.
Z Tatr
Kamienuje tę przestrzeń
To – wrzask wody obdzieranej siklawą z łożyska
I gromobicie ciszy.
Ten świat, wzburzony przestraszonym spojrzeniem,
uciszę,
lecz –
Nie pomieszczę twojej śmierci w granitowej trumnie Tatr.
To zgrzyt
Czekana
okrzesany z echa,
to tylko cały twój świat
skurczony w mojej garści na obrywie głazu;
to – gwałtownym uderzeniem serca powalony szczyt.
Na rozpacz – jakże go mało!
A groza – wygórowana!
Jak lekko
turnię zawisłą na rękach
utrzymać i nie paść,
gdy
w oczach przewraca się obnażona ziemia
do góry dnem krajobrazu
niebo strącając w przepaść!
Jak cicho
w zatrzaśniętej pięści pochować Zmarłą.
Te mury z odrąbanych skał – jak łby
.
Ja nigdy nie wiem, jaki będzie tytuł wiersza, który powstaje. Wiersz „robi się sam”, jeśli jest we mnie. Poeta idzie za logiką pierwszych wzruszeń. Wiersz rodzi się długo – ja uświadamiam siebie poprzez wiersz. Jeśli miałbym zadany tytuł, dla przykładu Niech żyje nowa szkoła w Pleszewie, taki lub inny, i pisałbym dla niego wiersz – to nie jestem poetą. Piszę tylko wiersze liryczne, to znaczy piszę siebie, który przeżył otwarcie szkoły w Pleszewie. – Wyznał w dyskusji zorganizowanej przez redakcję miesięcznika „NURT” Julian Przyboś, gdy w spotkaniu „O poezji przyjaciół rozmowa”, zainicjowanej przez także poetę Macieja Marię Kozłowskiego** dyskutowali i Andrzej Wozniesienski***, Ryszard Danecki****, Eugeniusz Moski***** oraz Józef Ratajczak******. I jakkolwiek każdy z nich indywidualnie bardzo definiował swoje poetyckie założenia, oczekiwania wobec tej wysublimowanej formy literackiej, a także kryteria jakimi wiersz konkretyzował, to wszyscy wobec Juliana Przybosia zachowywali swoisty respekt. Był w tym gronie wyraźnie szczególnie poważanym twórcą. A z tego, co pamiętam, jako osoba dopiero wkraczająca wtedy w literackie kręgi, Przyboś w ogóle cieszył się wówczas szczególną estymą, wsłuchiwano się tak w jego wiersze, jak i w to, co miał o poezji do powiedzenia. Przy czym zwłaszcza owe lata 60. i 70. minionego stulecia zapamiętać należy jako niebywale przyjazne dla polskiej kultury, w tym szeroko dla poezji, odwołującej się przecież do indywidualnych, najczęściej intymnych niezmiernie wrażliwości po tomiki wierszy sięgających.
Nie narzucano już otwarcie politycznie nurtów i tematów wierszowanym strofom, co nie znaczy, że nie pojawiały się grupy literackie z określonymi manifestami. Sam Przyboś należał przecież do tzw. Awangardy Krakowskiej, grupy literackiej działającej w latach 1922−1927 przy krakowskim czasopiśmie „Zwrotnica” i traktowany był jako czołowy poeta tej grupy, jakkolwiek przewodził jej Tadeusz Peiper − główny teoretyk i twórca programu Grupy. O założeniach nowej poezji mówił ogłoszony w 1922 r. przez Peipera manifest „Miasto. Masa. Maszyna”. − Grupa ta była naówczas jedynym nowatorskim polskim ruchem artystycznym, który w szczegółach opracował swój program poetycki. − Hasło Awangardzistów Krakowskich brzmiało: „Minimum słów, maksimum treści”. Etymologia, warto nadmienić, samego terminu awangarda wskazuje na terminologię wojskową i oznacza „oddział zabezpieczający od czoła główne siły maszerującej armii”. Można zatem wysunąć, piszą dzisiaj krytycy literatury, następujące implikacje, które dotyczą charakteru Awangardy Krakowskiej: bojowość (agresywny rys), ruchliwość oraz zmienność (celem stworzenia nowych form i stylów artystycznych za pomocą: łamania dotychczas praktykowanych stylów i form, sięganie po tematykę zakazaną, wprowadzanie nowych środków wyrazu artystycznego).
Co ciekawe – przyszli awangardziści w pierwszych numerach „Zwrotnicy” publikowali razem z członkami wyznawców futuryzmu: Tytusem Czyżewskim, Brunonem Jasieńskim, Stanisławem Młodożeńcem, Anatolem Sternem.
Przy czym Tadeusz Peiper swoje formalne założenia zaczął ogłaszać w ukazującym się w latach 1921-1922 czasopiśmie poetyckiej awangardy warszawskiej „Nowa Sztuka”. Dopiero w maju 1922 roku wydał pierwszy numer „Zwrotnicy”. Zamieścił w nim tekst: „Punkt wyjścia” przypominający manifest futurystyczny Marinettiego (masa, szybkość, wynalazczość, ścisła konstrukcja, ekonomia środków).
Zebrane teksty programowe Tadeusza Peipera zostały wydane w 1930 roku w zbiorze o znamiennym tytule: „Tędy”.
„Pożytek społeczny z poezji” – to tekst wygłoszony przez Juliana Przybosia na wrocławskiej sesji dyskusyjnej Związku Literatów Polskich (13-14 maja 1966) poświęconej temóż tytułowemu problemowi. – Przyboś od razu „zaatakował” w nim formułę dyskusji stwierdzając, że już na samym początku tej dyskusji poddać wątpliwości należy tytuł prelekcji. – Myśleć należy – mówił – jak nas uczono, w sposób dialektyczny, wątpiąc o wszystkim. Zwłaszcza w teoriach tyczących się humanistyki zdarzało się przecież, że twierdzenia zaprzeczane bywały płodne. Pożytek społeczny z poezji? Czy jest bezsporny? A może poezja przynosi też szkodę społeczną? Może nie zawsze, albo w ogóle nigdy w idealnie funkcjonującym społeczeństwie nie byłaby pożądana? W ciągu wieków przecież w różnych epokach myślano: że poezja jest w państwie rzeczą szkodliwą. Pamiętamy, co sądził o roli poezji w państwie i o poetach Platon. (GB – Przyboś odnosił się tym wystąpieniem do „Państwa” Platona, w którym zaleca on poetów „oddalić” i „żadną miarą nie przyjmować”). Dalej – Przyboś stwierdzał: – Nie sięgając do przykładów obcych, można przecież wskazać wśród naszych dobrych znajomych wielkiego poetę, który „w górnej i durnej swojej młodości” miotał pod adresem książek zbójeckich (Gustaw, bohater IV cz. „Dziadów” Adama Mickiewicza, oskarża „książki zbójeckie”, mówiąc: „ … one zwichnęły osadę mych skrzydeł”). Najstarsi – mówił wtedy – żyjący dzisiaj, jak Adam Grzymała-Siedlecki, mają jeszcze w uszach sławny krzyk, jaki rozległ się ze sceny krakowskiej, krzyk tragicznego poety wypędzającego poetę: „Poezjo precz … jesteś tyranem!”.
Styl poetycki Przybosia oparty na elipsie i metaforze, najczęściej niewyobrażalnej ukształtował się w jego tomikach z lat trzydziestych. Charakterystyczną właściwością tego stylu stała się, określali teoretycy, badacze literatury tzw. figura eksplozywna, ukazująca tkwiącą potencjalnie w przedmiotach i zjawiskach energię. Natomiast jego pozycję literacką utrwaliły zbiory wierszy: „Póki my żyjemy” i „Miejsce na ziemi” manifestujące wewnętrzną niezależność człowieka, niezależność artysty wobec kataklizmu wojny.
.
NOTRE DAME
Z miliona złożonych do modlitwy palców wzlatująca przestrzeń!
Lecz zdjęło mnie z iglicy jak z haka Wnętrze – przerażenie.
Wyszydzony i opluty śród poczwar rozdziawionych deszczem
wiem: Co znaczę ja żywy o krok od filarów!
Te mury z odrąbanych skał – jak łby ponade mnie
zmartwychwstają z sarkofagu.
Kto wstrząsnął tą ciemnością, nagiął –
i ogarnął?
Wiem. Obciążone Jezusami krzyże
trzeba wyostrzyć w piony budowniczych drabin
i swoją wolę, zrównaną z niezgłębionym lazurem,
swoją śmierć
z ostrołuku
trafić –
– i trwać pod hurgotem głazów szybujących coraz wyżej i wyżej,
aż je, nie skończone, nagły zawrót
stoczy ze szczytu w dwie wieże, urwane dna.
Kto pomyślał tę przepaść i odrzucił ją w górę
.
Skoro pojawił się tu wątek ukazujący Przybosia zdecydowanego w kwestii kanonu poezji, przypomnę i jego „Odę do turpistów”. Był to słynny i ważny wiersz Juliana Przybosia powstały w 1962 roku, który zainicjował wielką dyskusję o polskiej poezji, bowiem Przyboś (pozostając przy opisanej wyżej nomenklaturze) zaatakował w nim grupę poetów (Stanisław Grochowiak, Ernest Bryll, Andrzej Bursa i inni), posługujących się w swojej twórczości rekwizytami brzydoty, fizycznego rozkładu i śmierci…
Wiersz Przybosia świetny. Niemniej i wymienieni tu poeci mieli już swój status, swoich gorących zwolenników – z piszącą te słowa włącznie. Zwłaszcza twórczość Stanisława Grochowiaka uważam za niesłusznie dzisiaj zapomnianą. Niezmiernie wrażliwy, z ciekawą wyobraźnią, ciekawie obracający słowem poeta, który – wierzę – z tego czyśćca zapomnienia jeszcze wyjrzy, bo wart jest tego absolutnie! – Natomiast „eksces” Przybosia traktuję jako przemyślany logicznie eksces, ferment, niekiedy konieczny, by weryfikować i samego siebie. A wszystko i tak czas przesiewa, odsiewa, ocala lub nie. Poezja to po prostu spotkanie z kimś, w kim jest ona w stanie poruszyć, napiąć struny wrażliwości, wyobraźni, nie pozostawić obojętnym na podnoszone w wierszach, poematach treści.
Dlaczego wspominam tamten czas? Dlaczego skupiam się na postaci Juliana Przybosia? – Osobiście odpowiem, że z wczytywania się zwłaszcza w tamtym czasie i w Jego wiersze. Uwodziła mnie w nich nuta szczerości, specyficzny rytm i rym nie składający się z oczywistego, czy banalnego wybrzmienia. A teraz uświadamiam sobie, że w wysypie w naszej dobie tomów najróżniejszych Jego wiersze nie brzmią archaicznie. To wybitny poeta dwudziestego wieku. Autor również, o czym wyżej wspomniałam, wielu ważkich tekstów publicystycznych. Część z nich zamieszczona została w zbiorach „Linia i gwar”, „Sens poetycki”, „Czytając Mickiewicza” oraz „Zapiski bez daty”. Sporo jednak pozostawało w rozproszeniu. I oto nakładem Wydawnictwa Naukowego UAM ukazała się niezwykle ciekawa i ważka praca Agnieszki Kwiatkowskiej, Joanny Grądziel-Wójcik i Jerzego Borowczyka (I Nagroda w Konkursie na Najlepszą Książkę Naukową wydaną w 2019 roku) – „Julian Przyboś PISMA rozproszone”. 957 stronic!, zawierających artykuły ze „Zwrotnicy” i „Linii”, powojenne teksty z tygodnika „Odrodzenie”, recenzje publikowane w „Przeglądzie Kulturalnym” i „Życiu Warszawy”, często zapomniane, choć istotne dla obrazu życia kulturalnego dwudziestolecia międzywojennego i lat powojennych. Wśród nich można znaleźć owe najsłynniejsze wystąpienia przeciw młodopolszczyźnie, głosy na temat sztuki nowoczesnej, wypowiedzi zaangażowane politycznie, polemiki dotyczące młodej poezji oraz twórczość krytycznoliteracką, w której Przyboś omawia nie tylko tomiki poetyckie (np. debiuty Wisławy Szymborskiej i Urszuli Kozioł), ale także beletrystykę (choćby mikropowieści Kornela Filipowicza), przekłady oraz książki naukowe i popularnonaukowe (także prace Marii Janion, Artura Sandauera, Kazimierza Wyki, Wacława Kubackiego). W „Dodatku” zamieszczono najciekawsze teksty z Domowego Archiwum Juliana Przybosia – na przykład niepublikowany dotąd list do Libuszy Halasovej oraz korespondencję o interwencyjnym charakterze. Poruszanie się po chronologicznie uporządkowanych publikacjach ułatwia wstęp, w którym przedstawiono problematykę dominującą w artykułach Przybosia w kolejnych dekadach.
Niesamowita postać wyłania się z tych tekstów!
Jaka Osobowość – Wielka Persona!
Jednocześnie, być może za sprawą przywołanej tu publikacji postać Juliana Przybosia pojawiła się nagle w kilku prasowych wspomnieniach, odsłaniających nie tylko ogarniającego życie swoimi zapisami, ale nade wszystko człowieka przeżywającego realnie życie i poza poetycko, jak się to dzisiaj kolokwialnie określa – w realu.
.
Sięgam zatem do tekstu (PAP/Onet.) 21.02.2020, do publicystycznej narracji pozwalającej spojrzeć na Juliana Przybosia w wymiarze głęboko ludzkim, intymnym, odczytać w jego wierszach, choćby tu przytaczanych – jego doświadczenia, przeżycia odciskające się tym, co nas porusza ponadczasowo, rozbudza empatię, niekiedy utożsamienie.
Nie bez powodu mówi się, że prawdziwa literatura, prawdziwa sztuka wychodzi z trzewi, z zakamarków duszy twórcy, ale że siłę jej przetrwania stanowi siła osobowości, siła intelektu i prawdy tegoż twórcy.
.
Latem 1927 roku awangardowy poeta Julian Przyboś objął w Cieszynie posadę nauczyciela języka polskiego i propedeutyki filozofii w Państwowym Gimnazjum im. Antoniego Osuchowskiego. Stawiał na uczniów, wspominali świadkowie zdarzeń, najzdolniejszych i nie interesował się słabszymi. Wykształcił wiele wybitnych osobowości, m. in. socjologa Jana Szczepańskiego, pisarza Kornela Filipowicza, świadka historii Eryka Nanke, reżysera radiowego Zdzisława Nardellego oraz krytyka Alfreda Łaszowskiego. We wrześniu tegoż roku pojawiła się w Cieszynie, w klasie, której był wychowawcą, 16-letnia Marzena Skotnicówna, która wraz z siostrą Lidą znana była jako znakomita taterniczka. Wróżono jej wielką taterniczą sławę. Sama zwykła mawiać: – „Tatry są mną i ja jestem nimi”.
W niej zakochał się 41 lat starszy poeta Julian Przyboś.
.
Zamarła Turnia (2179 m n. p. m.) – podaje „Wielka Encyklopedia Tatrzańska” – to niewielki szczyt, dwuwierzchołkowy, w bocznej grani Tatr. Nazwę wymyślił dla niego poeta Franciszek Henryk Nowicki, twórca nazwy Orlej Perci. Natomiast Zygmunt Lubertowicz – nauczyciel, poeta i publicysta z Nowego Targu nazywał Zamarłą „ucieleśnieniem, a raczej uskalnieniem cienia szatana w Tatrach”. Podobnie uważał Wawrzyniec Żuławski – profesor muzykologii, kompozytor, pisarz, alpinista i ratownik górski pisząc o tym szczycie w opowiadaniu „Zamarła Turnia” stwierdzał: – „Południowa ściana Zamarłej Turni pozostanie chyba na zawsze symbolem tego, co dla człowieka jest nieosiągalne”. Północny stok taternicy zdobyli w 1904 r., ale zbocze południowe (ok. 140 m.) przez lata opierało się wspinaczom.
W 1929 roku w Tatrach panowała piękna złota polska jesień. Utrzymywała się i w niedzielę
6 października. Siostry Lidia i Marzena Skotnicówny poszły z Zakopanego na Halę Gąsienicową, dalej przez Zawrat zmierzały do Pięciu Stawów. Czekali tam na nie znajomi.
Stamtąd miały odbywać wyprawy wspinaczkowe. Wiele okoliczności przemawia za tym, że atak wprost z drogi na południową ścianę był dziełem przypadku. Dziewczęta podeszły do niej prawdopodobnie z impulsu, bez przygotowania do Turni.
Ignacy Bujak, sekretarz TOPR, napisał w sprawozdaniu za rok 1929 w dzienniku „Wierchy”: – „Miała to być pierwsza w historii próba przejścia przez kobiecy zespół południowej ściany Zamarłej Turni. Jednocześnie na Zamarłą Turnię udała się druga grupa, ze Stawów Polskich, złożona z Bronisława Czecha, Józefa Wójcika i Jerzego Ustupskiego. Wzajemnie grupy te o sobie nic nie wiedziały.
Wkrótce obie ekipy wypatrzyły się, zidentyfikowały, i dziewczęta zaczęły na oczach młodzieńców, w ślad za nimi, brawurowo forsować południowy stok Zamarłej Turni.
A potem Bronisław Czech zobaczył “lecącą głową w dół Lidę i falującą za nią wężykowatym ruchem linę. Marzeny zaś, z powodu zasłaniającej ściany skalnej, nie widzieli. Dopiero przy przekraczaniu tzw. nyży zobaczył Czech i jego towarzysze leżące dwa ciała w przepaści u stóp Zamarłej Turni” – sucho zaznaczył Bujak.
Komentarz PAT, który przedrukowały wszystkie gazety. Daleki był od jakichkolwiek niedomówień: „Obie runęły (…) z wysokości 30 metrów. Turyści pospieszyli (…), aby udzielić pomocy nieszczęśliwym ofiarom. Niestety, znaleziono już tylko dwa zniekształcone trupy”.
.
Czas po tym tragicznym wypadku był dla Przybosia czasem „najczarniejszego smutku”. W latach1927–29 nie opublikował żadnego wiersza, a w 1929 roku kilka tylko jego utworów ukazało się w pismach „Europa” i „Głos Literacki”. Następny zbiór wierszy Juliana Przybosia zatytułowany „Z ponad” (oraz w drugiej wersji tytułu „Sponad”) ukazał się dopiero w 1930 roku.
.
DESZCZ
U okna urywa się niebo i –
Dachy zlatują na miasto,
gniazdo widnokręgu.
Dalej –
Po powietrzu spada widok gór.
Ze słońcem na podniesionym ręku
pole, ogromne, które nie ma ciebie,
zaszło.
Tam – dolinom w granicie moje oczy ułożyły dna,
tam – moje usta wymówiły hale,
nad którymi słyszysz mój oddech z chmur?
Tu –
i –
Dzień stoczył się jak łza.
.
Grażyna Banaszkiewicz
.
Julian Przyboś
PISMA
rozproszone
.
Opracowanie: Agnieszka Kwiatkowska
Joanna Grądziel-Wójcik
Jerzy Borowczyk, Edward Balcerzan
WYDAWNICTWO NAUKOWE UAM
Poznań 2019
.
NURT– miesięcznik społeczno-kulturalny ukazywał się w Poznaniu od maja 1965 roku do grudnia 1989. Redaktorami naczelnymi byli kolejno: Krzysztof Kostyrko (do 1978 r.) i Kazimierz Młynarz. Pismo współtworzyli (w różnych latach) jako redaktorzy lub autorzy między innymi: Stanisław Barańczak, Edward Balcerzan, Przemysław Bystrzycki, Andrzej Górny, Wojciech Jamroziak, Stefan H. Kaszyński, Jerzy Kmita, Waldemar Kosiński, Bogusława Latawiec, Jerzy Litwinow, Alojzy Andrzej Łuczak, Marek Obarski, Ewa Piotrowska, Aleksander Rogalski, Jerzy Utrecht. Większość autorów publikujących w miesięczniku eseje popularyzujące nauki humanistyczne była związana z Instytutem Filozofiii i Instytutem Kulturoznawstwa UAM.
**Maciej Maria Kozłowski – (1937 – 2002), poeta i dziennikarz związany z pismami ukazującymi się w Poznaniu i w Kaliszu, zajmujący się głównie publicystyką kulturalna, krytyką literacką, teatralną i plastyczną. Autor tomików „Niżej człowieka” (1960) oraz wydanego pośmiertnie w 2003 „Osypał się wzrok w dolinę”. ***Andrzej Wozniesienski – (1933-2010), poeta, architekt urodzony w Moskwie i tam pochowany. Tomiki wydane w Polsce to m..in. „Parabola” i „Antyświaty” **** Ryszard Marian Danecki – (1931-2013), poeta, prozaik, autor librett do oper kameralnych, tłumacz poezji angielskiej, rosyjskiej i niemieckiej. ***** Igor Morski – (1909-1975), polski poeta i tłumacz poezji z języka rosyjskiego. ******Józef Ratajczak – (1932 – 1999), poeta i prozaik.
.
O autorce:
Grażyna Banaszkiewicz – reżyser, dziennikarka, poetka, ur. 24.01.1953r. w Poznaniu, autorka Witryny Poetyckiej „Poszukiwanie” (1973), tomików wierszy „Mężczyźni od których umieramy” (1990, 1994), „Własne-cudze życie” (1998), „Wyznania-Bekenntnisse” (2003) oraz opowiadań drukowanych w prasie literackiej, a także scenariuszy telewizyjnych programów poetyckich i filmów dokumentalnych.
.
.