Chrystom zerwał się do lotu, okrążył kilka razy moją głowę, wreszcie przysiadł na moim ramieniu.
– Posłuchaj, co ci jeszcze opowiem – rzekł, usadawiając się pieczołowicie. – Już nam niewiele czasu zostało do świtu, zdążę jednak z jeszcze jedną krótką opowieścią.
Zdziwiłem się.
– Dlaczego musisz zdążyć przed świtem?
Chrystom fuknął zniecierpliwiony, a ponieważ jego pyszczek był tuż przy moim uchu, słyszałem wszystko aż nazbyt dobrze.
– Muszę wracać do siebie, myślałem, że już wiesz, że wszystko ma swoje miejsce i tak musi być. A teraz nie przeszkadzaj, tylko słuchaj.
Westchnął kilka razy, zapewne zbierając myśli.
– Tak, zbieram myśli – mruknął… albo tylko mi się zdawało, może niechcący usłyszałem, co pomyślał. Wszystko możliwe.
– Wszystko możliwe – powiedział Chrystom. – Posłuchaj…
Ja też kiedyś byłem młody. Było to dawno temu, dawniej, niż mogłoby ci się wydawać. Bardzo wtedy cierpiałem, wydawało mi się, że cały świat jest przeciwko mnie. Z niczym nie mogłem sobie dać rady, wszyscy mieli mnie za nic. Nie umiałem tak wielu rzeczy, że w głębi duszy czułem się głupcem i niedołęgą. Nie wierzyłem, by kiedyś miało być inaczej.
Wszyscy znają taki stan, każdy kiedyś był młody, rzadko kto jednak pamięta o tym później. A ci, co przypomną sobie to czy tamto z lat młodości, rzadko przypominają sobie coś ważnego. Zazwyczaj wspominają dyrdymały i wydaje im się, że to i tylko to jest całą prawdą. Tymczasem z prawdą zawsze jest bardzo dziwnie. Powiem ci w zaufaniu, że najtęźsi czarnoksiężnicy przez całe życie próbują dociec, cóż jest prawdą – i nikomu się to jeszcze nie udało. Podobno tylko jeden ze starych smoków mieszkających w środku kuli ziemskiej odkrył tajemnicę prawdy. Cóż z tego, skoro nikt nigdy go nie widział i nie rozmawiał z nim.
– Nawet władca świata, król-jaszczur? – wyrwałem się nierozważnie z pytaniem.
Chrystom tylko wzruszył skrzydłami.
– Już zauważyłem, że nie potrafisz się powstrzymać i zawsze musisz o coś zapytać. Posłuchaj dalej mojej opowieści.
– Ale powiedz – nalegałem – czy…
– Tak, nawet król-jaszczur nie widział tego smoka – warknął Chrystom. – Czy to takie trudne do zrozumienia? Myślisz, że gdy ktoś pozna całą prawdę, to będzie miał ochotę na pogawędki, choćby z władcą świata? Naprawdę mnie zdenerwowałeś tym pytaniem. Jeśli nie nauczysz się w końcu trzymać języka za zębami, niczego ci nie opowiem.
Milczałem, więc Chrystom po dłuższej chwili podjął swoją opowieść.
Wezwał mnie pewnego dnia ojciec i powiedział:
– Jesteś już dorosły, pora, byś ruszył w świat, poznał życie.
Przestraszyłem się.
– Ojcze – zawołałem. – Niczego nie umiem, pobłądzę, na pewno zastrzeli mnie jakiś myśliwy albo pożre smok. Nie chcę nigdzie iść. Nie chcę uczyć się niczego w świecie, ty przecież jesteś mądry, umiesz czarować, czytać w myślach, wiesz jak wybrnąć z każdej opresji, naucz mnie wszystkiego co umiesz, po co mam pałętać się po lasach i piaszczystych drogach.
I wtedy ojciec powiedział coś, co mnie zdumiało. Myślałem, że sobie ze mnie kpi, potem pomyślałem, że jest okrutny i po prostu wyśmiewa się ze mnie. I chce się mnie już pozbyć. Powiedział bowiem:
– Nauczyłem cię już wszystkiego, czego mogłem nauczyć. Resztę musisz zdobyć sam.
A przecież nie nauczył mnie niczego. Byłem tego pewien.
Następnego dnia ruszyłem w świat i włóczyłem się po nim dziesiątki lat, przeżywając niezwykłe przygody, o których może ci kiedyś opowiem. Poznałem mnóstwo ludzi, stworów, potworów i dziwów.
Któregoś dnia zawędrowałem w końcu do niezwykłego Miasta Snu. Wszyscy mieszkańcy tego miasta spali, spały zwierzęta, drzewa i kwiaty, nawet domy chyliły się sennie, a niektóre stare kamienice naprawdę chrapały.
Myślałem, że ktoś rzucił na to miasto czar, znalazłem jednak w ratuszu księgę, w której opisana była cała historia miasta. Dowiedziałem się z niej, że mieszkańcy śpią dlatego, że zrobili już wszystko, co mieli zrobić i wreszcie mogą sobie spać, więc śpią.
Potarmosiłem jednego ze śpiących. Otworzył oczy, ziewnął, szepnął: “Daj mi spać, już wszystko zrobiłem”, odwrócił się na drugi bok i zachrapał.
Wtedy postanowiłem sobie, że nigdy w życiu nie położę się spać ze świadomością, że nic mnie nazajutrz nie czeka. Że nie muszę wstać – jak ci mieszkańcy sennego miasta. Jest przecież tyle, tyle spraw, a oni myślą, że jeżeli spełnili swoje obowiązki, mogą sobie spać bez końca.
Co za głupcy – pomyślałem – przecież nie żyje się dla obowiązków. Wręcz przeciwnie. Prawdziwe życie zaczyna się z chwilą ich wypełnienia. Życie zaczyna się w momencie, gdy jest się panem samego siebie i można zrobić co się zechce, bo żaden obowiązek nie stoi na przeszkodzie. Wszystko im się pomyliło.
Gdy tak rozmyślałem do Miasta Snu wjechał na koniu wiejski parobek, zadowolony z siebie i pełen energii. Z daleka pomachał do mnie przyjaźnie ręką, po czym od razu zaczął wypytywać, dlaczego wszyscy dookoła śpią.
Tak zaczęła się nasza rozmowa.
Okazało się, że parobek ma niewyszukane, zwyczajne imię – Jaś, i ruszył w świat na poszukiwanie przygód. Ojciec bardzo go od tego odwodził. “Czego tam będziesz szukać – mówił – siedź w domu, jak ci dobrze”. Ale Jasia ciągnęło gdzieś za góry, za lasy. Więc ojciec zamknął go w komórce. “Będziesz siedział tak długo, aż nie przysięgniesz mi, że nigdzie nie pójdziesz” – powiedział.
Jaś nie miał wyboru. Wykradł się nocą, szepnął śpiącemu ojcu do ucha: “Nie martw się, za jakiś czas wrócę i będziesz ze mnie dumny”. I poszedł.
– To zupełnie odwrotnie, jak u mnie – i opowiedziałem Jasiowi, jak to ojciec kazał mi iść z domu, chociaż bardzo tego nie chciałem.
I nagle stała się rzecz przedziwna. Usłyszałem, jak Jaś pomyślał: “Ależ on ma mądrego ojca!”.
– Słyszę twoje myśli – krzyknąłem. – A myślałem, że nigdy się tego nie nauczę. Mój ojciec umie słyszeć myśli i każdy skrzydlaty pies to umie, a ja nie umiałem. A ojciec zamiast mnie nauczyć, wygnał mnie.
“Nic podobnego” – usłyszałem myśl Jasia. A potem, zanim cokolwiek powiedział, usłyszałem wszystko, co chciał powiedzieć.
Ciesz się, bracie, że masz takiego ojca – miał powiedzieć Jaś. – On rzeczywiście nauczył cię wszystkiego, reszta należała do ciebie. Musiałeś opuścić rodzinny dom i stawić światu czoło, by wydobyć z siebie wszystkie ojcowskie nauki, i by nad nimi zapanować. Gdybyś siedział w domu, nigdy byś nie umiał czytać myśli. Czekałbyś bez końca, aż ojciec zdradzi ci sekret. Tymczasem tajemnica jest prosta: musisz zrobić to sam.
– Ale ojciec nigdy mnie nie uczył – zawołałem. – Nigdy mi nie powiedział, jak to się robi.
– Ojcowie uczą bez przerwy – oświadczył Jaś. – Każdy ojciec daje swemu synowi całą swoją wiedzę, całe doświadczenie, daje synowi całe swoje życie. To jest bagaż, z którym trzeba ruszyć w drogę. Jeśli się nie pójdzie, bagaż ten jest niepotrzebny, można go rzucić w kąt i zapomnieć o nim. Mój ojciec o tym nie wiedział, a twój wiedział. Na szczęście mnie ciągnęło w świat, więc mogę z dobrodziejstw tego bagażu skorzystać. Mój ojciec jest prostym człowiekiem, a ile mądrości mi przekazał – wiem dopiero teraz. A i ty, Chrystomie, jeśli uczciwie spojrzysz na swoje życie, przyznasz, jak wiele zawdzięczasz ojcu.
..
Dariusz Bitner
…
Fragment z książki „Opowieści Chrystoma”
© Copyright by Dariusz Bitner, Szczecin 1992
..
O autorze:
Dariusz Bitner, rocznik 1954, gdynianin z urodzenia, szczecinianin przez zasiedzenie. Chciał być pisarzem od szóstego roku życia, do pięćdziesiątego piątego. Potem chciał przestać, ale się nie udało – pisze dalej. Udało mu się napisać dwie dziesiątki książek, z których wymienić można kilka najważniejszych w oczach autora, a więc: „Ptak” (1981), bo to pierwsza powieść, chociaż mikro; „Cyt” (1982), powieść rozwinięta w trylogię wydaną pod tytułem „Pst” (1997), bo w gruncie rzeczy to coś więcej niż powieść; „Kfazimodo (1989), bo jest to pierwsza i ostatnia powieść popularna; „Opowieści Chrystoma” (1992), bo to baśń, adresowana wcale nie do dzieci; „Trzy razy” (1995), bo to dość szalony tryptyk prozatorski, „Bulgulula” (1996), bo to bardzo szalone opowiadania; „Mna” (2000), bo to trzeci z tomów esejów o pisaniu, ujętych w cykl „Chcę, żądam, rozkazuję”; „Psie dni” (2001), bo to niedocenione, a dobre opowiadania; „Mała pornografia” (2005), bo to mała pornografia; „Książka” (2006), bo to zrealizowana, chociaż dyskusyjna, utopia o książce totalnej; „Jesień w Szczecinie” (2011), bo to eseje, ale i jednocześnie powieść, Bóg wie zresztą – co to. Pracował kiedyś jako dziennikarz, zajmował się reklamą, a także składem książek i adiustacją tekstów. W swoim wydawnictwie Basil wydał książkę autorstwa Henryka Berezy pt. „Epistoły”, poza tym powołał do życia i przez 9 miesięcy wydawał rozprowadzane bezpłatnie pismo „BABORAK. Kultura Szczecińska”. Otrzymał kilka nagród literackich, z których najważniejsza to Nagroda im. Edwarda Stachury za dzieło nieistniejące, za maszynopis książki „Sam w śmietniku słów”. Wspomina o tym wyłącznie na okoliczność tego tytułu, bowiem dziś wszystkie te nagrody nie mają już dla niego znaczenia. Ale są miłym wspomnieniem. Właściwie wszystko staje się powoli wspomnieniem.
Piękna opowieść, którą ojcowie powinni czytać synom. A prawdziwe mistrzostwo pisarskie objawia się w szczegółach: “stawić światu czoło”! Mało kto w Polsce dzisiaj pamięta, że to jest jedyna poprawna forma tego zwrotu.