa „jaja”, a kończący słowem „pomidory”). Część drugą utworzyły prezentacje wspomnianych „przestrzeni samotności”, a najbardziej ekscentryczny fragment dotyczył powieści Maksyma Gorkiego „Klim Samgin” – spotkałem jak dotąd może dwie albo trzy osoby, które znały tę tetralogię! Przeczytałem ją dzięki rekomendacji Lesława Eustachiewicza, który porównywał to dzieło z utworami Musila i Joyceʼa! I nie bez powodu… Części trzeciej patronował Juliusz Verne, którego obecności doszukiwałem się w książkach Gustawa Flauberta i Michała Bułhakowa. Część czwarta zawierała „moralitety”, z pewnych osobistych powodów bardzo dla mnie ważne. „Robak” ukazał się na łamach „Więzi” w dniu, kiedy mój przyjaciel Konrad Tatarowski, zwolniony akurat z internowania, ruszał na wygnanie do Ameryki. „Dalsze przygody Hioba” stanowiły rozwinięcie zarysowanych tam interpretacji mrocznej prozy Franza Kafki. „Przymierza nie będzie” czytałem w teatrze, w okresie stanu wojennego, a chociaż moje wywody dotyczyły dramatu Thomasa S. Eliota, odbierane były oczywiście jako manifestacja polityczna. Wszyscy (prawie wszyscy?) byliśmy wówczas w sporze z władzą. Wszyscy obawialiśmy się donosicielstwa, o którym pisałem w eseju „Rozum i denuncjacja”, pomyślanym początkowo jako wstęp do „W oczach Zachodu” Josepha Conrada. Przygotowując ten esej myślałem o najwybitniejszym conradyście, skazanym wówczas na śmierć. W „Koronczarce” złożyłem hołd nie tylko Vermeerowi, którego obraz zabrałbym na pewno na bezludną wyspę (reprodukcja owego arcydzieła, rozmiarami znacznie większa od oryginału, wisiała zawsze w moim pokoju!). Zachwycałem się również powieścią Pascala Laine, a zwłaszcza filmem Claudeʼa Goretty z genialną kreacją aktorską Isabelle Huppert. Sporo czasu minęło, nim nieżyjąca już dziś pani Grażyna Miśkiewicz zdobyła dla mnie płytę z nagraniem owej produkcji, w wersji niemieckiej, oczywiście dubbingowanej! Część piątą i ostatnią utworzyły „Stare zeszyty”, dość luźne zapiski i miniatury, przeważnie dwu- albo trzystronicowe, czasem nawet krótsze. Te drobiazgi podobały się wielu czytelnikom najbardziej i może istotnie powinienem od nich zacząć cały tom?
Książka była bowiem dosyć trudna, zaskakiwała różnorodnością tematów i lektur. Ten i ów dziwił się nawet, jak można czytać jednocześnie Ochorowicza i Stempowskiego, Taulera i Goethego, Nietzschego i Verneʼa. Chwalono erudycję autora, mniej dbając o zrozumienie sensu, konstrukcji i pisarskiej techniki. Podtytuł „Eseje o samotności” nie zwrócił uwagi zbyt wielu czytelników, może dlatego, że w „Domu chińskiego mędrca” problem samotności pojawia się raczej jako dyskretny leitmotiv, a nie zagadnienie filozoficzne czy też psychologiczne.
Wydany na powitanie nowego stulecia zbiór esejów okazał się również książką pożegnalną. Była to bowiem ostatnia pozycja opublikowana przeze mnie w Państwowym Instytucie Wydawniczym, zamknięcie współpracy z dobrymi znajomymi, którzy z upływem lat stali się również przyjaciółmi. Niestety, i oni odchodzili z PIW-u, opuszczali wcześniej czy później tonący statek, a ja zmuszony zostałem do szukania innych edytorów, lepszych i gorszych.
Doczekałem się tak wielu życzliwych recenzji, że dziś, kiedy mało kto pisze już o moich książkach, wydaje się to po prostu niewiarygodne. Dowiedziawszy się o tym, mój ówczesny dyrektor polecił zrobić odbitki kserograficzne wszystkiego, co o „Domu chińskiego mędrca” napisano i złożył to z odpowiednią opinią w odpowiednim urzędzie. Tym sposobem dostałem jedyną w życiu nagrodę akademicką – za tom esejów (jeden z moich starszych kolegów tępiący mieszanie eseistyki do działalności naukowej na pewno zgrzytał zębami).
A ja zapamiętałem jeszcze dwie wypowiedzi, które muszę uwiecznić.
Jerzy Prokopiuk powiedział z zachwytem:
– Ta książka przypomina pudełko z chińskiej laki.
Natomiast Kasia, wówczas jeszcze studentka, która krzywiła się na moje „książki dla dzieci” (tak nazywała „Literaturę polską”, „Literaturę powszechną” i „Dzieje myśli”), oświadczyła stanowczo:
– To jest książka, której nikt nie zrozumie.
A ja nie zmartwiłem się wcale, bo czekałem z egzemplarzem pod pachą chyba z godzinę, indagowany przez wykładowcę bohemistyki, podejrzewającego, że chcę ukraść stojący na korytarzu wielki telewizor sowieckiej produkcji.
No, ale po godzinie ukazała się Kasia i zgodziła się przyjąć książkę z dedykacją.
To było wtedy najważniejsze.
Jan Tomkowski
.
O autorze:
Jan Tomkowski (ur. 22 sierpnia 1954 w Łodzi), doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor historii literatury polskiej w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.
Czekałem na fragment o tym zbiorze esejów, do którego wracam z przyjemnością i któremu rzeczywiście zawdzięczam informację o „Życiu Klima Samgina” Gorkiego (angielskie tłumaczenie z lat 1930-tych jest podzielone na cztery tomy o osobnych tytułach – „Bystander”, „The Magnet”, „Other Fires” oraz „The Specter” – i nie jest łatwe do znalezienia.) Będę wdzięczny Panu Tomkowskiemu za bibliograficzne dane wydania polskiego.
Przekazujemy informację:
M. Gorki, Klim Samgin, przeł. A. Sandauer, t.1-3, Warszawa 1950.
M. Gorki, Klim Samgin, przeł. K. Truchanowski, t. 4, Pisma, t. 14, Warszawa 1957.
Tom 4 dostępny TYLKO w tym bodaj szesnastotomowym wydaniu.
Uprzejmie dziękuję.