Grzegorz Zientecki – Dziennik [sierpień 2024]

Warszawa,
3 sierpnia 2024

Po podróży tak trudno zaakceptować rzeczywistość. Człowiek budzi się w zupełnie innym świecie. Jest jak astronauta, który zahibernowany przemierzał abysalną pustkę kosmosu, by wreszcie wylądować na obcej i mało przyjaznej planecie. Cieszę się, że wróciłem do ojczyzny, ale martwi mnie, że wróciłem do kraju, który utracił niepodległość i rządzony jest przez kelnerów i alfonsów.

Bardziej niż niepotrzebne czynności człowieka obciążają niepotrzebne myśli. To pod ich wpływem człowiekowi czernieje serce.

Znam większą pustkę niż wszechświat: życie. To mógłby powiedzieć Cioran. Ja jednak wciąż będę zaświadczał o ich wzajemnej i programowej celowości.

Cywilizacje wyrafinowane bardziej podatne są na zagładę od cywilizacji barbarzyńskich, gdyż tkwią w przekonaniu , że światem rządzą jakieś zasady, że istnieje w nim po prostu choćby zwykła przyzwoitość. Tymczasem dominuje w nim zło i nieprawość.

Etruskowie czyli Tyrreńczycy. Tak bowiem nazywali ich starożytni Rzymianie. To znaczy, że wakacje spędziłem nad Morzem Etruskim.

Pod kopułą absydy
W nieruchomym locie
Złoty motyl Chrystusa
( Cefalu )

W alabastrowej ramce kolumn teatru
Morze i Etna
W nieśmiertelnych pozach
( Taormina)

Warszawa,
4 sierpnia 2024

Media kreują także turystykę. Jadąc do Taorminy dowiedzieliśmy się od przewodniczki, że zyskała ona bardzo na popularności, ponieważ wiele osób obejrzało film „ Biały Lotos” i zapragnęło ruszyć śladem jego bohaterów.

Ważne jest by notować na gorąco. Przekonałem się o tym podczas pobytu na Sycylii.

Człowiek jest tak bardzo samotny ! Bardzo samotny jak Bóg. Dlatego nie mógł nie zostać twórcą.
Wiersz jest jak rozstępujące się Morze Czerwone. Dziś prawie nikt nie ma odwagi w nie wejść.

Warszawa,
8 sierpnia 2024

Ostatnią olimpiadą, którą się interesowałem i którą oglądałem w TV, była ta z 1976 roku rozgrywana w Montrealu. Później moja namiętność do sportu wygasła. Nie oglądałem więc otwarcia igrzysk w Paryżu. Nie zdumiało mnie wcale, że otwarcie to było prawdziwym skandalem, zdumiał mnie tylko rozmiar wynaturzenia, a właściwie zdziczenia tego „spektaklu”. Nie będę się tutaj rozwodził nad tym, czego dowiedziałem się z prawdziwych mediów. Dziwi mnie tylko jedno, że chrześcijańscy sportowcy, chrześcijańscy trenerzy i działacze, chrześcijańscy dziennikarze i chrześcijańscy reklamodawcy i sponsorzy nie wycofali się z tej imprezy. Zdaję sobie sprawę czym dla sportowca jest olimpiada ( ile włożył trudu, łez i potu do tych przygotowań ). Ale każdy też powinien sobie odpowiedzieć, ile potu i krwi włożył Chrystus w dzieło zbawienia. Dziwi mnie, że osoby, które deklarują się jako chrześcijanie nie wycofali się i nie zbojkotowali tej plugawej imprezy ( i że nie zrobiła tego także publiczność, również ta przed telewizorami ). Gdyby to nastąpiło, olimpiada prawdopodobnie poniosłaby plajtę. Jej organizatorzy dostaliby więc srogą nauczkę. A Paryż ? Paryż udowodnił , że stał się nowym Babilonem – stolicą ohydy i bluźnierstwa.

Podróż dobrze robi na nerwy i pobudza apetyt. To znaczy mniej denerwuję się światem i zarazem mam większy na niego apetyt.

Nie dobrze jest dla pisarza, kiedy bibliografia zdominowała jego biografię.

W ogródku ponownie rozkwitła krzewuszka. I znów kręcą się przy jej kwiatach pszczoły. Świat jest urządzony z doskonałą miniaturową precyzją. A gwiezdne układy i mgławice oraz super – galaktyki to też miniaturowe mechanizmy w pozytywce Boga.

Warszawa,
10 sierpnia 2024

Moralność. Słowo bardziej chyba egzotyczne niż ginący gdzieś w papuaskiej dżungli endemiczny gatunek rajskiego ptaka.

Warszawa,
14 sierpnia 2024

W ogródku pojawiły się jeże. Pewnego dnia naliczyliśmy ich aż pięć. Żona opowiadała mi, że jeden z nich po napiciu się wody z poidełka, zanurzył się w nim cały i wykąpał. Następnie zaczął radośnie podskakiwać. Najwyraźniej ta kąpiel go orzeźwiła.

Zbliża się 84 rocznica Cudu nad Wisłą. Dziś potrzebujemy czegoś większego, czegoś o wiele potężniejszego. Dziś potrzebujemy cudu nad światem, a przynajmniej cudu nad Europą.

Warszawa,
15 sierpnia 2024
Święto Wniebowzięcia Matki Boskiej

Świat się nie starzeje. Świat w przyśpieszonym tempie dziecinnieje. Przypomina rozwydrzonego bachora, który nic sobie nie robiąc, dopuszcza się ohydy i spustoszenia. A dorośli ? Jedni wszelkimi sposobami zachęcają go do popełniania coraz bardziej plugawych występków, a drudzy biernie i milcząco stoją obok. Ich wina jest niewątpliwie większa.

Cywilizacja istnieje nie dlatego, że tak twierdzi jakiś polityk, że tak twierdzi jakiś historyk. Ale cywilizacja trwa wówczas jeśli człowiek maluje pięknie donice i stawia je wzdłuż stromych schodów, aby je przyozdobić, jak tutaj w Cefalu. Cywilizacja trwa wówczas, jeśli człowiek w cienistym patio restauracji spożywa grillowaną pesce spada ( rybę miecznik) i popija lekko schłodzoną marsalą rozmyślając o sprawach świata. Zrozumiałem też, kiedy patrzyłem na obraz Św. Rozalii wywieszony na balkonie jakiejś palermitańskiej rodziny, że cywilizacja trwa przede wszystkim, ze człowiek wierzy i potrafi się jeszcze modlić.

To dziwne. Wystarczy, że zobaczę choćby skrawek morza, a czuję się już uleczony. Podobnie jak z tą kobietą, która pragnęła dotknąć choćby rąbka szaty Chrystusa, gdyż wierzyła, że to ją uzdrowi.

Warszawa,
16 sierpnia 2024

Ten nieustannie toczący się walec dat.
Wiele cywilizacji umierało z godnością. Europa – rozkapryszona dewiantka odchodzi najgorszym stylu. Kona w szaleńczych, wyuzdanych , tragikomicznych błazeńskich pozach.

Cudowny, sierpniowy dzień. Apogeum lata. W roślinach widać już pewne przesilenia, pierwsze oznaki apatii na liściach. Przy bzach kręcą się szerszenie. Czytałem , że swoimi żuwaczkami ścinają one korę z gałązek, którą po przeżuciu wykorzystują do budowy swoich gniazd. Trzeba będzie porozwieszać woreczki z lawendą, bo jej zapach je odstrasza. Nie chcę by raniły drzewka, które tyle radości dają w maju.

Z podróży wyeliminowany został element zaskoczenia. Pierwszego zachwytu, pierwszego olśnienia. Dzięki różnego rodzaju przewodnikom, dzięki internetowi wiemy więcej co w danym miejscu nas czeka. Dlatego jeśli już gdzieś docieramy, możemy tylko w mniejszym lub większym stopniu skonfrontować stan faktyczny z tym co przed wyjazdem zdążyliśmy poznać. Może warto zastosować ten zabieg jak ze ślubem w orientalnych kulturach. Pan młody aż do dnia zaślubin nie zna twarzy swojej żony. Jakie więc musi być jego olśnienie ( albo rozczarowanie ) kiedy opada zasłona.

Z Taorminy podziwiałem Riwierę Cyklopów. Dobrze jest żyć na tej planecie mitów i wierzyć w nieśmiertelność literatury.

Pożegnanie Sycylii. Stoimy na płycie lotniska Fontanarossa w Katanii. Wschód słońca. Doskonale widać dymiącą Etnę. Piec kosmiczny i piec ziemski. Kiedy odrywamy się od pasa, pod nami błyszcząca w porannych promieniach słońca cudownie bursztynowa plazma morza. Zupełnie jakby Turner w natchnieniu rozłożył się tam w dole ze swoja sztalugą.

Życie to ostateczność, na które zdecydowała się nicość.
Wystarczy zamknąć powieki, aby zniknął świat. Zabieg ten jednak niestety nie pozwala, aby zniknęły myśli.

Poezja jest ważna jak akt ślubu. Bo poeta w istocie bierze ślub ze światem.

Warszawa,
18 sierpnia 2024

14 sierpnia minęła dwudziesta rocznica śmierci Miłosza. Sięgnąłem po wspaniałą książkę Agnieszki Kosińskiej „ Miłosz w Krakowie’’. Autorka była sekretarką Miłosza w ostatnich latach jego życia. I, co za radosne odkrycie. Okazuje się, że Miłosz napisał wiersz o Sycylii ( choć na niej nie był ). To wiersz „ Sicilia sive Insula Mirandae” napisany jako Torqueto Tasso. Jak pisze Agnieszka Kosińska: „ Wiersz dedykowany Annie Iwaszkiewicz, przepisany (pędzelkiem) pięknie dla niej przez CM […]. 23 listopada Iwaszkiewicz, który przypadkiem znalazł ten upominek w papierach, zapisał takie oto słowa o nim: „ Cóż to za wiersz. Krótki, parę obrazów jakiejś szczęśliwej wyspy, niby obraz Claude Lorraine – a zostawia wrażenie niebywałe. Cały dzień czułem się omyty tym wierszem, tak jakbym z samego rana zażył kąpieli w wannie zarzuconej fiołkami. Cóż to za wspaniały poeta, którego czaru zdefiniować niepodobna, jeden z największych poetów naszego zmarnowanego świata”. Dodam jeszcze, że wiersz ten Czesław Miłosz dedykował Annie Iwaszkiewicz w dniu jej imienin , 26 VII 1943 roku.

Warszawa,
21 sierpnia 2024

Miłosz to nie tyle temat rzeka, co raczej temat ocean. W polskiej literaturze jest zjawiskiem wyjątkowym. Zawsze zastanawiałem się, czy Milosz jest dla mnie większym poetą czy większym mędrcem. W tematach metafizycznych nie szedł na skróty. Dyskutował i prowadził korespondencję z księdzem Sadzikiem i teologiem , księdzem Szymikiem oraz z papieżem Janem Pawłem II. Bardzo obszerna jest jego korespondencja z mnichem trapistą , Thomasem Mertonem. Nurtował go problem Zła w świecie i totalitaryzmów, które przeżył. Poza tym Milosz to umysł wszystkożerny. Przypomina pod tym względem Goethego. Interesują go procesy historyczne, inne cywilizacje i natura. Miłosz to zawołany birdwatcher, czyli ptakolub. To także, jak Whitman poeta krajobrazu i jak Cendrars poeta miejsc. Osobiście uwielbiam ten fragment jego wiersza „ Do Alberta Einsteina”:

„ Dla mnie, przyznaję życie nie maiłoby treści,
Gdybym nie mógł podziwiać. Chowam stale w sercu
Niewymówione słowa. Żal mi, że tak mało
Pomagałem ludziom cenić wielkie piękno świata.
Ciekawiło mnie wszystko. Nazwy drzew i roślin,
Powstawanie gatunków, podróże Darwina,
Polinezyjskie mity, godowy strój ptaków,
Na wpół zatarte rzeźby zapomnianych krajów.”

Warszawa,
23 sierpnia 2024

Kilka dni temu kupiłem książkę Cynthii L. Haven, „ Miłosz w Kalifornii”. I tu, kolejne odkrycie: jak potężnym prorokiem był Miłosz ! Amerykanka powołuje się w swej książce na powieść naszego noblisty, która ukazała się w 2012 roku. Chodzi o „ Góry Parnasu”. Jak pisze autorka: „ Przedstawiony w „ Górach Parnasu” obraz ambitnej technologii, zrodzonej z idealizmu i zmierzającej nie wiadomo dokąd, ma logiczne korzenie w Kalifornii ( Dolina Krzemowa z jej technologiami – przypis mój) zarazem jednak nakreślony w książce subtelną kreską obraz totalitarnej dystopii [ …] osadzony jest w lękach, które Miłosz pamiętał z okupowanej przez Sowietów Polski”. W innej części książki znajduję takie oto wyznanie poety: „ Byłem świadkiem upadku wielu wiar, filozofii i sloganów, a na tym rumowisku tylko najprostsze pojęcia dotyczące ludzkiej przyzwoitości zdołały przetrwać w postaci tak samo czystej dla nas, jak dla naszych przodków”. To, że ukazują się takie książki, jak ta właśnie Cynthii L. Haven, napawa wielką nadzieją.

Warszawa,
25 sierpnia 2024

To już nie jest dryf. To potężny, niszczycielski sztorm, który spycha statek na rafy. A załoga, w tak okrutnej i rozstrzygającej chwili jest podzielona: po części bierna, sparaliżowana terrorem dowództwa, po części fanatycznie posłuszna i wykonująca rozkazy przyśpieszające katastrofę. Tak wygląda teraz statek głupców o dumnej niegdyś i szlachetnej nazwie Europa. Niestety na jego pokładzie są także Polacy.

Wczoraj wypad do Szczebrzeszyna. Urocze miasteczko na wschodnich rubieżach Polski. I właśnie może ten ogromny dystans dzielący je od metropolii powoduje, że jego mieszkańcy nadal zachowują duchowe zdrowie. Trafiliśmy akurat na obchody Dożynek. Procesja odświętnie ubranych mieszkańców wraz z policjantami i strażakami defilowała uliczkami miasteczka. Jedną z dekoracji ze zbóż i innych roślin wieńczył kłosowy krzyż. Rolnicy dedykowali swój trud i dziękowali za plony Chrystusowi. Wstąpiliśmy też do uroczego, barokowego kościoła pod wezwaniem św. Katarzyny. Podziwialiśmy piękne, niczym dekoracje na torcie stiuki. Jeden obraz w bocznym ołtarzu przedstawiał Chrystusa w uplecionej ze złota koronie cierniowej i ze złotą trzciną w ręku. Nigdy jeszcze takiej ikonografii Zbawiciela nie widziałem.

Szczebrzeszyn ma też pewne zasługi dla naszego ojczystego języka. Któż nie zna wyrytego na ławeczce na szczebrzeszyńskim rynku zdania z wiersza Jana Brzechwy: „ W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie”. Szczęśliwy los zaprowadził mnie na widokowe wzgórze z położoną na nim kawiarnią. Było tam wystawionych kilka książek dla gości. Moją uwagę zwróciła cieniutka książeczka Dariusza Górnego, zatytułowana „ Książka ma dziwny urok”. Poświęcona jest niezwykle ciekawej postaci, doktora Zygmunta Klukowskiego (1885-1959). Ten prawdziwy bibliofil, tu w Szczebrzeszynie zgromadził potężną bibliotekę liczącą dziewięć tysięcy książek ( w tym około dwa i pół tysiąca pamiętnikarskich ). Autor jako motto przytacza zdanie doktora Klukowskiego : „ Szczęśliwym, bo ten najszczęśliwszy z ludzi, któremu zapał do ksiąg nic nie ostudzi”.

Ten krótki wypad pozwolił mi na złapanie oddechu normalności. Może polskość z Bożą pomocą ocaleje właśnie w tych małych miasteczkach, w tych polskich mikrospołecznościach.

Warszawa,
28 sierpnia 2024

W dziejach człowieka mnie jest poranków, a więcej zmierzchów.

Nadzieja. Ten nieznający nigdy zmierzchu horyzont.

Warszawa,
31 sierpnia 2024

Dzieje świata: tu postawiłbym wielokropek. Dzieje człowieka : tu zaś wielki i niepokojący znak zapytania.

Już niedługo w miejskiej dżungli trzeba będzie poruszać się z Atlasem Płci niczym w lesie z Atlasem Grzybów. I, co najgorsze, konsekwencje z błędu rozpoznania płci danego osobnika mogą być równie przykre co z błędu identyfikacji grzyba. Witajcie w Cesarstwie Absurdu !

Człowiek nigdy nie wydorośleje, dopóki nie wyrośnie z nienawiści.

Każdy, uczciwie pisany dziennik, to nie tylko mała Apokalipsa, ale też i mała Genesis.

Podczas wycieczki na Etnę, przewodniczka opowiadała nam, że lawa z tego wulkanu spływa bardzo powoli. Jest dużo wolniejsza od wulkanów japońskich czy hawajskich. Dzięki temu można zmieniać jej kierunek tak, by nie zagrażała ludzkim osiedlom i Włosi podobno to potrafią. Człowiek chciałby wszystkim sterować, mieć wszystko pod kontrolą. A najbardziej interesuje go kontrola i sterowanie drugim człowiekiem, sterowanie całymi społeczeństwami, a nawet ludzkością. I to się, niestety , udaje. Ludzie myślą powoli, bardzo powoli, a media, którymi sterują uważających się za Gromowładnych „ mędrcy” z Davos, działają z szybkością i mocą błyskawicy.

Czasem, aby modlitwa została wysłuchana może upłynąć jedno pokolenie. Czasem nawet kilka pokoleń. Ale modlitwa to siła, której wciąż nie doceniamy. Nie warto więc przestawać.

 

Grzegorz Zientecki

 

O autorze:

Grzegorz Zientecki – ur.1962 w Lublinie. Absolwent Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni. Na statkach Polskich Linii Oceanicznych odbył wiele podróży, m.in. trzy rejsy dookoła świata na m/s „Profesor Mierzejewski” i m/s „Profesor Rylke”. Następnie został zatrudniony na statkach Chińsko-Polskiego Towarzystwa Okrętowego „ Chipolbrok”, dzięki czemu mógł podróżować dalekowschodnim szlakiem Conrada, zwiedzając m.in. Singapur, Hong Kong, Bangkok, Dżakartę i porty Chin. Te liczne podróże stały się inspiracją jego twórczości, w szczególności utworów haiku i aforyzmów.

Dotychczas w krakowskim wydawnictwie Miniatura wydał następujące pozycje:

Tomiki haiku:
• Wiersze Podróżne- 2010r.
• Popiół i rosa -2012r
• Zoom Sindbada- 2012r -tom wierszy
• Pory zmroku- 2012
• Mile i wersy- 2013 r.
• Milion powodów do oświecenia-2015 r
• Urodzaj na nieobecność-2015 r.
• Nefrytowa ważka-2017 r.

Oraz następujące tomiki aforyzmów:
• Szlifierz Oka -2012r.
• Wspomnik-2013 r.
• Amneznik -2013 r .
• Wycisznik -2014 r.
• Resetnik-2015 r.
• Minutnik-2016r.
• Z 1001 nocy na oceanie – 2019 r.
• Żyję w słowach jak drzewo w liściach – 2021 r.

W 2015r. Grzegorz Zientecki otrzymał jedno z wyróżnień literackiej nagrody Naji Naamans w Libanie w dziedzinie aforystyki. Od 2016r. członek Polskiego Stowarzyszenia Haiku.
W sferze zainteresowań Grzegorza Zienteckiego oprócz literatury znajduje się także historia, sztuka, reportaż, astronomia, natura /jest kolekcjonerem egzotycznych muszli/.

Subskrybcja
Powiadomienie
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
Wojtek
13 days ago

Witam – i od razu stwierdzam, że coś nie tak jest z ILUSTRACJĄ. To ma być, jak sądzę, portret nielubianego przeze mnie ‘Titanica’, który będąc największym nieporozumieniem w całej historii budownictwa pasażerskich statków – ukradł show nie tylko swoim dwu siostrzycom, ale i całej czterokominowej dwunastce z północnego Atlantyku. Nie wiem w jakim celu autor tej ilustracji domalował nieszczęsnemu statkowi PIĄTY komin, a przecież historia żeglugi zna tylko JEDEN statek pasażerski o pięciu kominach. Liniowce-czterokominowce z północnego Atlantyku, to – mówiąc w skrócie – dwanaście statków spod trzech bander, zbudowanych w latach 1897-1914 w pięciu stoczniach, w tym w zakładzie o nazwie VULCAN w dzisiejszym polskim Szczecinie. Ich era trwała na Oceanie ponad pół wieku. Pięć z nich powstało u wspomnianego Vulcana, sześć zdobyło Błękitną Wstęgę Atlantyku, jeden wsławił się służbą podczas dwóch wojen światowych, a jeden zrobił generalną klapę, nawet tonąc w miejscu niewłaściwym (jego wrak nie wróci na powierzchnię po takim czasie i w takiej kondycji, jak uczynił to przed ponad 60 laty szwedzki drewniany VASA)! Dla porządku dodam, że każdy liniowiec typu ‘Olympic’ byłby spokojnie obszedł się tylko trzema kominami. Czwarte dodano im dla fasonu. Pięciokominowiec pojawił się na oceanie jeden, a sześć (!!) kominów miała tylko pewna ‘Megalomania’ z satyrycznego rysunku w brytyjskiej prasie z połowy trzeciej dekady ub. stulecia.