Notatki na blankietach
Długo zastanawiałem się, czy napisać ten felieton. Wiem, że czytelnicy domagają się raczej historyjek w stylu: „Justyna G. dała po pysku Gertrudzie Z.”, a i redaktor naczelny patrzy na mnie przychylniejszym okiem, gdy nie mieszam się zbytnio w pewne zawiłe, teraźniejsze sprawa. Stało się. Ubieram kostium historyczny. Cóż, uwielbiam zabawy karnawałowe, a szczególnie bale przebierańców. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, jak ochoczo wycinam hołubce i staję do kadryla.
Postanowiłem dziś napisać felieton o Michaile Bułhakowie. Był on radzieckim pisarzem, dramaturgiem, reżyserem i aktorem, a żył głównie w stalinowskich czasach. Dziwne stosunki łączyły Stalina z artystami. Korespondował z nimi, spotykał się, rozmawiał telefonicznie, chwalił lub ganił, pocieszał lub gromił, jak również wsadzał i wypuszczał. Jednemu pisarzowi – J.I. Zamiatinowi – pozwolił nawet na emigrację. Michaiłowi Bułhakowowi nie pozwolił nigdy wyjechać z ZSRR, choć autor „Mistrza i Małgorzaty” prosił go (chyba go nie trzeba już pisać z dużej litery) o to wielokrotnie. Pisał: „Proszę rząd ZSRR, aby pozwolił mi w trybie nagłym opuścić ZSRR wraz z moją żoną” (list z 28 marca 1930 r.). Powód? Bułhakow czuł, że nie jest ojczyźnie potrzebny jako twórca. Nie drukowano jego utworów, nie wystawiano jego sztuk, szykanowano go itd. W następnym roku prośba do Generalissimusa (to powinno być z dużej litery) była nieco łagodniejsza w formie. Autor „Szkarłatnej wyspy” prosił tylko o poparcie, gdyż chciał wyjechać na trzymiesięczny urlop zagraniczny, aby zrealizować swoje plany twórcze. Pewnie chodziło mu o zobaczenie Francji, ojczyzny Moliera. Stalin odmówił udzielenia poparcia, czyli milczał, jak na władcę przystało. Może dlatego książka „Życie pana Moliera” (pisana w latach 1932-33) ma tak przerażającą wymowę. Pierwowzorem postaci Ludwika XIV był z pewnością Stalin. A kłopoty Moliera jakże przypominają złamane życie samego Bułhakowa. To hipoteza, której nie chcę teraz rozwijać. Może kiedyś i gdzieś indziej spróbuję. Podobnie jest w „Mistrzu i Małgorzacie”, gdzie Josif Wissarionowicz przeobraził się w samego Piłata. Ale jakiego Piłata! Głębokiego, wieloznacznego, nie tego z Biblii rodem. Nie znałem ani Stalina, ani Piłata. Wykreowałem ich sobie na podstawie rozmaitych przekazów i własnych przemyśleń. Wiem, że bez Piłata nie byłoby być może chrześcijaństwa, a bez Stalina nie dowiedzielibyśmy się nigdy, co kryje się za terminem dyktatura proletariatu. Te dwie postacie są kamieniami milowymi w dziejach. Choćby dlatego, że dzięki nim historycy nie zapomną nigdy, jakie znaczenie może mieć morderstwo polityczne.
Bieżmy jednak z powrotem do do autora „Białej gwardii”. W kolejnym liście do rządu ZSRR Bułhakow zaskakuje nas taką oto prostą myślą: „Walka z cenzurą, jakakolwiek byłaby ta cenzura i w jakimkolwiek ustroju by działała, jest moim pisarskim obowiązkiem, podobnie jak wołanie o wolność prasy. Jestem gorącym zwolennikiem takiej wolności i przypuszczam, że gdyby któryś z pisarzy zechciał udowadniać, że taka wolność jest mu niepotrzebna, upodobniłby się do ryby, która publicznie oświadcza, że obejdzie się bez wody”.
Przepraszam za ten przydługi cytat, ale był on konieczny. Wątpię, by jakikolwiek działacz polityczny w jakimkolwiek ustroju zrozumiał i zaaprobował pogląd głoszony przez Bułhakowa. Cenzura istniała zawsze; najstarszy faraon nie pamięta, kto ją wymyślił i wprowadził. Pisarze tak się przyzwyczaili do istnienia tej instytucji, że pewnie nie wyobrażają sobie, jak to by było, gdyby na papier można było bez ograniczeń przelewać swoje myśli. Tego nie może sobie wyobrazić nikt zrodzony z kobiety na naszej planecie. Tak jak nie można wyobrazić sobie bułhakowskiej ryby bez wody mówiącej ludzkim głosem (nawet w Wigilię).
Bułhakow był prawdziwym pisarzem. A prawdziwy pisarz musi potrafić zadawać dziecięce pytania, musi mówić o sprawach podstawowych dla człowieka, musi być naiwnie uczciwy. Jakże naiwnie brzmią słowa autora „Notatek na mankietach”: „Proszę, aby Rząd Radziecki wziął pod uwagę, że niemożność pisania jest dla mnie równoznaczna z pogrzebaniem za życia” (list z 1930 r.). Gdyby Bułhakow napisał w liście, że pogrzebaniem za życia jest dla niego np. brak pierogów z serem, zakazano by mu gotowania tej potrawy. Nie rozumiał, że człowieka zawsze niszczy się zabierając mu to, co najdroższe. Dlaczego nie oszukiwał? Dlaczego w liście do rządu wyznał, że najważniejsze jest dla niego tworzenie, a nie symboliczne pierogi z serem? Jakże łatwo (i trudno zarazem, ale z innego punktu widzenia) jest stać się pisarzem męczennikiem, przy czym zaznaczam, że Bułhakow nigdy nie był na zesłaniu. Był przeklętym z wyboru, gdyż nie potrafił ułożyć się w świecie. Na szczęście (nieszczęście?) takich pisarzy-symboli jest niewielu. Większość łamie się i zapiera sztuki, a nieliczni podążają swoją powikłaną drogą między świecą a ogarkiem. Kto wie, czy nie płacą ceny straszliwszej od Bułhakowa. Teraz i potem, po śmierci. Jak Iwaszkiewicz. Jak Gorki. Jak Hamsun…
Bułhakow był u kresu sił. Nikomu nie pozwalano grać jego sztuk, nic nie mógł wydrukować – nie miał z czego żyć, gdyż nikt nie chciał przyjąć go do pracy (pisarz prosił o jakąkolwiek pracę, np. chciał zostać maszynistą w teatrze). Był chory na ciele i duszy. Wtedy, 18 kwietnia 1930 roku, w jego domu podobno zadzwonił telefon. Józef Stalin głosem dobrego i łagodnego wujka zapytał: „Bardzośmy się panu naprzykrzyli?”. Tyle. I jakże wiele. Wiele. Ale tylko tyle.
.
Pierwodruk: Ziemia Gorzowska z 18 lutego 1988 roku.
.
© Dariusz Muszer
….
O autorze:
Dariusz Muszer, ur. 1959 w Górzycy na Ziemi Lubuskiej. Prozaik, poeta, publicysta, eseista, dramaturg i tłumacz. Autor kilkunastu książek. Pisze po polsku i niemiecku. Mieszka w Hanowerze.
fot. autora – Hanna Rex
www.dariusz-muszer.de
..
Naiwnymi podaniami Bułhakow jedynie “naprzykrzył” się Stalinowi. Gdyby napisał wiersz, jak Osip Mandelsztam, zamiast marzyć o wyjeździe za granicę i zniesieniu cenzury, zostałby zesłany do łagra. Może do tego samego, gdzie zakończyło się życie Mandelsztama.
Żyjemy tu, nie czując pod stopami ziemi,
Nie słychać i na dziesięć kroków, co szepczemy,
A w półsłówkach, półrozmówkach naszych
Cień górala kremlowskiego straszy.
Palce tłuste jak czerwie, w grubą pięść układa,
Słowo mu z ust pudowym ciężarem upada.
Śmieją się karalusze wąsiska
I cholewa jak słońce rozbłyska.
Wokół niego hałastra cienkoszyich wodzów:
Bawi go tych usłużnych półludzików mozół.
Jeden łka, drugi czka, trzeci skrzeczy,
A on sam szturcha ich i złorzeczy.
I ukaz za ukazem kuje jak podkowę –
Temu w pysk, temu w kark, temu w brzuch, temu w głowę.
Miodem kapie każda nowa śmierć
Na szeroką osetyńską pierś.
(przekład Stanisława Barańczaka)
Prawda, Panie Aleksandrze, prawda! Bułhakow umarł w łóżku, na nerki (zespół nerczycowy), jak jego ojciec. Niech historia będzie dla niego łaskawa, że nie poległ w łagrze. A swoją drogą, nazwisko Bułhakow wywodzi się z dość rozpowszechnionego na/w Ukrainie nazwiska Bułgak, co można przetłumaczyć jako “żyjący w pośpiechu, niespokojny”. Ukłony przesyłam.
Pennie, że historia będzie łaskawa, tym bardziej, że za błazenadę wobec Stalina mógł zapłacić nie tylko “naprzykrzaniem”. Serdeczności!