Koncerty V.S.O.P. to była gratka. Nie oszukujmy się, gwiazdy Hancocka, Shortera, Cartera, Williamsa, Hubbarda wciąż lśniły jasnym blaskiem, a słuchanie ich zespołowej gry było rarytasem. Kalifornijskie koncerty z utworami: Third Plane, Jessica, Lawra, Darts oszałamiały solowymi popisami, polirytmicznymi harmoniami, niezwykłą precyzją brzmienia i dojrzałością muzyków.
Niektóre utwory trwały po dwadzieścia kilka minut, a ile muzyki, kunsztu artystów mieściło się w improwizacjach saksofonu, trąbki czy fortepianu. Darts zaczyna się tajemniczymi dźwiękami pianina, po czym wchodzi saksofon sopranowy Shortera i kapitalnymi nutami w wysokich rejestrach fantazjuje, by przygotować solo Hubbarda – eksplozję dźwięków, furię tonów. To jeden z najlepszych koncertów Freddiego, jakiego słuchałem, zaczyn fascynujących popisów V.S.O.P. na scenach japońskich klubów i w tamtejszych salach koncertowych.
Utwór Red Clay Hubbarda wykonywany w Tokio jest funkowy, można nawet powiedzieć, że soulowy, to jazz wywodzący się z innych gatunków, ale śmiały, refleksyjny i żywiołowy. Trąbka Freddiego dominuje, pulsuje, wrze, faluje i ciągle mobilizuje partnerów do spontaniczności, wyszukanych fraz. 15 minutowy Red Clay rozgrzewa publiczność, która przecież nie może narzekać na ciepło, huragan się wzmaga i leje deszcz. Początkowe solo Hubbarda trwa, tak, tak – pięć minut. Wayne Shorter nastrojowo uspakaja zespołową grę, ale jak cudownie frazuje, mknąc ku soulowej pieśni w okolicach siódmej minuty kompozycji. Hancock jak taran demoluje fortepian bluesowymi pasażami, jest szybki jak strzała. Jego lewa ręka co i rusz wygrywa mocne akordy, śmiało akcentuje części taktu. Jest przy tym precyzyjny jak szwajcarski zegarek, nie zapomina o rytmie.
Kapitalny jest One of Another Kind, dwudziestominutowy, z mistrzem Carterem dokonującym cudów na basie, z impulsywnym, ekstrawertycznym Hubbardem i introwertycznym, lirycznym, miejscami spazmatycznym Shorterem. Freddie zaplątany w gorących rytmach Południa, od czasu do czasu daje pograć kolegom, ale nie zapomina o swoich ulubionych motywach – tempie i żwawości. Potężnie brzmi jego flugelhorn, wydobywanie dźwięków poprzez mały ustnik graniczy z cudem. A jednak nuty ulatują, unoszą się do nieba z prędkością światła.
Chłopaki wtedy w Tokio przeżyli ogromną burzę, deszcz lał jak z cebra, a jednak ten koncert, niezapomniany, do dzisiaj wspominany jest przez Herbie Hancocka jako coś niezwykłego. Zespołowa gra została dopracowana do perfekcji, każde solo było wymierzone co do minuty, a rarytasem okazał się Eye of Hurricane z pulsującym rytmem kontrabasu Cartera, który w połowie utworu rozmawia z fortepianem Hancocka. Ale jak oni to robią, że przez dwie minuty zabierają nas w inny świat, nigdy tego nie zrozumiem. Cudowna podróż z V.S.O.P. mogłaby nigdy się nie kończyć.
Grzegorz Kozyra
..….
O autorze:
Grzegorz Kozyra: eseista, poeta, dziennikarz. Autor trzech tomów eseistycznych: W CZASIE NIEDOKOŃCZONYM (2005), DUCH SŁOWIAŃSKI (2009), CIEŃ I MAGNOLIE (2013), PODRÓŻE Z ORFEUSZEM (2016).
.