Dariusz Bitner – Abel i Kain

Moje pisanie… a co was to obchodzi?

*

Jesteśmy dziećmi cywilizacji zachodu, chociaż przez pół mojego życia wmawiano nam, że nie wschód jest naszą macierzą. Kiedyś wydawało się nam, że – niezależnie od tego, co doświadczamy – jest jakaś Prawda, Święty Grall człowieczeństwa. Tymczasem zamiast świętości nastała demokracja i teraz prawdą jest to, w co wierzy większość. Kiedy umrą ostatnie ofiary totalitaryzmów, więźniowie obozów koncentracyjnych, ci, którzy ocaleli z rzezi, ci, którzy patrzyli prosto w oczy Diabła – umocni się teza, że nie było Oświęcimia i Wołynia. Przekaz filmowy czy drukowane relacje nie mają siły przebicia, mogą być sfałszowane… na pewno są sfałszowane. Nieśmiałe idee, że to Polska wywołała II wojnę światową, wymordowała Żydów i podpaliła ziemski glob – staną się powszechną prawdą. Wreszcie wszystko się wyjaśni. Mnie już wtedy nie będzie, Polski też.

*

Jeśli nie interesujesz się historią, niechybnie wpadniesz w pułapkę zachwytu nad komunizmem. Jest to zwierzę czarujące i oddane ci – na pierwszy rzut oka. Nim spostrzeżesz, że masz do czynienia z bestią – będziesz już pożarty.

*

Wydarzenia Marca: jak było, jak mówią jak było i kto się na tym wzbogacił. Polacy nie nabrali się na propagowany antysemityzm, odmówili akceptacji tej wersji. Ale spokojnie, lata miną, a kropla, wiadomo, jak to kropla za kroplą – drąży. Skoro skałę wydrąży, to co dopiero mówić o galaretce, jaką jest mózg. Minie czasu mało wiele – nie poznasz świata, człowieku. Putin (2024 rok) twierdzi w międzynarodowym wywiadzie, że to Polacy wywołali wojnę i odpowiedzialni są za cała apokalipsę. Świat to łyka bez mrugnięcia powieką.

*

Ludzie to wściekłe bestie, przez stulecia potrafią jedynie mordować i niszczyć, historia jest świadectwem ludzkiej nikczemności i barbarzyństwa, niespotykanego nigdy w świecie zwierząt, nigdzie, tylko u człowieka rozumnego.

*

Myślę, że piekło od czasu do czasu otwiera się przede mną. Tak jak przed każdym innym. Wszyscy próbują lekceważyć te odsłony. Zwidy, halucynacje, delirka, odpał. Odjazd. Ja jednak wiem, że od czasu do czasu zasłona prześwituje, a nawet niebacznie odsłania scenerię koszmaru. Bywa, że koszmar zachodzi do mnie. Czasem jest to zwykłe coś lub zwykły ktoś, kogo nie powinno być przy mnie, za moimi plecami, zwłaszcza za plecami. Nie powinienem słyszeć, nie powinienem widzieć. Zwykłość potrafi być piekłem przez samą konfrontację, a nawet manifestację niewinności.

*

Nasze dzieła przemijają wraz z nami, zabieramy je ze sobą w nicość. Nie ma co się łudzić. Nie łudźmy się. To, co zostaje, należy już do innych, wszystkie utwory po naszej śmierci nie mają w sobie naszego życia. Mogą – jeśli są tego warte – żyć życiem innych, mogą trwać poprzez pokolenia (jeśli tego warte), ale są życiem tych pokoleń, odbiciem niepodobnym do pierwszych uczuć, tych minionych, pogrzebanych.

*

To gierki takie, zabawy i harce. Czytelników nie ma i dobrze mi z tym, niech ich nigdy nie będzie. Niech słowo pisane osiągnie stan doskonałości pozostając w nieczytaniu. Słowo istniejące samo w sobie, jak obce galaktyki, niedostępne ograniczonym ludzkim umysłom. Po cóż mi, pisaniu mojemu, oni – czytelnicy. Na cóż mi oni? Samo słowo zostało i ja, który je napisał, tylko taka koincydencja. Wystarczy, nic więcej. Niech sobie to, co pisane, napisane, stworzone, powstałe – poczeka, aż nadejdzie moment właściwy. Niechby sobie nadchodził lat bez mała 110, i więcej, jak trzeba, napisane, zapisane, czekać będą cierpliwie. Tak wygląda rzecz cała. Jest jak trzeba. Kiedyś odczytanie nastąpi, to bez dwóch zdań.

*

Nasz stosunek do historii jest silnie napiętnowany przez naszą datę urodzenia? Świat przed naszymi narodzinami jest trochę nierzeczywisty. Jak baśń, tajemnicza baśń. Jak świat po naszej śmierci. Tajemnicza baśń.

*

Pomysł jest. Jeszcze z czasów młodości. Zwierzyłem się z niego Erazmowi Kuźmie, który miał literackie dyżury w redakcji „Głosu Szczecińskiego”. Czy warto poruszać taki temat, radziłem się. Jesteśmy dziećmi kultury śródziemnomorskiej – powiedział mi. – Dlatego to nasz temat. Kain i Abel w jednym ciele, dwa umysły; dualizm skrajnych wizji świata. Walczą o swoje racje, tak długo, jak długo czują więź, jak długo da się pogodzić sprzeczności, skrajności; wiedzą, że jedna strona ma swoje umocowanie po przeciwnej, a przeciwna w pierwszej; przeciągają swoje aktywa emocjonalne, zawłaszczają teren, który uznają za swój, aż do momentu, gdy polaryzacja doprowadzi do radykalnych ruchów. Silniejsza część osobowości dominuje, odrywa się, chce stworzyć byt jednorodny i bardzo konkretny, byt Kaina. Dojrzał do tej decyzji, Abel nie ma szans. Gdyby był obcym człowiekiem, wylądowałby na bruku, ale mimo wszystko czuje się częścią jednego umysłu, ciała i duszy; może tylko skulić się i zrezygnować, zamrzeć, zemrzeć. Wegetuje. Cień. W człowieku.

 

Dariusz Bitner

 

O autorze:

Dariusz Bitner, rocznik 1954, gdynianin z urodzenia, szczecinianin przez zasiedzenie. Chciał być pisarzem od szóstego roku życia, do pięćdziesiątego piątego. Potem chciał przestać, ale się nie udało – pisze dalej. Udało mu się napisać dwie dziesiątki książek, z których wymienić można kilka najważniejszych w oczach autora, a więc: „Ptak” (1981), bo to pierwsza powieść, chociaż mikro; „Cyt” (1982), powieść rozwinięta w trylogię wydaną pod tytułem „Pst” (1997), bo w gruncie rzeczy to coś więcej niż powieść; „Kfazimodo (1989), bo jest to pierwsza i ostatnia powieść popularna; „Opowieści Chrystoma” (1992), bo to baśń, adresowana wcale nie do dzieci; „Trzy razy” (1995), bo to dość szalony tryptyk prozatorski, „Bulgulula” (1996), bo to bardzo szalone opowiadania; „Mna” (2000), bo to trzeci z tomów esejów o pisaniu, ujętych w cykl „Chcę, żądam, rozkazuję”; „Psie dni” (2001), bo to niedocenione, a dobre opowiadania; „Mała pornografia” (2005), bo to mała pornografia; „Książka” (2006), bo to zrealizowana, chociaż dyskusyjna, utopia o książce totalnej; „Jesień w Szczecinie” (2011), bo to eseje, ale i jednocześnie powieść, Bóg wie zresztą – co to. Pracował kiedyś jako dziennikarz, zajmował się reklamą, a także składem książek i adiustacją tekstów. W swoim wydawnictwie Basil wydał książkę autorstwa Henryka Berezy pt. „Epistoły”, poza tym powołał do życia i przez 9 miesięcy wydawał rozprowadzane bezpłatnie pismo „BABORAK. Kultura Szczecińska”. Otrzymał kilka nagród literackich, z których najważniejsza to Nagroda im. Edwarda Stachury za dzieło nieistniejące, za maszynopis książki „Sam w śmietniku słów”. Wspomina o tym wyłącznie na okoliczność tego tytułu, bowiem dziś wszystkie te nagrody nie mają już dla niego znaczenia. Ale są miłym wspomnieniem. Właściwie wszystko staje się powoli wspomnieniem.

Subskrybcja
Powiadomienie
0 Komentarze
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments