Dałbym głowę, że Szekspir – zajęty tyloma sprawami, choćby karierą sceniczną albo operacjami na rynku nieruchomości czy problemami w rodzinie – nigdy nie zaprzątał sobie głowy tym, co ludzkość będzie o nim myśleć po upływie czterech wieków od jego śmierci.
Nie ma sensu powtarzać tego wszystkiego, co znajduje się w niezliczonych biografiach, monografiach, przyczynkach, artykułach, konferencyjnych wystąpieniach, a nawet felietonach pisanych do gazet popołudniowych. Nad życiem Szekspira pochylały się setki, a może nawet tysiące akademickich profesorów, skrupulatnych archiwistów, ale także amatorów gnanych pragnieniem ujawnienia faktów przeoczonych w pracach specjalistów. Zwolennicy najrozmaitszych teorii starannie oddzielili argumenty „za” i „przeciw”, a rzecznicy bezwzględnego obiektywizmu uczciwie powtórzyli Sokratesową dewizę „wiem, że nic nie wiem”, co akurat w tym kontekście brzmi trochę nieszczerze.
Zostawmy więc wiarygodność na boku, nie próbując wytykać naszym poprzednikom błędów ani przeoczeń. Czyż hipotezy nie wydają się obecnie równie piękne jak fakty nie do podważenia? Czyż prawdopodobieństwo decyduje o wartości dzieła sztuki?
Wybaczmy Szekspirowi nieznajomość geografii, bo rekompensuje ją z nadwyżką znajomość ludzkich charakterów. Spuśćmy zasłonę milczenia na ignorancję w zakresie historii, skoro o władzy i jej zbrodniczej naturze Szekspir wiedział na pewno więcej od dzisiejszych podobno uczonych politologów.
Jeden z najpiękniejszych obrazów, jakie oglądałem, wyszedł spod pędzla René Magritteʼa i przedstawia dosyć osobliwą scenę na moście. Człowiek w ciemnym ubraniu z czarnymi skrzydłami u ramion stoi odwrócony do nas tyłem, a tuż obok niego przysiadł lew – spokojny, jakby zamyślony, może trochę melancholijny. W głębi latarnia, której światło nie przebija zamglonego powietrza. Tylko tyle – nic więcej…
Trudno w sposób równie niefrasobliwy potraktować kategorię prawdopodobieństwa, ale na dobrą sprawę, czy stanowi ono rzeczywisty wyznacznik stylu Vermeera albo Rembrandta? Czy Koronczarka istniała kiedyś naprawdę i czy malarz niczego nie zmienił w jej rysach, ubiorze, spojrzeniu? A ile mistyfikacji może kryć się w genialnych autoportretach Rembrandta, które bierzemy za wspaniałą manifestację realizmu, lecz… Kto wie, jak było naprawdę, skoro nie możemy spotkać mistrza w jego pracowni, podobnie jak nie da się już zajrzeć do New Place i stanąć tam oko w oko z Szekspirem. Swoją drogą, ciekawe, czy zrozumielibyśmy jego słowa – może mówił trochę niewyraźnie i ta drobna wada stanęła na przeszkodzie wielkiej aktorskiej kariery. Może właśnie dzięki niej niespełniony aktor stał się pisarzem?
„Kto umarł tego roku, ma spokój na rok przyszły” – to zdanie towarzyszyło mi chyba przez trzydzieści lat, obecne w pamięci niczym wyrzut sumienia. Dźwięczało prawie radośnie, nie wywołując żadnych skojarzeń z brzmieniem dzwonów pogrzebowych (a komu biją, to wiadomo dobrze od czasu Johna Donneʼa). Nie kojarzyło się z odgłosem jeszcze gorszym – zgrzytem łopat wbijających się w suchy piasek, formujących kopczyk ziemi w miejscu ostatniego pożegnania.
Nie miałem nigdy wątpliwości, że ten, kto je wypowiedział, zdołał jakoś opanować strach przed śmiercią i umieraniem, nie odwołując się jednak do modlitwy, pokuty, pociechy religijnej i rytuałów zapewniających nas o istnieniu życia wiecznego. Ma spokój – to już za nim, ale coś jeszcze przed nim. O ile oczywiście jest jeszcze jakieś „coś”, czemu spokój mógłby na przykład posłużyć. Zamknięte drzwi, bo żywi nie mają tu wstępu, staroświeckie stroje, butelka wina, lutnia, talia kart, bochenek chleba, kilka plastrów szynki. Pokój pełen umarłych, którzy nie wiedzą jeszcze, że umarli. Stronią od światła tak jak postacie we wnętrzach malowanych przez holenderskich mistrzów. W ciemności widzą znacznie lepiej, rozpoznają bez trudu szczegóły, mogliby nawet czytać, ale zdaje się, że zapomniano o książkach. Mają za to spokój.
Tłumaczenie zacytowanego zdania nie jest zresztą dokładne. Ktoś (może ja?) pomylił jedno słowo albo tylko jedną literę cytatu. Wątły (albo Słabiak, albo Niemrawczyk), krawiec damski z drugiej części Henryka IV, mówi w rzeczywistości, że „he that dies this year is quit for the next”. Koźmian tłumaczy to następująco: „kto umrze w tym roku, już otrzyma kwit na rok przyszły”, zaś Ulrich: „kto tego roku umrze, ma pokwitowanie na rok przyszły”. Słomczyński: „ten, który umrze w tym roku, nie musi martwić się o następny”.
Dziwne zdanie – nie do zapomnienia. Jak wszystkie złote myśli Szekspira.
Tego roku – czterysta lat po swojej śmierci – Szekspir jeszcze nie umarł.
.
Jan Tomkowski
Obrazy: The Ashbourne portrait was reproduced in the 19th century as Shakespeare, but has been since identified as Hugh Hamersley, Rene Magritte – “Homesickness”, 1940.
O autorze:
Jan Tomkowski (ur. 22 sierpnia 1954 w Łodzi), doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor historii literatury polskiej w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.