Mogli być aniołami albo demonami, lecz w pierwszej chwili wziąłem ich za strażników – tak bezwzględnych, że szedłem za nimi posłusznie, niezdolny do oporu, gotowy zrobić wszystko, czego zażądają. Prowadzili mnie do lasu, a to nie wróżyło niczego dobrego.
Chcieli mi tylko coś pokazać. Był wczesny świt 1 września, czwartek a może piątek, gdy z gęstwiny wyłoniło się piekło moich snów. We wrzącym oleju, w smrodzie płonącej ropy, w jeziorze gorejącej siarki pływali Niemcy. Grenadierzy, lotnicy, artylerzyści, czołgiści, marynarze, kawalerzyści. Unosili się na powierzchni razem ze swoimi wojskowymi motocyklami, płaszczami gumowymi, karabinami o długich drewnianych kolbach, okularami ochronnymi, chlebakami, granatami i bagnetami, swastykami i dystynkcjami oficerskimi, gardłowymi komendami, butelkami piwa i sznapsami w blaszanych manierkach.
Choć nie było przy mnie Beatrycze, powitali mnie przyjaźnie, jednak ze smutkiem, szwargocząc po swojemu, donosząc o surowej i zasłużonej karze, która trwać będzie „für immer und ewig”. Tak, słowo „Ewigkeit” powtarzało się tu częściej niż w tekstach mistycznych, które wiele lat temu studiowałem.
Na pół zwęglonymi palcami wyciągali z kieszeni mundurów stare fotografie, które nie wiadomo dlaczego ocalały z niszczących płomieni. Dziewczynki w świątecznych sukienkach z falbankami, chłopcy w krótkich spodenkach i białych skarpetkach. Helga, Greta, Ingeborga, Helmut, Paul, Hans. Prawdziwy cud pamięci.
Strażnicy gdzieś zniknęli, a zamiast nich pojawił się Judasz.
No cóż, każdy ma swojego Judasza.
Ten mój był rodzaju żeńskiego i mieszkał kiedyś na Pradze, na ulicy Iglastej. Kłamał, zdradzał i oszukiwał, a w okrucieństwie dorównywał na pewno niejednemu feldfeblowi. Pewnie dlatego ulokowano go w tym kręgu piekła, nie zwracając uwagi na rok urodzenia (w wieczności daty i liczby chyba nie obowiązują).
Teraz mówił szybko, przeplatając słowa i łzy. Znów był w ciąży i znów potrzebował pieniędzy.
Chyba nie miałem przy sobie żadnej waluty obowiązującej na tym infernalnym terytorium.
Możesz sprzedać duszę, powiedziała, lecz ja nie widziałem w pobliżu żadnego diabła z cyrografem przygotowanym do podpisu.
A potem przykucnęła pod krzakiem jałowca, urodziła szybko i pokazała mi zawiniątko, maleństwo w gumowym płaszczu, hełmie i ochronnych okularach, z żandarmską blachą zamiast śliniaczka, wrzeszczące coś w rodzaju „Raus!” albo „Heil!”, uzbrojone w nienawiść, która trwać będzie przez wieki i nigdy się nie skończy.
Jaki szczęśliwy byłem w dzieciństwie, gdy nadchodziły pierwsze dni września, a późne lato wychodziło na spotkanie wczesnej jesieni. Nie znałem jeszcze wtedy Judasza i wcale nie myślałem, że dla niektórych przynajmniej żołnierzy Wehrmachtu to mogła być również ulubiona pora roku (nieliczni pisali o niej nawet wiersze).
.
Jan Tomkowski
Obraz: Gustave Doré, Dante et Virgile dans le neuvième cercle de l’enfer
.
O autorze:
Jan Tomkowski (ur. 22 sierpnia 1954 w Łodzi), doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor historii literatury polskiej w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.
.