Yes – Tales of the Topographic Oceans
Cztery suity z Tales of the Topographic Oceans opierają się w swej konstrukcji liryczno-słownej na świętych księgach hinduizmu, do których należą: Wedy, Upaniszady, Purany i Tantry. Jaka jest natomiast muzyka? Płynie albo kontemplacyjnie i ascetycznie, albo ekspresyjnie jakby różnymi nurtami.
The Revealing Science of God (Dance of the Dawn) jest najbardziej liryczna i chyba jednak najprzystępniejsza. Gitara i organy zaczynają bardzo delikatnie jakby w poszumie morskiej bryzy. Ocean ma swoje zagadki, ale tu jest symbolem boskiej ingerencji, powstającego życia i rodzącej się nauki. Po zaśpiewach Andersona, Rick Wakeman improwizuje na syntezatorze Mooga, a gitara Howe`a śpiewnie akompaniuje. W połowie kompozycji muzyka staje się bardziej porywająca, ale tylko chwilowo. Wyciszenie i kontemplacja powracają około 10 minuty. Anderson śpiewa o uczuciach, ludzkich poszukiwaniach i pasjach. Po części wolnej, w 14 minucie Howe podkręca tempo, ale na moment. Ostatnie fragmenty już są słodkie i pasyjne, może najpiękniejsze z całego albumu.
The Remembering (High the Memory) to część świetlista, ciepła, baśniowa. Hymn na cześć naszych wspomnień. Kapitalny początek, prostych kilka nut rzuca na kolana. Zawsze, gdy słucham tego utworu, łzy napływają mimowolnie do moich oczu. Anderson śpiewa tak przejmująco i z taką egzaltacją, że cichnie wszystko wokół. Wakeman na organach gra ledwo, ledwo, powtarzając wciąż jedną frazę. W szóstej minucie wracamy do głównego motywu utworu. Wokalista śpiewa o marzeniach, ciszy, prawdach nigdy niezapominanych. Najciekawsza jest część środkowa, w której muzyka prosta i sugestywna wyraża pokój naszego umysłu. Powraca temat główny i niczego więcej już nie oczekujemy tylko spokoju, ciszy i wolności.
The Ancient (Giants Under the Sun) to suita elektroniczna w pierwszej części, akustyczna w drugiej. Zaczynają instrumenty perkusyjne (solo Alana White`a) i elektroniczne instrumenty Ricka Wakemana. To potężna dawka dobrego progresywnego rocka trochę przypominająca fragmenty Close to the Edge. Znakomita jest improwizacja Howe`a w ósmej minucie, jakby starożytność otwierała swoje bramy do poznania jej tajemnicy. Muzycznie to najbardziej fascynujący fragment całej płyty. W części lirycznej Anderson śpiewa o zieleni, która staje się jeszcze bardziej zieleńsza… jesienią. Słychać miliony śpiewających głosów. Znajdujemy się w raju. Howe przygrywa na gitarze akustycznej.
Ritual (Nous Sommes du Soleil) ma charakter pompatyczny i niebiański. Tym razem zaczynają gitara i instrumenty perkusyjne. Temat główny kompozycji jest przetransponowany na instrumenty elektroniczne. Anderson śpiewa, a w zasadzie podśpiewuje, w rytm muzyki prostej, a może nawet nazbyt prostolinijnej. W czwartej minucie wygłupia się gitara basowa Chrisa Squire`a. A potem gitara Howe`a powtarza kilka dźwięków z Close to the Edge, wzorcowej suity w dorobku Yes.
Motyw główny utworu jest prześwietlony, uroczysty. Kochamy, kiedy gramy. Ale oczywiście na tym nie kończy się życie. Trzeba walczyć, walczyć, walczyć. Muzyka w czternastej minucie nabiera cech rytualnego obrzędu. White gra na instrumentach perkusyjnych tak jakby był szamanem uderzającym w bębny, Wakeman zaczyna dotrzymywać mu kroku. Cały zespół improwizuje, aż do 17 minuty, gdy gitara i pianino kończą ten rytualny kawałek. Nous Sommes du Soleil (Jesteśmy słońcem) powtarza kilkakrotnie wokalista. Jeszcze Howe majestatycznie przygrywa na gitarze, jeszcze Wakeman wydobywa ostatnie dźwięki z melotronu. Muzyka cichnie.
…
Grzegorz Kozyra
lll
O autorze:
Grzegorz Kozyra: eseista, poeta, dziennikarz. Autor trzech tomów eseistycznych: W CZASIE NIEDOKOŃCZONYM (2005), DUCH SŁOWIAŃSKI (2009), CIEŃ I MAGNOLIE (2013).