Kiedy Stanley Kubrick nakręcił „Eyes Wide Shut”, wychodziliśmy z kina nieco oszołomieni, trochę zdegustowani fantazją reżysera, który przedstawił widzom wizję nierealnego świata, w którym ekscentryczne, zdegenerowane elity, spotykały się na dziwnych rytuałach, przypominających zabawę, niepostrzeżenie przekształcającą się w czarną mszę i pogrążającą w mroczne podziemia zbrodni.
Wydawało się, że obejrzeliśmy jeszcze jeden z nierealnych, interesujących filmów, nie mających wiele wspólnego z rzeczywistością. Nie spodziewaliśmy się, że ostatnie dzieło kultowego reżysera, stanie się prawdopodobnie przyczyną jego tajemniczej śmierci.
Tym bardziej nikt nie przewidywał, że fabuła artystycznego filmu Kubricka okaże się po latach ponurym dokumentem naszych czasów, w którym zło panoszy się wszędzie, jest gloryfikowane kosztem dobra i normalności, zepchniętych do katakumb wyznawców skrajnych poglądów – nie do zaakceptowania.
Historia, skrzętnie ukrywana jest w opasłych tomach, manipulujących faktami i prawdą, by przedstawić zakłamany obraz dziejów. Cenzura zaczyna działać wstecz, a cyfrowa dokumentacja ludzkości trzymana jest w ryzach sztucznej inteligencji, bezbronna wobec reformatowania plików wydarzeń, które systematycznie wymazuje się z pamięci. Przeszłość ugniatana jest do potrzeb doraźnych manipulacji, gloryfikujących nowy wspaniały świat.
O twórczości Kubricka mówiono, pisano, tworzono opracowania naukowe, biograficzne i dokumentalne. Stał się jednym z tematów akademickiej debaty, próbującej poznać tajemnicę istnienia i sens filozoficznych rozważań, ale zupełnie ignorującej dramat rozgrywający się na naszych ulicach i w kuluarach politycznej fikcji. O rzeczywistości współczesnego świata, który przypomina jeden wielki satanistyczny rytuał, gloryfikujący zakłamanie, zło, degenerację umysłów, moralności i serc nie dowiemy się prawdy. Milczą naukowcy, artyści, media i politycy. W zamian społeczeństwa, traktowane jak niewolnicy, bydełko, które trzeba zagnać przez marne pastwisko do rzeźni, otrzymuje papkę miałkiej rozrywki, twardą kość sztuki, której nie sposób rozgryźć i nasenną porcję wiadomości, ukrywających prawdę i rzeczywistość.
Żyjemy w fikcyjnym świecie, przerażającym wielkim spektaklu, napisanym i reżyserowanym przez psychopatów, którzy prawdopodobnie świetnie się bawią, obserwując ten groteskowy i tragiczny globalny teatr. W roli przywódców państw zatrudnia się trzeciorzędnych aktorów, zdolnych do powtarzania sekwencji, ale niezdolnych do ludzkich odruchów, samodzielnych decyzji i improwizacji. Nastąpiło całkowite przenicowanie wartości, wprowadzające w życie ponurą wizję George Orwella. Mówienie o pokoju jest uznawane za zdradę. Zdezorientowanym obywatelom podsuwa się karkołomne stwierdzenia, świadczące o szaleństwie współczesnych doktryn. ”Dzisiaj nie powiemy ‘Nigdy więcej wojny’. – deklarują politycy i jest to globalnie powielane, jak mantra.
Wokół dobrze strzeżonego pałacu rytualnych spektakli kręcą się grona rozmaitych karierowiczów i łasych sławy artystów, bo z pańskiego stołu zawsze spadają łakome kąski. Uczestnicy kultu demonizują rzeczywistość i poprzez narzucone agendy, takie jak „zrównoważony rozwój”, „zmiany klimatyczne” czy „zielony ład” dokonują rozkładu tradycji i znaczeń. Tworzą światowe gremia, urągające demokracji i pozbawione jakiejkolwiek społecznej kontroli. Spotykają się na kongresach i “szczytach”, z których roztaczają widoki kontrolowanej przyszłości, w której ludzie będą pozbawieni prawa do wyborów, wolności i indywidualizmu. Organizują wystawy, konferencje, plenery, tworząc dekoracje doskonale kryjące pustkę i zniszczenie za potiomkinowskimi fasadami. Bywają zapraszani na przyjęcia organizowane przez Diddiego i jemu podobnych. Są przyłapywani na swoich słabościach, występkach i zbrodniach. Będą zawsze wierni i posłuszni, ale to nie oni przenikają przez mury w maskach z doprawionymi dziobami i koźlimi czaszkami, by zakrzywionym palcem wskazywać ofiary – całe narody, zmanipulowane i bezradne społeczeństwa, bezwolnie poddające się coraz bardziej oczywistej tyranii.
Nasi prawdziwi oprawcy pozostają w ukryciu, ale to oni dadzą sygnał do rozpoczęcia orgii i apokaliptycznej wojny.
Aleksander Rybczyński
O autorze:
Aleksander Rybczyński jest absolwentem historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Opublikował ponad dziesięć zbiorów wierszy, w tym debiutancki tomik “Jeszcze żyjemy”, za który otrzymał w 1983 Nagrodę im. Kazimiery Iłłakowiczówny. Zajmuje się także krytyką artystyczną, prozą, publicystyką, dziennikarstwem, fotografią, filmem oraz pracą redakcyjną i wydawniczą.
Fot. Hanka Kościelska
Wesprzyj Magazyn PC - zaproś mnie na kawę.
Zahibernowane społeczeństwa w pijanym, narkotycznym locie ćmy ku zagładzie.