– Nie ma wątpliwości co do tego każdy, kto wszedł w obszar nauki, kogo intryguje życie we wszystkich swoich przejawach, kto stawia sobie pytania w stosunku do zdarzeń oczywistych, jak i tego, co nadal stanowi znaczną tajemnicę, kto dąży do przekraczania granic oczywistości.
Pamiętam ze szkół swoich choćby taką regułkę: „Najmniejszą niepodzielną cząstką jest atom”. Jakże niedorzecznie dzisiaj brzmiącą, gdy już wiemy, że i atom został podzielony. Wiele innych niedorzeczności wpajano nam (wpaja się nadal), uczniom szkół podstawowych i ponadpodstawowych, wymagając pamięciowego opanowania podręcznikowych wykładni, przyjmowania na wiarę sformułowań prowadzącego przedmiot, miast traktować wiedzę zweryfikowaną jako punkt wyjścia do dyskusji, dociekań, co dalej po postawieniu kropki w danym czasie, w tym czy innym podręczniku.
Miast inspirowania do budowania pytań, które ludzi myślących, dociekliwych kierują ku kolejnym odkryciom, dokonaniom, opisom.
Bo: Nauka jest pokarmem dla rozumu – orzekł Lew Tołstoj (1828–1910, rosyjski powieściopisarz, dramaturg, krytyk literacki, myśliciel, pedagog. Jeden z najwybitniejszych przedstawicieli realizmu w literaturze europejskiej. Klasyk literatury rosyjskiej i światowej.)
Również Lew Tołstoj jest autorem powiedzenia, iż wiedza daje pokorę wielkiemu, dziwi przeciętnego, nadyma małego.
Wywodzę swoje tu refleksje po kolejnych, jubileuszowych już 20. Dniach Książki nie tyko naukowej organizowanych przez te wszystkie minione lata kalendarzowo w miesiącu listopadzie przez Wydawnictwo Naukowe UAM.
Pomysłodawczynią i ich pierwszym organizatorem była poprzednia dyrektor Wydawnictwa – Iwona Wegner-Maruszewska, a kontynuatorką i modyfikatorem spotkań (każdy czas ma przecież swoje nowe organizacyjne wymogi) jest dyrektor Marzena Lendzion-Markowska.
Tak się składa, że towarzyszę tym spotkaniom od samego początku, uczestnicząc również w pracy jury przyznającego nagrody za najlepszy podręcznik akademicki, najlepszą książkę naukową i popularnonaukową oraz książkę najatrakcyjniej wydaną* (książka to oczywiście zapisane karty, ale jak wszystko, co bierzmy do ręki również intrygujący przedmiot !), stąd moje w znacznym stopniu pogłębione obserwacje owego specjalistycznego rynku wydawniczego, spore jego rozpoznanie, a przede wszystkim w różne dziedziny nauki wczytanie.
Dlatego wiem, że na każdy temat można stworzyć pracę beznamiętną, faktograficzną choć bez polotu, ale można też pisać z pasją, tworzyć książki o dynamice powieści przygodowej, albo budowanej z nicią emocji przyjacielskich lub nawet głębszych.
Autor obdarzony kulturą, swoistym temperamentem, zainteresowaniami wykraczającymi daleko poza obraną dziedzinę, obyty w życiu w ogóle sprawia, że dostajemy książkę, w którą wglądamy nie jak na strony wikipedii, ale właśnie tę, która otwiera nam świat szerzej, w której odnajdujemy najwspanialszego przyjaciela – wiedzę.
Zadanie nauki polega przecież na tym – to już John Ruskin (1819–1900, angielski pisarz, poeta i artysta, znany zwłaszcza jako krytyk sztuki i krytyk społeczny. Jego książka Współcześni malarze przyczyniła się do popularności malarza Williama Turnera i ruchu prerafaelitów.) by zastąpić wizję faktami, a wrażenia dowodami.
Przegląd wielu każdego roku nadsyłanych z całej Polski do Wydawnictwa UAM książek jest niebywale ekscytujący. Za każdym razem wchodzę w nowe obszary, w które nie wiem, czy weszłabym odwiedzając tylko księgarnie. No może przez jakiś przypadek.
Tu jednak mam obowiązek wnikliwszego pobycia z daną publikacją i nagle odkrywam taką wspaniałość: “Złoty kciuk. Młyn i młynarz w kulturze zachodu” autorstwa Krzysztofa Rzepkowskiego (Wydawnictwo Naukowe im. Mikołaja Kopernika).
– Jak Europa długa i szeroka młynarze przez wieki cieszyli się złą reputacją zarówno w opinii ludzi pióra, jak i w oczach ludu. Cyceron – czytam – uważał ich profesję za plugawe zajęcie, którym para się tylko motłoch, Boccaccio zrównywał ich status społeczny z ówczesnym statusem czarnoskórych Afrykanów, Chaucer odmalował jako nalanych opojów i bezwzględnych oszustów, a Rabelais widział w nich kutych złodziei. W przysłowiach, porzekadłach, ludowych podaniach, przyśpiewkach i balladach aż do XVII wieku niemal zawsze występowali jako pazerni bogacze i oszuści, którzy dla zysku są gotowi paktować nawet z diabłem oraz jako wyzuci z zasad łajdacy, którzy dybią nie tylko na cudze ziarno, ale także na cudze żony. Uchodzili za synonim oszusta i prostaka, wcielenia zła, alegorię złodziejstwa, symbol nieuczciwości, rozwiązłości i hipokryzji. W czasach nowożytnych doczekali się zupełnie odmiennego wizerunku: jowialnych i poczciwych wieśniaków, żyjących beztrosko z dala od ludzi i spraw tego świata. Ich pogrubiona, rumiana twarz, będąca dotąd jedynie oznaką pazerności, teraz zaczęła wyrażać także pełnię i radość życia, w którym nie stroni się od hedonistycznych przyjemności – kobiet, wina, śpiewu i tańca. Od tego momentu aż do końca tradycyjnego młynarstwa rozśpiewany i roztańczony młynarz idzie w parze ze swym poprzednikiem – zachłannym i lubieżnym łajdakiem.
Powróciły obrazy z filmu Lecha Majewskiego „Młyn i Krzyż”, powróciły obrazy z zapamiętanych z dzieciństwa młynów, ale przed wszystkim pięknymi literackimi obrazami „odmalowana” została historia, filozofia i rzeczywistość tego zawodu-charakteru. Często przecież mówimy, że do danej profesji trzeba się urodzić, że to nie zawód, to charakter…
Nie trafiłabym na taką wspaniałość jak książka: „Na początku Kunstmann wymyślił sobie Kulmową… H. Kunstmann – J. Kulmowa Listy 1966–2009”.
Jan Miodek recenzując ową niebywale piękną i edytorsko publikację, swoistą „szkatułkę z listami” podkreślił, że – Wydając tę korespondencję, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Szczecińskiego ocala intelektualno-literackie wartości, które odchodzą nieubłaganie w przeszłość, a może już odeszły… Bo kto dziś jeszcze takie listy umiałby pisać? – pytam melancholijnie.
Niezwykle ważne jest i to, że napisali je Polka i Niemiec. Oboje, Joanna Kulmowa i Heinrich Kunstmann – takie mam odczucia – pokazują w tej korespondencji wszystko to, co w nich najlepsze: ona – swoją zadziwiającą lekkość pióra, słowotwórcze pomysły, humor, czasem kobieco-polskie roztrzepanie, absolutną szczerość, on – niemiecką niezawodność, akuratność, ale i typową u znanych mi Niemców wzruszającą wierność w przyjaźni, czułość, empatię wobec trudnych polskich losów, wyrozumiałość.
Ta korespondencja więc, to także kawał najnowszej, normalniejącej historii międzyludzkich stosunków polsko-niemieckich, normalniejących, owszem – wzorcowych ! Dzięki takim osobowościom, jak Joanna i Jan Kulmowie oraz Gertruda i Heinrich Kunstmannowie.
W wymiarze polskim to także kawał fascynującej historii naszego kraju ostatnich lat, lat transformacji ustrojowej, lat nadziei i rozczarowań, wzniosłości i ludzkiej małości, widzianej i opisywanej nie tylko z polskiej perspektywy, ale i niemieckiej, co dodaje tym opisom merytorycznej, obiektywnej wartości.
Nie, w dobie Internetu, SMSów, form skrótowych, których nie będę tu nawet przytaczać, kontaktów zdawkowych, mocno zubożonych, takich listów już nie pisze.
Nie ma już też zawartej w nich wrażliwości, tym samym bogatego, szlachetnego słowa.
Czy, jeszcze jedną pozycję wskażę, taką wspaniałość jak: „Zaburzona epoka. Polska fotografia artystyczna w latach 1945-1955” Macieja Szymanowicza (Wydawnictwo Naukowe UAM).
Książka stanowi pionierską próbę analizy nierozpoznanego dotychczas epizodu w polskiej fotografii artystycznej – najważniejszych problemów warunkujących rozwój polskiej fotografii artystycznej w latach 1945-1955.
Autor omawia w niej istotne, a całkowicie nieprzebadane aspekty: tworzenie się nowego zaplecza instytucjonalnego i jego uwikłanie w centralnie planowaną politykę kulturalną; odrodzenie przedwojennych strategii artystycznych piktorializmu i awangardy oraz wskrzeszenie programu fotografii ojczystej, obejmującej dokumentację zniszczeń wojennych i Ziem Odzyskanych.
Jednym z głównych wątków jest tu, dotąd nierozpoznana na gruncie historii polskiej fotografii, teoria i praktyka socrealizmu. Maciej Szymanowicz ukazuje ten okres jako „zaburzoną” epokę, rozpiętą pomiędzy socrealizmem a piętnowanymi tendencjami formalistycznymi i naturalistycznymi. Skupia się na odczytaniu socrealizmu jako pola napięć warunkowanych tradycją i historią polskiej fotografii, kiedy to powstawały zdjęcia odpowiadające zarówno oficjalnej tematyce, jak i tej, która wymykała się z ówcześnie postulowanej partyjności sztuki. Drugim wiodącym tematem w książce jest rozpoznanie ówczesnego modelu życia fotograficznego, który był dyktowany ogólnopolskimi zjazdami fotografów oraz działalnością centralnie nadzorowanych organizacji fotograficznych.
Praca wyjaśnia mechanizmy, które doprowadziły do restytucji powojennego życia fotograficznego, bowiem bez poznania dynamiki przemian, jakie się wtedy dokonały, nie sposób w pełni zrozumieć historii tej dyscypliny w Polsce doby PRL-u. To wtedy przecież kształtowały się nie tylko paradygmaty estetyczne, ale również instytucjonalne obowiązujące do przełomu politycznego w 1989 roku.
Wartością absolutną z pracy autora nad tą książką jest odnalezienie przez niego archiwum zdjęć, tuż przez ich unicestwieniem. Ocalone fotografie dopełniają opisu czasu tzw. „pierwszej dziesięciolatki”.
Mnie niezmiennie poruszają zdjęcia Jana Bułhaka, intrygują Maksymiliana Myszkowskiego i Fortunaty Obrąpalskiej. Znamienna jest przytoczona w publikacji okładka pierwszego numeru miesięcznika „FOTOGRAFIA” z lipca 1953 roku, ze zdjęciem Kazimierza Najdenowa pt. „Robotnik” datowanego: rok 1951.
—
Już cytując J. Ruskina dotknęłam tu kwestii społecznych, konsekwencji obycia z książką, dociekań postępu nauki, innowacji, motywacji do stawiania pytań.
Stan rozbudzonego wiedzą umysłu prowadzi nas wszak do zachowań nacechowanych nie wyłącznie emocjami, popędliwością, ale rozwagą, zastanowieniem nad ważkimi poczynaniami osobistymi i wspólnotowymi.
Warto więc pamiętać i słowa byłego już prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy, który w jednym ze swoich porywających wystąpień stwierdził: – Dziś, bardziej niż kiedykolwiek, nauka wydaje się kluczem do przetrwania. Zarówno dla naszej planety jak i nas samych jako narodu (tu zwrócił się w sposób oczywisty bezpośrednio do mieszkańców USA, jako jego bezpośrednich współobywateli na naszej planecie – przyp. GB) oraz naszego dobrobytu i bezpieczeństwa. Nadszedł czas, byśmy znowu naukę zaczęli traktować jako jedną z najważniejszych dziedzin życia.
Ważne słowa.
Grażyna Banaszkiewicz
.
*W skład wzmiankowanego jury wchodzą: Przedstawiciele poszczególnych uczelni, wydawcy, przedstawiciele mediów. W tym roku byli to: prof. dr hab. Mirosław Adamczyk (Uniwersytet Artystyczny Poznań, Katedra Komunikacji Wizualnej), red. Grażyna Banaszkiewicz (dziennikarz, reżyser filmów dokumentalnych, SFP), prof. dr hab. Anna Cysewska-Sobusiak (Wydział Elektryczny Politechniki Poznańskiej), Piotr Dobrołęcki
– red. nacz. “Magazynu Literackiego KSIĄŻKI” (przewodniczący jury), prof. dr. hab. Przemysław Hauser (Instytut Historii UAM) prof. dr hab. Henryk Mruk (Uniwersytet Ekonomiczny Poznań, Katedra Zarządzania Międzynarodowego, Henryk Podolski (Komitet Organizacyjny Targów Książki Akademickiej i Naukowej Academia, członek Rady Patronackiej Targów Książki w Krakowie), prof. dr hab. Grzegorz Raubo (Uniwersytet im. Adama Mickiewiczaw Poznaniu, Wydział Filologii Polskiej i Klasycznej), Olcha Sikorska, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek, prof. dr. hab. Waldemar Uchman (Instytut Technologii Mięsa oraz Wydawnictwo Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu), red. Grażyna Wrońska (Radio Merkury Poznań).
Podczas uroczystości otwarcia 20. Poznańskich Dni Książki nie tylko naukowej, jaka odbyła się 15 listopada 2016, wręczono Nagrody w Konkursie na Najlepszą Książkę Akademicką.
– Nagrodę Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego przyznano Wydawnictwu Lekarskiemu PZWL za publikację “Wiktora Degi ortopedia i rehabilitacja. Wybrane zagadnienia z zakresu chorób i urazów narządu ruchu dla studentów i lekarzy” pod redakcją Jacka Kruczyńskiego
i Andrzeja Szulca.
– Nagrodę Rektora Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza otrzymała Fundacja na rzecz Nauki Polskiej za rozprawę “Złoty kciuk. Młyn i młynarz w kulturze zachodu” autorstwa Krzysztofa Rzepkowskiego.
Jury przyznało też wyróżnienia:
– za publikację “Konflikty wyznaniowe w Wilnie od początku reformacji do końca XVII wieku” autorstwa Tomasza Kempy (Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika) oraz za serię “Literaturoznawstwo. Sylwetki”, jaka obejmuje prace: Przemysława Dakowicza “Poeta (bez)religijny. O twórczości Tadeusza Różewicza”, Leszka Engelkinga “Nowe mity. Twórczość Jáchyma Topola” oraz Arkadiusza Morawca “Zofia Romanowiczowa. Pisarka nie tylko emigracyjna” (Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego).
– Nagrodę dziennikarzy przyznano za publikację “Typografia kompletna. Kultura książki
w twórczości Leona Urbańskiego” autorstwa Ewy Repucho (Oficyna Wydawnicza Atut).
Oraz
– Nagrodę specjalną (bezpłatne stoisko na 21. Poznańskich Dniach Książki nie tylko naukowej w Poznaniu) otrzymało wydawnictwo słowo/obraz terytoria oraz Fundacja Terytoria Książki z Gdańska za wysoki poziom merytoryczny i edytorski zgłoszonych
do konkursu publikacji.
.
O autorce:
Grażyna Banaszkiewicz – reżyser, dziennikarka, poetka, ur. 24.01.1953r. w Poznaniu, autorka Witryny Poetyckiej „Poszukiwanie” (1973), tomików wierszy „Mężczyźni od których umieramy” (1990, 1994), „Własne-cudze życie” (1998), „Wyznania-Bekenntnisse” (2003) oraz opowiadań drukowanych w prasie literackiej, a także scenariuszy telewizyjnych programów poetyckich i filmów dokumentalnych.
.