Internet i list do gazety

Napisałem kiedyś list do działu miejskiego pewnej bezpłatnej stołecznej gazety, powiązanej z dużym koncernem wydawniczym.

Napisałem, bo wydawało mi się, że nie mogę milczeć.
W Łazienkach spotkała mnie przykra i nieoczekiwana przygoda. Siedziałem akurat na ławce, pogrążony w lekturze, gdy zbliżył się do mnie kompletnie pijany ochroniarz. Najpierw przysiadł się, potem zaczął pobrzękiwać kajdankami, wreszcie rozhuśtał ławkę, próbując ja przewrócić. Czy to normalne i czy tak powinien zachowywać się stróż porządku?

Napisałem list do redakcji w dobrej wierze, lecz jakiś lepiej wiedzący dziennikarz tak go okroił i zniekształcił, że zaraz odezwały się głosy oburzonych czytelników. Wynikało z nich, że jestem anarchistą przeciwnym ochroniarzom w parku, że Pałac na Wodzie chcę zamienić w czytelnię, a pozbawione opieki strażników pawie, łabędzie i wiewiórki po prostu powybijać.

Jednak manipulacja w gazecie codziennej to drobiazg w porównaniu z podobnym zjawiskiem obserwowanym od jakiegoś czasu w polskim internecie. W gazecie wszystko jest w miarę przejrzyste, lecz w sieci prawie wszyscy występują w kominiarkach, trudno więc zidentyfikować, czyje poglądy naprawdę prezentują. Tym bardziej, że każdy może odzywać się wielokrotnie, anonimowo i na ogół bezkarnie.

Przeglądając stronice wsłuchiwałem się w podejrzanie jednostronny głos polskich internautów przekonujących, że Polski przed Putinem nie warto bronić, że żyje nam się źle, że tylko paru starcom pamiętającym jeszcze Powstanie Warszawskie marzy się nowa wojna. Możemy się natomiast spodziewać, że jak Warszawę zajmą Rosjanie, to każdy dostanie nowe mieszkanie i podwyżkę.

Może to popisy sfrustrowanych nastolatków, a może wcale nie?

Może jesteśmy świadkami jakiejś wielkiej manipulacji, która ma przygotować opinię publiczną na niezbyt wesołą przyszłość? Obawiam się, że wobec internetowych rewelacji jesteśmy bardziej bezbronni niż polska armia w obliczu rosyjskich dywizji. Obyśmy nie okazali się równie bezradni jak przed laty, gdy z uporem powtarzano nam, że „ludzie mówią” o jakości tego czy innego proszku do prania. A to była tylko reklama…

Jan Tomkowski

 

O autorze:

Screenshot 2015-03-21 15.32.13

Jan Tomkowski  (ur. 22 sierpnia 1954 w Łodzi – zm. 15 lipca 2024 w Warszawie), doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor historii literatury polskiej w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.

.

.

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments