Najsmutniejsza postać miasta, i najprawdopodobniej również najmniej znana: chudy, dość wysoki, z piuropuszem tęczowych włosów, na plecach ma przytwierdzoną jakąś konstrukcje podobną do drabiny, jakby był kominiarzem poszukującym beznadziejnie pracy, w nosie wielkie żelazne kolczyki – cały jest w kolczykach. Człowiek z żelaza na serio, rozmywająca się w przestrzeni, żałosna kopia Tetsuo, z przodkami tak wykwintnymi jak Iwan Groźny z białoczarnego filmu i Drakula Murnau. Powinien mieć swoje piętnaście minut każdego poranka w „Breakfast Television”, jeżeli nie z litości, to przynajmniej dla balansu nastrojów, wyszłoby to na zdrowie ogólnemu obiegowi krwi – szczególnie, lekceważonym białym ciałkom.
Innym znanym w okolicy zjawiskiem wizualnym i rodzajem krucyfiksu egzystencjalnego, jest człowiek-włóczęga, człowiek-stracenie, człowiek-chodzące nieszczęście, w łachmanach, kocach, śpiworach, pledach, i zawsze, niezależnie od pory roku w jakimś przypadkowym obuwiu na gołych stopach. Jest to Szymon Słupnik z filmu Bunuela, z twarzy są prawie identyczni, z tym że tutejszy Szymon nie ma zamiaru nikogo ostrzegać przed niczym ani nawracać na cokolwiek; ma klasę niektórych postmodernistów, jak Zizek, w alternatywnej biografii, minus trzydzieści trzy kilogramy i przemyślane milczenie, w przeciwieństwie do nieprzemyślanego gargantuowatego gadulstwa, tego ostatniego. Najczęściej chodzi brzegiem ulicy, jakby był rowerzystą, i najchętniej pod prąd, jakby coś go ciągnęło właśnie w tę stronę, a nie w tamtą, jakby coś go odpychało od prądu i oczekiwanej poprawności. Z krążących meandrycznie plotek na temat jego genealogii, niewiele można wywnioskować: był kiedyś szefem kuchni jednej z najdroższych restauracji w Hiszpani, był kochankiem żony wielkiego bankiera z Milanu, przepłynąl Ocean Indyjski w pontonie, miał trzy żony i wszystkie go zostawiły dla dużo młodszych od niego facetów, którzy na dodatek, byli biseksualni, z rozpaczy nauczył się esperanto i przetłumaczył Nowy Testament (nikt mu tego nie chciał wydać, albo to on sam nigdy nie próbował wydania: siedem lat charówy translacyjnej!), namalował najlepszą kopię Tryptyku Boscha – wreszcie, że został porwany przez Aliens (fenomen tylko tego kontynentu!) i poddany niewyobrażalnym eksperymentom. W rzeczywistości nikt tym plotkom, ani jego milczącej perswazji nie uwierzył. Wykluczył się ze świata ludzi chodzących po chodnikach i w tych wyzywających przebraniach, ze świata oczekiwanej lub dopuszczalnej mody.
Artur Ułamek
O autorze:
Artur Ułamek
Urodzony w 1961. Studiował literaturę polską na Uniwersytecie Gdańskim. Od 1989 mieszka w Kanadzie, w Toronto.