Gdy David Gilmour spotykał Barretta, zawsze był przekonany, że spotyka się z kimś niezwykłym. I nie chodziło tylko o to, że Syd był przystojny, miał powodzenie u dziewczyn, a jego wielka miłość do sztuki i zainteresowanie poezją i dramatem skazywało go na wyższą hierarchię wśród uczniów. „Bystry i wszechstronnie uzdolniony” – jak go określał Gilmour – był jednak skłonny do przestrzegania zasad i dlatego został dowódcą patrolu w miejscowej drużynie skautów.
Ze względu na młody wiek Syd był traktowany przez kolegów w pierwszych kapelach nieco z góry, ale jego zdolności komponowania, śpiewu i gry na gitarze dawały mu sporą przewagę nad resztą. Uczył się zresztą szybko i denerwowało go, że przyjaciele nie nadążali za wymyślonymi przez niego akordami.
Richard Wright wspominał: „Gdy Syd zaczął komponować, wszystko się zmieniło. Byliśmy absolutnie powaleni tym, co wymyślał. Miał niesamowity sposób patrzenia na wiele rzeczy. Pamiętam, że pewnego dnia siedzieliśmy sobie razem, a on w 10 minut napisał piosenkę. Sam byłem początkującym kompozytorem i nie mogłem w to uwierzyć”.
To Syd połączył imiona dwóch bluesmenów z Karoliny Północnej, Pinka Andersona i Floyda Councila, które nadał także swoim kotom, Pinkowi i Floydowi. Przyjmuje się, że pierwszy koncert zagrany pod nazwą Pink Floyd odbył się w lutym 1965 roku w klubie Count Down przy Palace Gate w dzielnicy Kensington. Zespół zagrał wtedy trzy półtoragodzinne sety i zgarnął nędzne piętnaście funtów. Kolega ze szkoły plastycznej Barretta twierdzi jednak, że Syd wymyślił nazwę już w 1963 roku. Wszedł pewnego popołudnia do świetlicy i oznajmił, że ma nazwę dla zespołu, który zamierza założyć – Pink Floyd. Powiedział to tak, jakby w trakcie lunchu doznał olśnienia.
W ostatnim tygodniu stycznia 1965 roku grupa nagrała demo składające się z czterech utworów. Jedyny ocalały egzemplarz zdradza, że nagranie zostało podpisane nazwą Pink Floyd. Pierwszym utworem, który nagrali była prosta, dynamiczna piosenka Barretta Lucy Leave z tekstem opowiadającym o porzuceniu przez kobietę. Piosenka była oczywiście jeszcze nieudana, ale miała zaczątki spontaniczności i eksperymentów kolejnych utworów.
Piewszy singiel Arnold Layne z początku 1967 roku wzbudził już wielkie zainteresowanie stacji radiowych i wdarł się na listę przebojów. Można było pomyśleć o wydaniu płyty. The Piper at the Gates of Dawn to olśniewająca wyobraźnią i pomysłami autorska w zasadzie płyta Barretta. Utwory Syda wyrażały tęsknotę i miały dziecięcy urok powieści O czym szumią wierzby Kennetha Grahama. Najbardziej oczywistym łącznikiem z muzyką psychodeliczną były organy Farfisa obsługiwane przez Richarda Wrighta, które dominowaływ niektórych utworach.
Syd był już wtedy człowiekiem uzależnionym, napędzanym substancajmi chemicznymi. Coraz gorzej znosił podróże i koncerty, na jednym z nich stał na scenie naćpany i zagrał jeden akord. Kto był pomysłodawcą wyrzucenia Syda z grupy? I znów krążą na ten temat legendy, chociaż dzisiaj wiadomo już, że był to Roger Waters. Syd naprawdę odlatywał. Był w coraz gorszym stanie. Podróżował w mrocznym świecie. O tym jest najdłuższy i najbardziej niezwykły w historii Pink Floyd utwór. A także najlepszy – Shine On You Crazy Diamond... Pożegnanie z kolegą, którego się kochało, ale i nie rozumiało.
Roger Keith Barrett zmarł 07.07.2006.
.
Grzegorz Kozyra
.
* wykorzystałem w tekście fragmenty książek Marka Blake`a „Prędzej świnie zaczną latać. Prawdziwa historia Pink Floyd” oraz Juliana Palaciosa „Syd Barrett & Pink Floyd. Mroczny świat”
.
O autorze:
Grzegorz Kozyra: eseista, poeta, dziennikarz. Autor czterech tomów eseistycznych: W CZASIE NIEDOKOŃCZONYM (2005), DUCH SŁOWIAŃSKI (2009), CIEŃ I MAGNOLIE (2013), PODRÓŻE Z ORFEUSZEM (2016).
Muzyka i utwór mojej młodości, uwielbiałem ten utwór i zespół !
Ta muzyka, jej niezywkła glęboka prostota, melodyjność i inteligentne formy są dzisiaj jak zjawisko z pogranicza muzyki poważnej, opery i najlepszego rocka. Mało takiej sztuki, w zalewie tandetnej elektroniki i grania na odwal, wówczas liczyła się jakość, wyraz i piękno brzmienia, dzisiaj tylko wygląd i prowokacja…