.
Notatki na blankietach
.
A dzisiaj może taka opowieść historyczna:
Znajomek mój pewien Kuźwa się przezywa. A to od tego powstało, że człek ów, miast, jak normalna istota ludzka, zakląć pod wąsem szpetnie i wyraźnie, klnie nieszpetnie i niewyraźnie, czyli „kuźwami” nazywa panie, które prowadzą podróżniczy tryb życia, „kuźwicą” określa dookolny świat istniejący, a zwykłej „kuźwy” używa jako przecinka w zdaniach współrzędnie, podrzędnie i nadrzędnie złożonych, tudzież niekiedy jako kropki. Każdy jest kuźniczym swego przezwiska, toteż Kuźwa nie może do nikogo mieć pretensji – co sobie wykuźwił, to teraz ma!
Niebywale spokojnym człowiekiem jest Kuźwa, ale jak go już coś wkuźwi, to nie daj Boże! Uciekaj człowieku, bo jeszcze przytenteguje, czyli w gębę przykuźwi. Po Hanowerze znajomek mój taryfą jeździ. Taksówka nie jego, tylko kolegi, co kapitalistą jest i siłę roboczą oraz zaangażowanie ideowe Kuźwy wykorzystuje w podły sposób. Sam Kuźwa, człek osłuchany i oczytany, podejrzewa kolegę o wyznanie mojżeszowe, ale nic mu o tym głośno nie mówi, bo stał się liberałem w delikatnych sprawach. Sam do żadnego wyznania się nie przyznaje, gdyż – jak mawia – podatków na czarnych i szarolicych nie ma zamiaru płacić.
Jedną cechę Kuźwa ma haniebną i napiętnowania godną, w jednej sprawie wychodzi z niego bestia okrutna. Otóż, Kuźwa z pasażerami porozumiewa się za pomocą języka obcego, czyli szwargocze po niemiecku. Pół biedy, gdyby robił to z tubylcami (dla nich to wszak język ojczysty, ojców i praszczurów mowa) albo z multikulturową bracią zamieszkującą licznie Dolną Saksonię – jednakże perfidia Kuźwy uzewnętrznia się szczególnie w rozmowach z rodakami. Wszystko wskazuje na to, że Kuźwa się wynarodowił, splunął z góry na hetmana Czarnieckiego, pogardził Matką Boską Częstochowską, beztrosko zapomniał o orłach i sokołach (hej! hej! Hej!), wypiął się na sztandar biało-czerwony i groźnego orła w koronie, za nic uznał głęboki mistycyzm i szczególne posłannictwo własnego narodu. W dodatku Kuźwa wódki boi się jak diabeł święconej wody, do ust nie weźmie tłustego bigosiku i schaboszczaka, na święta nie obżera się jak głupi, a gdy słyszy o polskich flaczkach z majerankiem, to dostaje drgawek z obrzydzenia. Tak, tak, ani chybi, zmarnował się nasz Kuźwa na tej obczyźnie, na psy zszedł i kwita. Był chłop – nie ma chłopa. Ot i żal. Albo i nie.
Kuźwa czterdziestkę dźwiga na karku, łysinę na głowie i torbę z termosem do pracy. Brzuszek ma i spodnie mu wiecznie z tyłka spadają, bo pod brzuchem je paskiem przewiązywać musi. Od 1981, czyli od roku, kiedy to umundurowany Spawacz wypowiedział wojnę własnemu narodowi, siedzi u Niemca pod pierzyną, kryjąc się przed swoimi. Azyl, cwaniak, dostał. Nawet obywatelstwo wraże przyznali szczęśliwcowi dwa lata temu. Kawalerem właściwie jest, gdyż żona z dzieciakami nie chciała opuścić rodzinnego Mazowsza. Pieniądze bierze (a jakże!), gdy Kuźwa posyła, ale jakoś nigdy nie mogła zdecydować się, aby przeprowadzić się na stałe i pracować na Niemca. W ostateczności to oni tę drugą wojnę wygrali i tak dalej. Poza tym znalazła już sobie innego chłopa, któremu, na szczęście, nie w głowie dalekie podróże i inne fanaberie. Kuźwa w odwiedziny nie jeździ, bo i po co? Jak pojedzie, to tylko straci. Dzieciaki ostatnio częściej do niego przyjeżdżają. Obkupią się, objedzą, napatrzą na zimne kraje i wracają do gniazda. Gdy będą dorosłe, chcą przyjechać na stałe.
Z kolei Kuźwa nie ma zbyt dużo czasu na wydawanie uciułanych pieniędzy. Jego rozrywki są proste jak prasłowiańskie gacie. Ot, niekiedy zajrzy na Ludwigstraße, gdzie niewiasty w oknach stoją, i za trzydzieści marek, na chybcika, sobie wygodzi. Braunstraße 16 od święta wizytuje, bo to też tani burdel. Dla takich, jak on. Kuźwa jeździ taryfą po dwanaście godzin na dobę. Nieraz dłużej. Zwykle w nocy jeździ, bo od lat spać nie może. Jak tylko zamknie oczy, to mu się stare dzieje przypominają i „jakowyś lungur zaczyna go dusić na wnyntrze”, nie pozwalając zasnąć. I tak leci z górki rok za roczkiem.
O stanowisku Kuźwy do języka miało być. Niech więc będzie.
Wchodzi taki dumny syn ziemi kieleckiej albo dziarski gorzowianin z dziada pradziada, czy też wnuk Blaszanego Bębenka do taryfy Kuźwy, co to przed Hauptbahnhofem, czyli tubylczym dworcem, czeka na klienta, i usiłuje sklecić z bezokoliczników zdanie w germańskiej mowie, a Kuźwa, kuźwa, nic! Nie pomoże rodakowi, choć wie, że to rodak, bo akcent rzuca się w ucho niczym przebój sprzed lat; nie zapyta w ojczystej i śpiewnej mowie, dokąd to miły pasażer miałby ochotę pojechać; nie zagadnie od serca, soczystą kuźwą w powietrze nie rzuci.
Ja Kuźwę pewnego dnia na spytki wziąłem, jako że zbadać stosunek Kuźwy do rodactwa i w ogóle do świata całego chciałem. Kuźwa kręcił słownie, potem nosem, wił się niczym węgorz, podejrzewał mnie o przynależność do tajnej policji albo o pisanie książek, aż w końcu spuścił z tonu i przeszedł na język normalny, czyli polski. I dobrze chłop zrobił, gdyż jego znajomość niemieckiego zawsze kojarzyła mi się z tym kotem, co to tyle napłakał. Rozkręcił się Kuźwa i wyznał mi otwarcie, choć nieco skrępowanie, że jeszcze do niedawna z ziomkami gaworzył po rodacku, ale nie mógł znieść tego, że zwykle swojak po każdym słowie stosował przecinek, który wyrażał się słowem „k…wa”. On słowa tego do ust nie bierze, gdyż to obelga dla płci kobiecej, a poza tym brzydko brzmi i z zakrętami się kojarzy. Zakląłem w duchu szpetnie, gdyż mnie oświeciło, głęboką tajemnicę Kuźwy poznałem. A Kuźwa ciągnął: „Toż to, kuźwa, panie, kuźwicy można dostać, jak kto tak ciągle kuźwami, panie, rzuca, nie?! Toż tego, kuźwa, panie, wytrzymać nie można, nie?!”. Ja na drogę spojrzałem, zobaczyłem nieznane mi domy i do Kuźwy w te słowa uderzam: „Kuźwa, panie, gdzie pan, kuźwa, jedziesz?! Na Buchholz to w drugą stronę!”. Bo ja na Buchholzu mieszkam.
Jakoś tam w końcu dojechaliśmy. Kuźwa wspaniałomyślnie wyłączył taksometr. Na czarno, kuźwa, jechał. Dwie dychy mu rzuciłem. Jedną, kuźwa, za kurs, a drugą za, kuźwa, konsekwentną i spójną działalność lingwistyczną na, kuźwa, obczyźnie.
.
© Dariusz Muszer
….
O autorze:
Dariusz Muszer, ur. 1959 w Górzycy na Ziemi Lubuskiej. Prozaik, poeta, publicysta, eseista, dramaturg i tłumacz. Autor kilkunastu książek. Pisze po polsku i niemiecku. Mieszka w Hanowerze.
Fot. autora – Hanna Rex
www.dariusz-muszer.de
E-booki autora – do nabycia na www.amazon.ca.