Czy wróci ten, na kogo czekam?
O nowym zbiorze Barbary Gruszki – Zych “Basiu wróciłem”
Zbiór wierszy i fragmentów prozą: “Basiu wróciłem” stanowi kolejną odsłonę poetyckiego kojarzenia prawd odwiecznych z konkretem codzienności, na który składa się opisywane etapami doświadczanie egzystencji otwartej na wszystko co wokół. Poezja religijna i świecka, wynikająca ze środka trwania oraz kontemplacji tajemnic. W ton podniosły, wysoki, podkreślający powagę wdzierają się momentami pseudonimy rzeczywistości ponurej i zdegradowanej; tematy z pierwszej stron serca przenikają się z leadami z pierwszych stron gazet. Snują się pytania o przyczyny, genezy, zaskakują, nadskakują wątki uwikłane w zaroślach niekoniecznie poetyckiego wysłowienia. Potrzeba bezpośredniego oddziaływania na rzeczywistość wynika jednak z najczulszej preferencji. Czytelnika zaskoczy okładka, tytuł, układ. Zaskoczą również dedykacje. Wszelkie sugestie dotyczące tego, komu w tytule tomu oddano głos, przypominają czytelniczą logiczną krotochwilę. Ewentualne wątpliwości rozstrzygnie skonkretyzowana dystynkcja rodzajowa czasownika: “wróciłem”. Kim jest Wracający? Spróbujcie odpowiedzieć na to pytanie rzutując tajemnicę zagadkowego tytułu na każdy wiersz, osobliwie zaś na te, które nie mają odrębnych tytułów. Poezjo bądź!
Grzegorz Hajkowski
.
.
Barbara Gruszka-Zych
***
słońce na półce biblioteki
od dawna niewidziane
jak od lat niewyciągana książka
która rozjaśnia nie tylko oczy
ale wszystkie zakurzone miejsca
w duszy domagające się
żeby zwrócić na nie uwagę
***
nie widzieliśmy się kilka lat
na mojej dłoni dotykasz
nabrzmiałej żyłki
czy przejdziesz przez nią
do mnie jaka byłam
***
w moje urodziny chodziłeś
po cmentarzu w wielkim mieście
wśród ogromnych grobów
przypominających pałace z ich mieszkańcami
teraz z brązu lub granitu czasem z marmuru
z mroku wystawały ich łokcie nogi w spodniach
usta z papierosem zawieszonym
między niebem a ziemią dwoma światami
które biją się ze sobą w tym miejscu o pierwszeństwo
kto jest pierwszy ja czy ty w mówieniu o miłości
w dzień moich urodzin kiedy wspominamy
tych którzy się kochali żebym była
W Neapolu umiera się każdej nocy. Jak napisał Wally Stevens: “Ciało umiera uroda ciała żyje”. Tutaj człowiek wie, po co ma oczy, bo tyle piękna. I po co ma ciało. Dlatego też wyraźniej czuć jak śmierć kładzie się z tobą spać. Pod postacią pięknego mężczyzny lub kobiety. Z tatuażem nekrologu na plecach.
* * *
nawet nie wiem
czy cień na twojej twarzy
to smutek czy zarost
zostawiony jak skała
specjalnie do tego portretu
kiedy pochylasz się nade mną
i czułość w ciemnej łódce
wpływa między nas
***
każdy szczegół pamiętasz
i ja też piwo chłodne
w knajpce nad brzegiem miasta
kolorowe bluzki jak motyle
które wyfrunęły ze sklepów
cienie na chodniku idące razem
z nami krótkie wesołe udające
że nie ma się czego bać
dopóki jesteśmy razem
***
każesz mi siąść na sobie
każesz mi gdzieś jechać
nocą klimatyzacja wszystko nierealne
chłodne chociaż gorące
światła zza szyby budzą to co zapomniane
gdy pędzę coraz szybciej wpadając na ciebie
U Chandlera znalazłam fragment o nas. – Czy kiedy pan ze mną tańczy nie wyjmuje pan z kieszeni colta, czy ma go tam pan dlatego, że się panu podobam? – pyta mężczyznę ładna kobieta. Przytulam się do tych słów, jak do ciebie, a potem podnoszę głowę, żeby zobaczyć twoje oczy. Jest w nich wszystko co potrzebne, żebym mogła uwierzyć, że nie chodzi tylko o strzelanie. Muszę wymyślić tytuł książki, która zaczyna się od naszego spojrzenia i nigdy się nie kończy.
wiec siedzisz obok jak kiedyś
żebym potem nie spała
od siedzenia tak blisko
jestem nowa cała
***
co za spokój znów razem
nie ważne co mówisz
ten sam stolik i widok za oknem
i wiosna nie wiem co myślisz
kiedy na mnie patrzysz widzę
nie twoje oczy ale szybę w której
odbija się wystraszony pies
czy śmierć przeszła tędy
i ty ją widziałeś widzę przyszła
kelnerka wstałeś jak tylko ty potrafisz
nikt nigdy nie wstaje w taki sposób
w żadnym miejscu świata
wieczność jest w tym wstawaniu
w koszuli włożonej w spodnie
szczupłymi palcami które
od lat wiedzą jak pieścić
ten delikatny świat i mnie
nie tak jak ty
to piwo zimne
w tej knajpce nad morzem
piję do dziś
z nogami na stole
– Matko Boska jak ja cię kochałam
Ciebie i Ją was razem –
stukam kuflem we wspomnienia
ale to nieprawda
że wspominam Maryję
Ona przy mnie żyje
nie tak jak ty
***
włożyłam stopy do akwarium z rybkami
rzuciły się maleńkie żeby wymiatać
spomiędzy moich palców kamyczki
z niepotrzebnych dróg tyle się nachodziłam
żeby znaleźć prawdę a chodziło tylko
o czyste nogi gładkie oczyszczone
żeby bez wstydu przejść po wielkich słowach
do milczenia które tuli najmocniej
***
mały chłopczyku
biegający za piłką koloru słońca
nie wiesz że kiedyś będzie z ołowiu
gdy twoje nogi już się zmęczą drogą
teraz jest jak piórko
jedno machnięcie nóżką
a cały świat się kręci
i
unosi prosto do bramki
trafiasz tam gdzie
tysiąc razy trafiali ale ty po swojemu
przykładasz nogę i mrużysz oczy
pod słonce które tyle rzeczy widziało
ale ty jeszcze nie widziałeś
i po to się urodziłeś żeby
ktoś to wszystko zobaczył
i jeszcze raz westchnął
W klasztorze w San Giovanni Rotondo nadal widują zakonnika z twarzą przysłoniętą kapturem. Każdy chciałby, żeby właśnie do niego się odwrócił. Dlatego czasem słychać na korytarzu jak ktoś krzyczy: „Ojcze Pio”. W taki sposób się zdradza, że przyjechał tu nauczyć się krzyczeć na dachach domów, że święty żyje. Po Ojcu Pio zostały białe koszule dzienne i nocne, alby, komże z rdzawymi plamami krwi, przypominającymi baranka ubiczowanego. W listopadowej ciszy, która wraca po sezonie, słychać czasem, jak płacze, tęskniąc za ciałem mistyka.
ksiądz
nie możesz wyjść z tej ciemnicy
bo przecież zawsze w ciemnicy czekasz
niespokojnie przy spokojnym ciele
uczeń Umarłego który miał zapisane w oczach
zmartwychwstanie ale nam znaków za mało
żeby je zobaczyć z zamkniętymi oczami
– oto wielka tajemnica wiary – powtarzasz dotykając
po omacku ciała a nawet krwi wargami
które nie mogą potem próbować ust kobiety
żeby nie zdradzić taka wierność zmienia ci twarz
już nie ty ale On któregoś dnia spojrzy mi w oczy
***
budzę się coraz bardziej
w Jego ramionach
żaden mężczyzna nie pachniał tak mocno
mirrą kadzidłem i złotem
***
szpitalne sale ratowania życia
nic w nich nie ma oprócz małych szafek
w których kilka rzeczy ze zdrowego świata
nie może nas uratować przed rozpaczą
nasze domki wędrowców rozbite na chwilę
z białego prześcieradła pomiętej kołderki
okien nie osłoniętych przytulną firanką
pod tlenem pod kroplówką sztuczne oddychanie
żeby budzić się znowu patrzeć poruszać ustami
próbując opowiadać jak kocha się życie
***
w szpitalnym korytarzu
wyczekiwana postać
cudowne lekarstwo
ten mały chłopiec będzie nam się śnił po nocach
– małemu Alfiemu Evansowi, po odłączeniu od tlenu –
wierzę w Boga
a wam panowie bogowie
dziecko oddycha bez tlenu
i nie chce się udusić
i nie chce was udusić
popiół i net
cały ten facebook rozsypie się w popiół
a jeszcze prędzej komputery
prześcieradła białych ekranów
w które owijają ciała wiadomości
przed wrzuceniem do dołu niepamięci
ale jeżeli pamięć istnieje
to wszystkie lajki
będą zapisane jako dowód
na nasze istnienie
śmieszny dowód ale dziś
stać nas na tyle
,
Barbara Gruszka-Zych– poetka, dziennikarka, krytyk literacki.Wydała dwadzieścia tomików wierszy. Ostatnio „Tacy kruchutcy” (2017). Jej zbiorek „Szara jak wróbel” (2012), wybitny krytyk Tomasz Burek umieścił wśród dziesięciu najważniejszych książek, które ukazały się w Polsce po 1989. Opublikowała też zbiory reportaży „Mało obstawiony święty. Cztery reportaże z Bratem Albertem w tle” i „Zapisz jako…”, oraz książki wspomnieniowe: „Mój poeta” o Czesławie Miłoszu, a także „Takie piękne życie. Portret Wojciecha Kilara”. Jej wybory wierszy zostały wydane po litewsku i rosyjsku – w Kownie, Wilnie, Petersburgu.
Barbara Gruszka-Zych, Basiu wróciłem, Wydawnictwo Naukowe „Śląsk” Katowice 2018.
.
„Cudowne lekarstwo” – o najnowszych wierszach Barbary Gruszki-Zych
Barbara Gruszka-Zych, wybitna poetka, dziennikarka, autorka wielu znakomitych książek poetyckich, reportaży, wywiadów, tekstów krytycznoliterackich, obdarowała, za pośrednictwem katowickiego Wydawnictwa Naukowego „Śląsk”, licznych miłośników Jej twórczości kolejnym tomem, opatrzonym intrygującym tytułem – Basiu wróciłem. Wiersze (a także prozy poetyckie) składające się na najnowszy zbiór Barbary Gruszki-Zych nasycone są „od dawna niewidzianym” słońcem. Motyw rozjaśniającego wszystko słońca pojawia się zarówno w wierszu inicjalnym (*** słońce na półce biblioteki), jak i w zamykających cały tom wzruszających wersach utworu ostatniego (*** nie chciałam ci tego mówić):
już teraz wiesz że nie umrzesz sam
tylko z tęsknotą za tymi dniami bez końca
kiedy słońce nie zachodzi
żeby jak najdłużej pokazywać
naszym oczom jaka ziemia jest piękna
Tęsknota „za dniami bez końca” jest metonimicznym wyartykułowaniem najgłębszego pragnienia ludzkiego serca – życia wiecznego w jasności Boga, który jest Miłością i który przez swoje Zmartwychwstanie (w tytułowym Basiu wróciłem można wszak doszukiwać się radosnego zawołania Chrystusa – „Zwycięzcy śmierci, piekła i szatana”). Ten eschatologiczny motyw delikatnie przenika wszystkie teksty z najnowszego tomu autorki Takich kruchutkich, sprawiając, że jawi się on jako rozpisany na kilkadziesiąt epigramatów (to ulubiony gatunek Barbary Gruszki-Zych) wielkanocny hymn Exultet oraz jako pełna mistycznej żarliwości kontemplacja Boga, który z miłości do nas nie tylko stał się prawdziwym i pełnym Człowiekiem, lecz pragnie poprzez swoje ludzkie przymioty (a więc przede wszystkim przez cielesność) najsilniej jak się tylko da zbliżyć nas do siebie, zjednoczyć ze sobą.
W wierszach Barbary Gruszki-Zych pobrzmiewają subtelnie zasygnalizowane echa poetyckich tęsknot do Boskiego Oblubieńca św. Teresy od Jezusa, św. Teresy Benedykty od Krzyża (czyli Edyty Stein – jej poemat Nocny dialog z 1941 r. jest poruszającym rozważaniem o Świetle odwiecznym, wydobywającym się z ran Człowieka zabitego na krzyżu) oraz św. Faustyny Kowalskiej (zbyt często zapominamy, że integralnym składnikiem jej „Dzienniczka” są wiersze mistyczne).
Utwory z tomu Basiu wróciłem uczą „jak kocha się życie” (*** szpitalne sale ratowania życia) miłością potężną, „mocniejszą niż śmierć”, bo daną od Tego, Który Jest Miłością. Poezja Barbary Gruszki-Zych to „cudowne lekarstwo” (*** w szpitalnym korytarzu) na trapiące współczesnych ludzi choroby duszy, zrodzone z szatańskiego non serviam, czyli z odrzucenia postawy pokornej służby Bogu Jedynemu.
Janusz Nowak