I.
Opowiedz mi matko o nicości, wtedy, gdy wkładając głowę
do piekarnika zobaczyłaś rozżarzoną kulę jasności, jakby ktoś
włączył wszystkie palniki, a przecież nigdy wcześniej nie mówiłaś,
że życie jest beznadziejnie ciężkie, że brzemię dźwigasz
ponad ludzką miarę, te wszystkie kartony wypełnione
po brzegi sprawami, rzeczami, które działy się na naszych oczach,
albo zapadały się w sobie, tak potwierdzam, trzeba miary nie z tej ziemi,
aby ogarnąć świat w każdym jego drobnym szczególe,
trybie orzekającym o naszych przewinieniach, wobec siebie,
rodziny i obcych, ale nie da się wyczołgać z przysięgi
złożonej przed laty, w obecności Boga ojca, Jego syna i Trójcy Świętej,
a także matki, która zajęta cerowaniem nie spuszczała igły z oczu,
ani zaplątanej w niej nitki, bowiem kiedyś towarzyszyła ludziom,
anielska cierpliwość w obliczu rzeczy nieostatecznych,
stąd ciągle zajęci ostrzyciele noży rozsypywali pod nieobecność
zawodowych katów iskry pod oknami, okręcali je wokół ramion,
strząsali na ziemię zimne ognie, układali w nich swoje przyszłe sny,
próbując wyrównać rachunki z czasem,lub wodą kapiącą na posadzkę,
gdy kran był marną namiastką gilotyny, a żeliwny zlew
przypominał rynnę na złą krew.
Opowiedz mi ojcze o nicości, gdy wkładając nogę między drzwi,
wypuściłeś z klatki schodowej zapach gotującej się kapusty,
ten okrążając nas naśladował twoje grube jak olimpijskie koła
puszczane uszami papierosowe kręgi, unosząc się w nich
byłeś przez moment podobny do ptaka kołującego nad pustym
gniazdem wydanym na pastwę bezdomnych podwórkowych
jastrzębi. Byliśmy tylko o krok od cmentarza, gdy dekarze
wymieniając rynny spuszczali je w dół, te wbijały się w ziemię
niczym krzyże, nie żegnałeś się jednak, lecz trwałeś w miejscu
wsłuchując się ich skrzekliwe wibracje. Więc tak wygląda koniec,
tylko krótki świst giętej blachy, nagły jęk, za ciężkie powieki,
by podnieść kamień z czoła i oddech ostatni złożyć u stóp,
tych, którzy w ostatnim szeregu wstrzymują się
przed daniem świadectwa.
12/04/2017
.
II.
Do twarzy ci matko z tym ciągłym oddalaniem się, od lat już
w tym samym rytmie Polonaise, z dębową podłogą na czarną godzinę
podciągniętą pod sam piec, bo wszystko od dawna w nas płonie,
Wilno, Wilejka czarna o tej porze od sadzy, serce Piłsudskiego
pod kryptą, nawet pomnik Mickiewicza, od strony Istambułu,
a przecież ziemia od zawsze była ciężka, pełna nierozwiązanych konfliktów,
węzłów i zapętleń, przyniosę ci na plecach jakiś kolejny szczyt
do zdobycia, Górę Bouffałową, albo Pik Komunizmu, właściwie
to wszystko jedno po której stronie zbudujemy naszą barykadę,
woda wypłucze ślady, pozostaną tylko odlane w pośpiechu
gipsowe figury, bo sama wiesz, czas niedościgniony
spowija nas ledwie przeźroczystą mgiełką, pod nią już tylko lity gruz i rdza.
Sięgając do źródeł zapominamy, że pamięć jest naszym życiem
na nowo odzyskanym, chociażby odjęto ci język, zaszyto usta,
wyłupano oczy, ona zlękniona, usiądzie w kąciku głowy,
tuż za lewym uchem i sączyć ci będzie kropla po kropli,
w rytmie chorego osierdzia to co miało być zapomniane
.
III.
Opowiedz mi matko o Wielkanocy, kiedy gipsowe baranki
zaglądały przez szybę, starając się dostrzec tą małą wyspę rzeżuchy
pośrodku świątecznego stołu. Opowiedz mi ojcze o święcie,
kiedy wszyscy wszystkim wybaczali, nawet złe uśmiechy,
a stół nie dzielił, lecz łączył nas niczym spleciony sznur
na skalnej ścianie, bo każdy z nas jak bezimienny taternik,
wspina się w ciągłym niedoczasie na stromą ścianę złudzeń,
próbując odkłamać, to co zostało w nas zapomniane: prawda,
braterstwo i wspólnota. Teraz podzieleni, schowani za podwójną ścianą,
echo mając za nic, pozbawieni legend i mitów siorbiemy
te nasze tanie „Sagi”, coraz częściej rozmieniani na drobne sprawy
i sprawunki, otoczeni posklejanym z dykty złudnym światem Ikei,
panele biorąc za namiastkę podłogi, a ruchomy blat
za rodzinną kuchnię.
W naszym życiu minimalizm uczuć i emocji, nastawieni na siebie,
własne Ja niosąc jak kiedyś rodowe godła, oddalamy się
od prawdziwego życia, modę biorąc za przedwieczny obyczaj,
a plastikowy świat za namiastkę duchowej podróży.
Wydaje się nam, że zwyciężyliśmy pogoń zamknięci
w szklanej tafli plazmy, że ocalimy siebie gubiąc się
w jeszcze jednym lunaparku, że karuzela marzeń na skinienie palca
zatrzyma się przed naszymi drzwiami, że wystarczy zamknąć
tylko oczy, by przeskoczyć fosę pełną jednorazowych kubełków KFC,
że życie to filmowa bajka, a kolejny tydzień to nieskończony aquapark.
Pamiętaj, zegar ciągle tyka, wskazówek nie da się zatrzymać,
choćbyś zamknął oczy i wstrzymał oddech, wszystko i tak
do ciebie wróci, nie teraz, to za jakiś czas, lecz wiedz,
że pomimo to, nie będzie można nic już powtórzyć po raz drugi.
14/04-12/05/17
.
Ostatni bałwan
Ostatniego prawdziwego bałwana
widziałem w czterdziestym piątym,
stał na warcie przed ruinami jakiegoś
bardzo ważnego budynku, widziałem to
po flagach opuszczonych w dół. Przemarznięty
kichał na cały głos, próbował salutować,
ale wokół było pusto. Odcinał się
od zapadającej ciemności czerwienią swego nosa.
Był bezdomny jak większość z nas. Stał
na skrawku ziemi, która kiedyś była ulicą.
Salutował drewnianym patykiem,
zamykając oczy widziałem w nim
całą armię powołanych do wojska bałwanów.
Teraz wiem do czego potrzebna jest nam wiosna.
15.06.2017
.
Gabriel Leonard Kamiński
.
.
O autorze:
Gabriel Leonard Kamiński, (1957), absolwent IV LO i Instytutu Bibliotekoznawstwa Uniw. Wrocławskiego. W 1987 roku rozpoczął pracę w Domu Książki Wrocław. Kierownik księgarni Wyd. Dolnośląskiego im. Worcella (1989/1990). W latach 1991-2000 prowadził kolejne księgarnie, hurtownie i wydawnictwo Arhat”. Od 2001 roku dziennikarz i recenzent w Portalu Księgarskim. Od 1990 roku członek SPP. Laureat ok. 40 ogólnopolskich konkursów poetyckich. Autror dziesięciu książek: „Opis rzeczy szczególnie martwych”, „Nie ma między nami różnicy”,„Ulica Przodowników Pracy”,”Deja vu”,”Wratislavia cum figuris”, „Roth. Nowy Testament”, „Pejzaże”,”Wratislavia cum figuris I”,(zapis na DVD), wznowienie “Roth. Nowy Testament”. W druku zbiór opowiadań “Pan Swen albo Wrocławska Abrakadabra”. Hobby: muzyka poważna, jazz, podróże.