***
siedzimy przy sąsiednich stolikach
piszę że siedzimy choć ty i ja osobno
dlaczego myślę w liczbie mnogiej
o kimś kogo nie znam
bo czyta książkę
jedyny we wszechświecie
nadmorskich knajpek
to już jest wspólna ziemia
zadrukowane czarne równiny liter
z których wyszliśmy – czytanie –
wiec jednak się znamy dlatego to piszę
bo gdzieś z ostatniej lektury nauczyliśmy się
jak zamachać ręką na pożegnanie
w innej ktoś wsiadając do powozu
spojrzał jakby miał zostać
dlatego już wiemy jak można
zostawać w miejscach darowanych
może gdybyśmy razem przeszli
przez te wszystkie lata
nie siedzielibyśmy teraz razem
przy bliskich stolikach
czytając jakby od tego zależało życie
***
odtąd dotąd jest życie
puste krzesła światło
odnalezione płótna
na nich rękawiczki zamszowe
w miejscu z którego
ktoś wysunął palce
zapach kwiatów i farby
resztki włosia z pędzla
tak powoli się traci
jak ręka malarza
na naszych oczach
bezczelnie zachwyconych pięknem
***
dlaczego ktoś śpiewa za mnie
kiedy mam jeszcze gardło
ziemia pełna światła
utkana jest z pieśni
z tęsknoty i pragnień
zmienionych w muzykę
pomiędzy nimi
wpleciony ludzki głos
nie umie wypowiedzieć
swojej prawdy
chociaż wyrywa się
wysoko niepoprawny
gasnący kiedy przeciąg
próbuje go zdmuchnąć
to znów smukły wysoki
jakby przed nami
wstępował do nieba
na Montmartre
w poniedziałek rano współcześni męczennicy
w płaszczach w maju w swoich sprawach
i od czasu do czasu ktoś w kawiarni
przy kawie próbuje zatrzymać świat
***
z podróży się wyrywam zatrzymuję siadam
na brzegu zimnej ławki
w Parku Luksemburskim w Parku Czeladzkim
posłuszne prządki przędą nici losu
zawiązują czarne węzły na drzewach i krzewach
by je podtrzymać po cichu strącając gdzieś w przepaść
ile wiosen już tak się uczyły zmieniać w jesienie
piękne jak czas w którego nurcie odbijamy twarze
coraz bardziej zmącone
tylko na świętych obrazach
koral ust i topaz oczu nie zmieniają barw
a jeśli zmarszczka na czole ma być
to tylko jako znak mądrości
zastanowienie nad pędzącym światem
zmarszczonym jak serweta
na stole przy którym wielu jadło
z podróży się wyrywam zawsze w nową podróż
żeby odpocząć po niej piszę
to sprawdzony sposób tych
którym przeznaczona droga
w jakim testamencie
po złamaniu pieczęci
odkryłam między linijkami
pisanymi przez zmarłych
mój wiersz
Le Portel
idę dnem morza ciemno
białe muszle małży pokazują drogę
umarli tu nie mogą mnie jeszcze zatrzymać
choć wracam do początków
z wodorostów drogą
śliską zarośniętą wodnym mchem
niebezpieczną nad krawędzią muszli
stromizną przypływu
kiedyś też tędy szliśmy
innym młodszym majem
lecz wtedy niepotrzebnie siadłeś na kamieniu
i teraz sama idę czarnym dnem
co błyszczy w zachodzącym słońcu
białe stopy po zimnych kamieni dolinie
ranią się coraz bardziej
pieśń podniebna płynie
miedzy krokami
miała dodawać siły a żal budzi
bo w jej blasku widać
jak między żywymi
umarli siedzą nieruchomo
niczym fort pośrodku morza
do którego łatwiej dostać się
nocą pod księżyca muszlą
wyłowioną znienacka z głębin nieba
oddaj mi czas ja wrócę
kiedy będzie trzeba
w to miejsce umówione
nad niestałą wodą
kiedy zamkniesz oczy
szumiącą jak wiatr
Barbara Gruszka-Zych
O autorce:
Barbara Gruszka-Zych– poetka, dziennikarka, krytyk literacki.Wydała dwadzieścia tomików wierszy. Ostatnio „Nie chciałam ci tego mówić” (2019). Jej zbiorek „Szara jak wróbel” (2012), wybitny krytyk Tomasz Burek umieścił wśród dziesięciu najważniejszych książek, które ukazały się w Polsce po 1989. Opublikowała też zbiory reportaży „Mało obstawiony święty. Cztery reportaże z Bratem Albertem w tle” i „Zapisz jako…”, oraz książki wspomnieniowe: „Mój poeta” o Czesławie Miłoszu, a także „Takie piękne życie. Portret Wojciecha Kilara” i “Życie rodzinne Zanussich. Rozmowy z Elżbietą i Krzysztofem”. Jej wybory wierszy zostały wydane po litewsku i rosyjsku – w Kownie, Wilnie, Petersburgu.