Power of Love z Apocalypse odrywał moje ciało od powierzchni krzesła, unosiłem się, a skrzypce Jean Luc-Ponty`ego tęskniącą nutą otwierały Niebo. I tak szedłem po drabinie Jakubowej ku jakiemuś nieodgadnionemu przeznaczeniu, ku walce z jakąś postacią z ognistym mieczem… czy był to Upadły Anioł? McLaughlin kreował atmosferę ostatnich dni, orkiestra uwznioślała tragedię, a gitara z perkusją prostymi dźwiękami kusiły i szeptały, by nie poddawać się, ale mocować z samym sobą i przeznaczeniem.
„Mahavishnu” McLaughlin czasami przypominał sobie, skąd przybywa i w swoich improwizacjach nie tylko podąża drogą fusion, ale także stosując ulubioną formułę jazzu i rocka, otwartą ku elektronice, ku muzyce szerokich płaszczyzn dźwiękowych, wydłużanych syntezatorowymi pociągnięciami i szarpaniami, a także elektrycznymi przystawkami. Co było jakby oryginalne i nietypowe w Apocalipse, czyli poszerzanie granic dźwięku za pomocą smyczków i muzyki wokalnej, w Visions of the Emerald Beyond było już eklektyczną syntezą. Płyta zaczyna się bowiem od mocnego rockowego uderzenia z ducha Franka Zappy i od śpiewu chórku z ciekawą interpretacją poematu Hindusa Sri Chinmoya, poprzez muzykę pastoralną, kontemplacyjną, a kończąc na eksperymentach elektronicznych i wspaniałych improwizacjach smyczkowo-gitarowych. Cała płyta to rodzaj suity oddającej hołd nauczycielowi i duchowemu guru Johna McLaughlina.
Najlepsza płyta w dorobku Mahavishnu Orchestra Birds of Fire to smakowita dawka mocnej muzyki z kapitalnym początkiem Jerry`ego Goodmana na skrzypcach w kompozycji tytułowej. Drugi utwór, poświęcony geniuszowi Milesa Davisa, ma charakter można by powiedzieć powtórkowy. Mahavishnu wybrał się bowiem w podróż ku początkom fusion. Najciekawsze na płycie utwory to: One Word oraz Sanctuary – pierwszy niczym w dobrze zaaranżowanym spektaklu zmienia bez przerwy rytm, charakter muzyki odzwierciedla szaleństwo jazz-rockowej sceny a gitarowa rozmowa McLaughlina z keyboardem Hammera przeszła do historii. Potem jeszcze perkusyjne solo Billy`ego Cobhama dopełni reszty i w zasadzie tak mogłaby skończyć się płyta. Po gwałtownym i dzikim improwizowaniu przychodzi jednak czas na wyciszenie. Sanctuary to azyl, ale wewnętrzny. Portret człowieka szukającego odrobiny spokoju, kontemplacji.
Grzegorz Kozyra
…….
Grzegorz Kozyra: eseista, poeta, dziennikarz. Autor czterech tomów eseistycznych: W CZASIE NIEDOKOŃCZONYM (2005), DUCH SŁOWIAŃSKI (2009), CIEŃ I MAGNOLIE (2013), PODRÓŻE Z ORFEUSZEM (2016).